/.../ Hola, hola, nie tak zrobię - Wszystko to są z mydła bańki - Lepszą zemstę przysposobię, Ale trzeba zażyć z mańki /... mówi Cześnik Raptusiewicz w scenie piątej czwartego, ostatniego aktu "Zemsty" Aleksandra Fredry - XIX-wiecznej perły polskiego komediopisarstwa. Cześnik chce ożenić się z Podstoliną dla pieniędzy, lecz jego sąsiad i wróg numer jeden, Rejent Milczek, zabiera mu ją sprzed nosa - dla swego syna Wacława, z którym Podstolina miała kiedyś romans. Ale Wacław kocha się, z wzajemnością, w Klarze - wychowanicy i bratanicy Cześnika, który zaopiekował się nią po śmierci jej rodziców. W scenie ósmej czwartego aktu Cześnik, zwracając się do Wacława, wyjaśnia, na czym to "zażycie z mańki" ma polegać: /.../Rejent wykradł narzeczonę I chce tobie dać za żonę; Miałby tryumf w tym sposobie, Lecz ja umiem radzić sobie - Lub do trumny pójdziesz na dno, Gdzie, że siedzisz, ciężko zgadną, Albo - rękę oddasz Klarze - /.../ Klara i Wacław tylko czekali na taki rozwój wypadków! Od dawna mieli się ku sobie, ale waśń między Cześnikiem i Rejentem - dwoma szlachciurami dzielącymi "zamek stary", znajdujący się gdzieś w XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej - ciągle zagradzała im drogę do szczęścia. W scenie szóstej pierwszego aktu rozgoryczony Wacław mówi do Klary: /.../ Z twoim stryjem ojca mego Ciągłe sprawy, sprzeczki, kłótnie Nic nie wróżą nam dobrego; Raczej mówią, iż okrutnie Będziem kiedyś rozdzieleni /.../ Ale oto Raptusiewicz, pałając żądzą zemsty, przysłużył się parze zakochanych, bo jak głosi Fredrowskie motto "Zemsty": Nie masz nic tak złego, żeby się na dobre nie przydało /.../. A Cześnik i Rejent, widząc radość młodych, podają sobie ręce na zgodę. Ale czy za chwilę znowu nie pokłócą się o coś na śmierć i życie? *** Po imponującym sukcesie ekranizacji poematu Adama Mickiewicza Pan Tadeusz, którą obejrzało w polskich kinach ponad sześć milionów widzów, wybitny reżyser Andrzej Wajda, laureat przyznanego mu w 2000 roku Oscara za całokształt twórczości, sfilmował Zemstę Aleksandra Fredry. Te napisane w tym samym czasie dwa arcydzieła polskiej literatury dzieli wszystko - mówi Wajda. Powstały na emigracji "Pan Tadeusz" karmi się głównie tęsknotą za utraconą krainą wolności. "Zemsta", napisana w kraju - ostrym, ironicznym stylem, choć chyba najpiękniejszym polskim językiem - daje obraz tych cech narodowych, które stawały się tylekroć przyczyną naszych narodowych nieszczęść. Tak właśnie zobaczeni bohaterowie "Zemsty" są przedmiotem mojego zainteresowania. Utwór ten przeniosłem na ekran niemal w całości, bez żadnych przeinaczeń. Uważam jednak, że dzisiaj, gdy widzimy wokół nas tę brutalność w polityce i stosunkach międzyludzkich, mam prawo doszukiwać się w "Zemście" kwintesencji polskiego charakteru narodowego. W czym objawia się ten "polski charakter"? W podejrzliwości, nieufności wobec drugiego człowieka, w niechęci do zaakceptowania odmiennego punktu widzenia. Te wady posiadają dwaj główni antagoniści z "Zemsty" - zamknięci w ciasnym świecie własnych interesów, nieskorzy do porozumienia. Ów sławny mur graniczny, który ich rozdziela, nie jest murem jedynie w materialnym znaczeniu, ale barierą mentalną, którą najdobitniej akcentują słowa Cześnika: /.../ Wprzódy w morzu wyschnie woda, nim tu u nas będzie zgoda /.../. Wprawdzie w końcu dochodzi między Cześnikiem a Rejentem do zgody, ale poniekąd wymuszonej, a więc zapewne kruchej: konflikt może w każdej chwili wybuchnąć na nowo - przestrzega reżyser. To prawda - dodaje Andrzej Wajda - że my wszyscy, w tym i ja, czekamy na polski film współczesny. Jednakże oglądanie przeszłości nie musi być ucieczką od rzeczywistości. W naszej literaturze zawarta jest nasza polska dusza, dlatego nie traktuję "Zemsty" jako filmu, który nakręciłem w oczekiwaniu na scenariusz mówiący o współczesności. "Zemsta" to zadanie samo w sobie, niezwykłe, porywające i film bardzo współczesny! *** Akcentowana przez Andrzeja Wajdę wierność filmu wobec tekstu komedii Fredry nie przeszkodziła współpracującym z reżyserem scenarzystom, Janowi Prochyrze i Maciejowi Karpińskiemu, we wprowadzeniu ważnych innowacji inscenizacyjnych. Najważniejszą z nich, zaproponowaną przez Prochyrę, było umiejscowienie akcji sztuki na tle zimowego krajobrazu. Z kolei scena przybycia do zamku bohaterów komedii pozwoliła pokazać bez słów konflikt pozdrawiających się niechętnie poprzez przegradzający zamkowy dziedziniec mur. Chociaż akcja Zemsty rozgrywa się w XVIII wieku, ten mur, który bezceremonialnie dzieli zamek na dwie połowy, przecinając zarówno salę rycerską Cześnika, jak i alkowę Podstoliny czy sień u Rejenta, miał - w intencji Macieja Karpińskiego - przypominać na ekranie całkiem niedawny, szczęśliwie już nieistniejący mur berliński. Rejent w stroju husarskim ze skrzydłami, gotowy do pojedynku z Cześnikiem, to również śmiały - i nieodparcie śmieszny - pomysł Jana Prochyry, wykorzystany przez reżysera w finale Zemsty.
Producenci i koproducenci
Zemsta Andrzeja Wajdy została wyprodukowana przez ARKĘ FILM Spółkę z o.o. - zawiązaną wyłącznie w celu realizacji tego filmu. Koproducentami Zemsty zostali Vision Film Production i Telewizja Polska S.A.. Udziałowcy Arki to Akson Studio, założone i kierowane przez producenta Zemsty, Michała Kwiecińskiego oraz Studio Filmowe Perspektywa, którego kierownikiem artystycznym jest Janusz Morgenstern, również producent "Zemsty". Producentem filmu jest także Włodzimierz Otulak, prezes Vision - firmy w skład której, obok Vision Film Production, wchodzi Vision Film Distribution Company. Firma zaangażowała się w produkcję i dystrybucję dwóch wcześniejszych filmowych projektów Andrzeja Wajdy - Pana Tadeusza i wznowienia Ziemi obiecanej. W produkcji Pana Tadeusza uczestniczył też Michał Kwieciński. Z Januszem Morgensternem wiąże Wajdę wieloletnia współpraca i przyjaźń, datująca się od czasów pierwszych filmów reżysera Zemsty: Pokolenia, Kanału, Popiołu i diamentu. Morgenstern był wówczas jego asystentem. W latach 80. i 90. Andrzej Wajda zrealizował w SF Perspektywa kilka filmów, m.in. Korczaka i Pierścionek z orłem w koronie. Zachwyciłem się pomysłem sfilmowania "Zemsty", gdy przyszedł z nim do mnie Andrzej Wajda - mówi Michał Kwieciński. Realizacja tego filmu była jak dotąd największym wyzwaniem, z którym zmierzyłem się jako producent. Wystarczy powiedzieć, że od pomysłu do realizacji upłynęło półtora roku. Przygotowania zaczęliśmy od kompletowania obsady. Na szczęście są w Polsce aktorzy, którzy potrafią przekazać - także z ekranu - wspaniały wiersz Fredry. Ostateczna obsada "Zemsty" niemal w stu procentach odpowiada tej, którą reżyser proponował od początku. W podejściu Andrzeja Wajdy do "Zemsty" urzekł mnie szacunek do tekstu Fredry - kontynuuje Kwieciński. Ta komedia stanowi ważną część tradycji polskiej kultury, kanonu naszej literatury. Reżyser, chcąc dać temu wyraz na ekranie, pomieścił w nie za długim, stuminutowym filmie, niemal całą jej treść. Zaangażował aktorów, co do których mógł mieć pewność, że potrafią zafascynować dzisiejszą, przeważnie młodzieżową publiczność komizmem i językiem Fredry. Podczas zdjęć do "Zemsty" - kończy Kwieciński - dla mnie, jako dla producenta, jednym z najtrudniejszych zadań była walka z żywiołem zimowym, a raczej z jego brakiem. Prawdziwego śniegu mieliśmy jak na lekarstwo i musieliśmy sprowadzić sztuczny. Kierownik produkcji filmu, Kamil Przełęcki, zapamiętał tę walkę jako ekscytującą przygodę. Pouczające były zwłaszcza wstępne negocjacje z niemieckim oddziałem londyńskiej firmy Snow Bussines, który przysłał do nas swoich angielskich pracowników z wieloma rodzajami śniegu do wyboru, uzależnionego od potrzeb i możliwości finansowych. Niesłusznie zakładaliśmy na wstępie, że musimy mieć prawdziwy śnieg - mówi Przełęcki. Okazało się, że sztuczny, zaoferowany przez Snow Bussines, wygląda tak realistycznie, że nie sposób odróżnić go od prawdziwego, a sprowadzenie go opłaca się ekipom filmowym bardziej niż wyczekiwanie zmiłowania przyrody. Producentami wykonawczymi Zemsty byli Katarzyna Fukacz-Cebula i Jerzy Buchwald.
"Zemsta" w liczbach
Zdjęcia do Zemsty rozpoczęły się 4 lutego 2002 roku. Najpierw, do 26 lutego, kręcono sceny plenerowe w Zamku Ogrodzienieckim pod Krakowem. Wykorzystano tam pięć ton sztucznego śniegu, a do najtrudniejszych w realizacji należała scena burzenia muru. Następnie ekipa przeniosła się do Wytwórni Filmów Fabularnych i Dokumentalnych w Warszawie, gdzie w dwóch halach wybudowano dekorację o powierzchni tysiąca dwustu metrów kwadratowych, obrazującą zamkowe wnętrza. W ciągu czterdziestu dwóch dni zdjęciowych padły tysiąc czterysta dziewięćdziesiąt trzy klapsy. Na taśmie Eastman Kodak, najnowocześniejszymi kamerami Panaflex z firmy Panavision, z anamorfotyczną optyką do zdjęć szerokoekranowych w formacie 1:2,35, także przy użyciu mobilnego wysięgnika kamerowego Technocrane, zarejestrowano dziewięćdziesiąt scen, zużywając na ten cel czterdzieści tysięcy dziewięćset trzydzieści metrów taśmy. Przy filmie pracowało sto dwadzieścia osób. Koszt produkcji Zemsty wyniósł dziesięć milionów złotych. Około dziewięćdziesięciu procent tej kwoty pochodzi z zasobów firm prywatnych - ARKI i VISION. Pozostała część jest wkładem Telewizji Polskiej S.A. *** 14 września 2002 roku na Zamku Królewskim w Warszawie otwarta zostanie wystawa dekoracji, kostiumów i fotosów z filmu, pod nazwą "Zemsta jak okiem sięgnąć". Uroczysta premiera Zemsty odbędzie się 30 września 2002 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie. Kolejne pokazy premierowe zaplanowano w Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Gdańsku i Łodzi. Dystrybutorem Zemsty jest Vision Film Distribution Company. Prawa do sprzedaży za granicę posiada ARKA FILM Spółka z o.o.
Streszczenie
Postacie Zemsty: - Cześnik Raptusiewicz (JANUSZ GAJOS) - Rejent Milczek (ANDRZEJ SEWERYN) - Klara, wychowanka i bratanica Cześnika (AGATA BUZEK) - Wacław, syn Rejenta (RAFAŁ KRÓLIKOWSKI) - Papkin (ROMAN POLAŃSKI) - Podstolina (KATARZYNA FIGURA) - Dyndalski (DANIEL OLBRYCHSKI) - Śmigalski (LECH DYBLIK) - Perełka (CEZARY ŻAK) Cześnik Raptusiewcz, mieszkający po sąsiedzku w tym samym zamku ze znienawidzonym przez siebie Rejentem Milczkiem, pragnie ożenić się z owdowiałą Podstoliną. Łasy jest na jej majątek. Nie wie jednak, że Podstolina sama szuka majętnego męża. Cześnik, świadom niedoskonałości swej urody i braku ogłady towarzyskiej, prosi wezwanego na pomoc Papkina, by go z nią wyswatał. Papkin kreuje się na pożeracza serc niewieścich i wielkiego bohatera, a w rzeczywistości jest tchórzem i fantastą. Romantyczną miłością kocha Klarę, wychowanicę i bratanicę Cześnika. Tymczasem Klara jest zakochana w synu Rejenta Milczka, Wacławie, który odwzajemnia to uczucie. Młodzi zdają sobie sprawę, że ich miłość przechodzi ciężką próbę, gdyż ani ojciec Wacława, Rejent, ani stryj i opiekun Klary, Cześnik nie zamierzają zgodzić się na ich małżeństwo. Wacław gotów jest nawet porwać Klarę, by się z nią ożenić. Na to jednak Klara nie może przystać, w obawie przed popadnięciem w niesławę. Na złość Cześnikowi Rejent zleca murarzom naprawę muru dzielącego zamek. Cześnik wpada w szał mimo, że przed chwilą Papkin przyniósł mu dobrą nowinę: Podstolina gotowa jest wyjść za niego. Cześnik zarządza przygotowania do ślubu, a Papkinowi każe rozpędzić murarzy. Jednak strachliwy "bohater" chowa się gdzieś w kącie. Gdy wychodzi z ukrycia i widzi, że przy murze nikogo już nie ma, wygłasza monolog na cześć własnego męstwa. Do akcji wkracza Wacław. Przedstawia się jako komisarz Rejenta i dobrowolnie oddaje Papkinowi w niewolę. Ten prowadzi dumnie swojego "jeńca" przed oblicze Cześnika, który wyrzuca obu za drzwi. Wacław, chcąc być bliżej Klary, przekupuje Papkina sakiewką złota. Klara próbuje zdobyć przychylność Cześnika dla Wacława, prosząc o wstawiennictwo Podstolinę. Okazuje się jednak, że Podstolina to miłość Wacława z jego studenckich czasów. Wacław oszukał ją wówczas, podając się za księcia, ale Podstolina puszcza kłamstwo w niepamięć, zamierza zerwać zaręczyny z Cześnikiem i wyjść za Wacława. Sytuacja uczuciowa gmatwa się coraz bardziej, gdyż równocześnie Papkin wyznaje miłość Klarze. Ta żartem domaga się dowodu miłości w postaci... krokodyla! Papkin: /.../ Co za koncept, u kaduka! Panom w głowie krokodyle, Bo dziś każdy zgrozy szuka /.../ (Akt drugi, scena ósma) Milczek sporządza pozew do sądu przeciwko Cześnikowi, którego obwinia o pobicie murarzy. Wymusza na nich korzystne dla siebie zeznania, poczym wyrzuca za drzwi, nie zapłaciwszy za pracę. Papkin przynosi Rejentowi wiadomość, że Cześnik, wyzywa go na pojedynek. Rejent początkowo grzecznie słucha Papkina, a nawet częstuje winem. Aż tu nagle u Rejenta zjawia się też Podstolina, oświadczając, że przyjmuje jego propozycję, którą otrzymała od niego listownie i wita go jako synowa. Papkin wraca do Cześnika z listem od Rejenta i wiadomością o decyzji Podstoliny, która wybrała Wacława. Cześnik wpada we wściekłość i szykuje zemstę. Chce zwabić do siebie Wacława i oddać mu za żonę Klarę. W tym celu dyktuje Dyndalskiemu, list do Wacława, pisany niby to jej ręką. Równocześnie Papkin, pewien, że wino podane przez Rejenta było zatrute, pisze swój testament. Cześnik rezygnuje z nieudanych prób napisania listu. Każe sługom porwać Wacława i tak się też staje, a kochankowie, zaskoczeni obrotem sprawy, natychmiast zgadzają się wziąć ślub, którego udziela im ksiądz w kaplicy. U Cześnika zjawia się Rejent - nie doczekał się na niego w miejscu wyznaczonym na pojedynek. Ani myśli zgodzić się na to małżeństwo, lecz w końcu - gdy wkracza Podstolina, oświadczając, że cały jej majątek przepisany został na Klarę, która ma go przejąć w dniu ślubu - daje za wygraną. /.../ Dwa majątki - kąsek gładki /.../ - zauważa Rejent. Godzi się z Cześnikiem i obaj błogosławią młodą parę.
Krótka historia "Zemsty" Aleksandra Fredry
W listopadzie 1828 roku Aleksander Fredro poślubił Zofię Skarbkową. W posagu żony otrzymał m.in. połowę starego zamczyska w Odrzykoniu w Galicji. W roku 1829, przeglądając zgromadzone w zamku archiwalne dokumenty, natrafił na akta procesu sądowego, jaki toczył się w XVII wieku między właścicielami dwóch części zamku - Janem Skotnickim i Piotrem Firlejem. Janusz Maciejewski we wstępie do jednego z wydań Zemsty (Wrocław - Warszawa 1959) określa pierwszego mianem szczwanego pieniacza i krętacza, drugiego zaś nazywa zawadiaką i gwałtownikiem. Spór trwał długo i był zażarty. Zakończył się po z górą trzydziestu latach małżeństwem syna Firleja z Zofią Skotnicką. Autentyczne wydarzenia zainspirowały Fredrę do napisania - w latach 1832-1833 - Zemsty. Komediopisarz zamierzał początkowo przenieść akcję w czasy mu współczesne. Do naszych dni dochowały się fragmenty poszczególnych aktów i ogólny plan pierwotnej wersji, w której nie dochodziło do pogodzenia się antagonistów, a postaci zostały nieco inaczej lub zgoła odmiennie nazwane. Np. późniejszy Papkin był Papkiewiczem, Cześnik - Baronem, a Rejent Milczek - Kiełbikiem. Zamiast Podstoliny mieliśmy Panią Rublową. W trakcie pracy nad Zemstą Fredro stopniowo odchodził od pierwotnego zamysłu, przetwarzał charakterystykę postaci. Fabułę sztuki umieścił ostatecznie w końcu XVIII wieku, a więc w czasach, w których - jak mówi Andrzej Wajda - szlachecka, sobiepańska Polska upadła m.in. właśnie przez takie postawy, jakie reprezentują Cześnik i Rejent.
Pierwsze próby wystawienia "Zemsty". Pierwsza ekranizacja
Aleksander Fredro zasłynął głównie jako autor komedii. Zemsta, najpopularniejsza i uznawana za najlepszą, była zarazem jedną z ostatnich. Podobnie jak większość pozostałych, miała swoją sceniczną premierę we Lwowie. Aktorzy tamtejszego teatru przyjaźnili się z Fredrą, który nierzadko z myślą o nich tworzył poszczególne postaci. Pierwsze przedstawienie Zemsty odbyło się 17 lutego 1834 roku. Rejentem był Witalis Smochowski, Cześnikiem - Jan Niepomucen Nowakowski. Tak oto przed bez mała dwustu laty rozpoczął się triumfalny pochód tej komedii przez polskie sceny, który trwa do dziś. Nie ma chyba w Polsce aktora, mowa o aktorach z największym dorobkiem, najwybitniejszych, który w swojej karierze nie wcielił się w postać Cześnika, Rejenta czy Papkina. Nierzadko ten sam wykonawca pojawiał się w różnych inscenizacjach sztuki Fredry, grając w każdej inną rolę. Mieliśmy już także jedną ekranizację Zemsty. Był to, obok Przygody na Mariensztacie Leonarda Buczkowskiego, jeden z dwóch pierwszych polskich fabularnych filmów barwnych, który zrealizowali w 1956 roku Antoni Bohdziewicz i Bohdan Korzeniewski. W postać Klary wcieliła się debiutująca tą rolą Beata Tyszkiewicz, Rejenta zagrał Jacek Woszczerowicz, Cześnika - Jan Kurnakowicz. Jako Wacław wystąpił Ryszard Barycz, uroki Podstoliny ukazała Danuta Szaflarska, przesławnego Papkina kreował Tadeusz Kondrat, a Dyndalskiego - Edward Fertner. Warto również wspomnieć spektakle Teatru Telewizji. Reżyserami Zemsty na szklanym ekranie byli Jan Świderski i Olga Lipińska.
Wiersz Fredry przed kamerą - wątpliowości i pożytki
Andrzej Wajda myślał o sfilmowaniu Zemsty od bardzo dawna, ale zawsze wyłaniał się jakiś inny projekt i odsuwał ekranizację komedii Fredry w czasie. Reżyser zresztą bał się tego przedsięwzięcia, uważał je za bardzo trudne i długo nie miał pewności, czy jest do niego gotowy. Nie ukrywa, że podjął się zadania zachęcony artystycznym i komercyjnym sukcesem Pana Tadeusza. Jednakże poemat Adama Mickiewicza i dramat Stanisława Wyspiańskiego Wesele, od którego trzydzieści lat temu zaczęła się przygoda Wajdy z filmowaniem tekstów mówionych - także na ekranie - wierszem, dawały możliwości przełożenia ich na język kina. Pan Tadeusz zachęcał do tego bogactwem niemal sensacyjnej intrygi, scenami zbiorowymi, opisami krajobrazów. W Weselu wiele miejsca dla wyobraźni i inwencji reżysera pozostawiały zwłaszcza metafizyczne partie sztuki, te ze zjawami, Chochołem itp. Zemsta Fredry nie daje tych szans. Fabuła nie istnieje tu poza dialogiem, dlatego trudno znaleźć w niej miejsca potencjalnie filmowe - mówi Andrzej Wajda. W przypadku "Zemsty" problemem nie była mnogość konwersacji i monologów, ale to, jak odnajdą się w tym aktorzy, tworząc iluzję rzeczywistości. Tekst "Zemsty" wydaje się łatwy do zapamiętania i wypowiedzenia - kontynuuje reżyser. Z drugiej strony, jest tak doskonały w swojej konstrukcji, że wystarczy "połknięcie" przez aktora jednej sylaby, a całą scena traci sens. Innymi słowy, wiersz "Zemsty" - najpiękniej w języku polskim napisanego utworu literackiego - trzeba mówić doskonale: ze zrozumieniem i bez wysilania się, czyli tak jak radził swoim aktorom Hamlet. Strofy mają tak idealny rytm, że jeśli uchwycą go aktorzy, widzowie, po kilku minutach projekcji, oswoiwszy się z faktem, że oglądają film mówiony wierszem, uznają ten sposób mówienia z ekranu za całkowicie naturalny. Publiczność, niesiona melodią wiersza Fredry, urzeczona jego humorem, zafascynowana grą aktorów, przestanie zwracać uwagę na teatralność literackiego pierwowzoru.
Więcej kina
Nawet największa swoboda i naturalność w mówieniu do kamery rymowanych dialogów, nawet największy realizm w grze aktorów nie wystarczyłyby Andrzejowi Wajdzie do tego, aby maksymalnie zbliżyć komedię Fredry do kina. Potrzebne były również zabiegi inscenizacyjne, niezbędne okazało się podjęcie konkretnych decyzji dotyczących strony technicznej filmu. Jeśli chodzi o inscenizację, przede wszystkim pojawiło się - niemożliwe w teatrze - wychodzenie bohaterów w plener, przeważnie na zamkowy dziedziniec. Plenerowe zdjęcia Zemsty realizowano w zaadaptowanych przez scenografów, Tadeusza Kosarewicza i Magdalenę Dipont, ruinach zamku w Ogrodzieńcu pod Krakowem. Według najstarszych legend już za czasów Bolesława Krzywoustego w XII wieku istniał tu duży gród. Prawdopodobnie za panowania Kazimierza Wielkiego na ruinach drewnianego zamku wzniesiono gotycki zamek murowany, który w następnych stuleciach stał się reprezentacyjną rezydencją magnacką. W XVI stuleciu uchodził za jedną z najpiękniejszych budowli w Polsce. Mimo swej zewnętrznej potęgi i olbrzymich fortyfikacji nigdy nie był twierdzą warowną. Dlatego w 1587 roku został opanowany przez wojska Maksymiliana Habsburga, zaś w wieku XVII został obrócony przez nacierających na Polskę Szwedów w ruinę. Ogrodzieniec to dziś raj dla filmowców. Zamek o kubaturze trzydziestu dwóch tysięcy metrów sześciennych otoczony jest murem obwodowym o długości czterystu metrów, połączonym ze wspaniałymi skałkami wapiennymi, do których przylegają portale z kartuszami herbowymi Bonerów - bogatych XVI-wiecznych właścicieli zamku. Cudowny widok na dużą część Jury Krakowsko-Częstochowskiej rozciąga się z Baszty Kredencerskiej, na którą prowadzą kręte schody. Na terenie zamku znajduje się także dziedziniec rycerski, z którego przechodzi się na tzw. Kurzą Stopkę z podłużnym korytarzem otoczonym nierównymi murami. Na jej czwartej kondygnacji mieściła się piękna sala balowa, po której, tak jak i po reszcie zamkowych pomieszczeń, zachował się jedynie ślad. Dlatego sceny rozgrywające się we wnętrzach kręcono w zaprojektowanych przez Kosarewicza i Dipont dekoracjach, wzniesionych w atelier Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Na gruzach ogrodzienieckiego zamczyska Paweł Edelman, autor zdjęć do Zemsty, ustawił wielkie, dalekosiężne, zdalnie sterowane ramię kamerowe Technocrane, a na nim umieścił kamerę szerokoekranowego systemu Panavision. Te rozwiązania techniczne pozwoliły nam uciec od teatru telewizji - wyjaśnia Andrzej Wajda. Można było nakręcić "Zemstę" skromniejszymi środkami, ale wtedy film nie miałby oddechu, inscenizacyjnego rozmachu, który można odczuć tylko w kinie, na dużym ekranie. Ponadto naszemu filmowi dobrze przysłużył się pomysł rozegrania akcji w zimie, czego nie robiono w żadnej z wcześniejszych realizacji "Zemsty". Zima nadała Ogrodzieńcowi charakter jakiegoś dziwnego, oddalonego od cywilizacji, tajemniczego miejsca. Ten nastrój pojawia się już w pierwszej scenie filmu, przypominającej trochę "Nieustraszonych pogromców wampirów" Romana Polańskiego, w której Papkin-Polański brnie nie wiadomo skąd przez śnieg do zamku, by odegrać rolę katalizatora wydarzeń. Surowa sceneria szarości murów i śnieżnej bieli, nie pozbawiając "Zemsty" humoru, odziera tę sztukę z idyllicznej, pogodnej atmosfery, którą zazwyczaj starano się z niej wydobyć. Na takim przygaszonym, zimowym tle większej wyrazistości nabierają też postaci tego niezwykłego dzieła.
Komedia charakterów
Andrzej Wajda uważa, że w żadnej innej polskiej sztuce nie ma tylu tak wspaniale opisanych pod względem charakterologicznym postaci, które występują jednocześnie na scenie, ile jest w "Zemście". Napisana w pierwszej połowie XIX wieku, w okresie rozkwitu polskiego romantyzmu "Zemsta", wywodzi się z ducha XVIII stulecia. Komedia ta była w różnych epokach rozmaicie interpretowana przez inscenizatorów, w zależności od tego, co chciano z niej wydobyć. W Cześniku widziano nie tylko te cechy jego charakteru, którym zawdzięczał nazwisko Raptusiewicz, ale również złote polskie serce. Nie ukrywając wad Rejenta, który stał się przez nie Rejentem Milczkiem, podkreślano jednocześnie jego bogobojność. Słowem: rozgrzeszano te postaci. Tymczasem nic ich nie rozgrzesza! A rodaków takich jak oni - zapiekłych, nieskłonnych przyjąć punkt widzenia drugiej strony - spotykamy w naszym kraju dziś aż nazbyt często. Polacy niestety niewiele zmienili się od tamtych czasów. Jeśli nawet stać nas czasami na wielką zgodę narodową - świadkami takiego zdarzenia byliśmy także w naszych czasach - to zgoda ta nie wystarczała na długo. Dlatego mam nadzieję, że publiczność "Zemsty", oglądając Cześnika i Rejenta kładących kres waśni, dostrzeże w tej scenie przestrogę przed iluzorycznością tego pojednawczego gestu, który ci sami bohaterowie mogą już po chwili obrócić w niwecz, gdy ich polskie charaktery znów wezmą górę nad zdrowym rozsądkiem.
Romantycy? Skądże znowu!
W najmłodszych bohaterach Zemsty, Klarze i Wacławie, dostrzegano zazwyczaj postaci wywodzące się jakoby z już innej, romantycznej epoki, kierujące się w swym postępowaniu uczuciami, a nie wyrachowaniem. Tymczasem Klara i Wacław są nieodrodnymi dziećmi swoich rodziców i opiekunów. Klara, ze swym silnym charakterem, odziedziczonym po ojcu i stryju (Cześniku), przypomina przebojowe, despotyczne, władcze kobiety z naszych czasów. Dowodzą tego jej słowa ze sceny siódmej pierwszego aktu, skierowane do Papkina: "/.../ A kto spełni, co ja każę, Ten powiedzie przed ołtarze, Tego tylko będę żoną./.../" Zwróćmy uwagę na to: "co ja każę". A więc nie poślubi tego, kto zechce pojąć ją za żonę, ale kogoś, kto spełni jej stanowcze żądania. Nie tak wyrażają się kobiety romantycznego teatru. Rejent Milczek - kontynuuje reżyser - wydał na świat syna, który też na pewno nie jest wydelikaconym romantycznym młodzieńcem. W scenie trzeciej drugiego aktu przekonuje Klarę, że skoro nie może się z nią połączyć "rozsądku zwykłą drogą", bo na przeszkodzie stoi kłótnia jej stryja z jego ojcem, należy pójść na skróty: "/.../ Po cóż w dawnej trwać kolei? Dalej żwawo manowcami, Gdzie zadnieje brzask nadziei, Gdzie mniej ciemno jest przed nami /.../" A Klara - kończy Wajda swoją interpretację młodych bohaterów Zemsty - odpowiada mu w tym samym duchu: "/.../ Dobrze mówisz, idźmy śmiało! Prostą drogą zyszczym mało /.../" Zdaniem Wajdy, przedstawianie Podstoliny jako romantycznej damy również jest niezgodne z jej prawdziwą osobowością. Jej czyny i słowa każą nam widzieć w niej wspaniały portret niefrasobliwej kobiecości, pewnej swych wdzięków. Podstolina: /.../ Bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele /.../ Te właśnie słowa - twierdzi autor filmu - są kluczem do tej postaci. Zdaniem Wajdy, jedynie Papkin pochodzi z innego literackiego świata, z romansów, z opowieści rycerskich. To również sławny kapitano z komedii włoskich, w interpretacji Romana Polańskiego owiany jakąś trudną do opisania melancholią. Jest jeszcze - mówi reżyser - stary safanduła Dyndalski, niegdyś też awanturnik i zabijaka. Dyndalski skapcaniał dopiero, gdy osiadł przy Cześniku i pozostał w jego cieniu, ale w młodych latach był w środowisku szlacheckim kimś, coś znaczył. Ze względu na tę drzemiącą w nim dawną chęć do bitki dobrze się stało, że zagrał go Daniel Olbrychski, znany z ekranu ze swojej walecznej przeszłości.
Trudna wyprawa w gronie przyjaciół
W tak trudną podróż, jaką jest realizacja filmu według Zemsty, można wyruszyć tylko z przyjaciółmi - zwierza się Andrzej Wajda. Twierdzi, że nie wybrałby się w nią, gdyby nie miał przy sobie wspaniałych aktorów, prężnych producentów oraz pełnych inwencji i zapału do pracy współrealizatorów. Z wieloma osobami z obsady i ekipy zdjęciowej Zemsty reżyser wielokrotnie spotykał się przy pracy nad swoimi wcześniejszymi projektami, zarówno filmowymi jak i teatralnymi czy telewizyjnymi. Spośród aktorów, najdłużej trwającą przyjaźnią z Wajdą może poszczycić się wspomniany wyżej Daniel Olbrychski, który debiutował w Popiołach, nakręconych przez twórcę Zemsty w 1965 roku. Wystąpił w najsłynniejszych filmach Wajdy z przełomu lat 60. i 70., m.in. we Wszystko na sprzedaż, Weselu, Ziemi obiecanej i Pannach z Wilka. Po bez mała dwudziestoletniej przerwie, spowodowanej wyłącznie względami zawodowymi, obaj artyści, ku obopólnej radości, wznowili współpracę w Panu Tadeuszu, w którym Olbrychski grał Gerwazego. Daniela można oglądać w chyba dwudziestu moich filmach. Razem spędziliśmy na planie nasze najlepsze lata życia. Jest coś wzruszającego w tym, że teraz starzejemy się razem. Choć przecież jeszcze nie tak dawno wyprowadziłem go ze Szkoły Teatralnej na Miodowej jako studenta pierwszego roku aktorstwa, aby zagrał w "Popiołach". Niemal równie pokaźną ilość filmów Wajdy ma w swoim aktorskim dorobku Andrzej Seweryn - Rejent Milczek z Zemsty. Zaczęło się od Ziemi obiecanej, po której przyszły współczesne dramaty, Bez znieczulenia i Dyrygent, a po nich - znów kostiumowe: Danton i Pan Tadeusz. Seweryn potrafi zagrać wszystko, zawód aktora nie ma przed nim tajemnic - mówi reżyser "Zemsty". Jego wyjazd do Paryża i odnoszone tam sukcesy zasiały w nas zwątpienie, czy po latach przypomni sobie również polskie kino. Dziś już wiadomo, że Andrzej Seweryn jest niezastąpionym aktorem naszej kinematografii, co potwierdzają jego liczne kreacje z ostatnich lat. Jak mógłbym po naszym spotkaniu w filmie "Pan Tadeusz" pominąć taką okazję, jaką daje Sewerynowi postać Rejenta Milczka w "Zemście"? Oponenta Rejenta Milczka - Cześnika Raptusiewicza - gra Janusz Gajos, który stworzył wybitną kreację w telewizyjnym widowisku Andrzeja Wajdy Bigda idzie!!!. Uważam go za jednego z największych polskich aktorów współczesnych - mówi reżyser. Przemawia za tym nie tylko skala jego talentu, ale i ogromna pracowitość. Cześnik to wyjątkowa rola, połączenie okrutnej zawziętości z dziecinną naiwnością. Grało ją tylu największych polskich aktorów. Dla tej roli Janusz Gajos postanowił na czas realizacji "Zemsty" porzucić wszystkie inne zajęcia zawodowe, co najlepiej świadczy o tym, jak poważnie artysta ten potraktował moje wezwanie, aby się z nią zmierzył. Dla Andrzeja Wajdy od początku pracy nad Zemstą było jasne, że Podstolinę zagra Katarzyna Figura. Wierzyłem, że w tym względzie nie zawiedzie mnie instynkt reżysera, a ulubienicy naszych widzów nie zawiedzie z kolei instynkt aktorski i pozwoli oddać wszystkie wdzięki i umiejętności ożywieniu na ekranie jednej z najlepiej napisanych postaci kobiecych w polskiej literaturze. Powierzenie roli Klary Agacie Buzek może wydać się na pierwszy rzut oka zaskakujące, a przynajmniej nieoczywiste. Z Agatą Buzek chciałem pracować od dawna, ale nie miałem dla niej odpowiedniej roli, którą okazała się dopiero Klara - mówi Wajda. Rzewnych szlachcianek z polskiego dworku mieliśmy w naszym kinie pod dostatkiem. Obserwując od dłuższego czasu Agatę, wiedziałem, że ta aktorka zagra inną Klarę - taką, z którą może identyfikować się dzisiejsza młoda publiczność. Partner Agaty Buzek z Zemsty - Rafał Królikowski, filmowy Wacław - debiutował pod kierunkiem Andrzeja Wajdy w Pierścionku z orłem w koronie, w roku 1992. Reżyser cieszy się z ponownej współpracy: Miło po latach spotkać aktora, który rozpoczynał karierę w moim filmie, zwłaszcza, że od tamtego czasu Rafał zagrał wiele ról, odnosząc sukcesy zarówno na scenie jak i na ekranie. Rola Wacława należy do najmniej wdzięcznych w "Zemście". Wśród aktorów utarło się nawet powiedzenie: "Obyś zagrał Wacława!". Tym ciekawiej było wspólnie z Rafałem pokonywać tę przeszkodę. Największą obsadową sensacją Zemsty jest Roman Polański w roli Papkina. Czasem w postać tę wciela się młodszy aktor - tłumaczy swoją decyzję Andrzej Wajda. Polański wygląda jeszcze na tyle młodo, że może zagrać kogoś, kto kreuje się na bohatera, łowcę przygód i kochanka. Zarazem jednak widać, że przekroczył już smugę cienia i ma za sobą wszystkie możliwe doświadczenie życiowe. Papkin nadaje wydarzeniom z "Zemsty" bieg i kierunek, ale jednocześnie ma świadomość, że już nic więcej nie osiągnie, co najwyżej, ledwo wyplątawszy się z jednej opresji, wpadnie w następną. Do tej niezbyt wesołej konkluzji doprowadził Fredro najzabawniejszą postać w całej komedii. Wajda zastanawia się, co skłoniło Polańskiego, który nieczęsto pojawia się jako aktor w teatrze czy w kinie (nawet we własnych filmach), do zagrania Papkina: Myślę, a nawet jestem pewien, że przesądziła o tym chęć zmierzenia się z ojczystym językiem, z rolą, która jest legendą polskiego teatru. Doszły też zapewne powody sentymentalne: rolę Papkina zaproponował przecież reżyser Pokolenia - filmu, którym czterdzieści siedem lat temu Roman Polański wkroczył do kina. Podsumowując rozważania o obsadzie Zemsty, nie sposób pominąć wyrazistych kreacji wytrawnych aktorów w rolach epizodycznych. Murarza zagrał znakomity krakowski artysta Jerzy Nowak, znany m.in. z Amatora Krzysztofa Kieślowskiego i Historii miłosnych Jerzego Stuhra oraz z szeregu słynnych kreacji na scenie Teatru Starego w Krakowie. W 1963 roku zagrał Pana Młodego w Weselu Stanisława Wyspiańskiego, w inscenizacji Andrzeja Wajdy. Konrad Swinarski obsadził go w roli Pankracego w Nieboskiej komedii Zygmunta Krasińskiego. Śmigalskiego gra Lech Dyblik, którego oglądaliśmy w filmowych superprodukcjach ostatnich lat, m.in. w Ogniem i mieczem, Panu Tadeuszu i Przedwiośniu. Cezary Żak, grający Perełkę, podbił serca widzów występując w popularnych serialach telewizyjnych, takich jak Miodowe lata, czy Klan.
Po drugiej stronie kamery
Podczas gdy przed kamerą aktorzy wydobywali z rymów Fredry humor i piękno języka, którym największy polski komediopisarz napisał Zemstę, filmowcy zgromadzeni po drugiej strony kamery dążyli, pod czujnym okiem Andrzeja Wajdy, do stworzenia równie wyrazistej, równie pięknej oprawy plastycznej i muzycznej filmu. Ważne zadanie przypadło scenografii Tadeusza Kosarewicza i Magdaleny Dipont, z którymi współpracowała dekoratorka wnętrz Wiesława Chojkowska. Polegało ono w dużej mierze na poszerzeniu przestrzeni, w której rozgrywa się akcja. Film nabrał dzięki temu epickiego oddechu. Ucieszyło mnie ponowne spotkanie z Tadeuszem Kosarewiczem - zwierza się twórca ekranizacji komedii Fredry. Przed laty spotkaliśmy się przy pracy nad filmem "Ziemia obiecana". Cieszyło mnie, że tym razem mogłem mu zaproponować "Zemstę", film zupełnie inny od tamtego. Kosarewicz zdobył ogromne doświadczenie w realizacji epickich filmów kostiumowych, głównie Wojciecha Hasa, w tym "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Uznałem, że Tadeusz Kosarewicz to dziś w naszej kinematografii najbardziej odpowiedni scenograf dla "Zemsty". Ucieszyłem się też, że kostiumy zaprojektuje Krystyna Zachwatowicz, wespół z Magdą Biedrzycką - mówi Wajda. A właściwie nie kostiumy, lecz ubiory, gdyż te typowe polskie stroje szlacheckie są, niestety, do niemożliwości zbanalizowane. Ja zaś chciałem, żeby aktorzy nosili ubrania, które ich bohaterowie naprawdę mieliby na sobie w taką śnieżną zimę, jaką widzimy w "Zemście". Paweł Edelman, jeden z najzdolniejszych polskich operatorów, stoi być może u progu międzynarodowej sławy. Do ekipy Zemsty, w której filmował Romana Polańskiego jako aktora, przyszedł prosto z planu nagrodzonego w Cannes Złotą Palmą Pianisty, którego Polański był reżyserem. Zdjęcia Edelmana w "Panu Tadeuszu" były najlepszą rekomendacją, aby powierzyć mu również zrobienie zdjęć do "Zemsty" - mówi Wajda. Wiedziałem, że dzięki jego fotografii ten film będzie dynamiczny i pełen życia, co w wypadku adaptacji sztuki teatralnej jest szczególnie ważne. Nie zawiodła mnie również wspaniała grupa współpracowników Edelmana, gotowa wykonać w tych trudnych zimowych warunkach każde postawione przed nią operatorskie zadanie. Muzyka w Zemście, podobnie zresztą jak w kilku innych filmach Andrzeja Wajdy, np. w Smudze cienia, Kronice wypadków miłosnych, Korczaku, Panu Tadeuszu czy Ziemi obiecanej, jest dziełem jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów - Wojciecha Kilara. W "Ziemi obiecanej" - mówi reżyser - pojawiał się walc, w "Panu Tadeuszu", w finale, polonez. Partytura "Zemsty" powinna współbrzmieć z klimatem ukazanego w filmie zdziczałego świata kłócących się z byle powodu, toteż zacietrzewieniu Cześnika i Rejenta będzie towarzyszyć mazur. Skoro w Zemście tak ważna jest każda sylaba, publiczność musi ją wyraźnie usłyszeć, nawet jeśli aktor mówi szeptem albo na dalekim planie. Dźwięk mimo postępu technicznego, jaki nastąpił w ostatnich latach w polskiej kinematografii jest nadal jej piętą achillesową - uważa Andrzej Wajda. Jestem bardzo wdzięczny Małgorzacie Przedpełskiej-Bieniek i Grzegorzowi Lindemannowi, realizatorom ze studia Sonoria, z którymi współpracuję już nie pierwszy raz, za doskonałą obróbkę materiału dźwiękowego nagranego na planie. Jednakże dokonanie tych nagrań wolałem zlecić, tak jak i w "Panu Tadeuszu", dźwiękowcom francuskim. Jean-Pierre Duret i Jean-Francois Auger pracowali w trudnych warunkach, gdyż wszystkie dialogi rejestrowane były metodą stuprocentową, a urządzenia do wytwarzania śniegu, które przywiozła na plan firma Snow Business z Londynu, powodowały szum, potęgowany akustyką ogrodzienieckich ruin. Wszystkie te trudności pokonali niezawodni Duret i Auger. Wiersz Fredry dotrze do publiczności w postaci, którą aktorzy nadali mu w czasie zdjęć, na planie, przed kamerą. Tej ekspresji, tego dynamizmu, nigdy nie udałoby się powtórzyć w studio dźwiękowym.
Mówią odtwórcy głównych ról
(WYPOWIEDZI AUTORYZOWANE) JANUSZ GAJOS (CZEŚNIK RAPTUSIEWICZ) "Zemsta" jest niewątpliwym arcydziełem literatury dramatycznej. Arcydzieło ma to do siebie, że zostało dokładnie zinterpretowane, przebadane, skomentowane, a nade wszystko - zgodnie ze swoim przeznaczeniem - po wielokroć wykonane. Człowiekowi, który podejmuje się wykonania dzieła po raz kolejny, jawi się to wszystko jako kłopot sporej wagi. Na szczęście arcydzieło, obok wymienionych uciążliwości, ma zasadniczą zaletę: treść i formę, które służą sobie nawzajem i tworzą nierozerwalną całość. Stanowią doskonały drogowskaz na drodze do prawdy, która jest istotą przedsięwzięcia. Tak więc zapoznawszy się możliwie jak najdokładniej ze wszystkim, co poprzednicy zauważyli, pokłoniwszy się z szacunkiem całej tradycji, należy wdać się w intymną zażyłość ze wszystkimi postaciami. Nie tylko odnaleźć i zrozumieć rytmy, melodię, barwy, które każdej postaci każą poruszać się, mówić i myśleć inaczej. Trzeba mieć także świadomość, że wszystko to jest inkrustacją stanowiącą o urodzie i wartości całego dzieła. Cześnik, Maciej Raptusiewicz, którego charakter, dla rozwiania wszelkich wątpliwości, Fredro był łaskaw określić w nazwisku, czerwienieje na twarzy nie tylko z powodu wybuchowej natury, ale także przez nieudolność w zalotach. Ów sejmikowy rębajło "posunąwszy w koperczaki" zachowuje się jak sztubak na pierwszej randce i tak też o tym opowiada. Knuje przebiegłe w swoim pojęciu intrygi w porachunkach z Rejentem, podczas gdy jego właściwą umiejętnością jest karbowanie szlachcie nosów. Do wyrażenia bardziej skomplikowanych uczuć potrzebuje przesadnie wykwintnej gadatliwości Papkina. Sam porusza się w obrębie języka prostego i nieskomplikowanego. Także w sposób prosty i nieskomplikowany potrafi przyznać się do swoich niedostatków w sferze dyplomacji, dzięki czemu budzi sympatię. Wszystkie te różnice w sferze wyrażania się objęte są rygorami wiersza ośmiozgłoskowego. Mówię o tym, bo myślę, że "Zemsta" opowiedziana przez Andrzeja Wajdę będzie mieć moc przemawiania do wszystkich, a cichym moim marzeniem jest, aby niektóre Fredrowskie wyrażenia trafiły do nad wyraz ubogiego i wulgarnego języka naszej codzienności. Na początek polecam, szczególnie młodzieży, Fredrowską formę zapewniania dam o swoich siłach witalnych: Będę cię trzymał nawet i do nocy I choćbym osłabł, znów przyjdę do mocy (Aleksander Fredro: "Mąż i żona") ANDRZEJ SEWERYN (REJENT MILCZEK) "Zemsta" to drugi po "Panu Tadeuszu" mówiony wierszem film Andrzeja Wajdy z moim udziałem, ale pierwszy oparty na sztuce teatralnej, gdyż w "Weselu" nie grałem. W adaptacji "Pana Tadeusza" kwestie wygłaszane przez aktorów sprowadzały się w zasadzie do dialogów zaczerpniętych, z wszelkimi tego konsekwencjami, z Mickiewiczowskiego poematu, nie wyczerpując jego treści. Natomiast w scenariuszu filmowej "Zemsty", w dialogach i monologach zawierała się praktycznie cała fabuła sztuki Fredry. Postawiło nas to przed wyzwaniem, na którego ciężar zwracał nam uwagę Andrzej Wajda. Mieliśmy poczucie służby wobec wiersza "Zemsty", który jest uniwersalny, ponadczasowy. Dlatego w filmie nie ma skomplikowanych pomysłów inscenizacyjnych, skupiliśmy się w nim na tekście, charakterach i sytuacjach. A jednocześnie reżyser i jego współpracownicy stworzyli przed kamerą tak piękny świat, którego być może sam Fredro nie mógłby sobie wyobrazić. Dla nas, aktorów, niezwykle cenne było to, że mogliśmy przed rozpoczęciem zdjęć obejrzeć scenerię, w której mieliśmy grać, a także spotykać się z reżyserem na próbach - jeszcze nie sytuacyjnych, raczej dialogowych, dzięki którym wchodziliśmy potem na plan bardziej pewni tego, jak mamy mówić wiersz Fredry. A trzeba wiedzieć, że Wajda miał od początku wyraźnie skrystalizowaną wizję tego filmu, obejmująca nawet takie szczegóły jak np. wymiana spojrzeń między Cześnikiem a Rejentem. Nie wiem, na ile udało nam się ją zrealizować, w każdym razie tych kilka dni prób dało nam bardzo wiele. Co do mojej interpretacji roli Rejenta, mogę powiedzieć tylko, że ilekroć buduję jakąś postać, staram się zawsze odnaleźć w niej żywą ludzką istotę, mieniącą się różnymi barwami. Tak samo potraktowałem Milczka, szukałem w nim sprzeczności i znalazłem je. Rejent kocha syna, lecz być może jest to miłość fałszywa. W swoim postępowaniu kieruje się zawiścią obiektywnie nie mieszczącą się w granicach zdrowego rozsądku, którą on uważa jednak za racjonalną i uzasadnioną. Moim zdaniem, bardzo mocna scena kończy sztukę Fredry i film Wajdy. Zgoda, która zostaje tam zawarta jest przecież dwuznaczna, nieoczywista. Kto wie, jak długo potrwa. AGATA BUZEK (KLARA) Od czasu, gdy w wieku pięciu lat zdecydowałam, że chcę zostać aktorką, marzyłam o zagraniu w filmie kostiumowym. I to marzenie zrealizowało się w "Zemście". Myślę, że pan Andrzej Wajda, proponując mi zagranie roli Klary, nawet nie przypuszczał, że spełnia jedno z moich najdawniejszych pragnień. Ale "Zemsta" to przecież o wiele więcej niż film kostiumowy, to arcydzieło polskiej literatury. Już sposób, w jaki dowiedziałam się o tej propozycji był niezwykły. Dostałam list napisany własnoręcznie przez pana Andrzeja. W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć w to, co czytam... Nie miałam do tej pory możliwości uczestniczenia w tak dużej produkcji filmowej i pracy z tyloma wielkimi artystami i tyloma wspaniałymi ludźmi. Było to dla mnie niesamowite i cenne doświadczenie, a zarazem trudna praca, wielkie wyzwanie i odpowiedzialność. Bardzo było mi pomocne, że spojrzenie pana Andrzeja na rolę Klary było podobne do mojego, myśleliśmy w ten sam sposób o budowaniu tej postaci. Starałam się stworzyć osobę konkretną i silną, bo, moim zdaniem, Klara to nie bezradna dziewczynka, zagubiona w świecie dorosłych, ale osoba zorganizowana, walcząca o swoje szczęście, panująca nad tym, co dzieje się w zamku i nawet znająca się na pieniądzach. Mam nadzieję, że moja interpretacja postaci Klary, chyba różniąca się od dotychczasowych, będzie czytelna i interesująca dla widzów. RAFAŁ KRÓLIKOWSKI (WACŁAW) "Zemsta" to trzeci owoc mojej współpracy z Andrzejem Wajdą. Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu od filmu "Pierścionek z orłem w koronie", w którym grałem główną rolę. Potem było widowisko telewizyjne "Bigda idzie!!!". Starałem się nie zmarnować tych dziesięciu lat, zdobyć doświadczenie zawodowe, nabrać większej świadomości tego, co robię. Na planie "Pierścionka..." po raz pierwszy w życiu stawałem przed kamerą, która mnie jeszcze bardzo onieśmielała. W "Zemście" byłem już bardziej obyty z obiektywem, dzięki czemu łatwiej pokonałem trudność zadania aktorskiego, która polegała na wiarygodnym mówieniu wierszem bądź co bądź w filmie, a nie ze sceny. Z reżyserem i moimi wspaniałymi kolegami szukaliśmy złotego środka między kinem a teatrem, między prozą a poezją. Wyszliśmy z założenia, że bohaterowie "Zemsty" postanowili na co dzień porozumiewać się z sobą za pomocą rymów, bawić się w wierszowaną rozmowę. Mieli przy tym świadomość, że nie jest to mowa potoczna, ale mimo to starali się, żeby była płynna i brzmiała naturalnie. W "Zemście" Fredry i wielu spośród wcześniejszych inscenizacji tej sztuki Wacław jest postacią raczej bezbarwną. Chciałem to zmienić, sprawić, żeby dzisiejsi młodzi widzowie odnaleźli w nim samych siebie. Mego bohatera widziałem jako młodego intelektualistę z zadatkami na buntownika. Wiemy o nim, że pobierał nauki, możemy się więc domyślać, że poznał nowe prądy, zasmakował, jeśli nie w światowym, to przynajmniej w europejskim życiu. Zarazem jednak Wacław jest zdominowany przez silną osobowość despotycznego, choć zapewne kochającego go ojca, który tłumi jego próby przeciwstawienia się zaskorupiałej mentalności starszego pokolenia. Chciałem pokazać szamotaninę Wacława między buntem a uległością. W pewnym momencie Wacław zdaje sobie sprawę, że sam nie będzie w stanie się zbuntować, że może tego dokonać tylko wspólnie z Klarą, wykorzystując przewagę jej inteligencji. Pamiętajmy jednak, że gdy się kształcił, miał burzliwy romans z Podstoliną. Uwidocznił się tu zagadkowy, a więc także ciekawy rys jego osobowości. Pracując nad "Zemstą", często zadawaliśmy sobie z Andrzejem Wajdą pytanie, czy Wacław należał do pożeraczy serc niewieścich czy też jego flirt z Podstoliną był jednorazowym wyskokiem. Przyznam, że skłaniałem się do tego, by uznać chęć zaspakajania potrzeb erotycznych za główny motor działania Wacława. Reżyser prosił jednak, bym nie uwidaczniał tego w sposób jaskrawy, że im bardziej będzie to niedopowiedziane, tym stanie się ciekawsze dla publiczności. Na ożywienie postaci Wacława w filmowej "Zemście" zapracowały też mój kostium i charakteryzacja. Początkowo ubrano mnie w klasyczny strój XIX-wiecznego młodzieńca i doklejono mi wąsik. Wszyscy stwierdziliśmy, że to banał. Wówczas Krystynie Zachwatowicz przyszedł do głowy pomysł, żeby zrobić mi na głowie czub z włosów, coś na kształt współczesnego, młodzieżowego "irokeza". Ten czub-"irokez", dając obecnej widowni kolejną szansę zidentyfikowania się z Wacławem, przydał memu bohaterowi dzikości, wręcz azjatyckości, którą uznaliśmy jednak za trochę przesadną. Przecież to intelektualista! I wtedy wsadzono mi na nos okulary, które tę ostrość wyrazu znakomicie złagodziły. DANIEL OLBRYCHSKI (DYNDALSKI) Bardzo się ucieszyłem na wieść o tym, że Andrzej Wajda filmuje "Zemstę", według mnie najlepszą komedię w historii teatru. Znam twórczość Moliera i komediopisarzy rosyjskich, ale "Zemście" nic nie dorówna. Ciekawe, że napisał ją żołnierz kampanii napoleońskiej, który miał prawo patrzeć na przegraną sprawę polską z jeszcze większą goryczą niż Mickiewicz czy Słowacki. A on tymczasem postanowił rozbawić ludzi sztuką napisaną z lekkością pióra fleminga. "Zemsta" to jeden z tych utworów, który doprowadził mnie do zawodu aktora. Jeszcze będąc uczniem Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Batorego w Warszawie debiutowałem rolą Papkina. Potem w Teatrze Polskim grałem Cześnika. Wajda zadzwonił i powiedział mi, że robi "Zemstę". Gotów byłem zagrać w tym filmie nawet murarza, ale przestraszyłem się, czy nie będę musiał znowu być Papkinem albo Cześnikiem. Gdy usłyszałem, że chodzi o Dyndalskiego, fiknąłem koziołka z radości, chociaż rola nierozgarniętego starca stanowiła wyzwanie. Pod względem ilości tekstu jest raczej epizodyczna, ale cieszyło mnie, że mogłem "podawać piłkę" znakomitym kolegom. A jednak Wajda tak pokierował inscenizacją, że mój Dyndalski pojawia się w sumie dość często na ekranie. No i pamiętna scena pisania listu pod dyktando Cześnika. Do sławnej sceny nie można podchodzić na kolanach. Staraliśmy się z Januszem Gajosem zagrać ją po swojemu, a naszym widzem był Papkin-Roman Polański, który maczając co chwilę pióro w kałamarzu, pisze testament. Wspaniały reżyser i aktor przeszkadzał, śmiał się do rozpuku i musieliśmy powtarzać ujęcia. Ale mieliśmy od razu pierwszą "recenzję". Mam nadzieję, że publiczność w kinach będzie się równie dobrze bawić na "Zemście".
Strona artystyczna filmu
(NA PODSTAWIE AUTORYZOWANYCH WYPOWIEDZI TWÓRCÓW) ZDJĘCIA PAWŁA EDELMANA Z operatorskiego punktu widzenia Zemsta była dla Pawła Edelmana filmem o wiele trudniejszym od Pana Tadeusza. Ekranizowanie poematu Mickiewicza dawało szansę powstania filmu epickiego, którego akcja rozgrywała się w różnych sceneriach. Utwór Fredry nie ma w sobie tego bogactwa, tej zmienności czasu i przestrzeni, napisany został bowiem z myślą o wystawianiu go na scenie teatralnej. Andrzej Wajda wyszedł z założenia, że należy dochować wierności pierwowzorowi literackiemu. Innowacje twórców filmu polegały na rozszerzeniu przestrzeni poprzez zainscenizowanie niektórych scen w całości lub częściowo w plenerze. Dzięki temu udało się niejako szerzej "otworzyć" fabułę, ożywić tekst. Wajda dokonał też drobnych przesunięć konstrukcyjnych: niektóre sceny, u Fredry następujące jedna po drugiej, na ekranie rozgrywają się równolegle, kilka scen zostało przestawionych w inne miejsca. Montaż Wandy Zeman zdynamizował całość. Jednakże nadrzędnym założeniem przy pracy nad Zemstą było skierowanie obiektywu przede wszystkich na aktorów. Kamera nie powinna ich ograniczać. Z tej przesłanki wynikały decyzje inscenizacyjne i techniczne. Na planie z reguły najpierw próbowano całą scenę, potem całą rejestrowano w jednym ujęciu (tzw. mastershot), a na końcu kręcono dodatkowe ujęcia - zbliżenia, detale itd. Z tego względu Edelman uważa Zemstę za jeden z najtrudniejszych filmów w swoim dorobku, gdyż tutaj nie było cyzelowania poszczególnych krótkich ujęć. Przeważały długie ujęcia całościowe, nierzadko ze skomplikowaną jazdą kamery. Edelman posługiwał się często szerokokątnymi obiektywami typu Close Focus, które pozwalają ustawić ostrość na obiekt znajdujący się zaledwie 30 cm przed przednią soczewką. Dzięki ich krótkiej ogniskowej, przy optymalnej przysłonie 5,6, ostre są również wszystkie dalsze plany. Twarz aktora oddalonego o 30 cm przed obiektywem ulega lekkiemu przerysowaniu, deformacji. Operator świadomie do niej dopuszczał, gdyż podkreślała komizm bohaterów Zemsty. Obiektywy Close Focus produkuje tylko firma Panavision. Sprowadził je jej polski oddział (Panavision Polska), z którym współpraca układała się bardzo dobrze. W parze z wyborem szerokokątnych obiektywów szedł wybór formatu ekranu. Ciągle mając na celu zapewnienie aktorom maksymalnej swobody i poszerzenie przestrzeni inscenizacji, Wajda i Edelman zdecydowali się na format panoramiczny - cinemascope. Spośród dwóch systemów realizowania filmów w tym formacie - anamorfotycznego i Super 35 - autor zdjęć wybrał ten pierwszy, gdyż klatki na negatywie mają w nim względnie dużą powierzchnię, dzięki czemu odpadają kłopoty z ziarnem. A chcąc filmować z przysłoną 5,6 musiał użyć negatywu wysokoczułego, Eastman Kodak 500 ASA, który w systemie Super 35, gdzie klatki negatywu są mniejsze, mógłby ujawnić ziarno. Pozostał do rozwiązania jeszcze jeden problem: takiego oświetlenia dekoracji w atelier, by nie krępowało aktorów i było właściwe niezależnie od sytuacji przed kamerą. Odpowiedzialny za oświetlenie Czarek Lisowski skonstruował na prośbę Edelmana specjalny reflektor, który nazwano "żyrandolem". Był to cylinder z rozpraszającego światło materiału, zamknięty od spodu takim samym materiałem. Wewnątrz znajdowało się wiele lamp żarowych o łącznej mocy 25 kilowatów. "Żyrandol", zawieszony nad dekoracją, oświetlał ją w całości silnie a zarazem miękko, przy czym intensywność światła można było regulować za pomocą osłony. "Żyrandol" był źródłem tzw. światła kluczowego, ale używano też oczywiście światła wypełniającego, przedniego i bocznego, które oddało szczególne usługi w portretowych ujęciach (zbliżeniach) aktorów. Gdy mowa o świetle w Zemście, nie można pominąć jeszcze jednego istotnego zabiegu Andrzeja Wajdy: umiejscowienia akcji sztuki w porze zimowej. Reżyser nie chciał, by film ten był - jak Pan Tadeusz - utrzymany w intensywnych barwach i jasnej tonacji. Uważał, że potrzebny jest plastyczny odpowiednik ironii, z jaką Fredro ukazał bohaterów sztuki, knujących intrygi, prześcigających się we wzajemnym oszukiwaniu. Surowość panująca zimą w świetle i przyrodzie wnosi ten pożądany dystans, a wszechobecna wówczas biel nadaje obrazowi dominantę barwną i nie odciąga uwagi widzów od aktorów. Zemstę kręcono dwiema kamerami Panavision - Panaflexem Millenium XL i Panaflexem Platinium. Pierwsza z nich jest najnowszym cackiem firmy Panavision. W porównaniu z innymi kamerami z serii Panaflex odznacza się jeszcze mniejszymi wymiarami i jeszcze zgrabniejszym kształtem. W plenerach bardzo przydało się zdalnie sterowane ramię kamerowe Technocrane: z dużą swobodą podążało za aktorami przemieszczającymi się na zamkowym dziedzińcu, pośród krużganków lub wzdłuż muru granicznego - kości niezgody głównych bohaterów Zemsty. SCENOGRAFIA TADEUSZA KOSAREWICZA I MAGDALENY DIPONT Ponad ćwierć wieku temu Tadeusz Kosarewicz zaprojektował dla Andrzeja Wajdy scenografię do Ziemi obiecanej. Przy wspólnej pracy twórcy spotkali się ponownie dopiero teraz, na planie Zemsty, do której scenografię Kosarewicz zaprojektował wspólnie z Magdaleną Dipont. Dla Kosarewicza każde artystyczne spotkanie z Wajdą jest przeżyciem, przyjemnością, dopingiem do tego, by dać z siebie wszystko. Tak było również w przypadku Zemsty, która postawiła scenografa przed zgoła innymi zadaniami niż Ziemia obiecana. W tamtym filmie nie było ani jednej sceny atelierowej: wykorzystano autentyczne wnętrza łódzkich fabryk włókienniczych, zachowanych w niemal niezmienionym stanie od XIX wieku. Wnętrza te wymagały jedynie prac adaptacyjnych, które wykonał znakomicie Maciej Putowski. W Zemście wszystkie sceny rozgrywające się w zamkowych komnatach zrealizowano w atelier Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie, gdyż jedyny wykorzystany w tym filmie obiekt scenograficzny - zamek w Ogrodzieńcu - jest praktycznie pozbawiony wnętrz. Pierwsza trudność przy projektowaniu scenografii Zemsty wiązała się ze znalezieniem tego jedynego obiektu. Tadeusz Kosarewicz pokazał Wajdzie wspomniany wyżej zamek, którym zafascynowany był od dawna, choć nigdy przedtem nie użył go w charakterze scenografii filmowej. Reżyser i scenografowie udali się na dokumentację do Ogrodzieńca jesienią, ale wyobrazili sobie, jak wspaniale, a jednocześnie niesamowicie zamkowe ruiny mogłyby wyglądać zimą, w śnieżnej bieli. Zrodził się więc pomysł, konsekwentnie potem zrealizowany, by akcja filmu rozgrywała się zimową porą. Ruiny wymagały daleko idących prac adaptacyjnych, ale posiadały właściwą skalę, imponowały wielkością. A przecież sens ekranizowania Zemsty polegał m.in. na rozszerzeniu ograniczającej się do trzech pomieszczeń scenicznej przestrzeni sztuki Fredry. Większa przestrzeń wnosi do filmu oddech. Dialog na ekranie, w dodatku panoramicznym, gdy rozmówcy są oddaleni od siebie o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt metrów, brzmi inaczej niż w teatrze, gdzie dzieli ich tylko sześciometrowa odległość. Z faktu, że zamek posiadał takie a nie inne rozmiary i określoną bryłę wynikał logicznie układ wnętrz atelierowych. Kosarewiczowi i Dipont bardzo zależało na przejrzystości tego układu: widz miał bez trudu orientować się w topografii pomieszczeń. Kolejną trudnością było harmonijne scenograficzne połączenie scen plenerowych, realizowanych w autentycznej zamkowej scenerii, z wnętrzowymi, kręconymi w atelier. Zdaniem Tadeusza Kosarewicza, udało się ją pokonać dzięki zgodnej współpracy wszystkich członków ekipy. Tu nikt nie okopywał się we własnym szańcu, ale wykonywał swoje zadanie z myślą o efekcie finalnym, jakim miała być spójna plastycznie wizja ukazanej na ekranie epoki. W takiej wizji nie mogły przecież ujawnić się jakiekolwiek "szwy" między wnętrzami a plenerem. Tadeusz Kosarewicz szczególnie mocno podkreśla twórczy wkład Magdaleny Dipont oraz Wiesławy Chojkowskiej, odpowiedzialnej za dekorację wnętrz. DEKORACJA WNĘTRZ W REALIZACJI WIESŁAWY CHOJKOWSKIEJ Zgodnie z założeniem, że akcja Zemsty rozgrywa się w wieku XVIII, wystrój zamkowych wnętrz i dziedzińca musiał oddawać klimat polski sarmackiej, by współbrzmieć z wyrosłymi z tego klimatu charakterami bohaterów. Część widocznego na ekranie umeblowania i sprzętów gospodarstwa domowego jest autentyczna. Pochodzi przeważnie z wieku XVII i została udostępniona przez kolekcjonerów prywatnych z Warszawy i Łodzi. Część trzeba było wykonać specjalnie do filmu. Zadania tego podjął się Euzebiusz Stawicki, współpracujący z Wiesławą Chojkowską mistrz stolarski. Autentyki w Zemście o m.in. skrzynie, szafy, fotele, krzesła, kredens, wspaniałe świeczniki w stylu przypominającym gotyk, a na dziedzińcu - kuźnia wraz z wyposażeniem oraz sprzęty gospodarskie: wózek, kosze, sita. Prawdziwe są również naczynia kuchenne, sztućce i piękne cynowe misy. Jedną z takich mis widzimy na początku filmu, w scenie, w której Cześnik każe sobie podać polewkę. Udało się też zdobyć przybory toaletowe pań: najróżniejsze puzderka, kasetki i szkatułki, wykonane ze srebra lub z kamienia, niekiedy przyozdobione malarskimi miniaturami. Skonstruować trzeba było natomiast łoża Cześnika, Rejenta i Podstoliny. Siedem rozwieszonych we wnętrzach portretów sarmackich także powstało współcześnie, podobnie jak arras, ale są to doskonałe imitacje prawdziwych tego rodzaju dzieł sztuki z czasów Polski szlacheckiej. Na ekranie trudno lub wręcz nie sposób odróżnić autentycznych rekwizytów od podrobionych, zwłaszcza, że te drugie zostały odpowiednio spatynowane, by sprawiały wrażenie, że też są pochodzącymi sprzed stuleci autentykami. Doskonałym przykładem jest zamkowy herb, zrobiony współcześnie przez Jana Różnowicza, a wyglądający, dzięki spatynowaniu, nie tylko tak jakby powstał dwieście czy więcej lat temu, ale na dodatek doznał uszczerbku na skutek deszczu i działania promieni słonecznych. KOSTIUMY KRYSTYNY ZACHWATOWICZ I MAGDY BIEDRZYCKIEJ Projektowanie i wykonanie kostiumów do filmowej "Zemsty" Andrzeja Wajdy oraz wyszukiwanie gotowych, z magazynów filmowych i teatralnych, wynikało z kilku przyjętych na wstępie założeń. Najważniejsze dotyczyło umiejscowienia akcji utworu w XVIII stuleciu, a nie w XIX, jak robią to przeważnie teatralni inscenizatorzy większości komedii Aleksandra Fredry. Krystyna Zachwatowicz i Magda Biedrzycka uznały to cofnięcie fabuły w czasie za korzystne, gdyż stroje XVIII-wieczne są po prostu bardziej oryginalne, ciekawsze, a przy tym mniej ograne, opatrzone od strojów z następnego stulecia. W Muzeum Narodowym w Krakowie i Muzeum Narodowym w Warszawie zachowały się autentyczne kontusze, żupany i suknie z XVIII-wieku. Projektantki odwiedziły Działy Tkanin w tych placówkach, odrysowały jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny krój interesujących je strojów i przeniosły go do szytych na miarę, kostiumów Cześnika, Rejenta, Dyndalskiego, Wacława, Podstoliny i Klary. Pozostanie przy dawnym kroju sprawiło, że ubiory, które mają na sobie aktorzy w "Zemście", nie są uproszczoną wersją kostiumu XVIII-wiecznego, ale stanowią ich wierne odwzorowanie. Historyczny krój od razu narzucił aktorom wygląd, sylwetkę i postawę ludzi z tamtej epoki - jak można mniemać oglądając XVIII-wieczne malarstwo czy ryciny. Mało tego: krój wymusił charakterystyczny chód i gestykulację. Krystyna Zachwatowicz i Magda Biedrzycka myślą zatem, że kostiumy w "Zemście" pomogły aktorom wcielić się w bohaterów komedii, zwłaszcza, że uszyte zostały z materiałów możliwie najbardziej zbliżonych do używanych w XVIII wieku, głównie z jedwabiu i płótna. Janusz Gajos, filmowy Cześnik, mówi, że od początku, w swoim jedwabnym, paliowym (czyli koloru słomkowego) żupanie czuł się naturalnie, tak jakby nosił go zawsze. Bez trudu dopasował do niego chód i gesty, bo kostium swoim krojem niejako sam je wymusił. Krystyna Zachwatowicz jest zdania, że nie można projektować kostiumów bez współpracy z aktorem, reżyserem i charakteryzatorem. Aktor nie zagra dobrze roli, jeśli nie przeistoczy się w swego bohatera. A nie dokona tego czując się źle w kostiumie, który mu zaproponowano. Dlatego Zachwatowicz i Biedrzycka robiły szereg prób kostiumowych, przymiarek, starały się uwzględniać uwagi i prośby aktorów. W użyciu były wtedy, tak jak w teatrach, wstępne wersje strojów, wykonane w całości z płótna. Dopiero wersję ostateczną, po dokonaniu wszystkich poprawek, szyto z jedwabiu. Taka procedura wydatnie obniżyła koszty. Reżyser "Zemsty", Andrzej Wajda, zaakceptował z entuzjazmem pomysły obu projektantek kostiumów do tego filmu. Znakomicie przebiegała również współpraca z aktorami i charakteryzatorem Waldemarem Pokromskim gdyż próby charakteryzacji aktorów odbywały się w kostiumach. Drugie założenie dotyczyło kolorystyki kostiumów. Projektantki uznały, że skoro scenerię fabuły tworzy szarawy pejzaż zimowy, zdjęcia Pawła Edelmana utrzymane są w przygaszonych barwach, a scenografia Tadeusza Kosarewicza i Magdaleny Dipont jest monochromatyczna, ograniczona powinna być również gama kolorystyczna kostiumów. I tak też się stało. Trzecie założenie wynikało z faktu, że akcja "Zemsty" rozgrywa się w ciągu zaledwie jednego dnia. Toteż bohaterowie praktycznie nie zmieniają kostiumów. Ponadto jeden i ten sam strój lepiej utrwala charakter danej postaci, staje się dla widza jej znakiem rozpoznawczym. W "Zemście" oglądamy niewiele kontuszy, gdyż akcja rozgrywa się głównie we wnętrzach, gdzie przecież noszono tylko żupany. Często tylko przód żupana uszyty był z drogiego materiału, zaś tył, przykryty zakładanym przy wychodzeniu z domu kontuszem - z płótna. Rozmiar ubioru można było w pewnych granicach regulować wszytymi z tyłu tasiemkami - ścieśnić go lub poluzować, tak jak się to robi dziś w kamizelkach do garniturów. Taki żupan widzimy w "Zemście" na Dyndalskim. Znano już wtedy stroje ocieplane (pikowane)- taki żupan nosi w filmie Wacław. Zachwatowicz i Biedrzycka przywiązywały do takich szczegółów ogromną wagę. Kolejnym na to dowodem jest zdobycie nicianych guzików, typowych dla XVIII-wiecznych ubiorów męskich.Dziś w Polsce robi się je tylko do sutann, a więc są one wyłącznie w kolorze czarnym. Innych nikt nie produkuje ani nie sprzedaje. Krystyna Zachwatowicz zapamiętała z czasów, w których pracowała w jednym z teatrów w Paryżu, że są tam magazyny oferujący niciane guziki w różnych kolorach. Tak się złożyło, że grający Papkina Roman Polański kończył w Paryżu prace nad swoim filmem "Pianista". Był bardzo zajęty, nie mógł przyjechać do Warszawy na przymiarkę kostiumu i próbę charakteryzacji. Krystyna Zachwatowicz udała się więc wraz z Waldemarem Pokromskim do Paryża. Mogła przy okazji kupić niezbędne niciane guziczki, które możemy dostrzec w żupanach Cześnika, Milczka i Wacława . W jednym wypadku świadomie zrezygnowano z przyozdabiania kostiumów autentycznymi, pod względem historycznym, detalami. Chodziło o kosztowne spinki przy kołnierzach. Takie świecidełko, znajdując się przecież tuż pod twarzą aktora, odciągałoby od niej wzrok widza, zwłaszcza, jeśli sfilmowana została w bliskim planie. Krystynie Zachwatowicz i Magdzie Biedrzyckiej najwięcej problemów przysporzyło znalezienie odpowiedniego kostiumu dla Papkina. Postanowiły przyodziać "Lwa Północy" w mundur, który nie byłby jednak mundurem żadnej konkretnej formacji wojskowej, a jednocześnie kojarzył się z XVIII stuleciem. Widz, nawet nie znający historii ubiorów, fałsz i anachronizm dostrzeże nieomylnie. Na pierwszą przymiarkę projektantki przygotowały Romanowi Polańskiemu gotowy mundur z zasobów teatralnych. Polańskiemu, który bardzo pomagał w znalezieniu najwłaściwszego rozwiązania, spodobało się zestawienie kolorów munduru - czarnego i ciemnozielonego - z jasną kamizelką. Pozostawiono je w mundurze uszytym na miarę, w którym ostatecznie gra w filmie. Wysokie buty i francuski, XVIII-wieczny kapelusz wojskowy zdobyła, dzięki swoim znajomościom w londyńskich magazynach wytwórni filmowych, Magda Biedrzycka. Łatwiej poszło z kostiumami dla kobiecych bohaterek "Zemsty". Krystyna Zachwatowicz nie miała wątpliwości, że Podstolinie (Katarzyna Figura), która przecież jest wdową, nie przystoi nosić żadnej innej - poza czarną - sukni. Strój Klary wyraźnie podkreśla epokę. Z uszyciem odpowiedniej sukni nie było kłopotu - Agata Buzek, ze swoją oryginalną urodą i smukłą sylwetką, w każdym ubiorze prezentuje się znakomicie. Jak już wspomniano, pracy nad kostiumem, a więc nad stworzeniem zewnętrznego wizerunku bohatera, nie można uznać za zakończonej, jeśli nie zwieńczy jej dobra charakteryzacja. Ma przecież powstać wizerunek całej postaci. Tu po raz kolejny ważną rolę odegrała atmosfera porozumienia między reżyserem, aktorami, projektantkami kostiumów i charakteryzatorem. Krystyna Zachwatowicz zaproponowała, by Wacław miał typowy dla XVIII wieku "czub" z włosów na wygolonej głowie i okulary nadające mu wygląd intelektualisty. Waldemar Pokromski podchwycił te pomysły i z talentem je zrealizował, spotkały się one też z uznaniem Andrzeja Wajdy. Z wdzięcznością przyjął je Rafał Królikowski - widząc w nich pomoc w stworzeniu na ekranie postaci Wacława MUZYKA WOJCIECHA KILARA Spośród filmów zrealizowanych przez Andrzeja Wajdę, Zemsta jest szóstym, do którego muzykę skomponował Wojciech Kilar. Współpraca obu artystów zaczęła się przy "Ziemi obiecanej", znajdując swoją kontynuację w Smudze cienia, Kronice wypadków miłosnych, Korczaku i Panu Tadeuszu. Teraz przyszła Zemsta, która postawiła kompozytora przed bardzo trudnym wyzwaniem. Andrzej Wajda zwierzył się żartobliwie Kilarowi, że woli ten film reżyserować, niż gdyby miał pisać do niego muzykę. Zasadnicza trudność polegała na tym, że dla muzyki zostaje tu bardzo niewiele miejsca. Zarówno dla reżysera jak i kompozytora było bowiem oczywiste, że nie może ona pojawiać się wtedy, gdy słychać cudowny wiersz Fredry, bo by go tylko zbanalizowała. Muzyka może być jedynie tam, gdzie wiersza nie ma. Ponadto towarzyszy oczywiście napisom czołowym i końcowym. Drugim problemem było znalezienie właściwego klucza stylistycznego. Gdy komponuje się muzykę do komedii, istnieje niebezpieczeństwo sięgnięcia po łatwe chwyty, polegające np. na wydobyciu komicznych brzmień z instrumentów. W wypadku Zemsty nie było o tym mowy. Kilar uważa wprawdzie sztukę Fredry i film Wajdy za bardzo śmieszne, ale dostrzega kryjącą się za tą śmiesznością gorzką refleksję, szczególnie mocno zaakcentowaną na ekranie. Refleksja ta dotyczy sarmackich, tromtadrackich cech polskiego charakteru narodowego, które przejawiały się w przeszłości i przejawiają się niestety nadal. W Zemście skupia je w sobie głównie Cześnik. Kilar postanowił podkreślić je w swojej partyturze. W mazurze, który w tym celu skomponował, słychać - jak sądzi - echa tej nie wymarłej tromtadrackiej sarmackości. Kompozytor charakteryzuje ten utwór jako "szorstki" w brzmieniu, "szlachecko-wiejski" w charakterze. Inny rodzaj muzyki towarzyszy młodym bohaterom Zemsty - Klarze i Wacławowi. To już nie są zaściankowe szlachciury, to jest oświeceniowa, prąca do przodu młodzież. Dlatego, gdy pojawiają się na ekranie, zamiast "siermiężnego" mazura słyszymy bardziej wykwintną kompozycję, utrzymaną w duchu rokokowym. W finałowej scenie filmu chór śpiewa: "Zgoda, zgoda!" do melodii ludowej z rzeszowskiego, którą Wojciech Kilar odnalazł w zbiorze Oskara Kolberga. Muzykę w Zemście Andrzeja Wajdy gra Wielka Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej w Warszawie pod dyrekcją swego nowego szefa, Antoniego Wita. Nagrań dokonano w Studio im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, 9 i 10 sierpnia 2002 roku. MONTAŻ WANDY ZEMAN "Zemsta" jest czwartym filmem Andrzeja Wajdy montowanym przez Wandę Zeman. Wcześniejsze to Wielki Tydzień, Panna Nikt oraz Pan Tadeusz. Reżyser obdarzył swoją montażystkę zaufaniem, które było dla niej czynnikiem mobilizującym do pracy ze zdwojoną energią. Zemsta to jeden z tych filmów, którym Zeman bez najmniejszego przymusu, wręcz z radością poświęciła się bez reszty. Czasem, po całym dniu spędzonym w montażowni przychodziła do domu, gdzie przychodził jej do głowy nowy pomysł. Nie mogła się doczekać chwili, w której mogła zaproponować go reżyserowi. Zdaniem Wandy Zeman, ta radość tworzenia brała się ze stworzonej przez Wajdę atmosfery harmonijnej współpracy wszystkich członków ekipy. Montażystka szczególnie ceni sobie wkład autora zdjęć, Pawła Edelmana, który filmując każdą scenę kolejno z wielu punktów widzenia (ustawień) kamery, dostarczył moc materiału do montażu - było więc z czego wybierać. Urozmaicając dialog np. wymownym spojrzeniem którejś z postaci, przebitką krajobrazową lub detalem pięknej scenografii Tadeusza Kosarewicza, Zeman podtrzymywała rytm Fredrowskiego wiersza: takie było podstawowe zadanie montażu Zemsty. W trakcie pracy nad tym filmem Wanda Zeman nie napotkała na większe trudności, a jedyna poważniejsza wątpliwość dotyczyła prologu. Po rozpoczynającej film wędrówce komicznej postaci Papkina przez śnieg do zamku przychodzi scena rozgrywająca się na zamkowym dziedzińcu. Następuje w niej prezentacja głównych bohaterów opowieści, zarysowane zostają konflikty między nimi. W pierwszej wersji montażowej, w scenie tej był dialog, który raczej utrudniał niż ułatwiał widzowi połapanie się w sytuacji. W drugiej, ostatecznej wersji zrezygnowano z dialogu: ekspozycja filmu, nadal pełniąc wyznaczone jej funkcje przedstawienia postaci i nakreślenia konfliktów, nabrała większej czytelności. Zemstę montowano tradycyjnie, bezpośrednio na taśmie światłoczułej, z pominięciem montażu elektronicznego. Prace, rozpoczęte po zakończeniu zdjęć, pochłonęły około dwóch miesięcy - maj i czerwiec 2002 roku.
"Zemsta" pełna niespodzianek
(RECENZJA DZIECI W WIEKU 14 - 16 LAT, KTÓRE WIDZIAŁY ZEMSTĘ) Jak to się dzieje, że mimo upływu lat, tak niewiele się uczymy i zmieniamy? Dlaczego mimo wielu doświadczeń drzemią w nas dusze kłótników? Dlaczego nie możemy rozwiązywać swoich problemów za pomocą kulturalnego dialogu? Nie wiem, czy Pan Andrzej Wajda w "Zemście" znajduje na to odpowiedź, ale mamy przeświadczenie, że to bardzo wspólczesny film. Przede wszystkim dlatego, że pokazuje jeśli nie nas samych, to mieszkających tuż obok ludzi zaangażowanych bez reszty w sprawy nie warte nie tylko większej, ale żadnej uwagi. Takich właśnie bohaterów, będących odzwierciedleniem współczesnych nam ludzi, możemy zobaczyć w nowym filmie twórcy "Popiołu i diamentu". Ludzie, a nie warstwa komediowa sztuki Fredry, okazali się dla reżysera najważniejsi. I to w ekranizacji najsłynniejszej polskiej komedii jest bardzo widoczne. Od pewnego czasu wiedzieliśmy, że ekranizacja komedii Fredry szykuje wiele niespodzianek. I rzeczywiście ich nie brakuje. Dla nas, którzy trochę utrudzeni całym dniem i spędzoną w pociągu nocą zasiedliśmy w wygodnych fotelach sali projekcyjnej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych na Chełmskiej w Warszawie, pierwszą był fakt, że 100-minutowy film obejrzeliśmy nie przysypiając pokątnie ze zmęczenia, ale pełni podziwu dla reżysera, aktorów i wszystkich, którzy nad nim pracowali, i rozbawieni tym, co Fredro wymyślił, a Pan Wajda pokazał. Dodatkową zaletą tego specjalnego pokazu było to, iż po raz pierwszy w życiu obejrzeliśmy film będący po pierwszym montażu, dopiero co został skończony. Momentami na planie słychać było nawet reżyserskie komendy. Gwiazdorska obsada filmu od początku wzbudzała ciekawość i zainteresowanie. Reżyser wielokrotnie w przeszłości powtarzał, jak istotny jest wybór aktorów. Wydaje się, że i tym razem się nie pomylił. Kapitalnie przecież Cześnika Raptusiewicza gra Janusz Gajos. Pewny siebie i swego, energiczny i rubaszny nie ma żadnych skrupułów w walce o dziurę w murze granicznym. To dla niego prawdziwe wyzwanie. Jak wojna to wojna! Niezwykły jest również jego adwersarz, rejent Milczek Andrzeja Seweryna - dwulicowy, chciwy, szukający nieporozumień i kłótni, ale przede wszystkim bezwzględny dla świata. Milczek to człowiek nie tyle uparty, co pozbawiony skrupułów i dlatego niebezpieczny. Sposób, w jaki postępuje, jak myśli, a nawet jak patrzy, każe się go bać. Tak naprawdę nie wiadomo, na co go jeszcze stać i do czego jest zdolny, gdy przyjdzie walczyć o swoje. Z pewnością wiele dyskusji wzbudzi Papkin Romana Polańskiego. Na film wyraliśmy się przeświadczeni, że będzie on błazeńsko śmieszny, że "Lew Półnnocy" bawić nas będzie swoją naiwną wiarą w posiadanie, rozum i powodzenie. Tylko czy na pewno powinien? Widzimy bowiem w filmie Papkina śmiesznego wprawdzie, ale zagubionego i nieporadnego w świecie, którego jest reprezentantem, ale który chce nim tylko manipulować i wykorzystywać do własnych celów. Początkowo poczuliśmy lekki zawód, jednak po pewnym czasie oswoiliśmy się z nim takim, jakim "został stworzony". Może dlatego, że odkryliśmy w nim nie błazna, lecz nieszczęśliwego, pozbawionego nawet złudzeń, człowieka.. Wielu takich i dziś, niestety, wokół nas. Jak Papkin, nie mają nikogo i niczego. Pozostaje im udawać i słuchać tych, którzy rozumu mają może niewiele więcej, ale środków do życia na pewno. I takiego bohatera stworzył Polański. Odważył się go zagrać inaczej niż wszyscy przed nim, oryginalniej, prawdziwiej. Zobaczył w nim bowiem nie tylko błazna, ale przede wszystkim człowieka. Podobali nam się również Wacław - Rafał Królikowski i Klara - Agata Buzkówna. Aktorzy wyposażyli granych przez siebie bohaterów, nieco bezbarwnych u Fredry, w nadzwyczajną radość życia. Wierzą, jak to młodzi, że nic nie jest na zawsze, kłopotom trzeba wychodzić naprzeciw, a nie odwracać się od nich i czekać aż ktoś inny je rozwiąże. To dobra rada dla nas, uwikłanych nie tyle w konwenanse, ile w kłpoty dnia codziennego. (...) Świetni są również inni: dzielnie walcząca o swoje, ubrana w czerń (...) Podstolina - grana przez Katarzynę Figurę, prześmieszny Cezary Żak w roli Perełki i równie zabawny Jerzy Nowak w roli Murarza. Kto wie jednak, czy Wajda nie dokonał w "Zemście" jeszcze jednego odkrycia: Daniela Olbrychskiego dla komedii, bo jego Dyndalski rozbawił nas do łez. Kolejna niespodzianka dotyczy przeniesienia akcji filmu na czas zimy. Wszyscy pamiętamy wspaniałe, barwne, pastelowe krajobrazy z "Pana Tadeusza". W "Zemście" jest zupełnie inaczej - warstwa kolorstyczna została ograniczona do minimum. Śnieg przykrył wszystko. Dlaczego? - ponieważ piękno i estetyka otoczenia są odbiciem tego, co w człowieku. Kolory pojawiają się więc wtedy, gdy Cześnik i Rejent zdobędą się na uścisk dłoni. W "Zemście" nie ma zgody i życie z charakterami, jakie posiadają główni bohaterowie, jest trudne, ponure, brzydkie. Słusznie zauważa Krzysztof Kłopotowski (Wprost, nr 19/2002 r.): "Zima jest czasem śmierci, a ruiny to skutek naszych ciężkich zaniedbań. Śmierć w ruinach po dawnej wielkości, z powodu ciągłych kłótni, z wrodzonej głupoty - to daje do myślenia o współczesnej Polsce". Jednak to nie jedyne analogie do czasów, w jakich żyjemy. Bohaterowie "Zemsty" przypominają jako żywo ludzi znanych nam z naprzeciwka. Czym różni się współczesny biznesmen albo nowobogacki, nie liczący sie z innymi ludźmi, zapatrzony we własne interesy i gotowy poświęcić dla nich wszystko, od Cześnika Raptusiewicza? Czym nie mający przyjaciół, zagubiony w świecie, pozbawiony swego miejsca, korzeni i własności, nierozumiany przez ludzi od Papkina? Można by porównywać tak bez końca. Mijają lata, świat się zmienia, rozwija, a ludzie wciąż tacy sami: chciwi, kłótliwi, rządni władzy, zemsty. Na szczęście czasami podają sobie ręce na zgodę. Wszelkie mury mają szanse runąć tylko wtedy, gdy urazy i kłótnie mniej ważyć będą niż ludzka solidarność i skłonność do wybaczania. Tak jest u Fredry, a jeszcze dosłowniej u Pana Wajdy, gdzie mur się przewraca. Tyle, że zaraz potem reżyser przypomina, że jesteśmy w teatrze. I słusznie "życie to jest teatr"... Jesteśmy pewni, że "Zemsta" będzie się nie tylko podobała. Może skłoni też, jak wiele wcześniejszych filmów Pana Andrzeja Wajdy, do zastanowienia się nad sobą, nad tym, co jest w życiu tak naprawdę ważne i zniechęci do budowania nowych murów granicznych. Wystarczy tych, które wciąż nas jeszcze otaczają. Dlatego m.in. będziemy gorąco namawiać do obejrzenia tego filmu. W imieniu Redakcji "Szkolnego Donosiciela" - opr. Anna Fieducik