Postępująca infantylizacja dopada filmy kinowe szturmem. Korporacyjne animacje przejmują zachwyt nad czystą sztuką. Pixar przestał być wiarygodny, gdzieś od premiery ,,Wall-e'' reklamuje się jako dojrzałe studio, ale przeczy własnym ambicjom, ponieważ stosuje niewiarygodne sztuczki manipulacyjne, a przeglądając portfolio animatorów łatwo ulec masowej hipnozie, że nie przestali być konkurencyjni. ,,W głowie się nie mieści 2'', to leniwy sequel zasłaniający się familijnymi korzeniami, aby ukazać, jak kultura stała się regresywna. Twórcy deprecjonują ludzki umysł zastępując go wytworami wyobraźni panów w garniturach. Technologia poszła do przodu, lecz co z tego, iż dorysowane klatki są coraz bardziej dopracowane wizualnie, skoro infantylizują rzeczywistość, a poważne problemy nastoletniej burzy hormonów zamieniają w karykaturalny panoptikon emocji.
Pixar, który słynął z oryginalności oraz osobistych doświadczeń wylewających się otwarcie na szklanym ekranie - przeszedł w tryb mordercy, który pozabijał kreatywność uzdolnionych artystów trzaskając niepotrzebne kontynuacje ukochanych serii. Pomyślcie, kiedyś ,,Auta'' czy ,,Potwory i spółka'' wydawały się unikatem, tymczasem franczyzy rozmieniły się na drobne, a studio z Kalifornii przestało wskrzesać ducha przygody na miarę duńskiej wyprawy z ,,Ratunku, jestem rybką''. Woli uparcie dążyć do rozpadu kultury masowej, gdzie serializacja żąda nowych ofiar - padło na animację, która okazała się wielkim hitem prawie dekadę temu. ,,Inside Out 2'' (oryginalny tytuł) zaczyna się, jak w koncepcji ,,Toy Story'' (jak Andy dojrzewa), gdzie Riley dorasta, a jej osobowość, to kaleka z wodogłowiem. Ów 13-letnia dziewczyna niczym się nie wyróżnia i wydaje się poukładaną nastolatką z przaśnie marudnego pokolenia, która nie ma żadnych zmartwień, bo ma bogatych rodziców, soczyste hobby (o chłopięcym zabarwieniu) oraz klasyczną buźkę ładnej dziewczyny z osiedla. Wygląda przez to sztucznie, jak nakręcana pacynka z zakładu dla poszkodowanych (podobnie, jak ,,Suzume'' - bohaterka z anime prezentuje się nienaturalnie, a jej sztuczne, poszerzone oczy niemal podpowiadają instynktownie, czy aby nie została wykastrowana z duszy?).
Wątpliwości jest sporo: począwszy od kontroli nad cudzymi emocjami. Nastolatka odpala się atakami, jakby opętał ją szatan, a fikcyjne minionki w głowie Riley robią takie zamieszanie, że zaczynasz obawiać się, czy nie stała się ofiarą przeklętego przekrętu i skrytej manipulacji wynikającej z systemu organicznego. Z punktu pedagogicznego ,,Inside Out 2'' jest problematyczny, a jego funkcjonowanie w obrębie psychiki działa niepoprawnie. Ludzki umysł przypomina korporacyjne biuro, gdzie szefem jest złość, która nieustannie podłącza się do impulsów elektromagnetycznych, przez co ciało nastolatki przechodzi drastyczne burze, gdzie od nadmiaru wahającego się nastroju przechodzi w stan zaburzonej furiatki. I to bez żadnej kontroli. Będąc nastolatkiem pamiętam, że mogłem kontrolować emocje, tymczasem w filmie pokazują, że jakieś przypadkowe ludki z ,,kosmosu'' odpowiadają za nasz system behawioralny! Twórcy nie starają się w żaden sposób uzasadnić mechanizm obronny za to, jak odpowiadamy na bodźce zewnętrzne. Jest to suma bezmyślnych wypadków, gdzie przypadkowe emocje przejmują kontrolę nad ludzkością, co gryzie się ze skomplikowaną genetyką umysłową. Problemem jest również fakt, że nie jest to animacja dla najmłodszych - brakuje lekkości oraz płynności, delikatności czy mniejszej zapory, aby przebrnąć przez tonę klisz z kina familijnego, gdzie nastolatka zachowuje się, jak upośledzona wersja Arnolda z ,,Hej Arnold'' (serial z 1996 r.).
Riley trafia na kampus hokejowy, gdzie objeżdża zawodniczki, jakby uruchomiła konsolę i ruchem pada przezwyciężyła drużynę przeciwną. Nie ma w tej historii prawdziwych problemów i nastoletnich uczuć - jest suchy fakt, że Riley dorasta, więc niepotrzebnie próbuje wkupić się w łaski fałszywych przyjaciół, zamiast skupić się na tworzeniu relacji z tymi, dla których jest ważna. Mimo że tempo zabawy jest zawrotne, to scenariusz nigdy nie pozwala ujrzeć momentu kulminacyjnego. I grzęźnie w dwóch paralelach - między światem rzeczywistym, a urojonym na rzecz fikcyjnych postaci w ludzkiej sprężynie, gdzie skrywamy neuroprzekaźniki. Oprócz złości, wiecznie zasmarkanej okularnicy w postaci smutku czy tryskającej radości otrzymujemy nowy zestaw, aby rozregulować ciało niewinnej nastolatki - jak poczucie wstydu, który został przedstawiony jako kulfon z kapturem. Który boi się cokolwiek obserwować po drugiej stronie lustra mini-abstrakcyjnej psychiki. Największy kłopot wywołuje lęk - maskotka z pionowym irokezem oraz rozczapierzoną twarzą, gdzie szeroki uśmiech nie znika od ucha do ucha, a on sam zachowuje się, jakby miał ADHD i zapomniał wziąć leki uspokajające po pobudce.
Nadmiar emocji budzi jawny dyskomfort - przez co psychika młodej dziewczyny przesiąka drastycznym spięciom, a jej niepoukładane nastroje przypominają kobietę w okresie bolesnej miesiączki, i to w krzywym zwierciadle, jak z taniej komedii. Autorzy nie panują nad własnym porządkiem w biurze - fikcyjne ludki towarzyszące Riley długimi fragmentami stają się bohaterami numer jeden, jakby ludzki człowiek był dodatkiem do kapryśnej natury emocji oraz wzburzonego serca przez zadławienia emocjonalne. Riley zostaje przedstawiona jak marionetka, która nie ma wpływu na to, jak zachowa się w danej chwili, co jest zaprzeczeniem ludzkiej samokontroli czy zdolności do samoświadomości. Jej emocje czy zachowania są przesadnie skrajne (nigdy nie tonuje własnej błazenady czy nie ulega emocjom pod wpływem adrenaliny), a animatorzy nie ułatwiają zadania, aby pokochać to nastoletnie dziewczę, ponieważ jest trybikiem w maszynie. Niczym się nie wyróżnia, a jej udawane, ustawione problemy przypominają nastoletnie seriale puszczane w wątpliwych kanałach publicznych. Poza tym część druga robi sobie kuku od pierwszych scen, gdzie nowe emotikony z emocjami, jak lęk czy zawstydzenie przejmują sterowanie w bazie danych wyrzucając starą gwardię na dalszy plan, i jest konflikt wewnętrzny, między radością, ukrytym smutkiem, a zblazowaną wiedźmą na kanapie, która ma symbolizować znużenie. Przecież takie emocje, jak wstyd czy lęk odczuwamy od dzieciństwa, więc dlaczego autorzy wrzucają w sequel bohaterów, których znamy od narodzin? Zapomnieli o takich emocjach, czy robią to specjalnie, żeby udowodnić, że nastolatkowie są nienormalni i mają kłopoty ze skupieniem uwagi?
Rozumiem, że był to pretekst do kontynuacji, ale przez nadmiar emocji nie kontroluje własnej gry w chronologicznym porządku. Skacze po wydarzeniach - między hokejowym krążkiem, a na mapie wirtualnych emocji w pamięciowej luce. Pixar zapomniał, że najlepiej sprawdzał się w dwójkowych akcjach, jak konflikt Buzza z Chudym w ,,Toy Story'', jak Flik pojedynkował się z Hopperem w ,,Dawno temu w trawie''. Jak Marlin musiał współpracować z Dory, aby odnaleźć syna w ,,Gdzie jest Nemo''. Przez nadmiar postaci, niepoukładany bałagan w głowie rozmontowanej osobowości Riley ,,W głowie się nie mieści'' jawi się jako kabaret z naszych delikatnych, kruchych emocji. Przykre, lecz prawdziwe.
Opinia pierwotnie pojawiła się na literackiespelnienie.blogspot.com
Muszę przyznać ci w wielu miejscach rację, zwłaszcza, jeśli chodzi o słaby moment kulminacyjny. Trochę się wynudziłem na tym filmie, ale z drugiej strony to nie byłem targetem. Moim nastolatkom się podobało. Z tym filmem mam taki problem, że o ile jedynka była o dziecku to każdy mógł się z głównym bohaterem zidentyfikować. Druga część jest o nastolatce i tu jest dużo gorzej, bo chłopcy zupełnie inaczej przechodzą ten etap. Np. kiedy Reiley przyjeżdża na obóz jest pod silnym wpływem swojej idolki. Faceci uprawiający sport nigdy by tak nie zachowali się w kontakcie z ludźmi dwa - trzy lata starszymi. Ci którzy trenują sport i są w nim dobrzy mają odwrotnie - uważają się z lepszych niż w rzeczywistości. Traktują innych (nawet starszych) za cieniasów i chcą za wszelką cenę pokazać, że są od nich lepsi i nie farbują włosów, żeby im się przypodobać. Pojawiają się też kwestie przywódcze w stadzie poparte siłą fizyczną. Ten świat w okresie dojrzewania różnie się znacznie i wydaje się, że chłopcom będzie trudno zidentyfikować się z Riley, ale mogę się mylić wszak nie jestem nastolatkiem ;)
Zdecydowanie, jako chłopiec, trenując sport, nie zachowywałem się, jak nie mądra dziewczynka, która chce komuś zaimponować. Też byłem tym klasycznym sportowcem, który miał gdzieś, że inni mogą wygrać, skoro sam wierzyłem, że jestem równie dobry, jak inni.
Zgadzam się ze sporą częścią tego wpisu. Dla mnie pierwsza część była okej, coś innego, ciekawego. Tutaj bunt nastolatki pokazany jest bardzo słabo, nie ma śmiesznych momentów, a całość jest niezwykle kiepska. Byłam bardzo rozczarowana.
"niepotrzebnie próbuje wkupić się w łaski fałszywych przyjaciół, zamiast skupić się na tworzeniu relacji z tymi, dla których jest ważna."
Dlaczego fałszywych? Bo w innych amerykańskich filmach popularne nastolatki pokazywane są jako zołzy? Fałszywe to jest to zdanie.
"Riley zostaje przedstawiona jak marionetka, która nie ma wpływu na to, jak zachowa się w danej chwili, co jest zaprzeczeniem ludzkiej samokontroli czy zdolności do samoświadomości. "
Nie, ona nie jest tak przedstawiona, tylko ty tak to odebrałeś. Postacie reprezentujące jej emocje, nie siedzą w jej głowie decydując o jej życiu, tylko są nią! Ta walka między nimi symbolizuje właśnie kontrolę własnych emocji, o której pisałeś wyżej. Wystarczy użyć odrobinę wyobraźni zamiast podchodzić do filmu z zamiarem udowodnienia jakiejś teorii spiskowej.
"Przez nadmiar postaci, niepoukładany bałagan w głowie rozmontowanej osobowości Riley ,,W głowie się nie mieści'' jawi się jako kabaret z naszych delikatnych, kruchych emocji. Przykre, lecz prawdziwe."
1. Zgodzę się z tym kabaretem, ale dlaczego przykre? Co jest złego w kabarecie?
2. Nie życzę tego Tobie, ale wróć tu kiedy stracisz bliską osobę i wtedy napisz jaki to smutek jest kruchy i rozsypuje się w pył przy pierwszym dowcipie Strasburgera.
3. Kilka zdań wyżej wspominasz jaka to psychika jest skomplikowana i zarzucasz że film spłyca temat, a teraz znowu nie pasuje ci że jest za dużo postaci?
To tak jakbyś narzekał, że no auto nie rozpędza się do setki poniżej 3s, słabo jeździ w terenie i nie da rady do niego załadować palety, kompletnie ignorując fakt, że masz przed sobą rodzinnego SUVa.
"Problemem jest również fakt, że nie jest to animacja dla najmłodszych -"
Jaki jest z tym problem? 99% filmów nie jest dla najmłodszych i??
"brakuje lekkości oraz płynności, delikatności czy mniejszej zapory, aby przebrnąć przez tonę klisz z kina familijnego, gdzie nastolatka zachowuje się, jak upośledzona wersja Arnolda z ,,Hej Arnold''"
Faktycznie może być ciężko odnaleźć w filmie lekkość jeśli przez cały seans rozmyśla się o tym z której strony by mu dowalić. Już na samym wstępie odnosi się wrażenie, że bardzie masz jakiś problem z samym studiem.
Chodzi o to, że oni skomplikowali postać na tyle, że mogłaby nabawić się psychozy. Przecież co chwila są jakieś pstryczki, co doprowadzają do wszelkiej zaburzeń. A z tym podejściem, co do zmarłej osoby - bardzo słabe z Twojej strony, bo każdy traci kogoś bliskiego, prędzej czy później.
Czyli Twoim zdaniem twórcy "infantylizują rzeczywistość" poprzez nadmierne skomplikowanie postaci? Ciekawe teoria muszę przyznać.
Właśnie animacje powinny być skierowane dla młodszych. Dzisiaj twórcy niepotrzebnie komplikują, jakby na siłę próbowali być dorośli, kiedy nie są to animacje, stricte dla dorosłego. Animacje dla dorosłych, to inna kategoria, więc inaczej postrzegana. Pixar po prostu zrobił się korporacyjny, taki mam problem
Kiedyś wzruszali. Dzisiaj tylko powodują, że nie mam ochoty do nich wracać, w przeciwieństwie do Toy story.