Trwa medialna dyskusja na temat roli kobiet we współczesnym Hollywood. Swoje trzy grosze dorzuciła
Lexi Alexander, pierwsza kobieta, która wyreżyserowała w USA ekranizację komiksu o superbohaterach (
"Punisher: Strefa wojny").
Getty Images © Frederick M. Brown Alexander poczuła się w obowiązku zareagować, kiedy dotarły do niej słowa
Colina Trevorrowa (
"Jurassic World"). Stwierdził on, że kobiety nie reżyserują wysokobudżetowych widowisk o superbohaterach, ponieważ same nie są tym zainteresowane.
W wywiadzie dla Vulture
Alexander z trudem powstrzymywała oburzenie.
To oburzające, że wypowiedziałby takie zdanie tylko po to, żeby oczyścić się z poczucia winy – powiedziała autorka
"Punishera". -
Lepiej zrobiłby wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję, by udowodnić swoją uczciwość i walczyć z wielkim negowaniem problemu, jaki zżera Hollywood. A jeśli uczciwość do dla niego za wiele, to niech lepiej zamilknie. Alexander dodała, że brak równouprawnienia widać m.in. w samym procesie wyboru reżysera. Kobieta może dostać wysokobudżetowy projekt, jeśli ma na swoim koncie bardzo męskie kino. Mężczyźni nie są tak traktowani.
Jestem przekonana – dodała
Alexander –
że Kenneth Branagh nie dostał posady reżysera "Thor", bo producenci zobaczyli "Czarodziejski flet" i stwierdzili, że jest wystarczająco męski, by kręcić kino akcji. Reżyserka zbeształa również
Matta Damona, który na zarzuty, że jako producent zatrudnia za mało kobiet, stwierdził, że ważniejsza jest walka o równouprawnienie kobiet przed kamerami, a nie za nimi.
Alexander oskarżyła go o to, że jego liberalizm jest grubymi nićmi szyty i że de facto podtrzymuje typowo hollywoodzkie pasywno-agresywne podejście do problemu nierówności płci.