PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32253}
6,0 48 tys. ocen
6,0 10 1 48440
5,3 28 krytyków
Zemsta
powrót do forum filmu Zemsta

Wajda mnie nie rusza. Ale jestem fanem jego filmu. Jest to głównie zasługa wybitnych kreacji Seweryna, Olbrychskiego, Polańskiego a przede wszystkim hiper-brawurowego Gajosa w roli "ostatniego kontuszowego szlachcica Rzplitej".
Zapewne cześć chwały za genialność tych ról spada także na Pana Reżysera, ale ja wolę o nich myśleć jako o przejawie geniuszu poszczególnych aktorów.
Kreacja Pana Gajosa zachwyciła mnie daleko bardziej, niż wskazywałby zdrowy rozsądek i spowodowała u mnie coś w rodzaju "lekkiej śruby" na punkcie "Zemsty" w ogóle.
Oczywiście w konsekwencji zgromadziłem i wykułem na blachę pozostałe dostępne wersje ( film Bohdziewicza/Korzeniewskiego'56, spektakle Świderskiego'72 i Lipińskiej'93).
Odwiedziłem też kilka razy teatr w wiadomym celu.
Ponowne przeczytanie komedii Fredry nie nasyciło mnie, więc nauczyłem się jej na pamięć. Dosłownie...
Moja obsesja stała się zresztą przedmiotem kpin ze strony i łagodnej perswazji ze strony bliskich. Nieustanne wplatanie cytatów z dramatu do życia codziennego nużył nawet mnie ;)...
Tak czy siak, chodzi o to, że treść dramatu znam, łagodnie mówiąc, dość dobrze.
To pozwoliło mi kilka lat temu "odkryć" pewną nieścisłość w tekście Fredry. Próbowałem rozstrzygnąć to za pomocą internetowych eksploracji, ale nie przyniosło to rezultatu. Zdaję sobie sprawę, że ten temat może być w środowisku polonistów, czy literaturoznawców dobrze znany, omówiony i rozstrzygnięty, ale mnie nie udało się skonsultować tego "odkrycia" z żadnym z przedstawicieli tych kręgów. Bo żadnego nie znam, a każdy obłęd ...da się opanować, co i mnie się w końcu udało ;).
Chodzi o nieścisłość chronologiczną w wątku niedoszłego pojedynku Rejenta z Cześnikiem. Spróbuję wyłożyć to w punktach.
Załóżmy najpierw, że mamy piątek.
1.TEGO DNIA Cześnik posyła Papkina z wyzwaniem do Rejenta.

..."Circa quartam niech mi stanie.."itd.

Czyli "koło czwartej". Nie jest sprecyzowane w jaki dzień, ale nie wspominał nic o "jutrze", czyli prawdopodobnie miał na myśli "piątek".

2.Papkin w momencie przekazywania samego wyzwania również nie mówi o DNIU, tylko o godzinie ( owe "circa quartam "), czyli zakładamy, że wolą Cześnika było pojedynkowanie się w "piątek".
3.Ale dalej Rejent wyraża swoje zdziwienie zbytnim napinaniem przez Cześnika własnego terminarza mówiąc :

..."Ale jakże się to zgadza:
Wszak ci JUTRO ma wesele?..."

Pojawia się JUTRO, czyli "sobota". I tę nową koncepcję Papkin bezrefleksyjnie podchwytuje i brnie w nią w kolejnym wierszu :

..."Tamto temu nie przeszkadza:
Rano pierścień — w pół dnia szabla —
Wieczór kielich — w nocy…"

Stosuje jako punkt odniesienia dzień wesela Cześnika, czyli "sobote".
A że wesele jest "JUTRO" wiemy skądinąd.
4. A mianowicie z TOCZONYCH RÓWNOLEGLE w komnatach Cześnika jego rozmów
-ze Śmigalskim :

..."Powtórz wszystkim po trzy razy,
Że na JUTRO, ja, pan młody
weselne proszę gody..."

- i z kucharzem Perełką:

..."Hej Perełka, waść mi JUTRO nie zaglądaj do blaszanki...
JUTRO sztukę pokaż światu...".

Czyli chyba mamy jasność, że W PEWNYM MOMENCIE, Rejent z Papkinem sprecyzowali, że pojedynek ma się odbyć w "sobotę", pośród weselnej krzątaniny.

Tymczasem...
5. Po powrocie Papkina do swego pryncypała, akcja dalej toczy się wartko w CZASIE RZECZYWISTYM, nie ma mowy, byśmy "zgubili" choćby godzinę, o dniu nie wspominam nawet. W wynik błyskawicznej kontr-intrygi Raptusiewicza odbywa się pospieszny ślub Klary z Wacławem - jeszcze W "PIĄTEK"! :

..." Ślub brać dziś?

Dziś.

Ha, więc bierzmy..."

Ślub się odbywa; mają miejsce wiwaty, w trakcie których pojawia się ubrany na bojowo Rejent, który ... zdążył już wrócić spod Czterech Kopców, gdzie nie zastał swojego adwersarza gotowego do pojedynku, co go bawi, ale i ...dziwi.
Zresztą sam Cześnik, ledwie opuścił "PIĄTKOWY" ślub, a już zdaje sobie sprawę ze swojego haniebnego spóźnienia:

..."Hej, Dyndalski! tam do czarta!
Okulbaczyć mi dzianeta
Już kaducznie przeszła czwarta..."

A więc mamy tu ewidentny powrót do "PIĄTKOWEJ" koncepcji pojedynku!

Ponieważ Mistrz Fredro nie "wsadził w usta" żadnej z postaci dramatu stosownego wyjaśnienia tej rozbieżności, ani nie zawierają takowego także didaskalia, ośmielam się zarzucić Mistrzowi Polskiej Komedii Narodowej, którego nieprawdopodobnie podziwiam i hołubię, POMYŁKĘ.

Noooo, chyba, że to ja zrobiłem się siebie głupca ostatniego i coś przeoczyłem, lub wyprowadziłem niedorzeczne wnioski z przytoczonych cytatów. Jeśli tak, to się pokajam i natychmiast złożę przeprosimy wraz z kwiatami pod wrocławskim pomnikiem A.Hr.Fredry. Okazji nie zabraknie - słowa te piszę jakiś kilometr od tego pomnika...

ocenił(a) film na 9
Pluto24

Pół postu człowiek się chwali, jak to niby dobrze zna tekst, a potem czyta post raz jeszcze i "odkrywa", że według niego Rejent Milczek "wrócił spod ... CZTERECH Kopców", a nie oczywiście spod TRZECH, jak chce autor.
No cóż, przepraszam...

Pluto24

Errare humanum est:)
Faktycznie! Nie zauważyłam tego błędu, kiedy czytałam "Zemstę". Ciekawe, muszę jeszcze raz przeczytać ten fragment.

ocenił(a) film na 9
Christine888

Zabawne, że akurat dziś odnosisz do mojego postu, bo też właśnie i dzisiaj dostałem odpowiedź od pewnego profesora literatury, z którym również podzieliłem się moim spostrzeżeniem.
Profesor Marian Ursel to chyba największy żyjący ekspert od życia i twórczości Fredry. Autor kilku książek na ten temat, jest m.in. kierownikiem Zakładu Historii Literatury Romantyzmu Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Napisałem do niego prośbę o skonsultowanie tego zagadnienia.
Pan Profesor okazał się bardzo życzliwy, potraktował mnie z sympatią i potwierdził istnienie tego błędu, a także podzielił się ze mną wiedzą środowiskową na temat innych, równie spektakularnych błędów w literaturze epoki. Okazało się, że błądził nie tylko Fredro, ale i Słowacki oraz ... Mickiewicz, który, jak się wyraził pan Profesor "kazał Panu Tadeuszowi entuzjastycznie klaskać oburącz, nie bacząc na to, że jedną z rąk unieruchomił mu wcześniej na temblaku" :) . Zaiste, okrutny to "ojciec" ;)...
W każdym razie ta "odkryta" przeze mnie niekonsekwencja, zdaniem literaturoznawców, nie jest raczej świadomym humorystycznym zabiegiem, a ...no, cóż ... jest błędem właśnie. Pomyłką, uroczą i - tu ciekawe słowo autorstwa Profesora Ursela - "uczłowieczającą" tego nadludzko utalentowanego Mistrza.
Pozdrawiam.

Pluto24

Niezmiernie ciekawe:) Muszę zapoznać się z dorobkiem tego profesora, niestety teraz pochłaniam filozofię klasyczną, jak będę mieć więcej czasu zajmę się romantyzmem i pomyłkami mistrzów.
Jak odbierasz postać Papkina? Kiedyś przeczytałam, jedną z interpretacji tej postaci, dość smutnej, ponieważ za komizmem kryła się okrutna rzeczywistość. Według niej Papkin prawdopodobnie był utracjuszem, dlatego imał się pracy u Cześnika, bo nie miał wyjścia, a jego zmyślone opowieści to próba ucieczki od rzeczywistości w marzenia, sny. Nie miejmy mu tego za złe, dziś ludzie uciekają do internetu, telewizji, a nawet zaczynają żyć czyimś życiem, dlatego plotkują i czytają pisma o gwiazdach, bo nie mogą znieść prawidziwej natury rzeczy. Smutne, prawda? Jesteś tylko trzciną myśląca, co więcej trzciną, która ubarwia świat realny. I tu przechodzimy do pytania. Czy można się tak oszukiwać? A może te kłamstwa koją na tyle naszą duszę, że są usprawiedliwione? Czyli są to białe kłamstwa? Ale kłamstwa są z natury złe, jak mogą przynosić korzyść moralną? Przynajmniej odbiera się je jako czyn niezgodny z moralnością. Oszukiwanie siebie. Ciekawy temat, nieprawdaż?

ocenił(a) film na 9
Christine888

Temat o roli kłamstwa w życiu jednostki, o funkcji jaką pełni w budowaniu "samopostrzegania" pojedynczego człowieka, o jego szkodliwości czy nieszkodliwości dla moralnej konstrukcji kłamiącego człowieka, jest rzeczywiście tematem ciekawym. Mitomania, ten "wewnętrzny kostium", stanowi dla wielu osób sens życia. Niestety, nie jestem usposobiony filozoficznie na tyle, by roztrząsać to zagadnienie. Nie jestem w tym również szczególnie dobry...
Tym bardziej, że to forum filmowe; już samo uwypuklanie w tym wątku LITERACKIEGO PIERWOWZORU filmu Wajdy, jest offtopem, dygresją. Tak że raczej nie podejmę tego tropu ;).
Może tylko odwzajemnię się Tobie próbą zainteresowania problemem pokrewnym do zaproponowanego przez Ciebie. Roztrząsanie tego problemu i tworzenie spójnej, jednoznacznej teorii wynikającej z tych rozważań, zajmuje mnie od dekady z górą.
Chodzi mi o FUNKCJĘ KŁAMSTWA W ŻYCIU SPOŁECZNOŚCI, JAKO ZJAWISKO SOCJOLOGICZNE. Innymi słowy, frapuje mnie odpowiedź na pytanie CZY TO WŁAŚNIE KŁAMSTWO STWORZYŁO NASZĄ CYWILIZACJĘ? Bo to, że reguluje ono niemal wszelkie dziedziny życia (od wielkiej i małej polityki, poprzez rozmaite religie, biznes, bankowość, wymiar sprawiedliwości - szczególnie udany przykład - po układy w najmniejszych społecznych komórkach - małżeństwa i wolne związki ) jest chyba jak najbardziej jasne! Warto sobie zadać dwa pytania i porządnie je "przepracować" w głowie : na jakim etapie byłaby ludzkość, gdyby od początku wszyscy mówili absolutną prawdę, dawali świadectwo tylko temu, co wiedzą, NIE w co wierzą (lub w co NIE WIERZĄ, czyli kłamią)? I drugie pytanie : co by się stało z naszą cywilizacją gdyby nagle wszyscy : (skup się teraz ) POLITYCY, WODZOWIE WOJSKOWI, HIERARCHOWIE I FUNKCJONARIUSZE KOŚCIOŁÓW, NAUCZYCIELE, P R A W N I C Y(!), ale także ... MĘŻOWIE, OJCOWIE, ŻONY I MATKI zaczęli mówić prawdę?....
Odpowiedzi, jeśli są uczciwie, obiektywnie i ... odważnie przemyślane, potrafią przyprawić o skrajne przerażenie. Mnie odkrycie jakim kłamstwo jest silnym fundamentem wszelkich filarów naszej konstrukcji społecznej przyprawia o lekki obłęd...

Co do Papkina, to mam dla niego wiele sympatii i współczucia jednocześnie.
Mitoman, najprawdopodobniej chory psychicznie, gdyż sprawia wrażenie, że sam wierzy w obraz siebie, jaki sam kreuje kłamstwami.
Mówi przecież z przekonaniem (czasem sam do siebie) :

"Ach, jak anioł śpiewam ładnie"
"Tylko spojrzę - każda moja!"
"Do mnie młoda, do mnie stara(wzdycha)"
"Mój ojciec miał ich (zamków) 10"... itp.

Stara się kreować swój wizerunek przy pomocy kłamstw, zmyślonych zasług, przewag, zalet, "faktów" z życia. I naiwnie sądzi, że mu się to udaje. Tymczasem tak nie jest :

"Kto by się tam i łakomił na waszmości nędzne życie" - Dyndalski.
"Głupi mędrek" - Podsolina
"Więcej niż ty, mój Papkinie, mam rozumu tysiąc razy" - Cześnik
"Stracił zmysły do ostatka" - Klara.

A więc zgoda - jest irytującym, kłamliwym głupcem...
Jest jednak także postacią tragiczną. Znam kilku takich ludzi, jak on, którzy niesamowicie cierpią z powodu rozdźwięku pomiędzy oczekiwaniami a stanem rzeczywistym dotyczącym własnej postaci oraz funkcji w społeczeństwie. Brzydcy obdarzeni przemożną potrzebą bycia atrakcyjnymi, ignoranci udający erudytów ( tylko nie patrz na mnie! ;) ), tchórze marzący o sławie nieustraszonych watażków i temu podobni ... "zaklinacze rzeczywistości".
Papkin taki był. Dla mnie jest smutnym klaunem, arlekinem z rozmazanym (przez łzy wylane nad zmarnowanym życiem) makijażem, gorzko - i tak jakoś "do środka" - płaczącym wyrzutkiem, któremu chyba już jest wszystko jedno : "wierzą mi czy nie wierzą, jestem kim jestem i brnę w to dalej"...
Fakt, niekiedy sprawia wrażenie, że życie nadal go bawi, nadal aspiruje do społecznych awansów, do wzbogacenia się, założenia rodziny, odbudowania swojej pozycji w środowisku, w którym pragnie zaistnieć. Jestem jednak zdania, że to dzieje się tylko niejako "siłą słabnącego impetu". Tak też odbieram jego dość szybkie i pełne "lumpowskiej godności" pogodzenie się z "faktem" umierania, które ( wprawdzie po dramatycznym początku, odruchowym buncie przeciw nieuniknionemu ) Papkin przyjmuje nieomal z ulgą.
Jakbyl na przekór tym jednoznacznym zdawałoby się przesłankom, Papkin jednak w trzech fragmentach dramatu objawił się nam jako niezły obserwator, a to stosunków społecznych we współczesnych sobie czasach, a to ... kobiecej natury. Doprawdy, Fredro musiał sam Papkina lubić, skoro niejako z litości "rozcieńczył" jego dotąd negatywny obraz skończonego głupca-chwalipięty.
Papki mówi o polskiej szlachcie zgoła niegłupie rzeczy :

..."Czy to, proszę, rzecz słychana!
Ledwie szlachcic na wioszczynę
Z pękiem długów się wydrapie —
Już mieć musi komisarza.
Dziw się potem, gdy się zdarza,
Że wołają: „Sto tysięcy!
Kto da więcéj!” A jak krzykną po raz trzeci,
Jakby z procy szlachcic leci
I do swego komisarza
Idzie w służbę za szafarza..."

i dalej ...

..."Otóż to jest szlachta nasza!
Siedzi na wsi — sieje, wieje —
Zrzędzi, nudzi, gdera, łaje.
A dać wina — to nie staje..."

Trzeba przyznać, że trafnie to opisał. Jak na pogardzaną powszechnie miernotę ;)
O kobietach zaś, mówił tak :

..."A że w każdej diablik siedzi,
Co pustoty rozpoczyna,
Jeno wspomnisz zapowiedzi!..."

No co, może nieprawda?! ;)

I tak od czasu do czasu Papkin zrywa z wizerunkiem zakłamanego idioty.
Bywa pragmatycznie przebiegły :

..." jednak dobrze rzekł pan Bennet:
beatus qui tenet ..."

przewrotny :
..." post, milczenie wszystko fraszka :
straży przy mnie nie postawi..."

wielkoduszny! :
..."Tej, którąm zawsze kochał(...) daruję (...) rzadką kolekcyją motyli, będącą teraz w zastawie..."

Na ogół był jednak tchórzliwym, pyszałkowatym .... dziś powiedzielibyśmy ... dupkiem.
Choć był w tym wszystkim niesamowicie sympatyczny i jakiś taki człowiekowi bliski...
Tak naprawdę tylko raz poczułem do niego prawdziwą pogardę. Kiedy mylnie stwierdziwszy, że Rejent jest słabym, pokornym, bezbronnym człowiekiem, zaplanował sobie poturbować go fizycznie :
..."O! Brat szlachcic tchórzem podszyt! —
Po zleceniu od Cześnika
Może sobie udrę łyka..."

Za tą akcję sam nakopałbym mu w ... poły od fraka...

Tak więc mój stosunek do Papkina jest ambiwalentny, ale na ogół cechuje go współczucie i sympatia. Kibicuję temu "przegrańcowi", który dla mnie jest postacią tyleż komiczną, co tragiczną, a nade wszystko - ROMANTYCZNĄ.

Na koniec podkreślam, że tę dwoistość papkinowej natury, te wszelkie niuanse jego portretu DOSKONALE oddał Roman Polański - dla mnie najwspanialszy, najwiarygodniejszy Papkin, choć zapewne najmniej brawurowy.


ocenił(a) film na 9
Christine888

Wyobraź sobie, proszę taką sytuację.
Uczelniany korytarz, dożynki, kuluary teatru, wykład, park - nie ważne: gdzieś, gdzie ludzie z sobą "gadają"...
Podchodzisz do nieznajomego, starszego gościa, którego wyrażony na głos pogląd, czy osąd wydał Ci się się na tyle interesujący, by do niego właśnie podejść i zagadnąć. Zagadujesz więc, on odpowiada - konwersacja zdaje się rozpoczynać ( widzisz to w głowie?). Zadajesz KONKRETNE pytanie, wyrażasz pogląd, który zdaje się być zaproszeniem do wymiany myśli. No i ten biedny baran zaczerpnął powietrza i udziela Ci odpowiedzi, podchwytuje też zaproponowany temat - odbija piłeczkę. Ty wysłuchujesz go, nie pokwitowujesz otrzymania odpowiedzi nawet uniesieniem brwi o łasce kiwnięcia głowa nie wspominając, jednocześnie odwracasz się na pięcie i odchodzisz.
Widzisz taką scenę?
Jak byś nazwała po polsku taką osobę, czy też jej zachowanie? Mnie przychodzi na myśl kilka wyrazów - przymiotników, rzeczowników, czasowników ...
Bóg mi świadkiem, że nie jestem tak urażony, jakby na to wskazywał fakt wystosowania tego ledwie zawoalowanego zażalenia w formie ... "wizualizacji pewnego dialogu" ;) ( bo to oczywiście ja jestem owym 'biednym baranem", a Ty tą ... drugą osobą).
Nie, nie. Bywałem już wcześniej "baranem" podpuszczonym i olanym. Wkurza mnie to, ale uważam, że bardziej obciąża sumienie i reputację "tej drugiej strony".
To konkretne "pudło" także spłynęło po mnie, ale ....
... frapuje mnie i spać nie pozwala odpowiedź na takie mianowicie pytanie : CZY TAKIE ZACHOWANIE NIE STOI CZASEM W SPRZECZNOŚCI Z POSTULATAMI FILOZOFII KLASYCZNEJ ? ;)
Pozdrawiam i raczej bez odbioru, choć rozumiem już, że akurat o to nie trzeba do Ciebie apelować ;)