Przybywamy z kolejnymi recenzjami prosto
z weneckiego Lido. Łukasz Muszyński obejrzał właśnie nowy film
Luki Guadagnino, kanibalistyczny romans "
Bones and All" z
Taylor Russell i
Timothéem Chalametem w rolach głównych. Z kolei Wojciech Tutaj zobaczył poświęcony
Nan Goldin dokument "
All the Beauty and the Bloodshed".
"Kości zostały zjedzone" - recenzja filmu "Bones and All", reż. Luca Guadagnino
Jeśli filmy są lekcją empatii, "
Bones and All" zasługuje na miano masterclassu. Potrzeba było nie lada talentu i wrażliwości, aby zekranizować wydaną w 2015 roku powieść
Camille DeAngelis i nie osunąć się przy w tym w eksces rodem z kina klasy B.
Luca Guadagnino ma tę moc, dlatego opowieść o parze kanibali podróżujących przez amerykański Midwest okazuje się przede wszystkim czułym studium charakterów. Tak jak w "
Tamtych dniach, tamtych nocach" reżyser portretuje bohaterów spętanych pragnieniami, spod władzy których nie są w stanie się wyzwolić.
Choć horror kanibalizmu jest tu przede wszystkim horrorem udręczonego umysłu,
Guadagnino i scenarzysta
David Kajganich ("
Suspiria") nie rezygnują całkowicie z waloru szoku. Wybornie usypiający czujność widza prolog kończy się incydentem, w wyniku którego główna bohaterka, 16-letnia Maren (znana z "
Waves"
Taylor Russell), zostaje porzucona przez jedynego opiekuna. Z aktem urodzenia i małą sumą pieniędzy w kieszeni dziewczyna wyrusza na poszukiwanie matki, której nigdy nie poznała. Wkrótce odkrywa, że na świecie jest więcej takich jak ona, żyjących na społecznym marginesie nomadów ogarniętych głodem surowego ludzkiego mięsa. Jeden z nich, grany przez
Timothéego Chalameta buntowniczy Lee, staje się jej przewodnikiem i towarzyszem podróży. Wraz z upływem czasu między młodymi rodzi się uczucie. Czy jednak ścigani przez demony, zmagający się z destrukcyjnym nałogiem kochankowie będą w stanie odnaleźć spokój? A może, jak śpiewał klasyk, na końcu i na początku jest tylko samotność?
Zwiastun filmu "Bones and All"
Odpowiedź, której udzielają
Guadagnino i
DeAngelis, nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. "
Bones and All" na każdym kroku ucieka od ocen, moralizowania i łatwych opozycji. Kanibale (sami nazywający siebie zjadaczami) dopuszczają się potwornych czynów, ale pozostają przy tym głęboko ludzcy: spragnieni bliskości drugiej osoby, zmęczeni ciężarem tajemnicy, którą muszą dźwigać na barkach. Ich ofiary także tkwią w życiowym klinczu. Ktoś dogorywa w pustym domu opuszczony przez rodzinę, ktoś inny ukrywa przed żoną swój homoseksualizm. Każdy na własny sposób szuka odrobiny ukojenia. Jedni w lekach lub przygodnym seksie, inni - w makabrycznych rytuałach. Stan ducha bohaterów uwydatniają przestrzenie, w których toczy się historia: zapyziałe mieszkania, pogrążone w marazmie ulice prowincjonalnych miasteczek, bliźniaczo podobne do siebie przydrożne dinery i puste szosy pośrodku niczego. Choć akcja "
Bones and All" rozgrywa się w latach 80. w czasach mitologizowanej przez Amerykanów prezydentury
Ronalda Reagana,
Guadagnino unika nostalgicznej stylizacji à la "
Stranger Things". Świat z jego filmu jest wypłowiały i brzydki niczym sprany t-shirt.
Całą recenzję Łukasza Muszyńskiego filmu "Bones and All" można przeczytać na karcie filmu POD TYM LINKIEM.
"Buntowniczka z wyboru" - recenzja filmu "All the Beauty and the Bloodshed", reż. Laura Poitras
Trudno wyobrazić sobie bohaterkę, która bardziej zasługiwałaby na dokument biograficzny niż
Nan Goldin. Wybitna amerykańska fotografka i zapalona aktywistka swoją charyzmą i wrażliwością mogłaby obdzielić dziesiątki istnień, a jej pasjonujące wspomnienia układają się w gorzką opowieść o praktykach wykluczania i stygmatyzacji różnych mniejszości w USA. W "
All the Beauty and the Bloodshed"
Laura Poitras postanowiła podążyć tropem niepokornej artystki i prześledzić jej walkę o ukaranie wpływowej rodziny Sacklerów. Familia filantropów i mecenasów sztuki zbiła fortunę na sprzedaży łatwo uzależniającego leku OxyContin, który przedawkowały tysiące Amerykanów. W akcie niezgody Goldin założyła grupę P.A.I.N., której sugestywne happeningi mają skłaniać właścicieli największych muzeów do odrzucania finansowego wsparcia Sacklerów. I właśnie od relacji z prowokacyjnego performansu w nowojorskim MET zaczyna się dokument Poitras. Nagrodzona Oskarem reżyserka nie zatrzymuje się jednak na współczesności, powoli odsłaniając prywatną historię
Goldin.
"
All the Beauty and the Bloodshed" może z początku przytłoczyć ilością faktów, dat i nazwisk, które widzowi niezaznajomionemu z historią sztuki i amerykańską kulturą queer powiedzą niewiele. Finalnie znakomita selekcja materiału i potoczysta, wielowątkowa narracja nie pozwalają jednak oderwać się od ekranu.
Poitras dzieli swój film na sześć rozdziałów, w których słodko-gorzkie powroty
Goldin do przeszłości sąsiadują z fragmentami dokumentującymi "na gorąco" działania grupy P.A.I.N. Bohaterka stoi w centrum równolegle rozwijających się opowieści, ale w pierwszej jawi się jako pokaleczona przez życie, lekko wycofana outsiderka, a w drugiej jako urodzona liderka i prawdziwa buntowniczka. Dzięki swobodnym przeskokom na osi czasu otrzymujemy wielowymiarowe, przenikliwe studium jednostki, której nie da zamknąć w żadnych szufladkach.
Goldin okazuje się w nim jednocześnie prekursorką fotografowania nowojorskich subkultur i środowisk LGBT, pożądaną przez najlepsze galerie autorką, bojowniczką o zmianę systemu i kimś zmagającym się z licznymi traumami. Najbardziej uderzające są jej wspomnienia rodzinne, zwłaszcza te dotyczące samobójstwa starszej siostry. Odrzucenie homoseksualnej Barbary przez rodziców odcisnęło trwały ślad na psychice bohaterki, która nigdy nie pogodziła się z utratą ukochanej krewniaczki. Motyw wykluczania powraca z resztą w dokumencie kilkukrotnie, wybijając się na pierwszy plan w opowieści o epidemii AIDS czy sposobie traktowania ludzi uzależnionych. Sama
Goldin zetknęła się z próbami marginalizacji już przy publikacji pierwszych, odważnych obyczajowo i odrębnych estetycznie fotografii, na których uwieczniała m.in. drag queens. "
All the Beauty and the Bloodshed" zamienia się więc w przejmującą kronikę kulturowego i społecznego ostracyzmu, któremu w równym stopniu poddawane były kobiety, kontrowersyjni twórcy, osoby nieheteronormatywne czy te walczące z nałogami.
Film zachowuje przy tym zdrowy balans między kreśleniem intymnego portretu
Goldin, a eksponowaniem historyczno-politycznego tła wydarzeń, które naznaczyły jej życie. Wędrujemy po kolejnych dekadach, poznając coraz lepiej biografię kobiety i jej magnetyczne, bezpruderyjne zdjęcia, a zarazem odkrywamy tajemnice epoki: zupełnie zapomniane, artystyczne osobowości, rozsadzane queerową energią podziemie, ideologiczne i tożsamościowe konflikty oraz nieistniejące już zakamarki Nowego Jorku. Reżyserka ożywia przeszłość, łącząc osobiste, często wstrząsające monologi fotografki z jej niezwykle plastycznymi pracami, które sprawdzają się dużo lepiej niż archiwalne nagrania. Zawierają w sobie wszak pierwiastek „filmowości” i ogromny ładunek emocjonalny – nie stoi za nimi wyłącznie pragnienie rejestracji, ale przede wszystkim idea przywracania fotografowanym godności i odebranego im prawa do bycia tym, kim chcą. Bodaj najbardziej rozbudowanym i intrygującym wątkiem staje się zaś problem dyskryminacji homoseksualistów chorych na AIDS. W latach 80. i 90. nie otrzymywali oni praktycznie żadnej pomocy ze strony państwa amerykańskiego, pozbawieni szans na ubezpieczenie i opiekę medyczną.
Poitras nie bawi się na szczęście we wskazywanie winnych i nie stawia pochopnych tez, lecz ujmuje temat z perspektywy bohaterki brutalnie doświadczonej śmiercią przyjaciół. Dzięki temu potrafi wzbudzić w nas szczerą empatię zarówno względem tych, którzy zbyt szybko odeszli jak i tych, którzy zostali – świadomi ogromnej niesprawiedliwości, całkowicie osamotnieni i bezsilni.
Całą recenzję Wojciecha Tutaja filmu "
All the Beauty and the Bloodshed"
można przeczytać na karcie filmu POD TYM LINKIEM. Poniżej znajdziecie nasze dotychczasowe relacje z festiwalu w Wenecji:
-
Oceniamy "Bardo" Iñárritu i "Un couple" według pamiętników Zofii Tołstoj
- Recenzujemy "Biały szum" Noah Baumbacha i "Tár" Todda Fielda