Światem kina wstrząsnęła wiadomość o śmierci Gene'a Hackmana – nazwanego przez "The New York Times Magazine" "hollywoodzkim niezwykłym przeciętnym człowiekiem". Choć faktycznie słynął ze swojej skromności wśród widzów zapisze się jako aktor wybitny i legenda kina. By uczcić o nim pamięć, przyjrzeliśmy się jego najbardziej pamiętnym rolom. Wśród nich nie mogło zabraknąć "Rozmowy" Francisa Forda Coppoli oraz "Francuskiego łącznika" Williama Friedkina, za który Hackman zdobył jednego z dwóch Oscarów w swojej karierze. Drugiego przyniosła mu kreacja u Clinta Eastwooda w filmie "Bez przebaczenia".
Sukces tak zwanego filmu kumpelskiego zależy przede wszystkim od relacji, jaką uda się zbudować między parą ekranowych kumpli. Na szczęście "Strach na wróble" Jerry'ego Schatzberga ma Ala Pacino i Gene'a Hackmana w rolach głównych – para na miarę innych pamiętnych duetów z klasyki kina lat 70.: "Swobodnego jeźdźca" czy "Nocnego kowboja". Panowie wcielają się w przemierzających Stany włóczęgów, a Hackmanowi przypadła rola szorstkiego i wybuchowego Maksa, który zdaje się zupełnie nie pasować do granego przez Pacino kruchego Francisa. Cały trik filmu polega jednak na zbudowaniu pomostu nad dzielącą tych dwóch przepaścią – i to trik, który udaje się właśnie dzięki mocy aktorstwa obu gwiazd. Hackman po wirtuozersku stopniowo zmiękcza swojego bohatera: w jednej z pamiętnych scen dusi w zarodku wiszącą w powietrzu bójkę, dając spontaniczny... striptiz. A finałowa scena, w której, ot, kupuje bilet, to prawdziwe mistrzostwo powściągliwego aktorstwa.
Kiedy Gene Hackman pracował na planie filmu "Rozmowa" był już aktorem o ugruntowanej renomie. Przełom lat 60. i 70. to pasmo sukcesów, a film Coppoli był niejako ukoronowaniem tego wspaniałego trendu w karierze aktora. Rola Harry'ego Caula nie była dla Hackmana łatwa. Charakter postaci był przeciwieństwem samego aktora. Coppola po latach wspominał, że Hackman, próbując wejść w rolę, bywał na planie humorzasty i chodził ciągle podminowany. Warto było. Jego kreacja w połączeniu z przemyślaną reżyserią Coppoli zmienia "Rozmowę" w prawdziwe arcydzieło kina. I choć sam film zdobył trzy nominacje do Oscara, to Hackman miał pecha i został przez Akademię pominięty. Kinomaniacy jednak tej roli nigdy nie zapomną.
"Francuski łącznik" ma na koncie pięć Oscarów (za najlepszy film, reżyserię, scenariusz, montaż oraz rolę pierwszoplanową dla Gene'a Hackmana), renomę jednego z najlepszych dramatów policyjnych w historii oraz sekwencję pościgu samochodowego regularnie umieszczaną w rankingach najbardziej imponujących ekranowych gonitw. Wszystkie laury jak najbardziej zasłużone. Jasne, intryga – pościg za przemytnikami heroiny z Marsylii – jest raczej pretekstowa. Sednem filmu jest jednak faktura i nerw: Friedkin daje niezwykle gęsty, chropawy portret Nowego Jorku, zarazem portretując mozół i jałowość policyjnej pracy. Najważniejszy jest tu jednak główny bohater, czyli Jimmy "Popeye" Doyle. Gene Hackman zrywa z hollywoodzkim stereotypem szlachetnego stróża prawa. Jego Doyle nie jest "cool" w taki sposób, w jaki "cool" był jeszcze chociażby Frank Bullitt z filmu Petera Yatesa. "Popeye" to abnegat, gbur i rasista, który co krok nadużywa przemocy i władzy. Oto gliniarz, którego determinacja graniczy z patologią, prowokując pytanie, gdzie leży granica między dobrem a złem, między policjantem a przestępcą.
W "O jeden most za daleko" Hackman stworzył pamiętną kreację generała Stanisława Sosabowskiego, dowódcy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Aktor tradycyjnie emanuje na ekranie autentycznością i charyzmą, nie pozwalając przyćmić się innym równie znanym kolegom z obsady (Connery, Redford, Caine). Hackman znakomicie oddał determinację i tragiczną świadomość polskiego dowódcy, który dostrzegał błędy aliantów w operacji Market Garden. Film Richarda Attenborougha – mimo że kompletnie pominięty przez oscarową Akademię – należy dziś do panteonu kina wojennego, realistycznie ukazując brutalność walk oraz polityczne napięcia między dowódcami. Wyróżnienie polskiego wkładu w aliancką operację czyni "Most" dziełem szczególnie istotnym, a Hackman, mimo że nie był Polakiem, wykazał się wielkim szacunkiem dla swojej postaci i jej historycznego znaczenia.
W "Missisipi w ogniu" Hackman stworzył jedną ze swoich bardziej wyrazistych ról, wcielając się w agenta FBI Ruperta Andersona. Jego bohater, były szeryf z Południa, doskonale rozumie brutalną rzeczywistość rasistowskiej Missisipi lat 60. i stosuje niekonwencjonalne metody, by wymierzyć sprawiedliwość w sprawie zabójstwa działaczy praw obywatelskich. Słusznie nominowany za tę rolę do Oscara aktor mistrzowsko łączy na ekranie charyzmę i twardą determinację, tworząc postać skomplikowaną, ale pełną moralnej siły. Film Alana Parkera – uznawany dziś za klasykę kina gatunkowego z zacięciem społecznym – ukazuje napięcia rasowe i walkę o prawa człowieka, a Hackman, dzięki swojej intensywnej i autentycznej grze, nadaje mu dodatkowej głębi.
Za rolę w "Bez przebaczenia" Gene Hackman otrzymał m.in. nagrodę BAFTA, Złoty Glob oraz szereg wyróżnień od stowarzyszeń krytyków filmowych. Ukoronowaniem tego zwycięskiego pochodu był drugi w karierze aktora Oscar. Trudno się dziwić. Jego Mały Bill Daggett – szeryf twardą ręką rządzący w Big Whiskey w stanie Wyoming – to postać jednocześnie charyzmatyczna i budząca strach. Hackman po mistrzowsku pokazał cienką granicę, jaka dzieli władzę od tyranii, a jego bohater, choć pozornie spokojny, kieruje się pokrętną moralnością i nie stroni od przemocy. Choć to postać drugoplanowa, wydaje się kwintesencją brutalnego świata przedstawionego w filmie Clinta Eastwooda.
Otwierająca "Karmazynowy przypływ" plansza głosi, że trzy najpotężniejsze osoby na świecie to prezydent Stanów Zjednoczonych, prezydent Rosji i dowódca amerykańskiego atomowego okrętu podwodnego. Ma to więc sens, że w tego ostatniego wciela się jeden z najpotężniejszych aktorskich talentów w historii Hollywood. Film Tony'ego Scotta opowiada o sporze między oficerami na pokładzie odciętego od świata okrętu podwodnego. Hackmanowi przypada tu rola antagonisty, a w osobie Denzela Washingtona znajduje on wdzięcznego sparringpartnera. Ale Hackman nie gra kapitana Franklina Ramseya jako jednowymiarowego czarnego charakteru. Wręcz przeciwnie: pozwala zrozumieć racje człowieka zmuszonego do podjęcia niemożliwej decyzji. Efektem jest film o kryzysie atomowym, w którym największe wybuchy mają miejsce między ludźmi. Słowo potężniejsze jest niż miecz, a aktor – potężniejszy niż bomba atomowa.