Erik poprawil na sobie pelerynę, nasłuchując śpiewu Aminty, dobiegajacego zza kurtyny. Wziął głęboki oddech i poczekał aż jego niespokojnie bijące serce wyrówna rytm. Teraz nadchodził jego moment. Sięgnął w kierunku zakladu kurtyny, zrobil krok...
...I znalazł się w ciemnościach.
- Ej, co jest? - zapytał, i postapił krok do przodu. Obił sobie golenie o jakiś mebel i zaklął.
- Kto tu jest? -zapytał niewieści glos z ciemności.
- Upiór z Opery!- odezwał się głęboki baryton - A ty? Kim jesteś?
Coś pstryknęlo i jasne światło zalało pomieszczenie. Erik zmrużył oslepione oczy. Miast na scenie znajdowal się w dziewczęcej sypialni, pełnej pluszowych maskotek. Na scianie królował wielki plakat, przedstawiający czlowieka w bialej masce, tulacego do siebie dziewczynę.
- Co ja robie na tej ścianie? Z...z..z moją Christine! - Upiór wpatrywał się w wielki kinowy plakat, jego zielone oczy płonęły.
- Oooo... - krągła blondyneczka zerwala sie z łózka. - To ty?
Podeszła do Erika i przyjrzała mu się, gryzac różowe usteczka drobnymi białymi zębami.
- Ty naprawdę jesteś Erik! - zachichotała, popychając go w kierunku łózka.
Usiadl, oszolomiony i pozwolił jej umościć sie na jego kolanach.
- Co ja tutaj robie? Kim ty do cholery jesteś?- wyszeptał, po chwili na jego usta opadły pełne wargi blondynki. Wepchnęłą mu do ust swój język.
Jej niecierpliwe ręce rozpinały koszulę i gładziły porośniety włosami tors. Wzdrygnął się i odepchnął dziewczynę. Wylądowała na puchatym turkusowym dywanie.
- Ojej, niemiły jesteś - powiedziała, podnosząc się. - A zaspiewasz mi coś? Skoro jestes Upiorem to musisz śpiewać!
- Nie! - wrzasnął Erik. - Nie bedę śpiewac, chcę do mojej opery! - podniósl rekę w obronnym geście, widzac że dziewczyna do niego podchodzi. - I nie dotykaj mnie!
- Ależ Eryczku..- przysunęła się i poczęłą mruczeć jak rasowa kotka.- Zaśpiewaj mi.- Jej ręka spoczęła na umieśnionym udzie Upiora. Delikatnie piesciła skórę przez materiał, posuwając się powoli w górę.
- Ja mam spektakl... do zaspiewania... - wymamrotał słabo Erik, czując ze jego serce bije coraz szybciej. - Muszę oszczędzać głos...
Dłoń dziewczyny spoczęła na wypukłości między nogami Upiora. Jęknął dośc głośno.
Za ścianą coś stuknęło.
Część 135
Pochylony nad małżonką Erik kątem oka złowił błysk bialej koszuli Agi w ogrodzie.
- Kurwa! - zaklął i jedną dłonią gładząc Sabinę po policzku, drugą siegnął po komórkę.
- Uwe? - powiedział nerwowo do sluchawki. - Aga ucieka, nie wiem co z chłopakami. Lapcie ją i pilnujcie Thomasa, ja musze się zajac Sabiną!
Silna grupa pod przewodnictwem Uwe wyskoczyła z domu. Kroeger pożyczył Thomasowi i Grzesiowi swoje krzyżyki, których miał w swej biżuterii bez liku. Wiedźma zostala w pokoju dziecinnym.
- Thomas, nie powinieneś zostac w domu? - zapytał Uwe, biegnąc w kierunku jeziora.
- Nie ma mowy - odparł już otrzeźwialy Borchert. - Nie zostawie Agi na pastwę tego bydlaka!
Na pomoście coś zabielało.
- Aga! - wrzasnął Borchert, rzucajac sie do szaleńczego biegu. Uwe i Grześ pędzili za nim.
Słup mgły uniósł się z jeziora i spowił postac sopranistki, unosząc ją z czarnych desek pomostu.
- Puść ją! - krepa postac w kapeluszu wypadła z krzaków, wznosząc przed sobą krucyfiks. - Puść ją bestio!
- Helsinek! - wykrzyknął Uwe.
Thomas wpadł na pomost. W tym samym momencie Helsinek wydobył z kieszeni buteleczke wody swięconej i chlusnął nią na mgłę. Aga uderzyła o deski pomostu, bezwladna jak szmaciana lalka. Borchert przypadł do niej, chwytajac w ramiona.
Wysoka jasnowłosa postać zmaterializowała się przed Helsinkiem.
- Znowu ty - powiedział Blutow, chwytając Helsinka dłonią za gardło.
- Puść go! - wrzasneli Uwe i Grześ.
- Bo co, ludzkie robaki? - zapytał szyderczo wampir, szczerząc kły.
- Puść go - władczy głos odezwał sie zza ich pleców. Draczyński, powiewajac połami czarnego płaszcza, wszedł na pomost.
- Jakub - rzekł drwiaco Blutow, puszczając Helsinka. - Szlachetny jak zawsze.
W odpowiedzi Draczyński rzucił się na Wladimira. Obaj poruszali sie tak szybko że widac było tylko klębiące sie zamazane kształty. Helsinek odpełzl na bok na czworakach.
- Thomas? - Aga otworzyla oczy.
- Jestem - Borchert przytulił ją mocniej.
- Ona jest moja! - ryknęlo z kłębowiska. - Moja królowa!
Nie wiadomo jak Blutow znalazł się przy Adze i Thomasie.
- Zabiję - ryknął, zamierzajac się na Borcherta.
W tym momencie Helsinek podniósl się z czworaków i wydobytym zza pazuchy przedmiotem dźgnął Blutowa w plecy.
Z ust wampira dobyl się nieludzki ryk. Okręcił sie, usiłując dosięgnąć tkwiącego w plecach przedmiotu. Wtedy Uwe, przyglądajacy się całej scenie z głebokim uczuciem ze to nie dzieje sie naprawdę, uświadomił sobie że to co tkwi w plecach Blutowa, to krucyfiks z zaostrzonym koncem, podobny do tego, który nosił grając kardynała Richelieu.
Blutow ryknął raz jeszcze i rozpłynąl się w mgłę. Krucyfiks ze stuknięciem upadł na pomost.
- Jakub...? - Uwe rozejrzal sie dookoła, ale Draczyńskiego nigdzie nie było.
136
W chwili gdy Blutow na pomoście stracił swoje siły i zniknął Tytus z Aleksem przebudzili się z hipnotycznego snu. Sabina również przestała rzucać się po poduszce, nagle jej ciało zwiotczało w ramionach Erika, po czym otworzyła oczy.
- Erik! Dziecko, on zabił nasze dziecko!- poczeła wyrywać się z mężowskich objęć.
- Ciii, nic się nie stało to koszmar wywołany przez tego wampira. Musiał odwrócić jakoś moją uwagę, żeby Aga mogła wyjść.
- Gdzie Tytus i Aleks?- zapytała, w tym momencie do pokoju wpadli obaj panowie.
-Uśpił nas, przebudziliśmy się dosłownie przed chwilą.- huknął Tytus.- Gdzie Aga? Szukajmy jej!
- Spokojnie, Uwe dzwonił że już po wszystkim, zaraz tu będą.- wyjaśnił spokojnie Erik. Całe towarzystwo zeszło na dół do salonu. Po chwili Uwe Helsinek i Butelka,razem z Thomasem niosącym w ramionach Agę weszli do salonu. Sabina poszła zrobić wszystkim kawę. Wyjaśnili co stało się nad jeziorem.
- Ten wielbiciel Agi, wampirem?- zdziwił się Tytus.- A wyglądał na takiego kulturalnego i spokojnego poetę.
- Ten poeta to groźny wampir, nie tylko spija krew co też morduje z zimną krwią. Najczęściej kobiety. Ale zastanawia mnie fakt iż nigdy wcześniej nie zapałał takim pożądaniem do żadnej kobiety.- oświadczył Helsinek, dmuchając w gorący napar.
Aga drżała w ramionach ukochanego, nie bardzo zdawała sobie sprawę w czym uczestniczyła jak Sabina i chłopcy była pod wpływem hipnozy.
- Powinniśmy odpocząć.- orzekł Uwe.- Grzesiu, panie Helsinek idziemy do mnie. Sabina przechowaj Thomasa i Agę.
- Już się robi. Chodźcie za mną.- zwróciła się do Borcherta i Agi.- Erik zamknij za panami.
Wszyscy po trudach nocy zasnęli kamiennym snem, tym razem nie potrzeba im było hipnozy.
Iwetta, która była uodporniona na działania hipnotyczne, wybiegła do ogrodu gdy zdała sobie sprawę że Aga jest w niebezpiecznstwie. Obserwowała ze schodków, akcję nad jeziorem, po wszystkim cofnęła się do ogrodu, zmierzając ku głównemu budynkowi. Przechodząc niedaleko mostku, koło którego stał domek dla gości, usłyszała sapanie.Oparty o wierzbę, z rozdartą koszula i rozpiętym płaczu stał Jakub Draczynski. Z rany na piersi, kapała krew, czerwieniąc śnieg.
Dziewczyna, niewiele namyślając się podbiegłą do rannego mężczyzny a zarazem wampira. Domyśliła się od pierwszego spojrzenia w jego głębokie spojrzenie, że nie jest zwykłym mężczyzną.
- Jakubie…- potrzymała go przed upadkie, prowadząc do domku dla gości. Tknięta przeczuciem, wymacała pod wycieraczką klucz. Wsadziłą do zamka i pchnęła drzwi. Przeszła przez salon, na dole znajdowała się jedna sypialnia. Podprowadziła słaniającego się na nogach Jakuba i delikatnie pchnęłą na łóżko. Ułożyła się obok niego, odgarnęła ogniste loki do tyłu odsłaniając mlecznobiałą szyję. Nachyliła się nad nim. Oczy Jakuba wyrażały zdziwnienie, by po chwili rozszerzyć się. Delikatnie dotknął opuszkiem, napiętej tętnicy na szyji dziewczyny po czym wbił się w nią. Iwetta poczuła się dziwnie podniecona, nie poczuła bólu, tylko coś w rodzaju słodkiego oczekiwania a później spełnienia. Jakub ssał krew dziewczyny, to czego nie wypił gorącą stróżką spłynęło na dekolt. Gdy skonczył, spojrzał w szeroko rozwarte szmaragdowe oczy.
- Dziękuję!- szepnął, pochylił się i złożył na jej ustach cudownie delikatny, słodki pocałunek.
Objęci zasnęli.
O ja cię! Jakie śliczne! Zacofana jestem strasznie, ale tak to jest, że jak rodzice walną karę na komputer to nie ma bata...
Czyli poluję na wampiry. Super! Tylko szkoda, że takie wampirzaste. Takie,które piją krew, boją się słońca, czy wody święconej i są niesamowicie seksowne... Takie lubię najbardziej, bo jakby to były takie typu Edward Cullen, czy inne tłajlajtowe wynalazki, to bym nie miała wyrzutów sumienia. Precz z tą szmirą! Ale tak...
Za to uratowałam Jakuba! I ta scena bardzo mi się podobała.
Część 137
Potwornie niewyspana Sabina siedziała w swoim gabinecie udając że pracuje. Wieczorny spektakl został odwołany, Kraków huczał plotkami. Thomas i Aga byli w Zielonkach, zakwaterowani w domku dla gości, pod strażą Uwe, Mate i Grzesia. Oleander od rana opychał się czosnkową kielbasą, w nadziei odstraszenia krwiopijców, a Wintermina i Goździkowa okopaly się w kanciapie sprzątaczki, gdzie otoczone wszystkimi posiadanymi dewocjonaliami modliły się gorliwie.
Sabina przewrócila stonę potwornie nudnego urzędowego dokumentu i stłumiła ziewnięcie.
- Pani dyrektor? - Niski, głęboki głos który sie nagle rozległ, sprawił że podskoczyła w fotelu.
Podniosła wzrok znad papierów. Draczyński stał przed jej biurkiem, niesamowicie a mrocznie przystojny w czarnej koszuli i takimż garniturze.
- Powinna pani poszukac kogoś na moje miejsce - powiedzial spokojnie.
- A czemuż to? - zapytala, przyglądajac mu się. - Chce sie pan zwolnić?
- Po tym co się zdarzyło w nocy, nie jestem tu chyba mile widziany - odparł.
- Pochopny wniosek - odparła dyrektor sucho, chowając papiery do szuflady. - To nie pan jest mordercą, nie pan skrzywdził Agę i Thomasa. Nawet wręcz przeciwnie, stanął pan w ich obronie. Poza tym dobre barytony nie rosną na drzewach.
Jakub uniósl ciemną brew.
- Nie przeszkadza pani to, czym jestem?
- Ani trochę... - zaczęła.
Drzwi gabinetu otwarły się z trzaskiem i stanął w nich Helsinek z kołkiem w jednej ręce a krucyfiksem w drugiej. Zza jego ramienia wyglądał Oleander.
- To on! On jest wampirem! - wrzasnąl , wskazując paluchem Jakuba i zionąc potężnie czosnkową wonią.
Draczyński kłapnął w jego stronę zębami, jego oczy zaswieciły krwawo. Dawid z piskiem i skomleniem zwiał na korytarz, gdzie zaplątały mu się nogi. Usiadł na podłodze z impetem.
Helsinek, wyciagając przed siebie krucyfiks, ruszył ku Jakubowi.
- Mam cię, siło nieczysta! - zagrzmiał. Draczyński cofnął się, niepewny co czynić.
- Ale co pan, z kołkiem na mojego aktora?! - zbulwersowała sie Sabina. - Oszalał pan?
- To wampir - oznajmił Helsinek i naparł na Jakuba. Ten postąpił jeszcze krok do tyłu przy czym zahaczył obcasem o fałdę dywanu. Przewrócil się jak długi, lądując na tyłku. Helsinek z krwiożerczym błyskiem wzniósl kołek.
- Nie! - wrzasneła Iwetta, osłaniając Jakuba własnym ciałem.
- A ta skąd się tu wzięła? - zdziwiła się Sabina.
- Pani Iwetto! - wrzasnął profesor. - Co pani wyprawia?!
- Nie pozwolę go skrzywdzić! - odwrzasnęła Iwetta.
- Przestańcie wrzeszczeć! - wrzasnela jeszcze głośniej dyrektor. - A pan niech odłoży ten kołek, ale już!
Zbaraniały Helsinek odłożyl narzędzie na biurko.
- Ale to wampir jest... - powiedział.
- Ale dobry wampir - rzekła Sabina pouczajaco. - Nie morduje niewinnych. I pomagał nam.
- Profesorze - powiedział Jakub z podlogi, obejmując Iwettę. - Czy możemy zawrzeć sojusz?
- Sojusz? - Helsinek poskrobał się końcem krucyfiksu po bujnej czuprynie. - Jakiego rodzaju?
- Chcę zabić Blutowa - powiedział Jakub spokojnie.
Wstał i pomógł Iwettcie się podnieść.
- No to skoro nikt nikogo nie bedzie kołkować, pozwolę sobie was na chwile opuścić - powiedziala Sabina, podnosząc się. - Muszę na stronę.
Wybiegła na korytarz, gdzie wpadła w lekki poślizg.
- A co tu tak mokro? - zdziwila się, lapiąc równowagę. Spojrzała na siedzącego pod ścianą Oleandra. - Panie Dawidzie, niech pan idzie po Rzepową, wytrzec to trzeba!
Spojrzala na Oleandra jeszcze raz i zobaczyla ze ma on mokre spodnie.
- Aurelia, albo ktokolwiek! - zachichotała. - Sprowadźcie Winterminę, niech tu przyjdzie z mopem. A, i pielucha by się przydala!
W salonie dworku Kroegerów panowała cisza, przerywana tylko tykaniem zegara ściennego. Wiedźma drzemała w fotelu, z rozłożoną gazetą na piersi. Na stoliku obok stygła kawa zbożowa z mlekiem i słuszną ilością cukru, obok kubka zaś leżał odbiornik elektronicznej niani.
Pani Zosia skończyła wlaśnie odkurzanie gabinetu i zmierzala do sali ćwiczeń w podziemiach, gdy ktos zadzwonił do drzwi. Otworzyła.
- Dzień dobry, serwis kablówki - powiedział chudy młodzian, z kitką przetłuszczonych włosów, wystajacą spod bejsbolowej czapeczki.
- Kablówki? - pani Zosia zmarszczyła czoło. - Ale my...
Mlodzieniec uniósł głowę i spojrzał w oczy niezawodnej pomocy domowej Kroegerów.
- Kablówka. - powiedziała bezbarwnie. - Oczywiście. Proszę wejść.
Mlodzieniec wśliznął się do dworku. Szczęk zamykanych drzwi obudził panią domu.
Gazeta zleciała z szelestem na podłogę.
- Pani Zosiu, kto przyszedł? - zapytala Wiedźma, ziewając. - Pani Zosiu?
Pani Zosia stała przy drzwiach niczym biblijna żona lota.
- Kablówka - odparła.
- Jaka kabłówka, my nie mamy kablówki! - zirytowała się pani Kroeger. Spojrzala na nieruchomą twarz i szklane oczy pani Zosi i po plecach przeleciał jej dreszcz.
- Dzieci... - szepnęła.
Jakby w odpowiedzi z glośniczka elektronicznej niani odezwał się głosik Thomasa.
Wiedźmę odblokowało w ciągu sekundy. Wpadła do kuchni, otworzyła lodówkę i wyjęła z niej laskę suchej kiełbasy z dzika, robionej przez wiedźminego ojca który czosnku wędlinom nie żałował. Wolną ręką siegnęla za pazuchę i wyrzuciła na ubranie pokaźnych rozmiarów krzyż na łancuszku, z nieocenionej kolekcji biżuteryjnej męża. Potem chwyciła dużą solniczkę z blatu przy kuchence, wykonała nad nią pospieszny znak krzyża i tak uzbrojona popedziła do pokoju dziecinnego.
Tosiek sięgał wlaśnie do łóżeczka Thomasa, oblizując się z zapałem.
- A ty ścierwo! ryknęla Wiedźma, waląc go na odlew przez łeb kiełbasą. - Won od moich dzieci!
Tosiek kwiknął i odskoczył od łóżeczka. Potem nagle, jakby sobie coś przypomnial, wyprostował sie i zaszarżował na Wiedźmę.
- Jesteś tylko słabym ludzkim robakiem! - wrzasnął i sprobował ją złapac. Za karę dostal kielbasą po łapach. - Au! Nie opieraj mi się!
Zaszarżował. Wiedźma w odpowiedzi sypnęła na niego solą.
- Boli! - ryknął Tosiek. Popatrzyl na dlonie, w ktorych sól wypaliła male otworki. - Syfy mi się robią! Tylko nie to!
Udało mu się uciec z pokoju dziecięcego do hallu. Schował się za panią Zosią.
- Zostaw mnie bo ją zabiję! - rzekł, usiłując brzmiec groźnie. Wiedźma szturchnęła go kiełbasą. Odskoczył do tyłu, poslizgnął się i padł. Kiedy wstawał, Wiedźma zamykała właśnie krąg, usypany dookoła niego z soli.
- Nie! - wrzasnął, kurcząc się, tak żeby nie dotykac odrażającej substancji.
Pani Kroeger sięgnęla do kieszeni spodni po komórkę.
- Sabina, mam wampira. Dawajcie tu z tym Helsinkiem - powiedziała.
Część 138
Sabina łamiąc wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego przywiozła Helsinka i Iwettę.
Czarne bmw zajechało przed dworek Krogerów, cała trójka wpadła do środka.
W salonie Wiedźma uzbrojona w kiełbasę a pośrodku solnego kręgu były woźny Otchłani, Tosiek syczał przeraźliwie i wyklinał.
Pani dyrektor podbiegła do Wiedźmy.
- Nic ci nie jest?
- Nic, ale to ścierwo chciało skrzywdzić moje dzieci.- fuknęła do ujadająceo i klnącego woźnego.
Helsinek rozdał paniom pojemniczki z woda świeconą, tak uzbrojeni stanęli wokół koła.
Sam wyciągnął przed siebie krucyfiks i wymierzył w wampira.
- Mów, gdzie jest twój pan?- zapytał zbliżając się z krzyżem, Tosiek syczał i biegał w kole jak opętaniec.
- Kurwa! Zabierzcie ode mnie ten krzyż to mnie pali!- wył.- Blutow, to on mnie nasłał! Powiedział że przy nim nie zginę.
- Gdzie on jest?- zapytała Sabina
- Auuu, nie wiem gdzie. Spotyka się ze mną po zmroku w parku Jordana.- wysapał
Helsinek pośpiesznie wygrzebał ze swojej sfatygowanej skórzanej torby srebrne kajdanki.
- Teraz!- krzyknął, dziewczyny odkręciły buteleczki z woda świeconą on zaś natarł na wampira zatrzaskując mu na rękach srebrne kajdanki.
Wampir osłabł pod wpływem srebra, Sabina odwiozła Helsinka do instytutu w Krakowie, gdzie Tosiek aż do znalezienia Blutowa miał być przetrzymywany.
Dochodziła północ miasto zamarło uśpione, śnieg za oknem sypał miarowo okrywając chodniki i skwery białą pierzyną. W jednej z krakowskic kamienic w cichym zaułku przechadzał się mężczyzna w czarnym szlafroku. Rozchylony na u góry ukazywał blady tors bez zarostu. Mieszkanie tonęło w świetle czarnych i czerwonych świec, pośrodku królowało łoże, przypominające katafalk. Leżała na nim kobieta w ciemnej nocnej koszuli.
- Ludzkie robaki, rozgniotę jak gnidy!- mruknął Blutow.- Kiedy znalazłem godną zostania moja wybranką, oni ośmielają się mi przeszkodzić!- zaryczał
Kobieta na łożu uśmiechnęła się, nienaturalny ciemny makijaż i wymalowane na czarno usta skrywały jej rysy.
Blutow zbliżył się do niej krokiem drapieżnika. Gdy znalazła się na łoży rozdarł jej koszulę ukazując bujne piersi.
- Dzisiaj ja będę twoja!- odezwała się kobieta, Blutow wyrżnał ja w twarz.
- Ty dziwko jesteś mi potrzebna tylko do zaspokojenia cielesnych pragnien. Ale to się skonczy jak moja królowa będzie ze mną- zaśmiał się i zdarł z siebie szlafrok wbijając się w ciało partnerki.
Helsinek zajechał do posiadłości Dammerigów, żeby spróbowac wyciągnąc wiadomości z Agi. Na ten czas Uwe, Mate i Grześ wrócili do swoich domów. Erik pojechał do Krakowa na zakupy a Sabina i pani Halinka poszły do domku dla gości posprzątać.
Thomas spał na górze, podczas gdy panie odkurzały dół.
- Czuje pani?- zapytała Sabina, marszcząc nos.- Smierdzi jakby coś się w kuchni spaliło.
- Ale nikt nic nie gotował- powiedziała pani Halinka, obie pobiegły w stronę kuchni.
Płomienie, lizały drewniany stół i szafki kuchenne, powoli ogien zaczynał rozprzestrzeniać się po kuchni.
- Niech pani tu zostanie idę obudzić Thomasa!- Sabina wbiegła na kręte schodki kierując się ku sypialni na piętrze.
- Co się stało?- Thomas przebudził się słysząc energicznie odsuwane drewniane drzwi. Na progu stała Sabina w ciemnym dresie, rozczochrana i zdenerwowana.
- Thomas! Szybko domek płonie!- huknęła. Borchert szybkow włożył koszulę i razem pania Dammerig zbiegł po schodach. Nie wiedzieć czemu nigdzie nie mogli znaleźć gosposi.
- Kazałam jej tu czekać!- dyrektorka rozglądała się po holu, płomienie szalały w kuchni i niewielkiej jadalni. W całym domu było gorąco jak w piekle i wszędzie kłębił się gryzący dym.
- Może wyszła?- zapytał
Kobieta wybiegła do spiżarni w której jeszcze się nie paliło pani Halinka leżała nieprzytomna na ziemii. Miała rozbita głowę co widać było na siniejącym i zakrwawionym czole.
- Tutaj!- krzyknęła, Borchert wpadł i pomógł dziewczynie wyciągnąć starszą panią.
- Ogien zablokował nam wyjście. Jedyny ratunek to okno.- skierowali się do okna wychodzącego na tyły ogrodu. Pierwsza wyszła Sabina, za nia Thomas wyciągnął nieprzytomną Halinę i sam wypadł z pomieszczenia w chwili gdy syczące płomienie zajęły salon. Zanieśli nieprzytomną kawałek dalej po czym runęli wycieńczeni i czarni jak tubylcy afrykańscy.
Część 139
Wracający z zakupów Erik dostrzegl słup czarnego dymu. Wcisnął gaz do dechy i z wizgiem opon zajechał przed dom. Domek gościnny płonął jak pochodnia, w dali słychać było ponure wycie wozu strażackiego, karetki pogotowia i radiowozu.
Dammerig wyskoczył z samochodu. W ogrodzie wiła się dziwna grupa. Helsinek i Uwe trzymali rozhisteryzowana Agę, która chciała biec w płomienie, Wiedźma zaś wygrażała w kierunku Krakowa, klęła na czym świat stoi i mamrotała jakies podejrzane zaklęcia.
- Tam jest Thomas! - wrzeszczała Aga. - Puśćcie mnie!
- Gdzie Sabina?! - zapytał Erik.
- Byla tam - Wiedźma wskazała na huczące, ogniste piekło, ktore niegdyś było domkiem gościnnym. - Razem z Thomasem i panią Halinką.
Erik chwycił się oburącz za loki i zawył. Wóz strazacki zajechał na podjazd, strażacy jęli przygotowywać się do gaszenia.
Nagle dach domku zawalił się z trzaskiem, snop iskier wzbił się w niebo.
- Nie! - wrzasnął Erik.
- Nie! - zawtórowala mu Aga.
- O ja jego... - powiedziała Wiedźma. - Murzyni idą...
Zza rogu domku wyłoniła się dziwaczna procesja złożona z osobników o usmolonych twarzach. Pierwszy szedł Thomas. Musial stracić kilka guzików, bo koszula otwierała mu się na piersi bardzo szeroko, ukazając umazany sadzami tors. W ramionach Thomasa spoczywała pani Halinka, z potężnym guzem na czole. Za nim podążała Sabina, z włosami sterczącymi na podobieństwo kominiarskiej szczotki. Biały podkoszulek, w który była ubrana, upstrzony był plamami kopcia.
Wiedźmie z nadmiaru ulgi zrobiło się słabo, niezwłocznie wsparła się więc na piersi Uwe.
Jakiś strażak odebrał panią Halinkę od Thomasa. Aga wystrzeliła jak z procy i w ułamku sekundy znalazła się w ramionach Borcherta.
- Sa... Sabina... - zaszczękał Erik zębami. Podeszła bez slowa i wtuliła sie w niego, on zaś jął całować jej umorusaną twarz.
- Nie ma na co czekać! - oznajmił stanowczo Helsinek. - Za parę godzin będzie ciemno. Do tego czasu musimy znaleźć jego leże!
- Daj pan jeden kołek - mruknął Uwe. - Nie będzie skurwysyn napastował mojej rodziny i przyjaciół.
- Poproszę drugi - oznajmił Erik.
- Ja też chcę - rzekła Wiedźma.
Thomas oderwał swe usta od ust Agi i spojrzał na zebranych wzrokiem płonącym.
- Również się przylączę - rzekł z krew w żyłach mrożącym spokojem. - Nie pozwolę żeby ją tknął - pogłaskał Agę po policzku.
- Ale jak go znajdziemy? - zapytała Sabina rozsądnie.
- Jakub - powiedział Thomas. - On nam pomoże.
Po chwili ekipa pogromców wampirów mknęła w stronę Krakowa.
Spotkali się z Jakubem w teatrze.
- Nie wiem gdzie on odpoczywa - powiedział. - Ale tego łatwo się dowiedzieć.
Spojrzal Adze głeboko w oczy. Jej ciało zesztywniało.
- Tak, Panie - powiedziała. - Słyszę cię. Idę do ciebie.
- Teraz należy tylko jej słuchać - powiedział Jakub. Thomas zmarszczył sie gniewnie, ale nie zdążył nic powiedzieć bo Aga ruszyła do drzwi. W obstawie pogromców zeszla na parking i zaczęła szarpa kalmkę jednego z samochodów. Wszadzono ją do BMW Sabiny. Po chwili dwa samochody, jeden dyrektorki, drugi Uwe, wyjechały na ulice Krakowa.
- Tam, tam skręcaj! - Aga wbiła paznkokcie w ramię prowadzącego Erika. Skręcił posłusznie.
Przedzierali sie jakiś czas zatłoczonymi i zaśniezonymi ulicami Krakowa, wreszcie skręcili w wąski zaułek i zatrzymali się przed opuszczoną kamienicą.
- Wchodzą sami mężczyźni, wy moje drogie zostajecie!- Uwe zwrócił się do małżonki i Sabiny.- Musicie pilnować Agi!
- Sam sobie zostan jak chesz! My idziemy, prawda Sabina?!- Wiedźma wybiła Kroegerowi pomysł zostawienia ich na zewnątrz z głowy.
- Sabina zostaje, w jej stanie nie może narażać się na kontakt z tą bestią.- oświadczył Erik
- Nie decyduj za mnie, my też idziemy. Będziemy się trzymać z Agą z tyłu.- powiedziała lekko wzburzona Sabina.
Jakub spoglądał z ukosa na Iwettę, która trzymała się blisko profesora Helsinka. Nie mógł o niej zapomnieć, po tym co dla niego zrobiła.
- Moi drodzy! Rozdam wam hostię, jeśli znajdziecie skrzynie z ziemią zakopcie w niej. Bądźcie ostrożni.- Helsinek rozdał każdemu hostie. Pogromcy ruszyli przed siebie. Na czele maszerował Helsinek zaraz za nim Uwe, Erik Mate Aga z Thomasem, na samym koncu szła Wiedźma z Sabiną, pochód zamykał Jakob i Tytus.
Wladimir jako swoje lokum wyznaczył pomieszczenie na najwyższym piętrze, świece płonęły wetknięte w kandelabry. Na środku stało olbrzymie łoże- katafalk do którego wchodziło się po stopniach. Na dole stały trzy dębowe skrzynie.
Mężczyźni podbiegli i zakopali w ziemii ze skrzyn swoje hostie. Nagle katafalk spowił się w kłębach dymu, podmuch powietrza zgasił świece. Fruwające kłęby dymu wydawały odgłosy wichru. Przed zgromadzonymi zmaterializował się Wladymir.
- Jak śmialiście!- ryknął zbliżając się do stojącego najbliżej Uwe.- Zniszczę was!- zagrzmiał
- Dziewczyny uciekajcie.- szepnął do kobiet Erik. Te poczęły te łapiąc Agę za rękę poczęły rakiem wycofywać się z pomieszczenia. Nagle drzwi zatrzasnęły im się przed nosami.
- Nikt nie wyjdzie! Zwłaszcza ty, moja królowo!- wampir obnarzył kły i rzucił się na Uwe, który dotknął jego odsłoniętego torsu hostią.
- Aaaaaaaa ścierwo! Zapłacicie mi za toooo!- ryknął Blutow i rozpłynął się w kłębach dymu.
- Dla pewności, musimy podpalić kamienice.- powiedział Helsinek
- Oszalał pan?! Policja wsadzi jak podpalaczy!- huknął Thomas, przytulają rozdygotaną Agę.
- Może solą zasypiemy i polejemy święconą wodą?- zaproponowała Iwetta, spoglądając na Jakuba.
- I jakieś egzorcyzmy!- dorzuciła Sabina
- No za to przynajmniej nas do paki nie wsadzą.- Wiedźma odkorkowała buteleczkę z wodą święconą i podeszła do łoża. W ślad za nią Uwe i Mate. Reszta obficie zasypywała każdy kąt solą a Helsinek mamrotał pod nosem tekst egzorcyzmów. Jakub wyszedł na zewnątrz, nie bardzo pasowało mu być w pomieszczeniu razem ze świeconą woda. Na zewnątrz prószył śnieg, delikatny koronkowy płatek spadł na jego rozgarzaną twarz. Wchłonął rześkie nocne powietrze, odwrócił się i spojrzał na Iwettę. Kobieta wyszła za nim, wpatrywał się w jej ogniste włosy. Podeszła do niego i chwycila go za rękę. Stali tak patrząc na siebie i nic nie mówiąc. Śnieg zaczął padać coraz obficie a oni trwali tak, świat dla nich nie istaniał. Z transu wyrwał ich odgłos kroków i schodzący pogromcy. Zapakowali się do samochodów, Sabina odjechała razem z Erikiem Aga i Borchertem. Mate z Tytusem zaproponowali, że odwiozą Helsinka i Iwettę. Jakub podziękował i ruszył przed siebię kierując się ku Rynkowi. Wiedźma z Uwe odłączyli się od reszty chcąc jak najszybciej wrócić do bliźniaków.
W nocy Sabina rozwalona na łóżku czytała powieść romantyczną, Erik poszedł pod prysznic. Nagle rozdzwoniła się komórka. Na wyświetlaczy pokazał się numer wicedyrektor Marty.
- Słucham cię.- odebrała Sabina
- Sabina! Nie uwierzysz, wiadomość z ostatniej chwili. Jesteś nominowana do Oscara!- pisnęła w słuchawkę Marta.
- Ja?- zdziwiła się Sabina.
- Ty, Thomas Uwe, Aga, Wiedźma za scenariusz i Erik za muzykę! Fantastycznie, prawda!- Rozentuzjazmowana Marta ćwierkałą w słuchawkę.
- Aha.- zszokowana Sabina odłożyła telefon. Erik wyszedł z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. Popatrzył na osłupiałą żonę.
- Co się stało?- podbiegł do niej.
-Jjjedziemy do Los Angeles!- odpowiedziała
Część 141
Nastepne dni upływały pod znakiem przygotowań do podróży. Zalatwiano dokumenty, rezerwowano pokoje w hotelach, dyrektorka organizowała wszystko tak, aby teatr pod jej nieobecność działał jak należy. Wiedźma zaparła się że bliźnięta pojadą z nimi, nie zostawi ich samych, kiedy w okolicy może krążyć wkurzony wampir. Uwe zamówił sobie, a przy okazji i reszcie nominowanych, wizytę u kosmetyczki, a potem bez cienia litości wywlókł połowicę na zakupy odzieżowe. Obkupieni od stóp do głów, nie pomijając również seksownej bielizny, wrócili do domu. W salonie, jak się okazało, czekał na nich Helsinek.
- Co się stało? - wystraszyła się Wiedźma.
- Ależ nic, łaskawa pani - odparł Helsinek, zrywając sie z fotela. - Chcialem tylko z panstwem porozmawiać.
Uwe opadł na ulubiony fotel przy kominku, Wiedźma przycupnęła przy nim na poręczy.
- Nie łudzicie sie chyba państwo że to już koniec? - zapytał profesor.
- Z Blutowem, ma pan na myśli? - zapytał Uwe. - Nie, nie łudzimy się. Wystraszylismy go, może nawet zraniliśmy, ale nie zabiliśmy. Jak się otrząśnie to wróci.
- Ma pan zadatki na prawdziwego łowcę wampirów - rzekł Helsinek. - Nie myślał pan o zmianie profesji?
- Wolę scenę - odparł Uwe z łagodnym uśmiechem.
- Szkoda - westchnął profesor. - W każdym razie chcialem powiedzieć zeby mieli się państwo na baczności. Krzyżyki, czosnek, te sprawy. Blutow może uderzyć w każdym miejscu, o każdej porze.
Podniósł się z fotela.
- Jeśli można chcialbym się zobaczyć z wszystkimi państwem kiedy wrócicie - powiedział. - Złożę jeszcze wizytę państwu Dammerig, u pana Borcherta i pani Agaty już byłem.
Państwo Kroeger odprowadzili go do drzwi i pożegnali.
- A właśnie, co do krzyżyka - powiedział Uwe. - nie wypada zebyś wystąpiła na czerwonym dywanie w wieczorowej sukni, z jednym z moich krzyży na szyi. Są za duże.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki..
- Kupiłem to dla ciebie - rzekł, otwierając małe pudeleczko. Wewnatrz, na białej wyściółce, spoczywał mały srebrny krzyżyk z wprawionym w srodek szafirem, nanizany na cienki srebrny lańcuszek. Wiedźma spojrzała na misterne sploty i zawijasy jubilerskiego cacka i prychneła smiechem.
- Co jest? - zdziwił się Uwe.
- Poczekaj - powiedziała, rozglądajac się za torebką. - Cos ci pokażę.
Znalazla torbę niedbale ciśniętą w okolice fotela i wydłubała z niej identyczne pudełeczko.
- Kupiłam to z myślą o tobie - powiedziała, podając je mężowi. - Mniej więcej wtedy, kiedy mizdrzyłeś się do panienki w salonie kosmetycznym.
- Ja się mizdrzyłem? - zapotestował Uwe, otwierajac pudełko. Spojrzał do środka i też się rozesmiał, po czym wyrzucił na dłoń krzyżyk z szafirem, identyczny jak ten, który przed chwila darował żonie.
- Dobra - Wiedźma klepnęła męża soczyście w pośladek. - Czas się zająć progeniturą, mój najdroższy telepatyczny skarbie.
czesc 142
Sypialnia panstwa Dammerig w przedzien wylotu wyglądała jakby przeleciało po niej tornado. Sabina stała przed łóżkiem na którym leżała garderoba w pokrowcu wisiało kilka zamówionych u znanego polskiego projektanta sukienek w tym ta na oscarową galę.
Erik wsunął się do sypialni i uśmiechnął szeroko na co jego żona mruknęłą pod nosem że nie ma się z czego cieszyć.
- Dlaczego się tak stresujesz. Wydałaś na te kiecki fortunę.- uśmiechnął się przytulając się do niej.
- Łatwo ci powiedzieć! Tam trzeba lśnić inaczej cię obsmarują. Musze wyglądac pięknie.- mruknęła
- Nawet jak założysz na siebie prześcieradło, będziesz wyglądać pięknie. A najpiękniej jak nic na sobie nie masz.- Sabina na te bezczelne słowa męża, pacnęła go w rękę.
- To sam idź goły. A teraz przynieś z garderoby te dwie wielkie walizki, musze się spakować.- pani dyrektor wydała rozkaz, który Erik z bezczelnym uśmieszkiem poszedł wykonać.
Nazajutrz wszyscy nominowani i towarzyszące im osoby stawiły się do odprawy w Balicach. Poleciała również mama Sabiny na zaproszenie pana Jeana Paula Bouviera. Po wylądowaniu w Los Angeles, zakwaterowaniu i krótkim wypoczynku panie wybrały się na zakupy na Rodeo Driver.
- Wiedźmo te białe pantofelki będą idealne.- entuzjazmowała się Aga
- Popatrz, to nie jest Sharon Stone?- mama trącnęła Sabine łokciem, ta odwróciła się i uśmiechnęła do zadbanej kobiety po pięćdziesiątce.
- Potrzebuję dobrac kopertówkę do mojej mrocznej sukienki. Ta mi się podoba.- pani Dammerig pokazała przyjaciółkom granatową torebkę wyłożoną czarna koronką.
- Piękna!- orzekła Wiedźma
- No i pięknie kosztuje.- stwierdziła mama Sabiny patrząc na cenę.
- Ale pasuje jak ulał.- stwierdziła Zena
- Biorę!- odpowiedziałą Sabina
Po zakupach obładowane torbami udały się do hotelu na obiad. Sabina spałaszowała wszystko na co miała ochotę ku ogólnej wesołości współbiesiadników.
Wieczorem wszyscy rozeszli się do swoich pokoi aby wypocząć przed jutrzejszą galą.
Część 143
Długa, czarna i nieprzyzwoicie lśniąca limuzyna zatrzymala się przed Kodak Theatre. Pan z obslugi otworzył drzwiczki i świat ujrzał smukłą damską nogę odzianą w wieczorowy pantofelek. W ślad za nią na czerwonym dywanie pojawila się równie atrakcyjna reszta pani Sabiny Dammerig, nominowanej do Oscara za najlepszą drugoplanową rolę żenską, spowita w wytworną suknię z szeroką spódnicą z czarnego tiulu z granatowymi wstawkami. Następnie z samochodu wysiadl także Erik Dammerig, kompozytor światowej sławy i oboje stanęli pozując fotografom do zdjęć. Tymczasem z wnętrza limuzyny w blask jupiterów wstąpił Uwe Kroeger, który od powrotu po chwilowej zapaści wokalnej podbijał swiat swym talentem oraz niezaprzeczalnym wdziękiem. Za nim, depcząc po skraju własnej kiecki, i korzystajac z mężowskiej pomocy, wyłabudała się jego piękna żona, cokolwiek oślepiona blaskiem fleszy. Stanęli obok Dammerigów, uśmiechając się promiennie.
- Uwe, mam już czarne koła przed oczyma - powiedziała pani Kroeger, nie przestając się uśmiechać.
- Wytrzymaj skarbie - odparł Uwe, z nie mniej upojnym wyrazem na przystojnym obliczu. Podprowadził na wpół slepą od fleszy Wiedźmę do Dammerigów i zapozowali we czwórkę. Za ich plecami limuzyna bezszelestnie odjechała.
Wśród piskow tłumu szli po czerwonym dywanie. Tymczasem z następnej limuzyny wysiadali już Thomas z Agą, oboje piękni jak z żurnala, i Mate z Zeną. Ich wdzięcznie wzburzone koafiury wyrwaly jęk zazdrości z niejednej piersi.
Wreszcie ekipa Triskelionu dotarła na swe miejsca. Sala zapełnila się z wolna i gala się rozpoczęła.
Wręczano kolejno nagrody dla filmów krótkometrazowych, za efekty specjalne... Wreszcie prowadzący Billy Crystal wprowadzil na scenę Michaela Kunze, ktory miał wręczyć Oscara za najlepszy scenariusz. Trzasnęła otwierana koperta.
- Oscara za najlepszy scenariusz otrzymuje... EWA KROEGER, za Triskelion!
Wiedźma podskoczyla na siedzeniu piszcząc, nadepnęła meżowi na palec u nogi, grzmotnęła łokciem Erika, po czym uściskawszy wszystkich wokół popedziła odbierac statuetkę. Mowę dziękczynną trzymała krótka i treściwą, wspomniawszy o Sabinie oraz swym najukochańszym małżonku, bez których... i tak dalej i tak dalej. Uszczęśliwiona wróciła na miejsce. Gala toczyła się dalej.
Po chwili do kolekcji trofeów Triskelionu dołączył Oscar Mate za reżyserię i Erika za muzykę. W Kodak Theatre powiało sensacją, pierwszy raz w historii nieanglojęzyczny film tak kosił nagrody.
Wreszcie nadszedł czas na wręczenie nagrody dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Przypomniano sylwetki kandydujących do wyrożnienia pań. Angelina Jolie w krotkiej jasnozielonej sukience, odslaniającej jej kościste nogi, zacisnęła pięści. Po drugiej stronie sali Scarlett Johansson w czarnosrebrnej przyciasnej i powycinanej na froncie kreacji, przytuliła się do męża, Kevina Reynoldsa.
- Uwazaj, podklad mi rozmażesz - wysyczal, jednoczesnie posylając do kamery olśniewający usmiech.
Po chwili kamera wykonała najazd na roześmianą Penelope Cruz, całą w czerwieniach, seksowną i kuszącą, potem zaś zaprezentowala swiatu głębokie wejrzenie przepastnych zielonych ócz pani Dammerig.
Wręczający nagrodę Antonio Banderas uniosl znacząco kopertę.
- Oscara za najlepsza drugoplanową rolę zenską odbierze....
Zerknąl na kartkę.
- Sssss...
Scarlett Johansson z triumfalnym uśmiechem uniosła się z miejsca.
- Sssabina Dammerig!
Johanssonka klapnęla na fotel, przez jej twarz przeleciał grymas furii, predko pokryty sztuczną slodyczą. Wściekła angelina Jolie grzmotnęła siedzącego obok Brada Pitta torebką w ucho. Pitt był juz po piątym drinku i nic nie robiło na nim wrażenia.
Sabina wpłynęła na scenę. Gorącokrwisty Banderas chwycił ją w objęcia, przycisnąl do piersi, po czym z dubeltówki ucałowal w oba policzki.
Triskelion triumfował. Do zdobytych już czterech Oskarów rychło dołączyły następne, za najlepszą drugoplanową rolę męską (Uwe) i pierwszoplanowe męskie i żeńskie (Aga i Thomas).
Wreszcie nadszedł czas na wręczenie statuetki dla najlepszego filmu. Michael Mann otworzył kopertę.
- Triskelion! - obwieścił triumfalnie.
Cała ekipa w pląsach wbiegła na scenę. Sabina, Uwe i Thomas stanęli niczym trzej muszkieterowie, krzyżując wzniesione statuetki.
Jak łatwo zgadnąć na afterparty humory mieli szampańskie. Jednak nie wszyscy bawili sie równie dobrze. Angelina Jolie przedawkowala drinki i przewróciła się w objęcia ochroniarza. Jej partner tego nie zauważył bo zmorzony alkoholem drzemał w kącie. Wściekła Scarlett Johansson i jej równie wściekły małzonek, który przegrał rywalizację z Uwe, stali otoczeni wianuszkiem popleczników.
- Ja nie wiem, jak mogli dac Oscara temu zeru z jakiejś tam Polski - prychała Johanssonka. - Ciekawe ile Akademia wzięła za to w łapę!
- Skąd oni mieli na to kasę? - sarknął Reynolds. - W dodatku ten Niemiec ma lepszy błyszczyk od mojego, ani razu nie wychodził się poprawiać! A mnie się błyszczyk zjadł po trzech kwadransach!
Erik z niejakim rozczuleniem i lekką zazdroscią patrzyl na żonę, pogrążoną w konwersacji z Antonio Banderasem, prowadzonej zresztą w ojczystym jezyku ognistego Hiszpana.
- Pan Dammerig? - zapytał niewieści glos.
Erik odwrócił się i ujrzał Jennifer Aniston w kanarkowej sukni, spoglądającą na niego zalotnie.
- Tak, to ja - odparł uprzejmie.
- Jestem fanką pańskiej twórczości - rzekła Aniston. - Myśli pan że moglibyśmy razem zrobić jakiś film?
- Kto wie - rzekł Erik, zezując na Sabinę. Zajęta bez reszty Banderasem nie dostrzegala co się dzieje wokół niej. Erik, caly czas rozmawiając z Aniston, polożył rękę na jej biodrze, dyskretnie sprawdzajac reakcję żony. Nie zauważyła. Antonio przyparł ją do ściany, opierając się ręką nad jej głową i mruczał coś do jej ucha.
- Przepraszam - rzekł do Aniston, która paplała coś o nowym fascynującym projekcie i podszedł do żony.
- Dobrze się bawisz, kochanie? - zapytał zjadliwie.
- Co? - oderwala spojrzenie od twarzy Banderasa. - Świetnie! Wszystko w porządku?
- Ta - mruknął Erik. Odszedł w drugi koniec sali, do Uwe, który obejmując promieniejącą małzonkę, brylował w towarzystwie, siejąc dowcipami.
Dammerig nie mógł się skupić, ukradkiem wciąż obserwował Sabinę i Antonia. Kiedy zobaczył że Hiszpan ujmuje dłoń jego żony i pochyla się nad nią jakby chciał ucałować, nie wytrzymał.
- Dosyć tego! - warknął , chwytając Sabinę za nadgarstek. - Wychodzimy.
- Oszalałeś? - Sabina wyrwala mu dłoń.
- Nie będziesz tu się z nim lizać! -- syknął.
- W ogóle tu nie będę! - Sabina ruszyla do drzwi. - Zazdrosny idiota!
Z pantoflami w jednej ręce a torebką w drugiej biegła plażą. Ciepłe fale oceanu lizały jej stopy, złoty księżyc świecił nad palmami.
- Sabina, poczekaj! - Erik w biegu rozwiązal muchę i rozpiął koszulę pod szyją.
- Musialeś mi zepsuć ten wieczór? - krzyknęla, wstrzymując lzy. - Musiałeś?! Nigdy sie nie nauczysz?
-Przepraszam! - krzyknął, stając. - Nie wytrzymałem, bo tak się zajęlaś tym bubkiem... Ignorowałaś mnie!
Sabina zatrzymala się gwaltownie.
- Rozmawiałam! - wrzasneła, odwracajac się. - Po prostu z nim rozmawiałam!
Erik wbił dłonie w kieszenie i spojrzal na nią spode łba.
- Oczywiście - powiedział. - I podawalaś mu dłonie do pocałunków. Ja już nie starczam?
Podbiegła do niego i walnęła go torebką w ucho.
- Naucz sie czegoś! - wrzasneła. - Nie zamierzam cie zdradzać z każdym napotkanym facetem! Noszę twoje dziecko, debilu! Jestem twoją żoną!
Erik roztarł zczerwieniałą malzowinę.
- Kocham cię! - kontynuowała Sabina, rzucając pantofle i torebkę w piasek. - Rozumiesz? Kochalam cię gdy byłes znieksztalcony, kocham cię teraz.
- Boże - mruknął. - Wybacz mi. Jakaś część mnie chyba wciaż siedzi w lochach pod operą. - spojrzał w rozgwieżdżone niebo. - Jakaś część mnie nie wierzy że zasługuję na to wszystko...
Objąl ją w pasie. Fala wtoczyła się na plażę, woda oblala stopy Sabiny i wlała sie do butów Erika.
- Że zasługuję na ciebie... - wyszeptał. Pocałował ją smakując jej usta, powoli i z namysłem jak wytrawny koneser.
czesc 144
Panstwo Kroeger widząc że przyjaciele gdzieś się ulotnili, również postanowili opuścić grono gwiazd. Czarna limuzyna mknęła przez rozświetlone ulice miasta aniołów. Bezszelestnie zatrzymała się przed hotelem nad samym Oceanem Spokojnym. Wstapili na chwile do pokoju dzieci, które spały spokojnie utulone przez nianię, która również zasnęła na łóżku. Uwe wyłączył telewizor, po czym zaprowadził małżonkę do ich apartamentu.
Pokój zalało przytłumione światło, drzwi na taras były uchylone. Wiatr delikatnie szarpał długą cieniutka zasłoną, rozprzestrzeniając po pokoju morski zapach. Fale oceaniczne z szumem rozbijały się o przybrzeżne skały, w tafli morskiej odbijały się gwiazdy oraz światła miasta. Uwe zaprowadził Ewę na taras, obejmując w pasie delikatnie jakby była figurką z chinskiej porcelany. Zapatrzyli się w granatowe wody, z daleka niosło się echo śmiechu całującej się na plaży pary.
- Uwielbiam świecić w towarzystwie ale najbardziej lubię chwile spędzone z tobą.- rozmarzony Uwe mruknął do ucha Wiedźmy. Ciepłe powietrze rozwiewało jej loki, podczas gdy jego usta bawiły się płatkiem ucha i razem z opuszkami palców sunęły w dół szyji.
Odwrócił ją ku sobie i pocałował w usta, ręce sunęły po nagich ramionach aż do talii.
- Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie.- mruknęła Wiedźma poddając pocałunkom, usta Uwe wędrowały po dekolcie zostawiając po sobie palące ślady.
Ledwo trzymała się na nogach, owładnięta słodką rozkoszą pieszczot męża.
- Wiecznośc możesz wziaść z moich rąk.- tchnął ciepłym powietrzem w jej ucho.
Całując się weszli z powrotem do pokoju, kierując się w stronę małżeńskiego łoża.
Rozbierali się powoli, wiatr pieścił ich rozgrzane ciała gdy osuwali się na posłanie.
Uwe wyciągnał z wazonu pojedyncza czerwoną róże, jej zapach był erotycznie upajający. Płatkami poczał kreślić znaki na ciele kochanki. Wziął ją w ramiona, całując i szepcząc sobie słowa wzajemnej miłości wznieśli się na wyżyny ziemskich rozkoszy, by potem opaść powoli na ziemię niczym jesienny kolorowy liść.
Dziewczyny... jesteście niesamowite! To jest świetne! Skąd wy te pomysły bierzecie? Zagadki, wampiry, Kudełek-Oleander (moi ulubieńcy xD)...
Nie zdziwię się jak Nobla dostaniecie ^^
Część 145
Po wielkim triumfie Triskelionu Otchlań przeżywala istne oblężenie. Sprzedawano komplet za kompletem na oba spektakle Triskelion i Elisabeth, widownia pękała w szwach. Ludzie na wyprzódki rezerwowali bilety na Księcia Ciemności, a teatry całego swiata ubiegały się o licencję na wystawianie Triskelionu. Stacje telewizyjne, gazety i portale biły się o wywiady z laureatami Oscarów.
Nic dziwnego ze kiedy teatr zamknął swe podwoje na czas lata, zapracowany zespół aktorski postanowił ograniczyć występy do niezbędnego minimum. Blutow nie dawał znaku życia (czy raczej nieżycia), wszyscy już prawie zapomnieli o strasznych wydarzeniach z zimy. Domek dla gości zostal odbudowany, w jeszcze piękniejszym ksztalcie. Śledztwo w sprawie seryjnego mordercy grasującego po Krakowie w zasadzie stało w miejscu, choć podkomisarz Lampert wpadał od czasu do czasu do teatru, na pogawędkę z panią dyrektor.
Przełom lipca i sierpnia był słoneczny i upalny. Taki też był dzien ślubu Agi i Borcherta, ktory to ślub odbyl się w Kościele Mariackim, wesele natomiast w Zielonkach, w ogrodzie Kroegerów. Bawiono się, śpiewano i tańczono, pan młody odspiewał piękną piosenkę milosną dla swej żony, potem zaś wyciągnął ją do ognistego tanga. Państwo domu wymykali się co chwilę do dzieci, a Sabina z wielkim brzuchem głównie siedziała w cieniu, obstawiona gęsto przysmakami i napojami chłodzącymi. Zabawa była przednia i dopiero wschód słonca położył jej kres.
Nieludzko zmęczeni państwo Kroeger przed pójściem spać zatrzymali się jeszcze na progu pokoju dziecinnego. Pia i Thomas spali słodko, posapując leciutko przez sen, ich rodzice zaś objęci, patrzyli z rozrzewnieniem. Wreszcie odwrócili się i bez slowa podążyli do sypialni.
- Boże, jaka jestem zmęczona - mruknęła Wiedźma, otwierając drzwi. Mąż objął ją lubieżnie.
- Jestes pewna że łóżko chcesz wykorzystac tylko do spania? - zapytał głosem kusiciela.
Weszli do sypialni.
- Zastanowię się panie Kroeger, jeśli się pan najpierw umyje - odparła Wiedźma. Uwe poslusznie zniknął w lazience, jego żona zaś zdjęła narzutę z łóżka i przetrzepała poduszki. Zadowolona, wsłuchując się w cichy spiew dobiegający spod prysznica, usiadla i zdjęła pantofle na wysokim obcasie. Pierwsze ptaki zaczęły śpiewac w ogrodzie.
Wiedźma otrząsneła sie z zadumy i boso podeszla do łóżka. Energicznie odrzuciła kołdrę i zamarła. Na srodku bialego prześcieradła siedział pająk, wielki niczym deserowy talerzyk, czarny i włochaty, gatunku z całą pewnością nie istniejącego w atlasach arachnologicznych. Pająk poruszył nogogłaszczkami, Wiedźma odskoczyla wrzeszcząc.
Jak stał, nagi i mokry, Uwe wyskoczył spod prysznica i wpadł do sypialni.
- Uwe, on rośnie! - wrzasnela Wiedźma, wskazując łóżko, na którym siedział osmionogi potwór rozmiarów kota.
Uwe przesunął się w stonę toaletki, pająk uniósl przednie odnóża. Jego małe oczka połyskiwały w świetle świtu. Drżącą dłonią Uwe wygrzebał ze szkatułki z biżuterią pierwszy lepszy krzyżyk i cisnął nim w potwora. Zasyczało, kłąb czarnego dymu uniósl się pod sufit, pająk pisnął przeraźliwie. Siarkowy smród zawiercił Kroegerom w nosie.
- To Blutow - domyślila się Wiedźma.
Pająk urósl jeszcze bardziej, zajmując teraz połowę łóżka. Uwe cisnął w niego całą zawartością szkatułki. Tym razem zasyczało mocniej, pająk spadł z łozka i cieżko upadl na grzbiet, niezdarnie gmerając kończynami. Potem zadrgał i jął się rozmywać w dym.
- Dzwoń do Borchertów - powiedziała Wiedźma, chwytając za torebke i jednoczesnie nie odrywajac spojrzenia od chwiejącej sie chmury dymu przy łóżku. - Ja obudze Erików.
Za oknem zagrzmiało. Zbieralo się na burzę.
Sabina lezała w łóżku, na boku nie mogąc zasnąć. Za jej plecami Erik spal jak zabity, rozlożony na wznak, z rozrzuconymi rekami i nagą, kudlatą piersią na wierzchu. Dziecko w brzuchu pani Dammerig dopiero przed chwila uspokoiło się i zaprzestało rozgrywania meczu piłki nożnej wątrobą mamusi, ale jej i tak nie było do spania. Odwróciła się na wznak, rozmyslając o róznych sprawach związanych z teatrem, jak na przyklad konieczność nabycia nowych strojów roboczych dla Oleandra, bo w stare, troskliwie dokarmiany przez Winterminę, przestał się już mieścić.
Cos przesunęło się po łydce Sabiny, lekko i pieszczotliwie muskając jej skórę.
- Erik, przestań - mruknęła. - Nie jestem w nastroju.
Nie odpowiedział. Sabina dumała dalej. Trzeba było dopilnować odbioru reszty dekoracji do Księcia Ciemności, zrobic korektę programów i wybrac zdjecia promocyjne sposrod urobku Zeny...
Następne dotknięcie, tym razem na udzie i przesuwało się w górę, łagodnym, powolnym ruchem.
- Erik, do licha! - Sabina spojrzała na męża.
- Sso jest? - Erik otworzył zaspane oczy. Obie ręce miał splecione pod głową, a mimo to ona wciąż czuła dotyk na sobie, teraz na biodrze. Odrzuciła naglym przestrachem kołdrę. Czarny wąż pelzl po jej ciele, wystawiając co jakiś czas szkarlatny rozwidlony język. Na nocnej szafce zadzwoniła komórka.
Zimny powiew przelecial po nagich, muskularnych plecach Thomasa, wybijając go ze snu.
- Co u licha? - mruknął, otwierając oczy.
Firanka szarpala sie na wietrze w otwartych drzwiach balkonowych, natomiast posłanie obok Thomasa było puste.
Wyskoczyl pospiesznie z łózka, w biegu wciągając spodnie na gołe ciało.
- Aga?- zawołał, jego głos utonąl w nagłym gromie który przetoczył się w niebiosach. Stalowosine chmury zajeły już większośc nieba.
Thomas zajrzal do łazienki, potem wypadł na korytarz. Biały, jedwabny szlafrok Agi lezal rozciągnięty na podłodze niczym strzała wskazująca drzwi wyjściowe. Były niedomknięte.
Bajka! Bajeczka! Idealnie /chociaż ja przyjechałabym na koniu ;]/ było, cudownie! I ten strzał bukietem! Ach! Kocham was miłością prawdziwą, aczkolwiek nie namiętną :]
Część 146
Komórka dzwoniła uwerturą Triskelionu, Sabina przypominając sobie że wąż może być jadowity znieruchomiała.
- Eeeerik, wąż!- krzyknęła, pot perlił się na jej czole, gdy czerwone wąż sunął coraz wyżej.
Mężczyzna, ruszył się z łóżka, stajac w nogach żony i łapiąc wstrętne zwierze za ogon odciągając od zony.
- Nic ci nie jest?- przypadł do niej jedna reka obejmując ja ramieniem a drugą odbierając komórkę.
Wąż syczał na ziemii, nagle podniósł się w góre i przeraźliwie sycząc i świecąc oczami wpatrywał się w Sabinę i Erika.
- Erik, on się do mnie zbliża!- krzyknęłą odsuwając się od kraju łóżka i prawie wchodząc na męża.
- Dzwoniła Wiedźma, u nich jest pająk to sprawka Blutowa.- krzyknął przerażony Dammerig tuląc do siebie żonę.
- O nie! Umrzyk pierdolony!- huknęła pani dyrektor, nagle wstąpił w nią przypływ odwagi.- Nie będzie krzywdził mojej rodziny!- z pudełeczka na nocnym stoliku wyciągnęłą swój krzyż z bierzmowania. Był to krzyżyk z wizerunkiem św Benedykta i tekstem egzorcyzmu. Sabina skontaktowała się kiedyś z ks Anzelmem, który podarował jej książeczkę z modlitwami w tym również egzorcyzmami. Modlitewnik leżał akurat obok krzyża.
- Trzymaj i celuj w niego!- podała mężowi krzyż, sama zaś poszperała w książce.
- Ostrożnie, żeby nic ci nie zrobił.- Erik zaczął wymachiwac, krzyżykiem zawieszonym na wstążeczce, wąż z sykiem cofał się do tyłu.
-Moca Jezusa Chrystusa, + nakazujemy wam zle duchy, oddalcie sie od naszych rodzin, krewnych, znajomych, przyjaciól i sasiadów!
Oddalcie sie od granic naszej Ojczyzny, która ma byc królestwem Chrystusa i Maryi!
Oddalcie sie od wszystkich narodów ziemi, odkupionych Krwia Jezusa!
Oddalcie sie od naszych braci i sióstr, których obmyla Krew Jezusa i napelnila laska Ducha Swietego na chrzcie swietym!
Nasza sila i moca jest Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawiciel! Nalezymy do Niego i jestesmy dziecmi Ojca niebieskiego!
Chcemy wypelniac. Ojcze Przedwieczny, Twoja najswietsza wole! Racz zeslac na nas smierc, anizeli mielibysmy obrazic Cie grzechem ciezkim!- w miarę jak wąż cofał się i syczał coraz bardziej, pani Dammerig niskim głosem klepała formułki.- Matko Najswietsza, otul nas plaszczem swojej macierzynskiej opieki! Chcemy na zawsze nalezec do Jezusa i Ciebie!
Swiety Michale Archaniele, bron nas przeciwko atakom szatana!
NasiAniolowie Strózowie i swieci Patronowie, przybywajcie nam z pomoca! Panie nasz i Boze!
Do Ciebie chcemy nalezec w zyciu i przy smierci. Amen. – opary dymu i siarki z uśmierconego stworzenia zaczeły wirować po pokoju w formie małego tornada po czym wszystko nagle ustało. Na dywanie, błyszczał tylko zapomniany srebrny krzyżyk
- Udało się!- Erik złapał połowicę w ramiona i wycisnął na jej ustach pocałunek, oboje drżeli z tłumionego wcześniej strachu.- Moje dzielne kochanie!
- Akurat ten idiota złamany, nie wie że nie boje się weży. Tylko ten to był jakiś świrnięty i wystraszyłam się że coś się stanie dziecku.- wysapała siadając na łóżku i łapiąc za komórkę.
Część 147
- Sabina? No wreszcie! - z głosu Wiedźmy wionęła niebotyczna ulga. - Blutow zaatakował!
- Wiem, mieliśmy węża w łóżku - odparla Sabina. - Co z Borchertami?
- Nam podesłał pająka, piękny, tylko trochę za duży jak na moje gusta - powiedziała pani Kroeger. - Słuchaj, Uwe próbuje się do nich dodzwonić i nie może. Próbował na stacjonarny i na obie komorki, bez skutku. Trzeba tam jechać.
- Zaraz u was będziemy - Sabina rozlączyła się.
Zdenerwowana nieludzko Wiedźma obsypywała łóżeczka swoich dzieci potrójnym kręgiem z poświęcanej soli. Uwe tymczasem wisiał na telefonie, stawiając na nogi Grzesia, Mate i Helsinka.
- Tak, zabierzemy pana po drodze, dobrze - schowal telefon do kieszeni. - Dorwiemy drania!
- Uwe, włóż pod materacyki w nogach po róży - zarządziła.
Uwe popędził do salonu po róże. W tym momencie zadźwięczal dzwonek u drzwi. Wiedźma, sciskając w jednej ręce paczkę soli, gotowa sypnąć nią w oczy intruzowi, powoli otworzyla drzwi.
- A, to wy - odetchnęła z ulgą, wpuszczając Sabinę i Erika.
- Uwe, co ty robisz z tymi różami? - zdziwił się Erik, widzac Kroegera z dwoma kwiatami w ręce, na progu salonu.
Wiedźma wyjęła meżowi kwiecie z dłoni.
- Jedźcie, na litość! - powiedziała, pędząc do pokoju dziecinnego.
Czarne BMW Dammerigów wyprysnęło sprzed dworku ze strażacką prędkością.
Błysnęło, potem zagrzmiało potężnie. Pierwsze krople deszczu padły na ziemię.
Thomas, bosy i w samych spodniach biegł ulicą, oświetloną trupim, przedburzowym światłem. Daleko przed nim zamajaczyła mu wzdęta wiatrem koszula nocna zony.
- Aga! - krzyknął. - Stój!
Nie słyszała go. Zmusił się do szybszego biegu. Pierwsze krople deszczu zaczeły smagac jego odsłonięty tors, potem lunęło jak z cebra. Mala figurka w bieli skręciła w jakiś zaułek. Thomas biegł, plaskając bosymi stopami po mokrym chodniku, przemoczone włosy lepiły mu się do czoła a spodnie przywarly ciasno do nóg i posladków.
Dotarl do zaulka w ktory przed chwilą skręciła Aga. Uliczka była pusta. Zatrzymał się zdezorientowany i zrozpaczony, nie wiedząc dokąd iść.
Samochod zatrąbił za jego plecami. Thomas odwrócił się i dostrzegl Erika, wychylającego sie z okna. Bez namyslu wskoczyl na tylne siedzenie, obok ściskającego swój sakwojaż Helsinka. Uwe, siedzący na przednim siedzeniu, podal przyjacielowi własną marynarkę.
- Gdzie Aga? - zapytal.
- Tam skręcila - powiedział Thomas, wskazując uliczke. - I zniknęła.
Wciągnął na siebie marynarkę Uwe. W piersi była nieco za luźna, za to rękawy nie dosięgały nadgarstka. Erik wykręcił samochod i wjechali w uliczkę.
- Zaraz ją znajdziemy - powiedzial profesor, wyciągając zawieszona na łancuszku kryształową fiolkę, wypełniona czerwonym płynem.
- To krew wampira - rzekł w odpowiedzi na pytajace spojrzenia towarzyszy. - Powie nam gdzie szukac jemu podobnych. A gdyby mieli panowie coś, co należy do Blutowa...
Panowie pokręcili przecząco głowami.
- Krzyż - Uwe wskazał drewniany krucyfiks o jednym ramieniu zaostrzonym, wiszący na szyi profesora. - Nie tym pan go dźgał?
- Słusznie - profesor odłupał drzazgę z krzyża i wrzucił ją do fiolki. zakręcił naczynko z pietyzmem i jął szeptac zaklęcia. Rozjarzyło się słabym, czerwonym blaskiem.
W tym momencie komórka Uwe eksplodowala radosną melodią. Odebrał pospiesznie.
- Tak, jesteśmy na... Przetacznej. Aha. Dobrze. - schował aparat i spojrzał na towarzyszy. - Mate, Grześ i Iwetta zaraz tu będą. Jest z nimi Draczyński.
- Pan Draczyński - rzekl profesor, kierujac trzyającą wisiorek rekę w różne strony - Pomaga mojej asysentce w pisaniu pracy magisterskiej. Bardzo uczynny z niego czło... nosferatu. Prosze sie trzymac lewej strony ulicy.
- Patrzcie czy policja nie jedzie - mruknął Erik.
czesc 148
Sabina z Wiedźmą siedziały w pokoiku dziecięcym za oknem szalała burza, drzewa w ogrodzie wyginały się we wszystkie strony.
- Boże żeby on jej tylko nic nie zrobił.- pani Dammerig ściskała mocno książeczkę z modlitwami.
- Wszystko dobrze się skonczy.- pocieszała pani Kroeger.- Zaparzyłam ci mięty, musisz być piekielnie zdenerwowana.- podała przyjaciółce kubek z gorącym naparem.
- Czy będę straszna egoistką, jak powiem że najbardziej boje się o Erika?- zapytała Sabina unosząc się i podchodząc do łóżeczka w którym spała malutka Pia. Pogłaskała czule dziewczynkę po blond główce.
- Nie jesteś egoistką. To nawet nie leży w twojej naturze, próbujesz wcisnąć wszystkim że liczysz się tylko ty a tak na prawde śpieszysz z pomocą innym. A wlaśnie, jak załatwiliście tego węża? Bo Uwe wysypał na pająka wszystkie swoje krzyże. – Wiedźma mimo całej sytuacji uśmiechnęła się.
- Byłam kiedyś u księdza Anzelma i dał mi ten modlitewnik. Przypomniałam sobie, że mój krzyz z bierzmowania jest z wizerunkiem św Bedendykta. I jak byłam na zakupach w Krakowie, kupiłam wszystkim po jednym. Anzelm poświęcił mi je.- wyciągnęła z torebki pudełeczko ze srebrnym krzyżem i podała przyjaciółce. Dwa inne ułożyła w nogach niemowląt. Nagle pokój rozświetlił się i słychać było przeraźliwy ryk grzmotu. Dzieci przebudziły się i zaczęły płakać. Wiedźma wzięła na ręce Thomasa, Sabina Pię.
Aga brnęła w strugach deszczu ku anielskiemu głosowi. Doszła w cichy zaułek i weszła do opuszczonego budynku, powoli sunąc po zniszczonych schodach. Na piętrze pokój tonął w powodzi świec. Na środku stał mężczyzna, anielska uroda raziła w oczy, był nagi.
- Moja bogini!- uklęknął przy stopach Agi.- Zawsze już będziemy razem!- krzyknął. Wziął przemoczoną dziewczynę w ramiona i ułożył na łóżu ofiarnym. Zaczynając zsuwać koszulę nocna.
- Będziesz piła moją krew! A pozniej złączę twe ciało ze swoim na zawsze!- rozentuzjazmował się na widok półnagiego ciała pani Borchert.
- Odwal się od mojej żony!- w progu pojawił się Thomas, zaraz za nim reszta ekipy oraz profesor z błyszczacą fiolką na szyji.
Wladimir, stanął obok łóżka nie pomny swej nagości, roześmiał się cynicznie.
- Hahaha….! Twoja, nędzna ludzka gnido? Nie uzurpuj sobie praw do kogoś kto stoi ponad tobą!- krzyknął, Thomas ruszył na przód w porę zatrzymany przez Erika i Uwe.
- Ona będzie moja, jak tylko z wami skonczę, wypije moją krew! I odda mi swoje boskie ciało- oczy wampira zaświeciły złowrogo. Thomas szalał ze wściekłości.
- W imię Boga Ojca Wszechmogącego, Jego syna Jezusa Chrystusa i Ducha Św zostaw tą kobietę!- huknął Helsinek wystawiając przed siebie krzyż. Mate i Grzesiu poczęli lać wodą świeconą.
Wampir obnarzył kły we wściekłości. Ręka profesora poczęła wykręcać się aż w koncu upadł zwijając się pod oporną siła Blutowa.
- To koniec poddaj się Blutow!- Jakub stanął w bliskiej odległości od Wladimira.
- Koniec? To dopiero początek.Szlachetny jak zawsze, ale Nadii nie uratowałęś. A ponoć tak ją kochałeś i nic nie zrobiłeś jak wziąłem ją sobie a później zabiłem istotkę w jej łonie.- uśmiechnął się do Draczynskiego, przywołując bolesne wspomnienia.
- Skurwysynu!- Draczynski wymierzył Blutowowi cios.- Gdybym wiedział, że to ty!- chciał oddać, lecz Wladimir przemieścił się. Iwetta podbiegła do Jakuba, wtulając się w niego. Helsinek powstał i począł wymawiać łacińskie formułki. Wampir ryczał przeraźliwie, Erik i Uwe którzy przestali trzymac Thomasa wyciągnęli krzyże od Sabiny.
Nagle Blutow przemieścił się i wystrzelił, Iwetta stojąca obok Jakuba osunęła się na ziemię.
- Iwetto!- Jakub upadł obok dziewczyny, blada trzymała się za ramię po którym ciekła ciepła krew. Nozdrza wampira zadrgały, wysunął kły czując krew.
- I co Draczynski?! Tak ją kochasz, pokaż że masz na tyle silnej woli, żeby jej nie wypić!- zadrwił Blutow.
Helsinek wykorzystał chwile nieuwagi potwora, zaszedł go od tyłu i przyłożył ciężkim krzyżem. Mężczyzni podbiegli ze swoimi krzyżami i woda święconą.
- Nie!!!!!!!!!!Moja królowa! – syczał tracąc siły.Helsinek wykorzystał sytuację, zamachnął się i z całej siły przebił serce, ostro zakończonym kołkiem. Ciało Blutowa, skamieniało, by po chwili rozsypać się jak popiół.
Jakub przekazał Iwette Uwe i Erikowi, którzy zatamowali ranę wynosząc dziewczynę z pomieszczenia. Thomas zabrał nieprzytomną żonę, tuląc ją w ramionach i szepcząc słowa miłości.
Część 149
Gdy stanął na progu domu wyjrzalo słońce i na niebie ukazała się tęcza.
- Thomas? - Aga otworzyła oczy.
Deszcz powoli przestał padać. Thomas z Agą w objęciach pomaszerował do samochodu.
- Jestem tu, kochanie - powiedzial, całując żonę w czoło.
- A... Blutow? - zapytała.
Pokręcił glową.
- Już po nim - powiedział, sadzając ją na tylnym siedzeniu.
Uwe i Erik zapakowali Iwette do drugiego samochodu i popędzili do szpitala, gdzie akurat dyzur mial przyjaciel Helsinka, doktor Żekilski. Wraz z nimi pojechał rzecz jasna profesor.
- No to pozamiatane - powiedzial Grzesiek. - Odwieziemy was do domu.
Mate zmierzwił blond loki.
- Zena tam sie zamartwia - mruknął. - Jedziemy.
Uwe i Erik zostawiwszy ranną pod fachową opieką wrócili do domów. Doktor Żekilski fachowo oczyścił ranę asystentki, założył szwy i opatrunek.
- Gdzie Jakub? - syknęła Iwetta, wstając z kozetki w gabinecie zabiegowym.
- Nie wymagaj od niego zbyt wiele - powiedział profesor. - To była dla niego ciężka próba. Chodź, zamówilem już taksówkę.
- Miał pan szczeście, profesorze - powiedział Żekilski, przyjemnym niskim głosem. - Dzisiaj był mój ostatni dzień w szpitalu. Kto inny byłby bardziej wścibski.
- A czemuż to, kolego? - zdziwił się profesor.
- Zaczynam pewien... eksperyment - doktor usmiechnął się pod nosem.
- Ach rozumiem, rozumiem - profesor skłonił głowę. - Powodzenia życzę.
Wyszli przed szpital i wsiedli do czekajacej taksówki.
Iwetta otworzyła drzwi swojego mieszkania, wciąż rozpamiętując to, co zdarzyło się w leżu Blutowa. Powiesiła torebkę na wieszaku, zrzuciła pantofle i weszła do łazienki, nie zamykajac drzwi. Zdjęła poplamioną krwią bluzkę, krzywiąc się przy tym z bólu i wrzucila do kosza na brudy.
- Iwetto - ciepły baryton rozlegl się przy jej uchu. Za plecami poczuła nagle męskie muskularne ciało.
Odwrócila sie i jej spojrzenie napotkało szafirowe oczy Jakuba.
- Przyszedłem się pożegnać - powiedział.
- Co? Dlaczego? - zapytała.
- Nie powinniśmy się widywać - odparł wdychając jednocześnie zapach jej włosów.
- Bo chciałeś mnie wypić? - zapytala zaczepnie. - Dlatego?
- Jestem wampirem - jego usta były teraz tuż przy jej ustach. - Mogę ci zrobić krzywdę... A tego bym nie chciał.
Przyciągnęła go do siebie za kark i wpiła sie w jego usta.
czesc 150
Z początkiem września Otchłań ruszyła z przedstawieniami. Sabina, której zblizał się termin porodu nie przychodziła do pracy zastępowana przez niezawodną Martę. Erik, kursował między teatrem gdzie miał próby do Księcia Ciemności a domem. Mama, Sabiny wyjechała w podróż do okola świata razem ze swoim adoratorem panem Jean Paulem Bouvierem. Miała wrócić na poród córki ale Sabina wybiła jej z głowy. Poród to nie ciężka operacja, a ty w koncu masz okazje zwiedzić świat. I tak nie będziesz tego robić za mnie. Ucinała rozmowe na temat wcześniejszego powrotu.
Zena otrzymała propozycję, miała pracowac przy najnowszym filmie Pedra Almodovara. ;; Juanito, Luisa London – Paris w którym miał zagrac młody i zdolny aktor Callum McAllister.
Mate do całego pomysłu odniósł się dość sceptycznie, Zenie tego nie powiedział ale w środku ściskało go z zazdrości.
Jakub zniknął na miesiąc, miał wrócić z początkiem wrzesnia ale przedłużył urlop.
Wiedźma pisała nową powieść Pt Gorycz, Sabina jak zwykle rzucała pomysłami, cieszyła się z każdych odwiedzin przyjaciółki pokazując jej coraz to nowe rzeczy dla dziecka.
Nie chcieli z Erikiem znać płci a pokoik został wymalowany na żółto zielono, białe łóżeczko i mebelki idealnie pasowały do wnętrza. Wszędzie roiło się od motywu z bajki Kubuś Puchatek. Na ścianie pod rozłożystym dębem z Stumilowego Lasu kłębiły się wszystkie postacie. Namalowała je kuzynka Sabiny, która w tym roku została przyjęta na Akademię Sztuk Pięknych. Białe firaneczki obszyte na dole żółtymi wstawkami i brykającymi tygryskami. Na środku królował puchaty kolorowy dywanik. Oprócz wszystkich potrzebnych rzeczy Erik kupił żonie fotel bujany.
Sabina właśnie pokazywała nowe śpioszki Wiedźmie, która zostawiwszy bliźnięta pod opieka niani wpadła do przyjaciółki. Małżonkowie obu pan byli na próbie.
- No to stworzyłaś królestwo Kubusia Puchatka!- uśmiechnęła się dotykając żółtego kocyka na którym widniał rysunek malutkiego prosiaczka przytulającego Puchatka.
- Ja, jak ja.- zaśmiała się Sabina.- Erik wpadł w szał zakupowy, te wielkoludy pod oknem to jego sprawka.- wskazała siedzące pod oknem cztery wielkie misie.
- Uwe miał to samo, z tym że nasz pokój umeblowałąś ty, ale jeśli chodzi o ubranka to wpadł w szał.- uśmiechnęła się porozumiewawczo. Erik wszedł zadowolony do pokoiku, zaraz za ni m zadowolony Uwe. Dammerig przytulił grubą żonę, całując ją w usta. Uwe mruknął żonie coś na ucho.
- Jak tam próba?- zapytała Sabina
- Wyśmienicie! Mam fajną współpartnekę- rozentuzjazmował się Uwe, Wiedźma łypnęła na niego koso.
- Już ja pojadę sobie ją zobaczyć.- mruknęła, Sabina i Erik zaczęli chichotać.
Panstwo Kroeger przedrzeźniając się wesoło poszli do siebie.
Wieczorem Sabina wtoczyła się na łóżko,przytuliła się do Erika i momentalnie zasnęła. W nocy obudził ją ból w dole brzucha. Podniosła kołdrę i zobaczyła że spodnie od piżamy są przemoczone.
- Erik! Erik obudź się!-zaczeła szarpać ramię męża.
- Cooo?- zapytał nie otwierając oczu.
- Rodzę.- odpowiedziała, Dammerig stanął na bacznośc.
- Rodzisz?! Już? Teraz? Nie możesz!- huknął, pośpiesznie wciągając spodnie. Pani Dammerig obserwowała zdenerwowanego męża.
- Mi to jest obojętne, ale to nie ode mnie zależy.- uśmiechnęła się słabo.
Poprawiona część 150
Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, Jakoba wziął Iwettę w ramiona i skierował się ku łożu. Położył ją delikatnie, jakby była ze szkła, górował nad nia niczym wykuty w skale. Muskularny i piękny, jego szafirowe oczy lśniły gdy wyciskał na jej ustach kolejne pocałunki. Nagle znieruchomiał, popatrzył na nią i wyszedł.
Iwetta przekręcila się na bok i załkała boleśnie, zakochała się w tym mrocznym wampirze.
Z początkiem września Otchłań ruszyła z przedstawieniami. Sabina, której zblizał się termin porodu nie przychodziła do pracy zastępowana przez niezawodną Martę. Erik, kursował między teatrem gdzie miał próby do Księcia Ciemności a domem. Mama, Sabiny wyjechała w podróż do okola świata razem ze swoim adoratorem panem Jean Paulem Bouvierem. Miała wrócić na poród córki ale Sabina wybiła jej z głowy. Poród to nie ciężka operacja, a ty w koncu masz okazje zwiedzić świat. I tak nie będziesz tego robić za mnie. Ucinała rozmowe na temat wcześniejszego powrotu.
Zena otrzymała propozycję, miała pracowac przy najnowszym filmie Pedra Almodovara. ;; Juanito, Luisa London – Paris w którym miał zagrac młody i zdolny aktor Callum McAllister.
Mate do całego pomysłu odniósł się dość sceptycznie, Zenie tego nie powiedział ale w środku ściskało go z zazdrości.
Jakub zniknął na miesiąc, miał wrócić z początkiem wrzesnia ale przedłużył urlop.
Wiedźma pisała nową powieść Pt Gorycz, Sabina jak zwykle rzucała pomysłami, cieszyła się z każdych odwiedzin przyjaciółki pokazując jej coraz to nowe rzeczy dla dziecka.
Nie chcieli z Erikiem znać płci a pokoik został wymalowany na żółto zielono, białe łóżeczko i mebelki idealnie pasowały do wnętrza. Wszędzie roiło się od motywu z bajki Kubuś Puchatek. Na ścianie pod rozłożystym dębem z Stumilowego Lasu kłębiły się wszystkie postacie. Namalowała je kuzynka Sabiny, która w tym roku została przyjęta na Akademię Sztuk Pięknych. Białe firaneczki obszyte na dole żółtymi wstawkami i brykającymi tygryskami. Na środku królował puchaty kolorowy dywanik. Oprócz wszystkich potrzebnych rzeczy Erik kupił żonie fotel bujany.
Sabina właśnie pokazywała nowe śpioszki Wiedźmie, która zostawiwszy bliźnięta pod opieka niani wpadła do przyjaciółki. Małżonkowie obu pan byli na próbie.
- No to stworzyłaś królestwo Kubusia Puchatka!- uśmiechnęła się dotykając żółtego kocyka na którym widniał rysunek malutkiego prosiaczka przytulającego Puchatka.
- Ja, jak ja.- zaśmiała się Sabina.- Erik wpadł w szał zakupowy, te wielkoludy pod oknem to jego sprawka.- wskazała siedzące pod oknem cztery wielkie misie.
- Uwe miał to samo, z tym że nasz pokój umeblowałąś ty, ale jeśli chodzi o ubranka to wpadł w szał.- uśmiechnęła się porozumiewawczo. Erik wszedł zadowolony do pokoiku, zaraz za ni m zadowolony Uwe. Dammerig przytulił grubą żonę, całując ją w usta. Uwe mruknął żonie coś na ucho.
- Jak tam próba?- zapytała Sabina
- Wyśmienicie! Mam fajną współpartnekę- rozentuzjazmował się Uwe, Wiedźma łypnęła na niego koso.
- Już ja pojadę sobie ją zobaczyć.- mruknęła, Sabina i Erik zaczęli chichotać.
Panstwo Kroeger przedrzeźniając się wesoło poszli do siebie.
Wieczorem Sabina wtoczyła się na łóżko,przytuliła się do Erika i momentalnie zasnęła. W nocy obudził ją ból w dole brzucha. Podniosła kołdrę i zobaczyła że spodnie od piżamy są przemoczone.
- Erik! Erik obudź się!-zaczeła szarpać ramię męża.
- Cooo?- zapytał nie otwierając oczu.
- Rodzę.- odpowiedziała, Dammerig stanął na bacznośc.
- Rodzisz?! Już? Teraz? Nie możesz!- huknął, pośpiesznie wciągając spodnie. Pani Dammerig obserwowała zdenerwowanego męża.
- Mi to jest obojętne, ale to nie ode mnie zależy.- uśmiechnęła się słabo.
Część 151
Do szpitala jechali w tempie strazackim. Na izbie przyjęć odpowiedzi udzielać musiala Sabina, między jednym skurczem a drugim, bo jej mąż był zbyt zdenerwowany, żeby wydusic z siebie bodaj jedno skladne zdanie. Wreszcie drzwi porodówki zamkneły się przed nosem Erika. Poczul się bezradny i samotny. Bez namysłu sięgnął po telefon.
Wygodnie rozciagnięty na lożku Uwe zamaczal truskawkę w miseczce z czekoladą i wlożył ją do ust Wiedźmy.
- Bosko - zamruczala z pelnymi ustami. Uśmiechnął się i sięgnął do koszyka po nastepną truskawkę.
- Czekolada ci leci - powiedziala Wiedźma. Istotnie gruba kropla czekolady spłynęla z owocu i opadła na nagą pierś Uwe. - Ups.
Spojrzeli na siebie.
- Czekaj, zaraz to sprzątne - zamruczala pani Kroeger, podnosząc się i przysuwajac do niego.
- Ciekawe jakim sposobem - zamruczał lubieżnie. PRzewróciła go na wznak i jęła zlizywac czekoladę z jego torsu. - Rrrrozpustnica.
Zaśmiala się patrząc mu wyzywająco w oczy.
- Lubię cię w czekoladzie - powiedziala i znowu zaczeła pieścić ustami jego pierś.
Komorka zapiszczala na nocnym stoliku.
- Co za cymbał...? - zapytał Uwe, próbując się podnieść. Żona przytrzymala go, siadając na nim okrakiem..
- Niech dzwoni - powiedziała. - Czort z nim, panie Kroeger.
Pocalowała go w usta. Uwe zaczął zsuwac koszulę z jej ramion, ale komorka nie przestawała dzwonić.
- Odbiiorę, bo się nie odczepi - rzekł zrzucając z siebie żonę. Rozplaszczyla się na łóżku z zabawnym wyrazem niezadowolenia na twarzy. Uwe sięgnął po aparacik.
- Tak? Co? Chłopie, powoli, nic nie rozumiem! Rodzi? Dobra, już jedziemy!
Bliźnięta zostały oddane pod opiekę niezawodnej pani Zosi a Uwe i Wiedźma zmyli z siebie czekoladę, odziali się i pojechali do szpitala. Kiedy weszli na oddział położniczy Erik chodził po korytarzu w te i z powrotem, ze znękanym wyrazem twarzy.
- Ja nie wytrzymam - jęknął na widok przyjaciół. - Ile to jeszcze potrwa?!
- Ona się bardziej męczy - mruknęła Wiedźma.
Jakby w odpowiedzi zza drzwi porodówki rozlegl się przeraźliwy wrzask.
- No przecież kurwa prę, konowale niedojebanyyyyyy!!!
Nad krzyk położnicy wybił się sopran położnej.
- No jeszcze trochę, złociutka, przyj!
- Sama se kurwaaa przyyyyj! Aaaaaaaa!
Nagle wszystko ucichło, potem zaś rozległ się słabiutki pisk.
- Panie Dammerig? - pielęgniarka wyjrzała za drzwi.
- Tak? To ja? - Erik patrył na nią wzrokiem błędnym.
- Prosze wejść - powiedziała siostra. - Ma pan syna.
- Sy... - nogi ugięły się pod Erikiem.
Resztę pamiętal jak przez mgłę, pielęgniarkę, owijającą go ochronnym fartuchem i wpychającą na glowę czepek, bladą i zmęczoną Sabinę, uśmiechającą się do niego z łóżka i gratulującego mu doktora. Oprzytomnial dopiero gdy położna odebrala od Sabiny czerwone i pomarszczone stworzenie i włożyła mu je w ramiona.
Mala buźlka otworzyla się, rączki zamachały bezradnie w powietrzu, po czym zacisnęły się w piąstki. Erik poczuł łzy napływające mu do oczu.
Rozdział 152
Przysiadł na łóżku, obserwując maleństwo, które mrużyło do niego oczka.
- Kocham cię!- szepnął, uśmiechając się do żony.- Stworzyliśmy cud!- Sabina popatrzyła na swojego przystojnego męża, który trzymał w rękach zawiniątko i jego dumne ojcowskie oblicze.
- Zobaczysz jak ten mały cud da nam w kość.- wzięła od niego chłopczyka.
Następnego dnia, przyjaciele i rodzina zeszli się do szpitala. Podziwiali pierworodnego syna państwa Dammerig. Dumny tatuś, prawie cały czas trzymał chłopczyka na rękach, nawet jego mama musiała się domagać żeby go potrzymać.
- Erik, czy ja też mogę potrzymać naszego synka?- zapytała, Erik zarumienił się i podał małżonce dziecko.
- Jak go nazwiemy?- zapytał spoglądając jak karmi niemowlę.
- Myślałam nad imieniem Gabriel.- uśmiechnęła się.- Jest takie archanielsko, niebiańskie.
- Podoba mi się a na drugie?
- Erik, po tobie.
- Gabriel Erik Dammerig.- wypowiedział dumny tatuś. Mały Gabriel został ochrzczony w ,miesiąc po narodzinach w małym wiejskim kościółku, gdzie jego rodzice wzieli ślub.
Do chrztu trzymali go dumni rodzice chrzestni Wiedźma i Uwe. Chłopczyk jak przystało na synka dzielnej pani dyrektor nie pisnął i spał cichutko, nawet wtedy gdy ksiądz obficie polewał jego ciemną główkę.
- Widać że twoje dziecko i diabła nie dał z siebie wygonić.- Wiedźma na przyjęciu w domu panstwa Dammerig obserwowało jak mały Gabryś pałaszuje butelkę.
- Ależ skąd, to istny aniołeczek. Mama mówi że też byłam taka spokojna.- uśmiechnęła się Sabina głaszcząc bohatera dnia.
Do pokoju wszedł Erik z małą chrześnicą na rękach. Pia wesolutka blondyneczka, paplała coraz to nowe słówka wczepiając rączki w loki wujka Erika.
- Urośnie z niej psotnica, będziecie jej musieli pilnować, bo będą się za nią uganiać.- podał rozesmiana dziewczynkę jej mamie.
- Już widze Uwe z nabitą strzelbą.- zaśmiała się pani Kroeger.
Na przyjęciu zjawił się również Tytus z Werą z półroczną tłuściutka Irenką.
Dziewczuszka po tatusiu odziedziczyła ciemne, proste włoski a po mamie oczy w kolorze niezapominajki.
- Już nie mogę doczekać się powrotu do pracy.-westchnęła Sabina kładąc Gabriela do łóżeczka i nakrywając żółta kołderką.- Macierzyństwo jest piękne, ale ja chcę już do mojego teatru.
Część 153
Dwa tygodnie później Thomasowi przydarzyło się nader niemile podraznienie strun głosowych i musiał wziąć kilkudniowy urlop. Erik postanowił go zastąpić, w ramach rozgrzewki wokalnej przed Księciem Ciemności, którego premiera miala być w styczniu.
Przedstawienie, monitorowane przez Sabinę z domu za pomoca internetu i komórki, rozpoczęło się owacyjnym przyjęciem Erika przez widownię, azwlaszcza jej żenską część. Dammerig trochę się zaplątał w tekście pierwszej solówki Almosa, ale udało mu się z tego wyjść z twarzą, zaś do antraktu rozkręcił się i zaprezentował znakomitą formę wokalną.
- No stary - Grześ klepnął schodzacego za kulisy Erika w plecy. - Babeczki cię uwielbiają! Co ja mówię, wszyscy cię uwielbiają!
- Jakbym jeszcze nie szyl tak beznadziejnie na poczatku... - westchnął Erik.
- Zdarza się najlepszym - Uwe puścił do niego perskie oko. - Nieźle jak na początek.
Grześ zaśmiał się rubasznie.
- Przyznaj się, Kroeger, zazdrościsz mu tych wszyskich wzdychających ślicznotek na widowni! - powiedział.
Roześmiali się wszyscy trzej, potem Uwe zrobił minę niewiniątka.
- Ja? Skądże znowu - powiedział.
Rozpoczął się drugi akt. Aga śpiewala solo a Erik stał w kulisach, czekajac na swoją kolej. Wrezcie głos sopranistki zamilkł. Erik wziął głęboki wdech...
...I znikł w nagłym rozbłysku światła.
Obserwujący to wszystko Uwe blyskawicznie otrząsnął sie z osłupienia.
- Opuśccie kurtynę! - wysyczał.
Erik znalazl sie w ciemnościach. Gdzies blisko chlupała woda, a powietrze woniało stęchlizną. Poczekał chwile az jego oczy przyzwyczaily sie do ciemności. Po jego lewej stronie znajdowalo się jezioro, po prawej zaś majaczył znany ksztalt organów.
- Światlo! - zażądał Erik.
Ukryty mechanizm zapalil świece na organach, stole i przy łabedzim łożu.
Erik znów byl w swoim leżu pod Operą Populaire.
Za kulisami teatru Otchłań wybuchło pandemonium.
- Marta, on się wytunelowął z powrotem w swoje czasy! - powiedzał Uwe. - Sam widzialem. Nie ma sensu go szukać, dawajcie Draczyńskiego.
Mate darł włosy z głowy.
- Kurwa, i co teraz? - zapytał.
- Dawac Jakuba - warknęła Marta do telefonu. - Nie obchodzi mnie gdzie jest, niech wciąga gacie, wyjmuje kly z szyi panienki i zasuwa na scenę.
Popatrzyła na Uwe w lekkim popłochu.
- Co mam im powiedzieć? - zapytala.
- Erik doznał naglej niedyspozycji - powiedzial, gladząc ją uspokajająco po plecach. - Mate, pusćcie teraz balecik boginek, potem wejdzie Jakub i po sprawie. Ja muszę do Ewy zadzwonić.
Wiedźma własnie ścigala swoje potomstwo po pokoju, usiłując je namówić do zazycia kąpieli.
- Pani Zosiu, pani weźmie Pię, ona jest grzeczna - sapnęła.
Pia, z miną absolutnej niewinności, podała lapkę pani Zosi i pomaszerowala do łazienki. Tommy łypnął na mamusię zza łożeczka szaroniebieskimi oczkami, tak podobnymi do ojcowskich.
- Tommy, chodź, trzeba się wykąpać - powiedziała Wiedźma.
- Nie! - oznajmił maly Kroegerek z uciechą.
- Tak, trzeba - oznajmila Wiedźma, podkradajac sie do potomka. - Bo zarośniesz brudem!
- Nieee! - Tommy z chichotem uciekł, przebiegajac po przeciwnej stronie łóżeczka. - Nie chcę myć!
Wiedźma wzniosla oczy do nieba i sięgnęla do kieszeni po telefon, który zaczął wibrować.
- Chodź tu, Kroegerzę utrapione! - pogoniła potomka na trzech kończynach, czwarta z telefonem przykładając do ucha. - Tak, słucham?
- Ewa, Erika wytunelowało do jego czasów - powiedzial Uwe. - Przekaż to Sabinie, tylko delikatnie. Ja musze iść na scenę, ale kazałem asystentce Sabiny dorwać Helsinka.
- Co? - Wiedźma znieruchomiała, przygarniajac synka do piersi. - Jak to się wytunelował?
- Nie teraz, musze lecieć - powiedział. - Kocham cię, dzwoń do Sabiny!
Część 154
Sabina siedziała w salonie i przeglądała papiery urzędowe przyniesione przez dyrektor Martę.
Gabriel spał w wózku, posapując przez sen. Pani Halinka krzątała się w kuchni przygotowywując kolację.
- Zaparzyć pani kawy?- zajrzała do salonu stając obok kanapy na której siedziała pani Dammerig.
- Bardzo proszę pani Halinko i sobie też.- uśmiechnęła się odkładając papiery do teczki.
Gosposia zniknęła w kuchni by po kilku minutach pojawić się z dwiema parującymi filiżankami, dzbanuszkiem ze śmietanką i kruchymi czekoladowymi herbatnikami.
- Pan Erik wróci na kolację?
- Powiedział, że po przedstawieniu zaraz wraca. To pewnie będzie około dwudziestej pierwszej.- Sabina nalała kawy i śmietanki, dodając cukier.
-Śliczny ten wasz maluszek, napatrzeć się na niego nie mogę. Włoski ma po tatusiu, ale nosek po pani. Oczka ma jeszcze błękitne, ale wydaje mi się że będą mieć kolor pana Dammeriga.- gospodyni zachwycała się pierworodnym panstwa Dammerig.- Moja najstarsza córka- Dominika ma dwuletnią Alicję. Bardzo spokojna dziewuszka i po tatusiu ma rude kręcone włoski. Mieszkają w Dublinie.
- Widziała pani urwisów mojej siostry Krzysiu ma dziesięć lat a Szymek siedem, no i mała Hania moja chrześnica. Mój starszy brat też ma córkę Karolinę, ale mieszkaja z żoną w Stuttgarcie.
Telefon na niskim stoliku przy kanapie zawibrował wydając dźwięki z Triskelionu. Na wyświetlaczu wyświetlił się napis Wiedźma.
- Słucham cię.- Sabina odebrała, słuchając tego co przyjaciółka ma jej do powiedzenia.- Tak, tak przyjdź. Czekam.- odłożyła telefon z powrotem na stolik.
Kilka minut później do salonu wparowała Wiedźma.
- Co się stało?- pani Dammerig popatrzyła na zdyszaną przyjaciółkę.
- Sabina, nie wiem jak ci to powiedzieć. Erik zniknął! Wytunelowało go do Paryża jego czasów.- powiedziała, obserwując zmieniającą się twarz Sabiny. Ta zbladła, oczy naturalnie duże, rozszerzyły się pod wpływem szoku i strachu.
- Ccccoo?! Nie!- podniosła się i złapała Wiedźmę za ramiona, potrząsając nią.- Powiedz że to nie prawda!- zajrzała w jej oczy.
- Niestety przy….- nie dokończyła.
- Tylko mi kurwa nie mów, że ci przykro!- zawyła siadając ciężko na kanapie i zanosząc się histerycznym szlochem. Płacz przeszedł w śmiech, nienaturalny i złowieszczy.
- Hahaha czego ja się idiotka spodziewałam?! Że na zawsze będziemy razem!? On nie należał do naszych czasów. – śmieła się i znowu popadła w czarną rozpacz szlochając. Wiedźma podeszła i wymierzyła jej policzek. Mały rozpłakał się, pani Halinka przybiegła z kuchni.
- Proszę zabrac małego, Sabina źle się czuje.
Istotnie pani Dammerig popadła w całkowite otępienie, nie miała siły podnieść się z łóżka wpatrując się w zdjęcie uśmiechniętego Erika. Wiedźma nie odstępowała jej na krok, przyjechała także Marta i Iwetta.
Erik siedział na łożu nie mogąc uwierzyć że przeniósł się do Lochów Opery Populaire.
Wróciły do niego wszystkie gorzkie wspomnienia z nia związane, później przypomniał sobię że już nie jest oszpeconym nieszczęśnikiem ale mężem i ojcem. Musi wrócić do Sabiny i małego Gabriela.
Wynalazł parę spodni i koszulę i tak ubrany oraz zabezpieczony finansowo ruszył do zajazdu. Wynajął pokój i począł myśleć jak może wydostać się z XIX wiecznego Paryża.
Następnego dnia, zakupił garderobe i poszedł do Instytutu Matematyczno Fizycznego na Sorbonie po poradę. Udało mu się dostac do znanego fizyka Francoisa Pinnault.
- Panie profesorzę, musze mieć informację o tych portalach.- Erik, przeczesał ręką ciemne loki.
- Panie Dammerig, co prawda istnieje taka teoria ale nie jest ona sprawdzona.- mruknął wiekowy wykładowca.- Tylko jeden szalony naukowiec, para się tym i twiedzi że da się przesunąć w czasie, ale nikt go nie słucha.
- Kim on jest? Gdzie mogę go znaleźć-Dammerig ożywił się nagle
- Paul Verne, ale nie wiem gdzie go można znaleźć nie obracam się w takim towarzystwie.- napuszył się Pinnault. Erik pdziękował francuzowi i wyszedł na deszczową ulicę. Przeszedł kawałek, gdy ktoś zaklął siarczyście. Na ulicy stała kobieta, której zaklinował się obcas bucika w bruku i nie mogła go wydostać. Kruczoczarne loki opadały na plecy modnie ubranej dziewczyny.
- Może pani pomogę?!- zapytał Dammerig, kobieta odwróciła się do niego i wtedy spojrzały na niego oczy Sabiny. Twarz nieznajomej była identyczna, jedyną róźnicą był kolor włosów, jego ukochana miała dużo krótsze koloru złocisto blond.
Część 155
- Kim pani jest? - zapytal oslupiały.
- A pan? -Nieznajoma spojrzala na niego śmiało.
- Wybaczy pani... - zmitygował się. - Nazywam się Erik Dammerig.
- Anastazja Beklea - podala mu rączkę do ucalowania.
- Przepraszam ze zaczepiłem panią w taki sposób... - tlumaczyl się Erik. - Dopiero przyjechałem do Paryża, a pani mi kogoś bardzo przypomina... Proszę o wybaczenie.
- Alez nie ma czego wybaczać, niech mi pan tylko pomoże z tym piekielnym obcasem - odparła Anastazja bez skrępowania.
Erik pochylił się i uwolnil bucik nieznajomej z pulapki.
- Mam nadzieję że się jeszcze spotkamy - powiedziała panna Beklea, odchodząc. Erik popatrzył za nią, potem zatrzymal dorożkę i kazał się wieźć na Montmartre.
Dochodzila szósta rano. Sabina, z czerwonymi obwódkami wokól oczu popijala kolejną kawę, zgarbiona przy kuchennym stole. Wiedźma, oparta o szafkę, nerwowo wybijała palcami jakis dziwny rytm na jej blacie.
- Przestań pukać - powiedziała Sabina.
- Co? - zapytała Wiedźma, nie przerywając stukania.
- Przestań pukać - Sabina z trzaskiem odstawila kubek na stół.
Wiedźma spojrzala ze zdziwieniem na swoją rękę.
- Przepraszam - odparla.
W korytarzu rozlegly się spieszne kroki i do kuchni wpadł Uwe.
- Ubierać się, kobiety - zakomenderował. - Mam adres jednego fizyka, podobno wie wszystko o takich rzeczach.
Sabina bez slowa runęla na korytarz rozlewając kawę.
- Zaraz zetrę - pani Halinka wyrosla jak spod ziemi.
Wiedźma z plaszczem pod pachą popędzila za mężem i przyjaciółką.
Zajechali na ponure blokowisko na Nowej Hucie. Na odrapanym domofonie przy wejściu do jednego z bloków Uwe nacisnąl guzik pod numerem 66.
- Tak? - męski głos rozlegl się z malego głośniczka z zadziwiającą siłą.
- Ja z polecenia profesora Helsinka - powiedział Uwe.
- A proszę, proszę - zagrzmiało. Zabzyczal brzęczyk, Uwe otwarł drzwi i wpuścił panie.
Wśród woni kapusty i smażonej ryby wspinali się po schodach.
- Rany boskie, wytwornię bigosu ktos otwiera? - wymamrotala Wiedźma krzywiąc się.
- Smazalnię ryb chyba też - mruknęła Sabina.
Drzwi numeru 66 były obite mosiężną blachą i oznaczone znakiem "Uwaga! Wysokie napięcie!" z nieodzowną blyskawicą i czaszką na skrzyżowanych piszczelach. Uwe z wahaniem sięgnąl do czerwonego przycisku dzwonka.
Za drzwiami numeru 65 coś zaszurało, tymczasem profesor pojawil sie w progu. Byl wysoki, bardzo barczysty, wlosy mial siwe i blękitne oczy w miłej, pociągłej twarzy.
- Niech panstwo wchodzą - rzekł, po czym nagle podniósł glos. - Bo trujące opary rozlażą się po klatce!!!
Za drzwiami numeru 65 rozległ się odglos wskazujący na to że ktoś od tych drzwi wlasnie odskoczyl w popłochu.
Zdumieni Kroegerowie i Sabina weszli do środka.
- Niech się panstwo nie obawiaja - rzekł profesor, swoim dźwięcznym, donośnym barytonem. - Nie ma zadnych oparów. Chcialem tylko wystraszyć tego wścibskiego babusa z przeciwka.
Wprowadził ich do pokoju, zawalonego notatkami, rysunkami i innymi papierami. Leżały wszędzie, na stole, szafach, krześle i podłodze. Na środku pomieszczenia zaś stala tablica suchościeralna, z wypisanym na nim zawiłym wzorem.
- Profesor Helsinek powiedzial mi z czym państwo przyszli - powiedział. - Ach przepraszam, gapa ze mnie. Nazywam się Stefan Bartonowski.
Potrząsnąl prawicą Uwe, potem uścisnąl dłonie paniom.
- Czy można sprowadzić Erika z powrotem? - zapytala Sabina wprost.
- Jasne, jasne, tylko to trochę potrwa - uśmiechnąl się Bartonowski. - Muszę obliczyć gdzie i kiedy pojawią się następne wrota, czy raczej wejście do tunelu czasoprzestrzennego, a potem obliczyć pojawienie się wrót powrotnych w Paryżu.
- Zaraz - Uwe uniósł dłoń - Czy to oznacza że ktoś ma zrobic sobie wycieczke w przeszłość?
- Oczywiście - rzekl profesor z rozbawieniem.
- Ja idę - powiedziała Sabina. - To chyba oczywiste?
- Ja też - dodala Wiedźma.
- Chyba ci odbilo! - warknąl Uwe, nie tając furii. - Sabina, weź któregoś z chłopaków! Mnie!
- Potem to ustalimy - rzekla wykrętnie Wiedźma.
- Kukol! - huknąl profesor.
- Kukol?- zapytali Kroegerowie unisono.
Z kuchni wyjechał robot, wyglądajacy jak poobijany kubeł na śmieci wyposażony w chwytne ręce.
- Herbata razy trzy! Cukier! - zadysponowal profesor. - A pani, pani Sabino, pokaże mi na planie Krakowa gdzie dokładnie jest otchłań.
Robot z brzekiem i rzęgotem zawrócil do kuchni.
Część 156
Erik po przyjeździe na Montmartr począł szukac człowieka, który pomoże mu szukać profesora Verne. Wszedł w ciemną uliczkę szczur przeleciał mu przed nogami z piskiem. Z dachu sąsiedniego budynku kapała woda, wszędzie unosił się dziwny odór.
Dammerig odnalazł w koncu odpowiednią osobę, wręczając mu pełną sakiewkę oraz adres zajazdu wrócił do siebie. Tej nocy postanowił się upić i zapomnieć o wszystkim.
W Paryżu lotem błyskawicy rozeszła się wieść o tajemniczym Eriku Dammerigu, bogaczu i pasjonacie przedmiotów ścisłych. Panie wzdychały do urodziwego gentelmana, posypały się zaproszenia na rauty i bale.
Hrabianka Anastazja Beklea popijała herbate wraz ze swoją ciotką markizą Sophie de Valais.
- Anastazjo, słyszałaś o tym przystojnym gentelmanie?- zapytałą markiza.- Cały Paryż o nim huczy!
- Spotkałam go na ulicy, zaklinował mi się but a on mi pomógł.- odpowiedziała Anastazja, poprawiając fałdy błękitnej sukni.
- Czy to prawda że jest tak przystojny?
- Jest bardzo przystojny, ale ma smutne oczy.- zamyśliła się hrabianka
- Nie! Koniec dyskusji! Nie będziesz ryzykować!- Uwe rozzłoszczony na małżonkę krążył po gabinecie Sabiny.
- On ma rację! Nie możesz się narażać, a jak nie wrócimy? Kto zajmie się twoimi dziećmi i Gabrielem?- Sabina zabrała to samo stanowisko w sprawie co Kroeger.
- Przesadzacie, profesor wszystko obliczył. Równo o północy dziś wieczór.- Wiedźma obstawala przy swoim.- I tak pójdę i nie odradzicie mi tego!- huknęła
- Pomyśl logicznie, boisz się wysokości i nie umiesz pływać!- westchnął zrezygnowany Uwe, mierząc małżonkę spojrzeniem.
- Koniec dyskusji! Idę- odpowiedziała Wiedźma.
Razem z profesorem Bartonowskim, Grzesiem, Mate i Uwe panie stawiły się na Moście Grunwaldzkim kwadrans przed północa.
- Staną panie po drugiej strony barierki, gdy wybije północ dam wam znak. Skoczycie w dół.- profesor Stefan mówił cichym głębokim głosem.
- Czy jest możliwość, że portal się nie otworzy i wpadniemy do rzeki?- zapytała Wiedźma, patrząc z przestrachem w granatowy nurt rzeki.
- Takie ryzyko istnieje ale są na to małe szanse.- odparłą naukowiec.
Wiedźma pożegnała się z Uwe, całowali się dobre pięć minut. Grześ i Mate wyściskali Sabinę która przechodziła przez barierkę, Wiedźma dołączyła do niej.
- Kocham cię!- krzyknął w stronę żony Uwe
- Już!- odezwał się profesor.
Sabina i Wiedźma wyskoczyły, mężczyźni podbiegli do barierki i nie zanotowali plusku wpadającego ciała do wody.
Wiedźma puścila Sabinę i już miała osłonić rękami głowę, czuła jak wpada do wody, lecz nic takiego się nie stało. Obie szczęśliwie znalazły się na XIX wiecznej ulicy Paryża.
- O cholera!- krzyknęła entuzjastycznie Sabina
- Udało się!- zawtórowała jej Wiedźma, rozglądając się po ulicy.- Musimy się gdzieś zatrzymać!- Wiedźma w zapiętych do góry włosach i błękitnej sukni zamachała na dorożkarza. Sabina była ubrana podobnie z tym że jej sukienka była zielona, furkoczącym powozem udały się do zajazdu.
Następnego dnia udały się na zakupy, zakupiły przepiękne toalety i dodatki po czym wieczorem udały się na przedstawienie do Opery Populaire.
- Don Juan Tryumfujący!- zaśmiała się Wiedźma.- Mam nadzieję że nie zobaczymy Krychudny!
- Oby!- Sabina poprawiła złocisty szal.- Czuję się jak idiotka!
Erik siedział w loży obok markizy de Valais i jej bratanicy Anastazji. Do tej pory nie miał wiadomości o szalonym profesorze. Paryżanki oszalały na jego punkcie prześcigając się, która pierwsza pozna przystojnego Dammeriga. Anastazja była inna, podobała mu się tylko z tego faktu iż była identyczna jak Sabina, charakterek też podobny. Z ironia i czarnym dowcipem wyrażała się o zamożnych tego świata.
- Słyszałam, że do miasta przybyły dwie nowe damy. Podobno szlachetnie urodzone i nosza się bardzo dziwnie.- zniżyła głos do szeptu.
Po zakończonym przedstawieniu, Erik odprowadzał do pozozu markizę i hrabiankę.
Kątem oka zauważył złociste włosy i znajoma sylwetke.
- Przepraszam na moment.- rzucił do kobiet po czym zbliżył się do właścicielki niskiego głosu, która wypytywała o coś stangreta machając energicznie rękami.
Dammerig podszedł do kobiety od tyłu, po czym odwrócił ją twarzą do siebie.
- Sabina!?- wyszeptał na widok żony, nie mogąc uwierzyć ze stoi przed nim.- Co ty tutaj robisz?- pani Dammerig dotknęła policzka męża, przysuwając się do niego.
- Przybyłam po ciebie! Myślisz, że oddałabym cię?- zapytała przez łzy, Erik nie pomny tego że maja świadków przytulił płacząca żonę i pocałował namiętnie w usta.
Wiedźma wytarła oczy koronkową chusteczką, Anastazja i markiza wpatrywały się w tą scenę z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
Część 157
- Panie pozwolą - rzekł Erik szybko. - To moja żona, Sabina, a to nasza przyjaciółka, Ewa Kroeger.
Panie wymieniły ukłony. Sabina i Anastazja przyglądały się sobie z fascynacją, a Wiedźma przenosila wzrok z jednej na drugą, z namarszczoną brwią.
- Niesamowite... - mruknęła.
Sabina i Wiedźma przeniosly sie do hotelu w którym mieszkał Erik. Dammerigowie zajęli apartament malżenski a Wiedźma pojedynczy pokój, sąsiadujący przez ścianę.
- Idziecie na kolację? - Wiedźma bezceremonialnie wetknęła głowę do pokoju Dammerigów. Erik, bez surduta, całowal wlaśnie swą żonę, bardzo, bardzo namiętnie.
- O, przepraszam... - bąknęła pani Kroeger.
Erik oderwał usta od ust żony.
- Zamowimy do pokoju - rzekł.
Wiedźma cofnela sie pospiesznie, zamykając drzwi.
- Na czym staneliśmy? - zapytał Erik, pochylając się nad małzonką. - A już wiem, na tym...
Zaczął ją znowu calowac, usiłując jednocześnie rozpinac haftki na jej plecach.
- Wolę dwudziestowieczne stroje - mruknął. Sabina błyskawicznie rozpięła mu kamizelkę, niemal zdarła mu ją z ramion i cisnęła precz.
- Myslałam że zwariuję bez ciebie - westchneła. Mąż już zsuwal jej sukienkę z ramion, okrywając te ramiona pocałunkami.
- O nie... - jęknął na widok ciasno zasznurowanego gorsetu.
- Jest na zamek - mruknęła Sabina. - Sznurki tylko dla picu.
Szarpnęła jego koszulę, guziki posypały się na podłogę, szew przy kołnierzyku zatrzeszczał. Naga, rzeźbiona pierś Erika ukazała się w całej krasie.
Potrawka z królika okazala się przepyszna. Wiedźma pożerała ją zachłannie, w sposób niemal nie przystojący damie, popijajac czerwonym winem. Przez chwile pożałowala że Uwe nie może dzielić z nią tej kulinarnej rozkoszy, a potem poprzysięgla zrobić taka potrawkę po powrocie do własnych czasów i spożyć ją w towarzystwie małżonka. A na deser może coś z karmelem... Rozmarzyła się. Z rozważan nad niezupełnie gastronomicznymi zastosowaniami karmelu wyrwał ją dopiero odgłos sprzeczki przy sąsiednim stoliku.
- Jak pan śmie! - wysoka kobieta w czerni zerwała się z krzesła.
- Spokojnie, madame - szpakowaty mężczyzna siedzący a drugim z krzesel podniosl się także. - Radze rozważyć moją propozycję.
- To nie propozycja, to obelga - odparła nieznajoma.
- Wyświadczam pani przysługę - rzekł mężczyzna. Wiedźma dostrzegła w nim coś nieodparcie i niemile znajomego. - Miejsce kobiety jest w domu. Te które próbują zaprzeczyć temu porzadkowi są albo szalone, albo niemoralne.
Dama wymierzyła mu siarczysty policzek. Odgłos uderzenia poniósl sie przez salę restauracyjną. Wszystkie glowy zwróciły się ku dziwnej parze.
- To był powazny błąd, madame - rzekl facet przez zęby i ruszył, chcąc przejść obok stolika Wiedźmy. Pani Kroeger równocześnie podstawila mu nogę i machnęla ręką trzymającą kieliszek. Mężczyzna potknąl sie, rąbnął glową w kant stolika, a czerwone wino zbryzgalo mu śnieżnobiały gors koszuli.
- Och, najmocniej przepraszam! - wykrzyknęła Wiedźma z fałszywą skruchą. - Ależ ze mnie gapa! Pan wybaczy!
Facet obrzucił ja wsciekłym spojrzeniem i wtedy zrozumiala że przypominał jej Kępkę-Kudełka.
część 158
Mężczyzna wybiegł z jadalni hotelowej czerwony ze złości. Kobieta, która wcześniej się z nim kłociła wysłała Wiedźmie porozumiewawczy uśmiech. Pani Kroeger skonsumowawszy deser wyszła do foyer hotelowego. Zza rogu nadeszła kobieta z jadalni. Nienagannie ubrana w ciemną suknię, czarne włosy zaczesane w kok i łagodne oczy w kolorze jasnego piwa.
- Nie zdąrzyłam pani podziękować, tak szybko pani wyszła.- zwróciłą się do Wiedźmy.- Nazywam się Antoinette Curie.-
- Ewa Kroeger.- Wiedźma również się przedstawiła.- Nie ma pani za co dziękować, słyszałąm jak to chamidło się wyrażało. Nie szanuję mężczyzn, którzy maja kobiete za nic!
- Dobrze, że sa tacy ludzie jak pani.- uśmiechnęła się Antoinette.- Jest pani Niemką?
- Mój mąż jest Niemcem ja jestem z pochodenia Polką.- uśmiechnęła się.- Czy będę bardzo niedyskretna jak zapytam, czym pani rozjuszyła tego mężczyzne?
- Widzi pani prowadzę teatr, ojciec zapisał mi go w spadku gdyż nie miał syna. A on ma co do tego miejsca inne pomysły. Chciał go ode mnie odkupić, gdy się nie zgodziłam zaczął grozić.
- Rozumie, panią doskonale. Razem z moimi znajomymi również prowadzimy teatr w Krakowie i wiemy co to znaczy naprzykrzanie się.
- Gdybym tylko znalazła odpowiedniego kompozytora i librecistę. Wtedy teatr ruszyłby z nową premierą i Philippe Shaggy Hurst nie miałby powodu do zastraszania.- westchnęła smutno. Wiedźmie zrobiło się przykro, cieszyła się w duchu że przyszło jej żyć w XXI wieku i mogła realizowac swoje marzenia bez względu na płeć.
- Myślę ze będę mogłą pani pomóc. Proszę jutro około czternastej być w jadalni, przedstawię pani kogoś.- pani Kroeger pożegnała się pospiesznie i udała do swojego pokoju.
Ściągnęła niewygodne ubranie, po czym poszła do łazienki, służba wcześniej przygotowała kąpiel. Przyjemnie było zanurzyć się w ciepłej pianie. Zamknęła oczy i przed oczami wizualizowała się pozłocista pierś jej małżonka. Jego bezczelny uśmiech, gdy budzil ją w środku nocy pieszczotami, wspólne oglądanie wschodu słonca a później kochanie się na tarasie, schodach i w oranżerii wśród mocno pachnących drzewek cytrusowych. Jak bardzo chciałaby być ze swoim księciem światłości.
Część 159
Nastepnego dnia rano spotkali się w restauracji na śniadaniu.
- Rany boskie - mruknęła zaspana Wiedźma, mieszajac swoją herbatę. - Ja wiem że się stęskniliście za sobą i w ogóle, ale miejcie litość...
Erik i Sabina popatrzyli na siebie zarumienieni, potem zaś spojrzeli na przyjaciółkę.
- Ale o co chodzi? - zapytała Sabina, chichocząc.
Wiedźma znacząco poruszyła brwiami.
- Niektóre sprzęty w waszym pokoju skrzypią - powiedziała. - Bardzo skrzypią.
Roześmieli się wszyscy troje.
- Sabina, wytlumaczyłaś mu ten caly ambaras z wrotami? - zapytała Wiedźma.
Pani Dammerig energicznie kiwnęła głową.
- Pewnie że tak - powiedziała.
- Wszystko jest jasne - zapewnił Erik.
- Dobrze - powiedziała Wiedźma. - Jesteśmy na drugą umówieni z pewną damą, która szuka librecisty oraz kompozytora.
- A od kiedy ty umiesz tak dobrze pisać po francusku? - zdziwila się Sabina. - Myslałam że nie lubisz tego jezyka.
- Bo nie lubię, ale wypada pomóc kobiecie w potrzebie - odparła Wiedźma z godnością. - Ona prowadzi teatr. Sama.
Sabina wzniosła do góry zaciśniętą pięść.
- Pokażemy chłopom gdzie ich miejsce! - zakrzyknęła.
- W łózku, oczywiście - rzekł Erik, pieszcząc pod stolem udo małzonki.
Wiedźma zakrztusiła sie herbatą, Sabina uczynnie rąbnęła ją w plecy.
- Na razie - powiedziała - Na razie idziemy szukac tego miejsca gdzie ma się otworzyć portal.
Dorożka toczyła się ulicami Paryża. Sabina i Wiedźma rozglądaly się, chłonąc historyczne widoki. Wreszcie, na obrzeżach miasta, skręcili w ulicę zwaną Rue de Penombre. Zamykał ją zaniedbany budynek z klasycystycznym portalem na którym widniał napis, wykonany złoconymi niegdyś, teraz mocno oblazłymi literami.
- Limbe Theatre - przeczytała Sabina. - To tu.
- Musimy jakoś uzyskac wstęp za kulisy - powiedział Erik.
- Bez obaw - Sabina nie traciła dobrego humoru. - Jesstes w końcu genialnym kompozytorem.
- No dobra, skoro już wiemy gdzie będzie nasz portal, może byśmy poszli na spacerek po Polach Elizejskich? - zapytała Wiedźma. - A potem na filiżankę czekolady?
- Roztyjesz się i Uwe cię rzuci - zaśmiala się Sabina.
- Pewnie tam umiera z tęsknoty - westchnęla Wiedźma. - On i bliźniaki.
Na Polach Elizejskich panował dosć spory ruch. Obie panie o mało nie poukręcały sobie głów, oglądając się za damami w wytwornych toaletach, co strasznie bawiło Erika.
- Eryczek! - zapiszczało coś nagle i ogromna góra różu rzuciła mu się na szyję. - Skąd się tu wziąłeś?
- Kto.. co? - jęknął Erik, gdy tęga niewiasta w różowej sukni przycisnela go do swego olbrzymiego biustu.
- Hola! - wrzasnęła Sabina. - Co pani robi? Prosze natychmiast puścić mojego meża!
Parasolka w jej rękach rozkołysala się niebezpiecznie.
- Męża? Eryczek, ty się ożeniłeś z tym dziwadłem? - rózowa jejmość wytarmosiła palcami policzki Dammeriga. - Mój ty cukiereczku, zawsze byłeś ekscentrykiem!
Sabina nie wytrzymała i rąbnęła parasolką w różowy kapelusik kiwajacy się na szczycie spiętrzonych loków.
- Au! - wrzasnęła tęga dama. - Pomocy!
- Dlaczego atakuje pani moją żonę? - wysoki, wąsaty jegomość w cylindrze wyrósl jak spod ziemi.
- Dla ścisłości to pańska żona atakuje męża mojej przyjaciółki - sprostowała Wiedźma.
- A pani to kto? - fuknął obrażony mąż różowej góry. - Zupełny brak manier, doprawdy!
- Richard pozwij ich, wszystkich ich pozwij! - szlochała jejmość, trzymając sie za głowę.
- Już dobrze, Christine, pozwę ich - łagodzil mąż. - I dostaniesz główną rolę w spektaklu.
- Nie chcę! - buczała dama, trzęsąc licznymi podbródkami. - Nie lubię! Wolę czekoladki!
- Christine? - Erik osłupiał. Spojrzał na zalane łzami oblicze różowej pani i pod zwalami tluszczu z wysilkiem rozpoznał słodkie liczko dawnej ukochanej.
- Matko Bosko kochano! - jęknęła Wiedźma ze zgrozą.
- Chrystusie niebieski! - dołączyła się Sabina.
- I w dodatku mnie nie poznaaaał! - zawyła Christine. - Nienawidzę go! Jesteś głupim upiorem! Wszystkich was nienawidzęęę!
- Jakem Richard Firmin pozwę was! Zapłacicie odszkodowanie! - rozindyczył się mąż.
- Lepiej go nie pozywac - powiedziała Sabina niewinnie. - Może wam znowu jaki żyrandol spaść.
Erik spojrzał na Firmina i rzekł głębokim mrocznym głosem:
- Stare dobre czasy... Pamięta je pan, dyrektorze?
- Mon Dieu! - jęknął Firmin, wyraz zgrozy wypelzl mu na twarz, w oczach zaś mignęło rozpoznanie. - Idziemy Christine, kupię ci babeczek z bita śmietaną. Kupie ci całą fabrykę cukierkow, tylko chodź!
Christine rozpromieniła się i potoczyla się za mężem.
Część 160
Przyjaciele patrzyli za oddalającą się parą aż wysoki mężczyzna i fałdy różowej sukni jego żony nie znikęły z pola widzenia.
- Muszę się napić czekolady!- jeknęła Wiedźma.
- Nie mogę uwierzyć, że to Christine!- powiedział Erik. Sabina zaś chichotała, kapelusz na jej głowie trząsł się razem z wykokowanymi złotymi włosami.
- A ja mogę. Osłodziła sobie życie bo brakło jej ciebie, cukiereczku.- uśmiechnęła się przekornie do męża. Wiedźma gruchnęła śmiechem, spacerujący ludzie spojrzeli z dezaprobatą ną wesołe trio zmierzające ku modnej kawiarni.
Zasiedli przy stoliku, Wiedźma zamówiła czekoladę, natomiast państwo Dammerig uraczyli się kawą. Rozmawiali wesoło, wspominając incydent na Polach Elizejskich, gdy do lokalu weszła Anastazja w towarzystwie swojej ciotki markizy de Valais.
- Dzień dobry państwu.- uśmiechnęła się markiza.- Miło was widzieć.
- Nam też jest niezmiernie miło, madame.- Erik szarmancko ucałowal dłonie obu pan i zaprosił do stolika.
Sabina i Anastazja wpatrywały się w siebie, po chwili Anastazja nie wytrzymała.
- Przepraszam, ale czy pani pochodzi z Rumunii?- zapytała hrabianka
- Nie, jestem z pochodzenia Polką. Urodziłam się w Galicji na terenie Austro Węgier.- odpowiedziała Sabina, patrząc wymownie na Wiedźmę.
- Zastanawia nas wasze niezwykłe podobieństwo.- markiza dołączyła się do rozmowy.- Anastazji, może rodzina twojej matki mieszka w Galicji?- zapytała
- Pan, panie Dammerig nie jest Galicyjczykiem? Sądząc po nazwisku…- Anastazja zwróciła się do Erika.
- Nie, ja jestem Austryjakiem.- odparł krótko.
- Och, zasiedziałyśmy się straszliwie, kochana musimy iść.- markiza podniosła się.- Mamy nadzieję, że przyjmą państwo zaproszenie na bal, który urządzam w sobotę.
- Będzie nam niezmiernie miło.- odezwała się Wiedźma.- Jakim cudem, jesteście identyczne?- zapytała, już po wyjściu kobiet.
- Nie mam zielonego pojęcia.- odpowiedziała pani Dammerig
- Nie są identyczne, mają inny kolor włosów i Sabina jest piękniejsza.- Erik posłał żonie powłóczyste spojrzenie całując ją w rękę.
- Dziękuję ci kochanie.- uśmiechnęła się Sabina.- Wybieramy się na ten bal?
- Oczywiście, pooglądamy sobie życie elit dziewiętnastowiecznych.- Wiedźma dopiła czekoladę.
Powozem wrócili do hotelu, gdzie mieli się spotkać z Antoinette Curie. Kobieta czekała przy stoliku w jadalni, uśmiechnąła się na widok Wiedźmy.
- Pani Curie, przedstawiam pani, państwo Sabina i Erik Dammerig.- zapoznała przyjaciół z właścicielką teatru.- Erik jest kompozytorem a Sabina dyrektorem teatru w Krakowie. Ja jestem librecistką.
- Chcielibyśmy pani pomóc.- odezwała się Sabina.- Planujemy zostać jakiś czas w Paryżu.
- Naprawdę?! Z nieba mi państwo spadli.- rozentuzjazmowała się Antoinette.
- Albo z piekła.- zachichotała Sabina.
- Jak nazywa się pani teatr?- zapytał Erik
- Limbe Teatre.- odpowiedziała panna Curie.
- To wspaniale.- wyrwało się Wiedźmie.
- Widzi, pani koleżance spodobała się pani teatr.- pospieszyła z wyjaśnieniem pani Dammerig, mrożąc panią Kroeger wzrokiem.
- Wobec tego, zapraszam jutro i dziękuję.- panna Curie, szczęśliwa opuściła hotel. Wiedźma udała się do siebie, zarzyć kąpieli. Dammerigowie zamknęli się w swojej sypialni.
- Nie mogę uwierzyć, że miałem kiedyś obsesje na punkcie Christine.- mruknął Erik.- Gdybym nie daj Boże z nią był to bym się załamał.
- Kiedyś była śliczna, nie trudno było się w niej zadurzyć. Ciastka ją zgubiły.- Sabina przytuliła się do mężowskiej piersi.- Cieszę się, że jesteśmy razem ale tęsknie za naszym maleństwem.- szepnęła smutna
- Śliczna ale pusta, na szczęście odzyskałem rozum i zakochałem się w tobie. Gdyby stało się inaczej nie stworzylibyśmy Gabriela.- gładził ją po głowie i tulił do siebie czule.
Część 161
Wymoczona Wiedźma, drapiąc się dyskretnie, zapukala do pokoju Dammerigów.
- Prrroszę! - zagrzmiał Erik.
Pani Kroeger weszła do środka, jednoczesnie skrobiąc się po dekolcie.
- Nie przeszkadzam? - zapytała. - Słuchajcie, skoro mamy iść na bal, to przydalyby się jakieś kiecki, nie?
Erik podniósl się i zdjąl z fotela surdut.
- Porzucę was, drogie panie - powiedział z uśmiechem.
- A dokąd się wybierasz? - zapytala małżonka.
- Do prawnika - odparł. - Postanowilem założyć fundację wspierajacą sieroty i dzieci ubogie. Co mi sie będzie majatek marnował, skoro go sam używał nie będę?
Sabina podeszła do męża i ucałowała go w czoło.
- Za to wlasnie cię kocham - oznajmiła uroczyście. Erik przytulił ją, potem wyszedł.
Wiedźma usiadła na fotelu i zaczęła drapać się w łydkę.
- Szlag by trafił - wymamrotała.
- Co jest? - zapytała Sabina
- Potrzebuję tłustego kremu, oliwy z oliwek, czegokolwiek. - jęknęla Wiedźma. - Może byc nawet smar do osi, byle mi natłuścił skórę. To cholerne mydło tak wysuuuszaaaa! Już czuję jak mi wysypka wyłazi!
- Idziemy na zakupy! - zarządzila Sabina. - Nie będziesz straszyć syfami na salonach. Poza tym bal za dwa dni, trzeba kiecki kupić, a dopasowanie ich do figury trochę zajmie.
- Masła - zamarudzila Wiedźma. - Smalcu, łoju baraniego bodaj!
- Wykluczone, będziesz smierdziec -odparla odruchowo Sabina.
- A wlasnie - Wiedźma uniosła palec. - Jakies pachnidla tez by się zdały.
Ruszyły w miasto.
Choć gdy wyruszały w Krakowie panowała zima, w Paryżu było lato. Ten dzien jednak nie był zbyt upalny. Chmury przesloniły niebo, wiał chłodny wietrzyk, tak że obie panie cieszyły się iż wzięły z hotelu szale.
- Myślałam że paryskie lato jest ciut cieplejsze - narzekala Wiedźma, maszerując chodnikiem i popatrując w wystawy.
- Ty się ciesz że jest chłodno - zmitygowala ją Sabina. - Wyobrażasz sobie biegac w tych kiecach z długimi rekawami i gorsetach w trzydziestostopniowym upale?
Wiedźma uniosla rękę, chcąc się poskrobac po głowie, ale przypomniala sobie ze ma misternie upiętą koafiurę i zrezygnowała z zamiaru.
- Masz rację - powiedziała. - Ty, patrz tam - wskazała wystawę. Za szybą pysznila się piekna, krwawoczerwona balowa suknia. Misternie upięte zwoje czerwonego jedwabiu wdzięcznie spływały do stóp manekina.
- Ta! - zadecydowała Sabina. - Musze ją mieć!
Weszły do sklepu i już wkrótce Sabina mierzyła upragnioną kieckę. Trzeba było zrobić zaledwie kilka poprawek. Uprzejmy sprzedawca,gnac sie w ukłonach obiecał że suknia zostanie przyslana pojutrze. Tymczasem Wiedźma wypatrzyła sobie kreację w kolorze ecru, z haftem roslinnym u dołu spódnicy.
Zamówiwszy i zapłaciwszy suknie panie wyszły z powrotem na ulicę.
- Rękawiczki musimy kupić - powiedziała Wiedźma. - Damie z gołymi rekami nie wypada.
Oglądały kolejną pare rękawiczek, gdy przyplątał się jakiś facet. Wysoki, śniady, z czarnymi okrągłymi oczami i ustami ktore zdawały sie byc pełne zębów, miał starannie wypomadowane włosy, uczesane z przedziałkiem.
- Jak myślisz, te koronkowe, czy te atłasowe? - zapytala Wiedźma Sabiny, popychając po ladzie dwie pary rękawiczek.
- W każdych pani dłonie będa wyglądac cudownie - powiedział nieznajomy. Podszedl do pań i oparł sie nonszalancko o ladę. Wiedźma nieostroznie odetchnęła i woń pomady oraz jakiegoś piżmowego pachnidła omal jej nie zabiła. Sabina natomiast usiłowała przestac oddychac, jednocześnie dyskretnie się cofając.
- Hrabia Jean- Claude de Tourcotte - powiedział wonny osobnik. - Kim jesteście, cudowne istoty?
- To pani... ekhe he... Dammerig a ja jestem panią khe! khe! Kroeger - powiedziala Wiedźma.
- Pani Dammerig - czarne oczy nieznajomego spoczeły na Sabinie. - Pani musi byc żoną tego jegomościa do ktorego wzdycha trzy czwarte paryskich dziewcząt?
- W i... khh... istocie - odparla Sabina, rozpaczliwie a dyskretnie machajac wachlarzem.
- Mam nadzieję ze zaszczycą panie bal u markizy de Valais? - zapytał Tourcotte. - Ta jej bratanica, z Rumunii, czy innej dziczy, to straszna impertynentka, ale grzech nie byc u drogiej markizy. Cała śmietanka towarzyska się tam zbiera.
- Zaszczycimy - Wiedźma stłumiła kaszlnięcie. - Słabo mi, musze stąd wyjść.
- Może pomogę? - Tourcotte nadstawil ramię. Wiedźma i Sabina odskoczyły w tył.
- Nie, to wie pan... takie damskie sprawy - wybąkala Wiedźma.
- Wapory, migreny i takie tam - Sabina przyszla jej w sukurs. - Pani Kroeger musi się położyć w ciemnym pokoju na godzinkę albo dwie.
- Ach, tak, rozumiem, rozumiem - Tourcotte skłonił się wytwornie. Panie odkłoniły się i wyprysły ze sklepu.
- Boże, co za straszliwy palant - mruknęła Sabina, poprawiając się na siedzeniu dorożki, jadącej do hotelu.
- Ozy mi zaczęły łzawić - powiedziała Wiedźma. - Koszmar.
Po drodze kupiły butelkę oliwy, a kiedy wrócily do hotelu Wiedźma popędziła się namaszczać. Tymczasem Sabina z Erikiem zeszli na obiad. Nad sznycelkiem cielęcym,podlanym rzecz jasna wybornym winem, Sabina relacjonowała meżowi przebieg zakupów i wypytywała o szczegóły związane z fundacją.
- Jeśli ta pani Curie okaże się w porządku - powiedział Erik - Przekażę jej część pieniędzy.
- Niezly pomysł - pochwwaliła Sabina. - Opowiadalam ci o tym wypomadowanym gościu? To niebywale, ale wciąż czuję ten smród.
- To może dlatego że on siedzi kilka stolików dalej - rzekł spokojnie Erik. Sabina obejrzała się. Istotnie, hrabia de Tourcotte, z serwetką pod brodą, siedział cztery stoliki dalej, najwyraźniej zabierajac się do posiłku. Obok niego siedział osobnik na widok którego Sabinie podniosło się ciśnienie.
- Ty, to ten ichni Kudełek co groził madame Curie! - powiedziała. - Czemu on się kuma z tym pajacem w pomadzie?
- Nie mam pojęcia, ale warto by to zbadać - odparl Erik.
Sabina wycelowala w niego widelec.
- Jutro wynajmujemy detektywa! - powiedziała.
Część 162
Nadszedł dzien balu u markizy, panie wyszykowane w nowe kiecki z upiętymi włosami w towarzystwie przystojnego Erika zajechały na miejsce balu.
- Będziesz wiedzieć jak się zachowywać?- Sabina poprawiając kreację przyglądała się przyjaciółce.
- Przeżyłam rozdanie Oscarów, przeżyję i to.- mruknęła Wiedźma uważając żeby nie przydeptać sobie spódnicy.
Powozy tłoczyły się przed wejściem do rezydencji de Valaisów. Eleganccy panowie w towarzystwie, pan przybranych w przepiękne wieczorowe toalety. Na ich szyjach lśniły majątki, rubiny, szafiry, szmaragdy brylanty i perły.
Erik wprowadził swoje towarzyszki do Sali balowej, gospodyni z siostrzenica i małżonkiem popędziła ich przywitać.
- Dobry wieczór, moi drodzy. Jak dobrze, że zechcieli panstwo przybyć. Przedstawiam wam mojego męża Jeana Michaela.- Sophie przedstawiła Dammerigom i Wiedźmie, markiza. Wysoki ciemnowłosy i lekko szpakowaty, skłonił się i lekko ucałował dłonie pań.
- Chciałabym, przedstawić panstwo, kilku osobom.- uśmiechnęła się Anastazja prowadząc gości ku kanapie na której siedziało kilka osób.
Wiedźma rozglądała się po sali, oglądała kompozycje kwiatowe, świece i kryształowy żyrandol. Zauważyła że z końca biegnie w jej stronę hrabia de Tourcotte. Próbowała wmieszać się w tłum, lecz nadaremno.
- Droga pani Kroeger! Jak miło panią widzieć!- skłonił się i do jej ręki. W nozdrza pani Kroeger buchnął zapach pomaday i perfumów. Poczuła że robi jej się słabo.
- Witam, panie hrabio. Przepraszam, ale muszę na chwilę pana opuścić.- czym prędzej umknęła w poszukiwaniu otwartego okna. Stała tak przez chwilę łapiąc hausty świeżego powietrza, po czym udała się w poszukiwaniu przyjaciół.
Sabina rozmawiała z hrabiną Francesscą di Fabioli, włoską arystokratką, natomiast jej mąż z hiszpańskim baronem Federico de la Cordoba.
Orkiestra zagrała walca, Erik wziął Sabinę w ramiona i włączył się do par, wirujących po parkiecie. Wiedźma kątem oka zobaczyła, że zbliża się smród. W duchu, czuła jak mdleje od mdlącej woni pomady, gdy nagle wyrósł przed nią wysoki blondyn.
- Mogę panią prosić do tańca?- zapytał z galanterią
- Bardzo proszę.- podała mu rękę. Objął ją delikatnie w talii i włączyli się do tańca.
Jak się okazało ów wysoki blondyn to syn księcia Neapolu, Angelo. Porucznik Angelo di Costanello. Wesoły i szarmancki, obserwował starania de Tourcotte.
- Bardzo panu dziękuję za wybawienie.-zwróciła się Wiedźma do Angela.
- Cała przyjemność po mojej stronie, droga pani. Widziałem że de Tourcotte panią nagabuje.
Chciałbym się przedstawić. Porucznik Angelo di Costanello.- skłonił się pani Kroeger.
- Ewa Kroeger.-
- Czy poświęci mi pani jeszcze jeden taniec?- zapytał, spoglądając na nią swymi bławatkowymi oczami.
- Z rozkoszą.- podała mu dłon.
Sabinie po tancu, zaschło w gardle. Podeszła do stołu gdzie stał poncz, wziała szklankę i przybliżyła do ust. Niedaleko jej, kobieta w obszernej kremowo różowej sukni pałaszowała eklerki, popijając je czerwonym winem.
- Richardusiowi kochanemu zaniesie…hik- odbiło jej się i ciasteczka spadły na ziemię.- Do jasnej kurwy i stu alfonsów!- huknęła i złapała lokaja za klapy surduta.
Goście w pobliżu zaniemówili, Erik podszedł do żony, widząc że ramiona trzęsą jej się podejrzanie.
- Iiiiiiiiiidę…albo njjjje jiiiidę?!- Christine Daae Firmin kiwała się w prawo i lewo rozlewając szampana z kieliszka. Ale chyyyyba jiiidę!
-Co jej jest? – Wiedźma podeszła do Sabiny
- Schlała się i warjuje.
Richard Firmin widząc zachowanie połowicy podbiegl do niej.
- Kochanie, Christine.Idziemy, źle się czujesz.- począł wytaczać ją z sali.
Poprawione 162
Nadszedł dzien balu u markizy, panie wyszykowane w nowe kiecki z upiętymi włosami w towarzystwie przystojnego Erika zajechały na miejsce balu.
- Będziesz wiedzieć jak się zachowywać?- Sabina poprawiając kreację przyglądała się przyjaciółce.
- Przeżyłam rozdanie Oscarów, przeżyję i to.- mruknęła Wiedźma uważając żeby nie przydeptać sobie spódnicy.
Powozy tłoczyły się przed wejściem do rezydencji de Valaisów. Eleganccy panowie w towarzystwie, pan przybranych w przepiękne wieczorowe toalety. Na ich szyjach lśniły majątki, rubiny, szafiry, szmaragdy brylanty i perły.
Erik wprowadził swoje towarzyszki do Sali balowej, gospodyni z siostrzenica i małżonkiem popędziła ich przywitać.
- Dobry wieczór, moi drodzy. Jak dobrze, że zechcieli panstwo przybyć. Przedstawiam wam mojego męża Jeana Michaela.- Sophie przedstawiła Dammerigom i Wiedźmie, markiza. Wysoki ciemnowłosy i lekko szpakowaty, skłonił się i lekko ucałował dłonie pań.
- Chciałabym, przedstawić panstwo, kilku osobom.- uśmiechnęła się Anastazja prowadząc gości ku kanapie na której siedziało kilka osób.
Wiedźma rozglądała się po sali, oglądała kompozycje kwiatowe, świece i kryształowy żyrandol. Zauważyła że z końca biegnie w jej stronę hrabia de Tourcotte. Próbowała wmieszać się w tłum, lecz nadaremno.
- Droga pani Kroeger! Jak miło panią widzieć!- skłonił się i do jej ręki. W nozdrza pani Kroeger buchnął zapach pomaday i perfumów. Poczuła że robi jej się słabo.
- Witam, panie hrabio. Przepraszam, ale muszę na chwilę pana opuścić.- czym prędzej umknęła w poszukiwaniu otwartego okna. Stała tak przez chwilę łapiąc hausty świeżego powietrza, po czym udała się w poszukiwaniu przyjaciół.
Sabina rozmawiała z hrabiną Francesscą di Fabioli, włoską arystokratką, natomiast jej mąż z hiszpańskim baronem Federico de la Cordoba.
Orkiestra zagrała walca, Erik wziął Sabinę w ramiona i włączył się do par, wirujących po parkiecie. Wiedźma kątem oka zobaczyła, że zbliża się smród. W duchu, czuła jak mdleje od mdlącej woni pomady, gdy nagle wyrósł przed nią wysoki blondyn.
- Mogę panią prosić do tańca?- zapytał z galanterią
- Bardzo proszę.- podała mu rękę. Objął ją delikatnie w talii i włączyli się do tańca.
Jak się okazało ów wysoki blondyn to syn księcia Neapolu, Angelo. Porucznik Angelo di Costanello. Wesoły i szarmancki, obserwował starania de Tourcotte.
- Bardzo panu dziękuję za wybawienie.-zwróciła się Wiedźma do Angela.
- Cała przyjemność po mojej stronie, droga pani. Widziałem że de Tourcotte panią nagabuje.
Chciałbym się przedstawić. Porucznik Angelo di Costanello.- skłonił się pani Kroeger.
- Ewa Kroeger.-
- Czy poświęci mi pani jeszcze jeden taniec?- zapytał, spoglądając na nią swymi bławatkowymi oczami.
- Z rozkoszą.- podała mu dłon.
Sabinie po tancu, zaschło w gardle. Podeszła do stołu gdzie stał poncz, wziała szklankę i przybliżyła do ust. Niedaleko jej, kobieta w obszernej kremowo różowej sukni pałaszowała eklerki, popijając je czerwonym winem.
- Richardusiowi kochanemu zaniesie…hik- odbiło jej się i ciasteczka spadły na ziemię.- Do jasnej kurwy i stu alfonsów!- huknęła i złapała lokaja za klapy surduta.
Goście w pobliżu zaniemówili, Erik podszedł do żony, widząc że ramiona trzęsą jej się podejrzanie.
- Iiiiiiiiiidę…albo njjjje jiiiidę?!- Christine Daae Firmin kiwała się w prawo i lewo rozlewając szampana z kieliszka. Ale chyyyyba jiiidę!
-Co jej jest? – Wiedźma podeszła do Sabiny
- Schlała się i warjuje.
Richard Firmin widząc zachowanie połowicy podbiegl do niej.
- Kochanie, Christine.Idziemy, źle się czujesz.- począł wytaczać ją z sali.
- Nieeee w tę stronę jiiidę! Hik!- Christine uwiesiła się ramienia męża.- Eryczek!- pisnęła, po czym wyrwała się w stronę Erika. Sabina zagrodziła jej drogę.
- Z drogi czaroooownico!- Christine groziła Sabinie, wymachując kieliszkiem.- Bessszzzelnie mi go ukradłaś! Hik! Czary! Przestał mnie kochać, bo go zaszzarowałaś! A był moi aniołem, uwielbiał mnie. Ubóstwiał!- rozpłakała się, trzęsąc licznymi podbródkami.
- Panie Firmin, proszę zabrać małżonkę.- markiza de Valais zwróciła się do właściciela Opery Populaire.- Źle się poczuła, biedaczka.
- To przez nich!- huknął Firmin.- Dręczą moją żonę!
Część 162
- Pańska żona sama się dręczy - odparła rezolutnie Anastazja. - Głównie ciastkami i winem.
Markiza pobladla, Firmin poczerwieniał.
- Niewychowana pannico, jak smiesz tak się wyrażać o mojej żone? - huknął.
- Uważa pan że publiczne pijaństwo to przejaw dobrego wychowania? - hrabianka zmrużyła oczy.
- Co za tupet! Moja noga tu więcej nie postanie! - wściekły Firmin wyprowadził chwiejącą się połowicę z pokoju.
- Nigdy- zagrzmiało z korytarza.
Markiza była blada jak giezlo.
- Anastazjo - powiedziała. - Porozmawiamy po balu. Na razie zaś, proszę, nie odzywaj sie nie pytana i nie oddalaj się ode mnie.
Sabina dyskretnie poklepala hrabiankę Beklea po łopatce.
- Dzięki - szepnęła. - Nieźle mu przygadalaś.
Usmiechnęły się identycznymi, szelmowskimi uśmiechami. Erik i Wiedźma mieli przez chwile wrażenie że dwoi im się w oczach.
Następnego poranka państwo Dammerig i pani Kroeger, nieprzytomnie wręcz stęskniona za swym mężem, siedzieli w dorożce która toczyla się przez Paryż. Ich celem był rzecz jasna Limbe Theatre.
- Oj, przestan już wzdychać, zostaly trzy tygodnie - powiedziała Sabina.
Wiedźma popatrzyla na nią oczyma zbitego spaniela i westchnęła tak poteżnie że aż koronki na sukni Sabiny zafalowały.
- Tobie to dobrze, masz swojego Eryczka pod ręką - mruknęła. - A Uwe został we współczesności, razem z moimi królewiętami...
- Nasze królewię tez zostało we wspólczesności - odparł Erik, kryjąc uśmiech. - I też tęsknimy.
Wiedźma nie wydawała się pocieszona.
Dorożka jechała dalej. Wiedxma nie przestawala wzdychać, Erik i Sabina zas pogrążyli się w cichej rozmowie.
- A co to tam się dzieje? - zdziwił się sałata, zwalniając.
Sabina i Erik spojrzeli w ślad za nim. Na chodniku jakaś młoda dama szarpała za kudły oraz łachy kataryniarza w wyświeconym surducie, wykrzykując przy tym słowa niezupełnie wlaściwe dla niewinnej panienki. Kataryniarz opędzał się jedną ręką od rozwscieczonej panienki, w drugiej zaś ściskał koniec sznurka, którego drugi koniec był przywiązany do nogi chłopczyka, skulonego pod ścianą, zasłaniającego twarz brudnymi rączkami
- Zatrzymaj! -wrzasnęła Sabina. - To Anastazja!
- Co? - obudziła się Wiedźma.
Dorożkaz ściągnął lejce. Pasażerowie wyskoczyli na chodnik i podbiegli do walczących.
- Ty świński ryju, ty kutasie zwiędły, ja ci dam dziecko bić! - wrzasneła hrabianka, okladając kataryniarza kulakiem.
- To nie dzieciak ino czarci pomiot, paniusiu! - odpyskował kataryniarz. - Kupilem za psi grosz!
- Spokój! - ryknął Erik. Sabina i Wiedźma oderwały hrabiankę od kataryniarza. Odeszła na bok, oddychając głęboko.
- Sam pan spójrz, do człowieka to niepodobne! - uliczny grajek otrzepał klapy zatłuszczonego surduta. - Jest o co raban robić?
Chwycil chłopczyka za ramię i przyciągnął brutalnie. Maly dał się wlec jak szmaciana lalka.
Miał może trzy lata, może mniej, trudno było powiedziec, tak był zabiedzony. Odziany był w jakieś pstrokate łachmany, dziurawe i podarte, spod których widac było chude posiniaczone nózki i wzdęty brzuszek. Włosy miał jasne i mocno kręcone, okalaly jego głowę niczym aureola. Wielkie zielone oczy były zupełnie puste i bez wyrazu, jakby martwe, ale nie to najbardziej uderzyło Erika. Na lewym policzku chłopczyka rozpościerała się czerwona blizna, jakby po oparzeniu, ściągajac w dół kącik ust.
Dammerig poczul że cofa się w czasie. Znów był w menażerii, w klatce, bity i poniewierany, wystawiony na pośmiewisko.
Bez namysłu chwycił kataryniarza oburącz za gardło i ścisnął z całej siły.
- Nigdy... więcej... go... nie... skrzywdzisz. - powiedział urywanym przez gniew głosem. Kataryniarz, charczący i wierzgający nogami, zsiniał, oczy wyszły mu z orbit, usta rozwarły się szeroko.
- Erik, nie! - krzyknęły wszystkie trzy kobiety. Sabina podniosła chlopca, który siedział na chodniku jak kukiełka i przytulila go. Sałata patrzyl na wszystko z kozła z wyrazem grozy na obliczu.
- Erik, pusc go - powiedziała Sabina. - Nie warto.
Erik rozwarł dłonie. Odetchnął głęboko kilka razy, tymczasem kataryniarz, kaszląc i postękując gramolił się na nogi.
- Na policję cię podam - wychrypiał.
Dammerig sięgnął po portfel.
- Ile chcesz? - zapytał. - Za milczenie i za dzieciaka?
- Mam go sprzedac?- zdziwił się kataryniarz.
- Ile? - zapytał Erik, tonem krew w zyłach mrożących.
- Dwieście franków! - wypalił kataryniarz.
Dammerig bez słowa odliczył pożądaną kwotę i podal ją kataryniarzowi.
Sabina odwiązała sznurek.
- Panno Beklea, czy podwieźć gdzies panią? - zapytał Erik, ignorując chichoczacego kataryniarza.
- Pojade gdziekolwiek jedziecie - powiedziała hrabianka. Usiedli w dorożce, chłopczyk przytulił się do Sabiny jak mała małpka. - Ciotka się na mnie gniewa za wczorajsze, nie mam ochoty sluchac jej gderania.
- Co za skurwysyn - mruknęła Wiedźma.
- Jechać! - krzyknął Erik do sałaty.
Część 164
Dorożka stanęła na uliczce przy teatrze. Erik pomógł wysiąść Anastazji i Wiedźmie, po czym wziął od Sabiny chłopaczka.
- Trzeba go nakarmić.- stwierdziła pani Dammerig, patrzac na chudziutkie ciałko chłopca.
- Jak masz na imię, maluszku?- Anastazja łagodnie zapytała dziecko. Chłopaczek wsadził paluszek do buzi i spoglądał na nich wielkimi oczami.
- On nie mówi, po takich przeżyciach. Wątpię, żeby ktokolwiek dał mu jakieś imię oprócz potwór.- wzdrygnęłą się Wiedźma.- Zabiłabym jego rodziców!- zacisnęłą dłonie w pięści.
Weszli do teatru, gdzie czekała na nich Antoinette Curie.
- Antoinette, to Anastazja.- Wiedźma wymieniła uprzejmości, panna Curie zauważyła podobieństwo miedzy hrabianką a Sabiną.
-Panie są spokrewnione?- zapytała
- Nie, to zbieg okoliczności.- uśmiechnęła się Sabina
- A co to za biedne stworzenie, panie Eriku?- panna Curie, wskazała chłopczyka trzymanego przez Dammeriga.
- Odkupiliśmy go od kataryniarza.- powiedział Erik. Chłopczyk uczepił się rączkami szyji mężczyzny.
- Czy nie dałoby się załatwić coś do jedzenia i trochę mleka?- zapytała Wiedźma.- On pewnie umiera z głodu.
- Ah, ależ oczywiście, już biegnę. Mieszkam niedaleko, proszę tu poczekać i się rozglądnąć.- Antoinette wyszła pospieszenie. Sabina odebrała od męża chłopca i usiadła na rześle sadzając go na kolanach i głaszcząc kędzierzawą główkę.
- Widzisz malutki, już nikt nigdy cię nie skrzywdzi.- szepnęła mu na uszko, przesyconym czułością głosem.- Kruszynko, jak ktoś mógł cię porzucić?!
- Nadajesz się na matkę.- uśmiechnęła się Anastazja.
- Jestem matką, mamy z Erikiem malutkiego synka ma trzy miesiące i został w Krakowie.
- Jak ma na imię? Erik?
- Nie, Gabriel. Ale jest małą kopią tatusia.- uśmiechnęła się Sabina
Erik i Wiedźma oceniali stan teatru, zaglądając do wszystkich pomieszczeń.
- Jest piękny ale zrujnowany.- oceniła pani Kroeger.- Trzeba tu zainwestować sporą sumkę.
- Jestem skłonny wyłożyć na to środki.- powiedział Erik.
Antoinette przyszła z powrotem, niosąc kubek letniego mleka i bułkę drożdzową suto posmarowaną masłem i dżemem z brzoskwiń.
Sabina nakarmiła małego, rzucił się na jedzenie i mleko, jakby ktoś zaraz miał mu je ukraść.
- Pani Antoinetto, jestem skłonny zainwestować w panski teatr. Wyłoże pieniądzę na remont a także napiszę pani muzykę. – powiedział Erik
- Ja napiszę libretto.- uśmiechnęła się Wiedźma
- A ja przekaże pani całą moją wiedzę o teatrze.- dodała Sabina.- Wynajęliśmy detektywa, żeby sprawdził tego Shaggy Hursta.
- Nie wiem jak państwu dziękować.- Antoinette z wdzięcznością uściskała dłonie dobroczyńców.
- W tej branży, nie trzeba sobie robić wrogów a raczej przyjaciół.- rzekła sentencjonalnie Wiedźma.
- Jutro, przyślę tutaj architekta i robotników. Wszystkim się zajmą. A teraz musimy iść, bo trzeba się zająć chłopcem.
Przyjaciele odwieźli Anastazję do rezydencji Valaisów. Chłopczyk zasnął po pięciu minutach drogi. Wiedźma podała Sabinie szal, którym okryła chłopca.
Gdy znaleźli się w zajeździe, dokładnie go wymyli, był tak wystraszony, że nie zapłakal. Czyściutki był naprawdę śliczny, tylko ta szrama szpecąca jego policzek.
Sabina ubrała go w swoją koszulę, po czym położyła go spać. Erik miał go pilnować, gdy panie udały się na zakupy. Kupiły mu koszulki, spodenki i małe buciki a także zabawki.
Część 165
Nastepnego dnia Antoinette Curie siedziala w swoim gabinecie, zagrzebana w rachunkach. Nielatwo było jej związac koniec z końcem, przychody były marne, pensje aktorow chude, nie stac jej było na zatrudnienie kogos znanego. Ale teraz, dzięki pomocy nieoczekiwanych sojuszników, otwierała się przed nią szansa wyprowadzenia teatru na prostą. Słyszała krzątających się na widowni i scenie robotników, ktorzy zaczęli własnie prace remontowe.
Drzwi otwarły się z trzaskiem.
- Ostrzegałem cię - powiedzial Shaggy. - Tak, czy nie? Ostrzegałem. Miałaś mi sprzedac tę budę, a ty zaczynasz remont.
Antoinette zerwala się z krzesła.
- Prosze stąd wyjść - powiedziała twardo.
Shaggy wyciągnąl palec i zaczął wymachiwać nim przed jej nosem.
- Nie posłuchałaś mnie - syknął. - Wiesz ze może cię spotkac jakieś nieszczęście? Pożar, powiedzmy?
- Wie pan że mój but może się zaraz spotkac z pana zadkiem? - zapytał męski glos od progu.
Shaggy obejrzał się. Erik stał w drzwiach z miną nie wróżącą niczego dobrego, przynajmniej dla pana Hursta.
- Radzę panu stąd wyjść - powiedział. - I nie wracać.
Antoinette odetchnęła z ulgą. Wściekły Shaggy chciał coś powiedzieć, ale spojrzawszy na twarz Erika zrezygnował. Zamiast tego wzruszył ramionami i wyszedł.
- Przyjechałem sprawdzić czy robotnicy zaczęli zgodnie z planami - powiedział Dammerig.
- Ależ jakimi planami? - zdziwiła sie Antoinette.
- Siedziałem nad nimi całą noc - uśmiechnął się Erik. - Przyprowadzilem pani strażnika. Panie Javert!
Barczysty mężczyzna w średnim wieku wszedł do pokoju. Włosy miał popielatoblond, przetykane siwizną, wjejrzenie zas stalowe.
- Monsieur Javert i jego ludzie od dziś pilnuja teatru - powiedział Erik. - Jesli ten typ pokaże się tutaj, wyrzuca go na zbity pysk. Zgadza się?
Javert błysnął stalowymi oczyma.
- Tak prosze pana - powiedział.
- Panie Dammerig, los mi państwa z nieba zesłał - powiedziała wzruszona Antoinette. - A gdzie pańska żona i pani Kroeger?
- Zajmują sie Samuelem, to chłopiec którego przygarnęliśmy - odparl Erik. - A Wiedź... pani Kroeger pracuje nad librettem. Nie będe dłużej przeszkadzał - skłonił się.
- Bez obaw, madame - rzekł Javert. - Mysz sie nie przesliźnie bez mojej wiedzy.
- Dziękuję panu - uradowana Antoinette opadła z powrotem na krzesło.
Salonik był umeblowany tanio i krzykliwie, jak to w podrzędnym burdelu. Czerwone kotary zaslaniały okna, na podlodze lezał czerwony dywan, a pośrodku królowała różowa, pluszowa kanapa. Przed kanapą stał niski stolik, obficie zastawiony trunkami, na kanapie zaś spoczywał hrabia de Tourcotte, a dama ekkich obyczajów masowala mu stopy.
- Nudzisz mnie - powiedział do stojacego w progu Shaggy'ego. - Nie obchodzi mnie jak tego dopniesz, obie działki mają należeć do mnie.
- Ale Curie ma jakiegoś patrona - odparł Shaggy. - Zaczęli własnie remont.. A sierociniec...
- Mam to gdzieś - odparł hrabia. - Spal sierociniec, zabij tego całego Dammeriga i po kłopocie.
- Szefie, pan ma głowę - powiedział z zachwytem Shaggy.
Część 167
Dammerigowie razem z Wiedźmą i małym Samuelem przenieśli się do umeblowanego domu w modnej dzielnicy Paryża. Dom ten posiadał cztery sypialnie, salon z jadalnią oraz biblioteczkę. Na tyłach domu rozciągał się ogród. Wiedźma rozpakowawszy swoje rzeczy zajęła bibliotekę, po czym od razu zajęła się pisaniem libretta. Erik, komponował muzykę na fortepianie w salonie a Sabina zajęła się kuchnią i chłopcem.
Siedziała właśnie gotując zupę, gdy do kuchni przydreptał bosy, zaspany Samuel. Podbiegł do Sabiny i pociągnął ją za spódnicę.
- Jeść!- powiedział wyraźnie, Sabina na dźwięk dziecięcego głosiku odwróciła się i wzięła go na ręce.
- Samuś! Ty mówisz.- przytuliła chłopca, Erik słysząc śmiech żony wszedł do kuchni.
- Co się stało?- zapytał
-Erik! On mówi! Powiedział że chce jeść.- uśmiechnęła się promiennie pani Dammerig. – Ojej zupa mi kipi.-postawiła Samuela na podłodze, po czym odwróciła się do garnka. Chłopiec podreptał do Erika, pociągnał go za nogawkę.
- Na ręce!- rozkazał, Dammerig bez namysłu podniósł chłopca.
- Chodź bohaterze, pogramy sobie w salonie.- wyszedł z dzieckiem. Do drzwi w holu ktoś zapukał, Sabina otarła ręce z mąki i poszła otworzyć. Na progu stał nienagannie ubrany Uwe.
- Uwe?! A co ty tu robisz?- zdziwiła się Sabina.- Coś się stało w naszych czasach?-zapytała szybko, wpuszczając go do środka.
- Nic się nie stało.- pospieszył z wyjaśnieniami.- Dzieci mają się dobrze, ale martwiłem się o was. I stęskniłem się za Ewą. Gdzie ona jest?- zapytał
- W gabinecie, pisze.- odpowiedziała Sabina.
Do holu wszedł Erik z Samuelem, Uwe zdziwił się na widok chłopca.
- Co to za chłopiec?
- To jest Samuel. Wyrwaliśmy go od kataryniarza ulicznego, bił malca.- odpowiedział Erik
- Co zamierzacie z nim zrobić?Oddać do sierocińca?- zapytał Kroeger, wchodząc za Dammerigami do salonu.
- Nie!- odpowiedzieli unisono Dammerigowie.
- Weźmiemy go ze sobą. Tutaj nic dobrego go nie spotka a w naszych czasach ma szansę na lepsze życie.- odpowiedziała Sabina
- Adoptujecie go?- zapytał Uwe
- Tak!- odpowiedział Erik
Wiedźma słysząc głosy dobiegające z salonu, wyszła zobaczyć kto przyszedł. Na widok Uwe, stanęła w miejscu i poczeła wpatrywać się w niego jak w święty obraz. Gdy otrząsnęła się z szoku, pędem rzuciła się w mężowskie ramiona. Uwe przygarnął małżonkę do szerokiej piersi i począł obsypywac pocałunkami jej twarz i usta.
- Mój złotowłosy, nigdy już cie nie opuszczę!- pani Kroeger płakała, wtulając się w małżonka.
- Nie płacz, skarbie.- Uwe jął scałowywac łzy z oczy żony.
- To my idziemy do ogrodu.- uśmiechnął się Erik prowadząc Sabinę z Samuelem na rękach.
- A jak nasze maluszki?- zapytała pani Kroeger.- Zdrowe?
- Zdrowe jak ryby.- uśmiechnął się Uwe.- Psoca jak zawsze.
Wiedźma roześmiała się, po czym wycisnęła na ustach męża namiętny pocałunek.
Część 168
Wieczorem Erik z wielce tajemniczą miną wziął Uwe i Wiedźmę na stronę.
- Słuchajcie, mam do was prośbę - powiedział. - Zajmijcie się Samuelem dziś wieczorem.
- Nie ma sprawy - odparł Uwe. Wiedźma nic nie mówiła, wtulona w upojeniu w meża. - Wychodzicie gdzieś?
- Przygotowałem coś specjalnego dla Sabiny - Erik uśmiechnął się szatańsko.
- Powodzenia - Uwe mrugnął do niego porozumiewawczo.
Sabina własnie szykowała się by wykapac Samka. Wielki gar gorącej wody grzał się juz na kuchni.
- Kochanie - rzekł Erik, chwytając żonę za rece. - Zostaw to. Wiedźma i Uwe się wszystkim zajmą.
- Ale dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo cię o to proszę - powiedział. - Włóż tę czerwona suknię którą miałas na balu.
- Czyżby randka? - zapytała, idąc do sypialni.
Erik tylko blysnął okiem, szatańsko i uwodzicielsko zarazem.
Kiedy Sabina wyszła, przebrana, czekał na nią odziany w nienaganny frak i czarną pelerynę z perłową satynową podszewką. Przed domem już czekała na nich dorożka.
Jechali ulicami Paryza, oświetlonymi ciepłymi promieniami zachodzącego słońca.
- Dokąd mnie zabierasz? - zapytala Sabina.
- Zobaczysz.
Wysiedli z dorożki przed starą kamienicą, dość zaniedbaną. Zeszli do piwnicy. Tam Erik nacisnął kilka cegiel w murze, w okreslonej kolejności. Ukryte drzwi otworzyły się bezszelestnie.
- Chodź, mój aniele - Erik wprowadzil ją do podziemnego korytarza.
Sabina myslała że śni. Oswietlony świecami korytarz ustąpił miejsca schodom, po ktorych schodzili w dół i w dól i w dół, aż wreszcie stanęli nad brzegiem podziemnego jeziora, gdzie czekala na nich gondola.
- Erik... - szepnęła Sabina, siadając w łodzi. - Zawsze chcialam to zobaczyć...
Usmiechajac się z zadowoleniem Erik odbil od brzegu. Płyneli wśrod absolutnych ciemności, jedynym źrodlem swiatla byla lampa na dziobie ich gondoli. Erik nucil tęskną wloską pieśń o milosci, a jego głos odbijał się od kamiennych sklepień milionem ech.
Wreszcie przed nimi ukazało się światelko. Sabina rozpoznała rzęsiście oświetlone organy, stojące na podwyższeniu.
- Światło! - powiedział Erik. świeczniki jeden po drugim wynurzaly się z mrocznej tafli, a swiece na nich zapalały się w zetknięciu z powietrzem. Za rufą łodzi krata opadła z lekkim zgrzytem.
- Teraz jesteś tylko moja - powiedział Erik. spoglądając w oczy Sabinie.
Wysiadł z gondoli, odpiął pelerynę i z łopotem i furkotem rzucił ją na podłogę. Po plecach Sabiny przebiegł dreszcz-zapowiedź rozkoszy.
Gdy znalazła się na lądzie Erik zaczął śpiewać Muzyke Nocy. Śpiewal namiętnie, tak jak jeszcze nikt tej piosenki nie zaspiewał. Okrążal przy tym Sabinę, niekiedy ocierajac się o nia lekko, lub muskając delikatnie dlonią. czula jego zapach, ciepło jego ciała, a jednak nie mogła go dotknąć, ani pocałować, bo nnie pozwalał jej na to. Czula ciepły oddech owiewający jej ramiona i kark, muśnięcia warg na czubkach uszu, na szyi, pożądanie narastało w niej, podsycane jeszcze tym pieknym, aksamitnym głosem, ktory zdawał sie ją pieścić niemal fizycznie.
Wreszcie skończył. Zadrżala gdy chwycil ją za rękę i poprowadził ku wielkiemu łożu w kształcie srebrnego labędzia. Leżala na nim świeża pościel z czerwonej satyny, przesypana płatkami bialych róż.
Erik delikatnie zsunąl czerwona suknię z ramion żony, a kiedy stanęła przed nim w samej tylko bieliźnie, ułożył ją wśród rózanych platków. Rozpiął suwak gorsetu i jął piescić wargami koniuszki jej piersi. Jęknęła i wyprężyła się.
- Chodź do mnie - powiedziała, zsuwajac z niego surdut.
Po chwili podloga wokół łoża usiana byla fragmentami garderoby. Nagi Erik pochylił się nad swą zoną, mięśnie graly pod jego skóra, oświetloną miękkim światlem swiec.
- Kocham cię - szepnąl, wstepując na scieżkę rozkoszy.
Rozdział 169
Pod nieobecność Erika i Sabiny panstwo Kroeger zajęli się Samkiem. Nakarmiony, wykąpany i przebrany w czystą piżamkę został ułożony w łóżeczku. Wiedźma przyniosła ze sobą baśnie i podała Uwe.
- Poczytaj mu.- uśmiechnęła się.
- Dlaczego ja?- zapytała Uwe, biorąc od małżonki książkę.
- Bo sama chętnie posłucham tego seksownego głosu.- mruknęła Wiedźma przytulając się do niego.
Uwe zaczął czytać, cichy dźwięcznym głosem, powieki chłopca zrobiły się ciężkie, by po chwili opaść. Z paluszkiem w buzi, przytulony do misia zasnął.Złote loczki rozsypały się po poduszce.
- Biedaczek.- westchnął Uwe patrząc na czerwoną bliznę na policzku.- Dobrze, że Erik i Sabina zdecydowali się go zabrać.
- Oni się nawet nie zastanawiali. Jak tylko go zobaczyli byli pewni. –uśmiechnęła się pani Kroeger. – Chodźmy, musimy zając się sobą.- szepnęła mu na ucho.
Sabina, zostawiła w kuchni miseczkę ze świeżymi truskawkami a do wiaderka z lodowatą wodą ze studni wsadziła butelkę szampana.
Panstwo Kroeger raczyli się szampanem i zagryzali truskawkami. Uwe został nakarmiony soczystymi owocami, sok skapujący mu z brody został zlizany przez Wiedźmę.
Szampan również miał dwojakie zastosowanie.
Na godzinę przed świtem, gdy pierwsze ptaki budziły się ze snu dwóch ubranych na ciemno mężczyzn przemierzało podwórko miejskiego sierocińca. Jeden wysoki i chudy jak patyk, drugi mały i tęgi.
- Szef powiedział, że mamy sfajczyć przybudówkę.- mruknął wysoki do niskiego.
- Zabrałeś spirytus i szmaty?- zapytał mniejszy o imieniu Pepin.
- Szmaty nie zabrałem ale spirytus mom!- wyższy wyszczerzył pożólkłe na wpół zgniłe zęby. Jego żabie oczka uśmiechnęły się głupkowato.
- Crapaud, ty chuju złamany a wyżłopałeś pół tej butelki!- Pepin wściekał się na współtowarzysza, który chichotał.
- Skosztowałem że tylko troszku.- usprawiedliwił się.
- A skąd, ja mam wziąć tą szmatę?- pieklił się mały grubas.- Dawaj urżne ci koszule.- jak powiedział, tak zrobił. Oderwał kawał brudnej śmierdzącej koszuli po czym wetknął do butelki ze spirytusem i popalił. Podrzucił pod przybudówkę i zniknął razem z Crapaudem.
- To szef się ucieszy, jak zobaczy naszą robotę! Huehuehue.- Crapaud, śmiał się obleśnie, czkając pijacko.
- Stul pysk i chodź!- syknął Pepin, kopiąc wielkoluda w łydkę.
Sabina przeciągnęła się w przyjemnie chłodnej satynowej pościeli. Otworzyła oczy i spojrzała w zielen tęczówek ukochanego.
- Dzien dobry.- mruknął Erik, pochylając się i wyciskając czuły pocałunek na ustach małżonki. Przyciągnał ją do siebie, tak że wylądowała na jego piersi.
- Pewnie, że dobry.- uśmiechnęła się bawiąc się włosami na jego piersi.- Ale musimy wracać.
- Niestety. Chociaż zostałbym tu z toba na zawsze.- pocałował ją raz jeszcze, po czym zaczęli się ubierać. Wyszli tym samym wejściem, który przybyli do lochów. Słońce zaczęło przebijać się przez mroki nocy. Zza budynku Sabina dostrzegła błysk ognia i swąd palonego drewna.
- Erik tam coś się pali!- krzyknęła
- Tam jest sierociniec.Idziemy!- złapał żonę za rękę. Pobiegli na dziedziniec sierocińca, na szczęście ogien zaczął lizać jedną ścianę przybudówki.
- Studnia!- Sabina pokazała ręka, podbiegli do niej i napełnili dwa wiadra. Sabina napełniała Erik polewał. Po kilku minutach ogien został ugaszony. Z budynku wypadła zaaferowana opiekunka.
- Dziękuję państwu, stokrotnie.- wyściskała dłonie Dammerigów. Zaprosiła ich na kawę, lecz uprzejmie odmówili. Erik obiecał że wpadną któregoś dnia z wizytą. Śmierdzący dymem, wrócili do domu. Wymyli się i przebrali w czysta ciuchy. Sabina zajrzała do Samuela, który rozkopał się przez sen. Opatuliła go kołderką i pocałowała w policzek. Do Kroegerów nie weszła, bo tego że śpia smacznie i mocno była pewna.
Część 170
Po południu wpadli na chwilę do teatru Limbe, sprawdzić jak postepują prace remontowe. Wieczorem państwo Dammerig zaplanowali zaś wypad do Opery Populaire, bo Erik chciał zobaczyć jakie sztuki są modne. Zarezerwowali już miejsca, trzeba trafu w loży numer pięć. Państwo Kroeger zaś z entuzjazmem zgodzili się popilnować małego Samuela.
Erik z uczuciem zadowolenia wspinał się po marmurowych schodach, prowadząc swą piękną żonę pod rękę.
- Wolę tu przychodzić jak normalny widz, a nie kanałami - powiedział. - A najbardziej wolę nasz teatr.
- Niedługo wrócimy - powiedziała Sabina.
- Oby - westchnął.
Stojąca na szczycie schodów kobieta w wielkim kapeluszu z piórami, w wydekoltowanej do granic przyzwoitości sukni z morelowego jedwabiu, rozesmiała się głośno a krzykliwie i pacnęla swego towarzysza wachlarzem w rękę.
- Andre - rzekł Erik, przyglądając sie niskiemu, pulchnemu jegomościowi, z głowa okrytą masą siwych loczków. - Ale kim jest ta kobieta? Wygląda znajomo.
Sabina spojrzala i zamarła.
- Ćwiek - Wiśniewska - powiedziała.
Kunegunda zaśmiala się jeszcze raz i kręcąc tyłkiem poszła do swojej loży. Andre spoglądał za nią rozmaślonym wzrokiem.
- Panie Andre - rzekł Erik. - Kim była ta dama z ktorą pan rozmawiał?
- Och, to Madame Cherry - odparl Andre i nachylił się do ucha Dammeriga. - Prowadzi świetny burdel, radzę panu skorzystać.
- Nie, dziękuję - Erik odsunął się.
- Co ci powiedział? - zapytala Sabina gdy siadali w loży.
- Kunegunda została burdelmamą - odparł Erik. - Nazywają ją teraz Cherry.
Sabina prychnęła śmiechem.
- Patrz, hrabia Turkot nas lornetkuje z naprzeciwka - powiedziała.
Istotnie, pan de Tourcotte przyglądał im się bacznie przez lornetkę.
Orkiestra zagrała, kurtyna uniosła się w górę. Przedstawienie się rozpoczęło.
Tuż przed końcem I aktu ktoś wśliznąl się do loży hrabiego.
- Kudeł - mruknęla Sabina. - Chciałabym wiedzieć o czym gadają.
Da się zrobić - odmruknąl Erik i wyszedł z loży. Znalazlszy się w foyer nacisnął biust jednej z kariatyd. Kawałek ściany cofnąl się z lekkim trzaskiem. Erik wszedł w odsłonięty przezeń otwór i poczekał aż ściana zasunie się za nim. Przyświecając sobie swiecą dotarl do niewielkiej okrągłej komnaty. Z sufitu zbiegały miedziane rurki, kończące się czymś, przypominającym tubkę słuchawki w staroswieckich telefonach, każda skrupulatnie oznaczona numerem. Dammerig podszedł do jednej z nich i pociągnąl za słuchawkę, wyciagając tym sposobe z rurki kabel do którego sluchawka byla zamocowana. Przyłożyl tubkę do ucha.
- ...doprawdy nie wiem za co mam ci zapłacić - mówił Tourcotte zniecierpliwiony, przyciszonym głosem. - Sierociniec miał spłonąć. Nie spłonął. Zapłaty nie będzie.
- Ale szefie... - jęknął Shaggy.
- Spotkamy się potem, w salonie Madame Cherry - rzekł hrabia chłodno. - I załatw sprawę z teatrem. Sierotkami zajmiemy się później.
- Potrzebuję forsy... - mruknął niepocieszony Shaggy.
- Porwij Dammerigom tego gówniarza - rzekł z roztargnieniem Tourcotte. - Odpieprzą się od teatru Curie, a ty zarobisz.
Erik zazgrzytal zębami i puścił słuchawkę. Ze świstem wróciła na miejsce.
Część 171
Następnego dnia gdy panie zamknęły się w bibliotece debatując nad librettem, Erik postanowił porozmawiać z Uwe. Ze szczegółami opowiedział mu rozmowę Tourcotta z Shaggym Hurstem. W Kroegerze zawrzała krew, ledwie powstrzymywał się aby nie pójść wymierzać sprawiedliwość.
- Skurwysyn! – huknął.- Niech no ja go tylko dorwę to popamięta.
- Spokojnie, Uwe. Nic nie załatwimy jak go poturbujemy, trzeba znaleźć na niego haka.- orzekł Erik.
- Mianowicie?
- Poleciłem detektywowi zbadać sprawę i podać nazwiska ludzi zadających się z Tourcottem. Tylko dziewczyny nie mogą nic wiedzieć, wpadłyby w panikę. Znalazłem im ochroniarza, żeby Shaggy nie porwał małego. Będzie dyskretnie za nimi chodził, to specjalista.
- Skoro tak to dobrze, ale my też musimy być czujni.- powiedział Uwe. W tym momencie do salonu weszła Wiedźma i Sabina.
- Czujni? O co chodzi?- zapytała pani Kroeger, spoglądając na małżonka.
- O portal mi chodzi, nie możemy go przegapić.- skłamał
- Ah tak o to chodzi.- uśmiechnęła się Sabina.- Wiedźma nie przegapi sytuacji, bo już się wyrywa do waszych królewiąt. No i my za naszym archaniołkiem tęsknimy.- pani Dammerig przytuliła się do męża.
Wieczorem Uwe i Wiedźma wyszli na kolacje do restauracji, Erik wyszedł w pilnej sprawie. Sabina wykąpała i ułożyłą do snu Samka, po czym położyłą się z migrenowym bólem głowy.
Na dworze rozszalała się burza, niebo co rusz rozświetlały pioruny. Deszcz zacinał w szyby, zamieniając podwórko przed domem w staw. Przebudziła się słysząc głośny huk, zegar pokazywał północ. Z sypialni obok słychać było płacz chłopczyka. Na koszulę nocną narzuciła w pośpiechu peniuar i popędziła do chłopca. Stał na łożku z mokra od łez bucią, gdy tylko weszła wzięła go na ręce.
- Mama!- zapłakał chłopczyk i wtulił się w jej szyję, która po chwili była cała mokra od jego łez.
- No już, Samuś już. To tylko aniołki w niebie grają w piłkę nie trzeba się bać.- pogłaskała go po główce i położyła do łożka. Wczepił się w jej szyję jak małpka, nie pozwalając się położyć.
- Nie! Mama ni choć!- ł chlipał cichutko.
- Nie pójdę, położymy się razem.
Erik siedział przy stole karcianym w burdelu Kunegundy Ćwiek Wiśniewskiej. Właścicielka przewiesiła się przez jego ramie i łasząc jak rasowa kocicha. Miała na sobie wyzywająco jaskrawo czerwoną suknię, przez którą przelewały się piersi nie uwięzione przez gorset.
- Panie Dammerirrrig.-mruknęła mu na ucho. – Nie chciałby pan, po partyjce zajrzeć do mnie na zaplecze?- przycisnęła piersi prawie do jego twarzy. Erik z trudem tłumił obrzydzenie i ledwo oddychał od duszących perfum burdelmamy.
- Dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę. – udał poczucie zawodu. Kunegunda poszła wieszać się na kogoś innego, widocznie urażona. Wśród panów zasiadających do gry był syn ambasadora Wielkiej Brytanii Henry Zuffolk. Detektyw Watson, wskazał go jako dłużnika Tourcotta. Synalek ponoć bardzo bał się groźnego ojca i zalezało mu na ukryciu stanu swoich finansów.
Część 172
Przy stole zasiadał także pewien paryski bankier, człowiek niezwykle tłusty, z twarzą okrągłą jak cyferblat. Sterczace pod nosem cienkie i sztywne, nawoskowane wąsy uderzająco przypominały wskazówki zegara. Kolejnym z graczy był młodzieniec o zmęczonej, nalanej twarzy, znamionującej bogaty tryb życia wlaściciela. Młodzieniec gęsto popijal whisky, zafundowaną graczom przez rozrzutnego Zuffolka i puszczał kłęby dymu z cygara. Cygarami częstował przybysz z Kuby, senor Gonzalez, wysoki i smagły, z oczyma ktorym ciężkie powieki nadawały wyraz wiecznej senności.
Erik przygryzł trzymane w ustach cygaro, jednocześnie szczerząc się do towarzyszy. Przez ostatnie kilka godzin konsekwentnie, nawet nieco zbyt konsekwentnie, przegrywał do Zuffolka, równie konsekwetnie podbijajac stawkę. Rozgrywka była bowiem dyskretnie sterowana przez Dammeriga i jego pomocnika w osobie zmęczonego młodziana, wytrawnego szulera, który wpakowal się w kłopoty, ogrywając niewlasciwego człowieka. Erik obiecał mu pomoc w zamian za drobną przyslugę, czyli zapędzenie Zuffolka w jego sieci.
Młody Anglik tymczasem uniósl znad kart poczerwieniałą od nadmiaru alkoholu twarz.
- No panowie, stawiam wszystko co wygralem do tej pory i dorzucam mój powoz i konie! - krzyknął, przesuwajac stos pieniędzy i kwitów na środek stołu.
- Jaki odważny - zagruchała Kunegunda, zwisająca mu na ramieniu. - Mój bohaterrrr.
Bankier zajrzał w swoje karty i pokrecił głową, jego wasy-wskazówki zadrgaly nerwowo.
- Pas - powiedział.
Senor Gonzalez wydmuchnął z ust kółko wonnego dymu i spojrzal spod długich rzęs na Zuffolka.
- Tego rodzaju bravado pozostawiam młodszym - rzekł melodyjnym, niskim głosem. - Pasuję.
Zmęczony młodzian również spasował.
Erik udał że się zastanawia.
- Wszedłbym, ale nie mam już czego dorzucić do puli - powiedział. - Chyba że biżuterię mojej żony.
- Jesli nie dorzucisz żonki to ja rezygnuję - powiedział Zuffolk nieco bełkotliwie. - Gorętsza niż te laseczki naszej Wisienki.
W oczach Dammeriga blysnęło coś dziwnego.
- Stawiam biżuterię - powiedział chłodno.
- I najdroższą żoneczke, albo kończymy grę - uparł się Zuffolk.
- Dobrze, stawiam i panią Dammerig - odparl Erik spokojnie.
- Sodoma i Gomora - mruknął z odrazą bankier. Kunegunda zamarła z otwartymi ustami.
Pelne usta Gonzaleza wygięly się w lekkim uśmiechu.
- Powiedziałbym, senor, ze ryzykuje pan daleko bardziej niż ten szczeniak - powiedział z rozbawieniem. - Kobiety tego nie lubią.
Uniósł smukłą dłoń w pelnym gracji geście.
- Ale to pańska rozgrywka - rzekł.
Panowie dobrali jeszcze po dwie karty.
- Sprawdzam - powiedział Zuffolk i czknął.
- Siódemka, osemka, dziewiątka, walet i damulka - cisnąl karty na stół. - Co pan na to, Dammerig? Miło się z panem grało.
Erik spojrzał w swoje karty, po czym wolno wyłożył je na stół. Zuffolk pobielał niczym płotno, nad stolem rozległ się szmer.
- On ma royala - rzekł Gonzalez, usmiechając się jak kot. - Przegral pan, Zuffolk.
- Ojciec mnie zabije... - wyszeptał Henry, łapiąc się za czuprynę. - Gorzej nawet, wydziedziczy...
Wstal od stołu i zataczając się poszedł do przyległej sali w której znajdowal się bar.
Dammerig spojrzał na niego z lekkim niesmakiem. Potem podał Kunegundzie banknot.
- Madame, proszę aby jedna z pańskich dziewcząt zaopiekowala się panem Zuffolk. I proszę postawić mu jakąś butelczynę na mój koszt. Kiedy zaś ochłonie, niech pani mnie o tym poinformuje.
Kunegunda spojrzała pod światło na banknot o całkie wysokim nominale.
- Oczywiście panie Dammerig - nachyliła się do jego ucha. - Gdzyby nie pan, dalej kisłabym w TVN, a tu znalazłam zawód mego zycia. Dzięki, złotko i zawsze do twoich usług.
Erik kiwnąl glową. Wygrał wprawdzie, ale to że postawił Sabinę nie dawąło mu spokoju. Prawdę mówiąc czuł się parszywie.
- I butelkę wódki dla mnie poproszę - powiedział.
Kunegunda pobiegła do sali barowej.
Część 173
Erik pił aż do godzin wczesnorannych, jakimś cudem zdołał wtarabanić się do dorożki. Klapnął na siedzenie i w przypływie chwilowej radości począł śpiewać.
- Bzzzzyyyyczą muuuuchy i komarrrrrr….komaaarrrrr..yyyyyyyy….kommmary! Szłooowiek zaśśśś jak chce se bzyknąććććć musssssiiiii….byććććć do PARY! Umcyk Umcyk.
Przed domem zachwiał się i upadł w kałuże, cała tylnia część surdutu była w błocie.
-ŚŚŚŚŚŚŚŚ- powiedział sam do siebie.- Żonko, moja żonko…szykuj mi kimonko hik! Carrramba Carrrrrolino! U sia lala la mam dwie lefffe ręseeeeeeese….Jidem…albo nie jiiidę?- zapytał sam siebie. Już wchodził do sypialni Kroegerów, gdy coś zaświtało mu przez otumaniony wódką umysł. Zawrócił.- AAAAAAAA?! Nie w te stronę idę!- huknął
- Jestem, różowy króliczek! Maanam puchaty staniczek!- wszedł do sypialni, ściągając z siebie odzienie i rozrzucając po całej sypialni. Gdy był już nagusieńki runął jak długi na łóżko. Przesunął się ku śpiącej Sabinie i ręką począł wędrować w górę jej uda.
Sabina budząc się ze snu poczuła woń gorzałki, odwróciła się momentalnie czując rękę na udzie.
- Erik! Chlałeś!- odsunęła się od niego.- To tak załatwiałeś interesy?- zapytała kpiąco patrząc w rozbiegane pijane oczka męża.
- Troooszzzzeczkę! Osiupineczkę skarbie!- pokazał ręką, po czym zaczął się przysuwać.
- Spadaj! Nie będę się z tobą tulić. Śmierdzisz, jakbyś wylazł z gorzelni!
- Ale kochanie, nie bądź taka. Pokochajmy się…jaaaak Adam hik i Ewaaaaaaa co spadła z drzewa i dla Uwe śpiewa!- zawył wesoło.
Pani Dammerig, złapała poduszkę i wyszła do sypialni Samuela.
Wiedźma leżąc obok Uwe, nie wiedziała czy śmiać się z wesołych przyśpiewek Dammeriga, czy walnąć go pantoflem żeby przestał.
- Długo on tak będzie wył?- zapytała męża.
- Zaraz zaśnie.- mruknął nie otwierając oczu pan Kroeger.
- Nie mogę spać!
- To nie śpij.
- Ale ja chcę!
- Mówisz że nie możesz a później że chcesz? Zdecyduj się.
- Eeeehhhh- odwróciła się do niego plecami. Uwe zachichotał pod nosem, odwracając małżonkę do siebie.
- Skoro oboje nie śpimy to proponuje zająć się czymś pożytecznym?- puścił jej oczko, rozwiązując jej koszulę nocną.
- Mianowicie panie Kroeger? Co pan ma na myśli?
- Biologie pani Kroeger, biologie. Zrobimy sprawdzian generalny!
Przywarli do siebie w namiętnym pocałunku, nie pomni pijackich śpiewów Erika.
Część 174
Około poludnia Erik spał snem kamiennym, natomiast Sabina i Wiedźma postanowiły zajrzeć do pewnej modystki, ktorej wystawa kusiła wyjątkowo uroczymi kapeluszami, a przy okazji zabrać Samuela na spacer. Uwe stwierdził że nie ma mowy żeby wyszly bez niego, tak więc pozostawili śpiącego Erika samego w domu i ruszyli rozsłonecznionymi ulicami Paryża.
U modystki panie pogrążyły się z rozkoszą w przymierzaniu kolejnych modeli. Kapelusze Mme Renee to byly istne cuda, z aksamitu, jedwabiu, piór i mnóstwa innych rzeczy.
- Sabina, koniecznie powinnas przymierzyc ten - Uwe podał jej mały ciemnozielony kapelusik z kolorowym "okiem" pawiego pióra na przedzie.
Wiedźma trącila go w ramię. Na głowie miala blekitny kapelusz z nisko opuszczonym rondem i ogromnym kwiatem przypiętym asymetrycznie z przodu.
- Jak wyglądam? - zapytała.
Sabina tymczasem okręcala się przed lustrem, Samek zas przyglądal jej się z zachwytem.
Uwe spojrzal na swą małżonkę.
- Pięknie - powiedział. - Jak delikatna panienka z dobrego domu. Może zabierz go jak będziemy wracać?
Sabina odwrócila się ku nim, jej oczy płonęły pod rondem kapelusza, zielone jak dwa szmaragdy.
- I jak?
Wiedźma odzyskała dech.
- Bosko - odparła. - Musisz go włożyć na jakąś premierę. Koniecznie.
- Osko, osko! - zanucił Samuel, wieszajac się na sukni Sabiny.
Dzwonek nad drzwiami zadzwonił. Jakaś pani w eleganckim spacerowym kostiumie w kremowe paseczki weszła do sklepu. Musiała być znajomą Mme Renee, bo zaraz zaczęła z nią rozmawiać.
- ...ty nawet nie wiesz co ci dziwni cudzoziemcy wyprawiają - powiedziała.
- Nie tak głośno - upomniała ją mme Renee, usiłując gestem tylez dyskretnym co znaczącym wskazać znajomej Sabinę, Wiedźmę i Uwe.
Pani na moment zniżyła głos, tak że do naszej trójki dolatywaly tylko oderwane slowa.
- ...pokera... u tej, no wiesz, Cherry... ten dziwny Kubańczyk... Taaak! - Panie spojrzały na Sabinę jakos dziwnie. - No ON, on właśnie. I Zuffolk... ambasadora, tak... Zgral się do nitki... Nie, nie o to chodzi... - Pani w kostiumie zamachała dłońmi, podniecona. - Bo ten kompozytor z Austrii, ten Dammerig, rzucił do puli swoją żonę! Ale na szczęście wygrał!
Sabina wyprostowała się, jej oczy zabłysły gniewem. Uwe i Wiedźma spojrzeli a siebie porozumiewawczo, a znajoma modystki zasłonila usta urekawiczoną dłonią.
Bez słowa zaplacila za kapelusz i wyszła ze sklepu. Wiedźma pospiesznie usiścila za swój, Uwe zas wziął Samka na ręce i ruszyli w pościg za Sabiną, ktora pruła paryską ulicą, z taka szybkością że powiewajaca spódnica odsłaniala znacznie wiecej jej nóg niż wymagała ówczesna przyzwoitość.
- Zabiję drania - powiedziala przez zęby gdy przyjaciele zrównali sie z nią. - Najpierw go zabiję, a potem się rozwiodę.
Uwe postawił Samka na nogi.
- Sabina, uspokój się - powiedziala ostrzegawczo Wiedźma.
- Nawet tego nie próbuj - Sabina uniosła palec jednej dłoni.
Samek poleciał przed siebie jak mala piłka, ścigajac wielkiego kolorowego motyla.
- Samek stój! - krzyknęła za nim Sabina.
Chlopczyk z impetem wpadl na nogi męzczyzny który niemal znikąd pojawił sie na chodniku.
- Mam cię! - powiedział Shaggy, podnosząc go. Samuel patrzył na niego przerażony, oczyma jak spodki.
- Puść go, gnido - zaządała Sabina, zaciskajac pieści. Uwe wysforował się do przodu.
- On jest mój - rzekł Shaggy. Dwóch paskudnie wyglądających drabów wylazlo z najbliższej bramy, patrząc spode łbów.
- Nie robiłbym nic głupiego, panie Kroeger - powiedział Shaggy. - Oni są nerwowi.
Sabina z furii straciła głos.
- Pusć go - zaządała Wiedźma, wojowniczo potrząsajac parasolką.
- Jestem jego opiekunem - odparł drwiąco Shaggy. - Oddam go wam, jeśli mi zaplacicie. Niedużo, tysiąc franków.
Bez słowa i jednym susem Sabina rzuciła sie na Shaggy'ego usiłując mu wydrzeć Samuela. Jeden z drabow pchnął ją, potoczyla sie na chodnik.
- Ejże! - krzyknął Uwe i dał drabowi w ucho. Wywiązała się bójka. Sabina tłukła jednego zbira torebką, Uwe tarzal sie z drugim po ziemi, a Wiedźma walila z gory parasolką, usilując trafiac w zloczyńcę , a nie męża. Shaggy z Samuelem usiłował się wycofac, ale natrafił na mlodego czlowieka w czarnym płaszczu, który zastawił mu drogę.
Część 175
- Gdzieś się pan wybiera?- zapytał przeszywając Shaggyego stalowym spojrzeniem.
- A co cię to? Z drogi!-próbował minąć mężczyznę, lecz ten nie przepuścił go.
Sabina podbiegła do nich, lecz Shaggy nie chciał oddac dziecka. Samek wystraszony rozpłakał się.
- Mama! Mama! Kcem do mamy!- łkało biedne dziecko, wyciągając rączki do potarganej pani Dammerig.
- Stul pysk, gówniarzu! Ona nie jest twoją matka, czarci pomiocie!- huknął. Samuel rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Radzę panu oddać chłopca matce, albo będę musiał zrobić panu krzywdę.- rzekł spokojnie mężczyzna.
- A spadaj ty na drzewo. Gaston! Pudzian do mnie!- pisknął, gdy nieznajomy złapal go za kołnierz. Sabina wyrwała dziecko z jego rąk i odeszła na bok.- To nie jego matka! To potwór, sierota!- krzyczał Shaggy.
- Mąż tej pani, kazał mi się nią i dzieckiem opiekować. Powiedział wyraźnie mój syn!- rzekł nad wyraz spokojnie, lecz jego chmurne oczy wyrażały tłumiony gniew.
Jeden ze zbirów, podbiegł lecz dostał łomot i runął jak długi na ziemię. Uwe powalił drugiego a Shaggy spanikowany trzęsąc gaciami i wygrażając uciekł za róg ulicy. Pudzian i Gaston, również uciekli. Uwe otrzepał ubranie, Wiedźma poprawiła kapelusz i stanęła obok Sabiny tulącej do siebie Samka. Chłopczyk schował główkę na jej ramieniu i chlipał cichutko.
- Ciii, nie płacz już.- pocałowała go w jasną główkę.- Mamusia cię nie odda.
- Kim pan jest?- zapytała Wiedźma
- Panie wybaczą, nie przedstawiłem się. Edward Dantes.- skłonił się przed kobietami.
- Ah to pan miał ochraniać, moja żonę, panią Dammerig i jej syna?- zapytał Uwe
- W istocie.
- Cooooo?- oczy Sabiny zalśniły gniewem.- Dlaczego my nic o tym nie wiemy?- zapytała, mierząc mężczyzn złym spojrzeniem.
- Właśnie?!- włączyła się nie mniej zła Wiedźma.
- Nie chcieliśmy was martwić.- powiedział Uwe
- A nie przyszło wam do głowy, że jak nam nie powiecie to nie będziemy się miały jak obronić? Typowe męskie myślenie!- huknęła Sabina
- Pani małżonek nie chciał pani martwić, pani Dammerig.- Dantes próbował załagodzić sytuację.
- Teraz to już mój były małżonek.- Sabina popędził razem z małym do dorożki, za nia Wiedźma i Uwe.
Erik obudził się z potwornym kacem. W głowie dzwoniły mu dzwony z Notre Dame i huczało jak przy gwałtownym sztormie na Bałtyku. Wygramolił się z łóżka i powłóczył do kuchni, gdzie wypił litr wody z dzbanka. Usiadł przyciskając chłodne naczynie do głowy. Nagle trzasnęły drzwi wejściowe, głowa zabolała jeszcze bardziej. Do pomieszczenia jak wicher wpadła Sabina, bez słowa zdzieliła go w twarz.
- Auuuua, za co to?- zapytał
- Kurwa, jeszcze się pytasz za co?- huknęła
- Pytam bo nie wiem.
- Od kiedy jestem twoją właśnością? Poprzez małżeństwo nabyłeś mnie jak niewolnice, że możesz mnie zastawić i sprzedać? To jest ta twoja popieprzona miłość? Jak mogłeś? Jesteś skończonym idiota i kretynem do potęgi. Żałuję dnia w którym wyciągnęłam cię ze szpitala, byłeś i pozostaniesz potworem! Rozumiesz?- złapała go za koszulę i targała. Patrzył w jej smutne i gniewne oczy, które w jednej chwili napełniły się łzami.- Za co? Za co tak mnie upodliłeś? Co ci zrobiła? Aż taka jestem zła, że chciałeś mnie sprzedać?
- Nie mów, tak ja cię kocham!- szepnął chcąc ją przytulić, odsunęła się gwałtownie.
- Kochasz?! Hahahaha! Bardzo śmieszne, on mnie kocha! Sprzedaje się ukochana osobę? Nie chcę cię widzieć na oczy! Jak tylko wrócimy do domu, składam papiery rozwodowe!- zmroziła go wzrokiem. Erik zbladł.
- Nie możesz! Mamy dzieci, nie dam ci rozwodu!- rzekł mocno
- Gówno mnie to obchodzi!- złapała talerz stojący na blacie i rzuciłą przed siebie. Nie trafiłą, uchylił się w ostatniej chwili.
- Oszalałaś?- zapytał, nastepnie wzięła szklankę i znowu rzuciła. Wyładowywała całą furię. Erik chował się i unikał zderzenia z porcelaną i szkłem. Sabina rzucała w furii. Gdy już nic nie było pod ręką wybiegła z kuchni.
Część 176
- Poszło na noże - mruknął Uwe, siedzący w salonie.
- Ty się, Kroeger, nie odzywaj, bo zaraz sam oberwiesz - warknęła Wiedźma. - Ostatni raz potraktowałeś mnie jak niepełnosprawną umyslowo kretynkę!
Uwe szeroko rozwarl swe szaroblękitne oczy i załopotał długimi rzęsami.
- Ja? - zapytal tonem urażonej niewinności. - Ależ kochanie, no co ty...
Wiedźma zacisnęła szczęki.
- Ty mnie tu nie czaruj - powiedziala wściekle. - Tym razem to nie zadziała. Wiedziałeś że chcą porwać małego i nic mi nie powiedziałeś, za to razem z Erikiem potajemnie wyjęliście ochroniarza. Epoka rzucila ci się na mózg i uwierzyleś że jestem bezradnym kurczątkiem niezdolnym do samodzielnego myślenia?
Rąbnęły zamykane drzwi wejściowe, potem nieco ciszej szczęknęły drzwi pokolu Samuela.
- Oho.... - mruknęła Wiedźma. - Sabina wróciła.
Z kuchni dochodził stłumiony szloch.
- Ewuś, posluchaj, nie chcieliśmy was martwić... - zaczął Uwe pojednawczo.
- Nie mów do mnie Ewuś! - zazgrzytała Wiedźma zębami. - I wbij sobie do głowy raz a dobrze, że jestem twoją żoną. Partnerką. Kminisz, Kroeger? Jeszcze raz potraktujesz mnie jak przyglupa i nie ręczę za siebie.
Otworzyła drzwi do gabinetu.
- Aha - powiedziała. - Odrosty ci się robią.
Uwe poderwał sie z fotela i przejrzał się w szklanych drzwiczkach serwantki.
Minął tydzień, naznaczony ciszą trwającą między Sabiną a Erikiem. Dammerig skoncentrowal sie głownie na komponowaniu, Wiedźma pisała jak nawiedzona, tak że pare razy Uwe o pierwszej w nocy musiał jej rozmasowywać dłoń i przynosić wiaderko z lodowatą wodą do jej wymoczenia, Sabina zaś zajmowala się Samkiem i doglądała przebiegu prac w teatrze Limbe. Ledwie libretto zostało ukonczone i dostarczone pani Curie, wybuchła afera, poniewaz Uwe usilowal ufarbować sobie włosy jakimś tajemniczym specyfikiem, barwiącym rzekomo na jasny blond. Niestety, specyfik zadziałał dziwnie, malując czuprynę Uwe na ciemy blond przechodzący płynnie w paskudny odcien zieleni na końcówkach.
- Co ja mam teraz zrobić? - jęknąl Uwe, patrzac w lustrze. Wiedźma uciekła do kuchni, poniewaz nie zdołala utrzymac stosownie zrozpaczonego wyrazu twarzy. Tam usiadła na krzesle i zaczęla się straszliwie śmiać, tłumiąc odłosy rechotu scierką.
- Co się stało? - spytała Sabina, która własnie wraz z Samkiem, wróciła z teatru.
Wiedźma kwiknęła radośnie i zatupała nogami, jednoczesnie zginając się w pól i kiwając na krzesle w tył i przód. Samek przyglądał jej się z wyraźną fascynacją.
- Idź zobacz... wysapała. - Idź zobacz co sobie moje szczęście na głowie uskuteczniło.
- Moje włosyyyy... - zawyło pięknym tenorem z łazienki.
Sabina ostrożnie zajrzała do łazienki. Uwe z rozpaczą w oczach oglądał swoją nowa, zieloną koafiurę.
- O... Jezusie... Niebieski... - Sabina nie mogła powstrzymac śmiechu. - Aleś się urządził! Nie mogles poczekac aż wrócimy?
- I co teraz? - jęknął zgnębiony Uwe.
- Wiedźma! Dawaj nożyczki! - wrzasnęła Sabina.
Wiedźma przyszła z nożyczkami i z Samkiem.
- Wujek jest zielony - powiedział radośnie. - Fajnie!
Wiedźma i Sabina jak na komendę parsknęły śmiechem.
Sabina kończyła wlaśnie strzyc Uwe, kiedy zjawił się Erik. Stanąl w drzwiach lazienki i spojrzał na poddawanego zabiegom ryzjerskim Uwe i walające się po podłodze zielone kosmyki.
- Rany boskie, on się trzasnął na zielono? - zapytał.
- Zamilcz! - zażądał Uwe,obracając się na łazienkowym stołku.
- Uwe, nie ruszaj się - zaządala Sabina.
- To miał być blond - wyjasniła Wiedźma. - Ale źle zadziałał.
- Mamy zaproszenie na herbatę w ogrodzie baronowej Dupont, na dzisiejsze popołudnie - oznajmił Erik. - Ale pewnie Sabina nie będzie chciala pójść.
- Wiedźma, powiedz mojemu wkrótce byłemu mężowi, że pójdę z chęcią - odparla Sabina i przeczesała włosy Uwe. - Gotowe.
- Wiedźma, powiedz mojej żonie, z którą nie zamierzam się rozwodzić, że to zły pomysł - powiedział Erik.
- Wiedźma powiedz mojemu mężowi...
- Koniec! - ryknęła Wiedźma. - Stoicie metr od siebie! Albo rozmawiajcie jak ludzie, albo się ode mnie odwalcie!
Wynajeta na ten cel niania zajęła się Samkiem a państwo Dammerig i państwo Kroeger pojechali na herbatę, przy czym pan Kroeger skrywał pod kapeluszem nową, krótką i wystrzępioną ciemnoblond fryzurę.
Wokół stołu ustawionego w ogrodzie baronowej zgromadziło juz się kilka osób. Siedzialy tam Anastazja i jej ciotka, jakaś nieznana dama, wysoki, szczupły dżentelmen oraz rzecz jasna sama baronowa.
- Jak miło państwa widziec! - zakrzyknęła, zrywając sie z miejsca. - Wiem że znacie już Markizę de Valais i hrabiankę Beklea. Pragnę wam przedstawić pana Clementa Tarte...
Wysoki i szczuply dżentelmen podniósl się i ucałowal dwornie dłoń Sabiny. Miał jasne, przenikliwe oczy, orli profil i ciemne włosy. Oraz, co mimochodem zuważyla Wiedźma, muskularne uda, rysujące sie pod jasnymi letnimi spodniami.
Część 177
- Bardzo mi miło pani Dammerig. Jest pani jeszcze piękniejsza niż sobie wyobrażałem.- rzekł niskim, przyjemnym głosem.
- Mi również jest miło.- odpowiedziała Sabina. Tarte przywitał się również z Wiedźmą nie mniej dwornie, jednakże całe popołudnie wodził wzrokiem za panią Dammerig. Sabina jako że nie miała anielskiego charakteru, uległej żonki na złość Erikowi flirtowała z Clementem. W Dammerigu zagotowała się krew.
- Widzisz jak trzepocze rzęsami przy tym jaku mu tam Tarte?! Przecież on jest od niej ze dwa razy starszy.- wycedził przez zęby, obserwując żonę.
- Twoja, żona stary to diabeł w przebraniu. Może i ma blond włosy i z pozoru niewinne oczy ale nawet moja Ewa jak się wkurzy nie robi takiego zamieszania. A już o rzucaniu talerzami, mogę zapomnieć.- zachichotał
-Bardzo śmieszne Kroeger, małżeństwo mi się wali a ty kpisz…- odszedł kawałek, przez przypadek wpadając na młodą kobietę. Odziana w królewski błękit, z brązowymi lokami opadającymi na ramiona i plecy. Długie rzęsy ocieniały brązowe, duże oczy.
- Najmocniej panią przepraszam.- rzekl Dammerig
- Nic nie szkodzi.- uśmiechnęła się nieznajoma, w jej oczach było coś drapieżnego i zachłannego.
- My się chyba nie znamy. Erik Dammerig.- skłonił się całując kobietę w dłoń.
- Hrabianka Mirella Mondego.- uśmiechnęła się, uroczo trzepocząc rzęsami. – Jest pan kompozytorem?- zapytała
- Tak.- odpowiedział, rozglądając się po sali. Sabina stała zatopiona w rozmowie z Tartą. On dużo od niej wyższy pochylał się ku niej słuchając ją z uwagą. Gdy zobaczyła że mąż ją obserwuje, przysunęła się lekko do Clemente.
Erik, ledwo powstrzymywał się żeby nie wywlec jej z tego miejsca. O nie! Niedoczekanie, diablico jedna! Pomyślał.
- Panno Mondego, czy nie zechciałaby pani przejść się ze mną po ogrodzie?- zapytał
- Z rozkoszą.- podała mu ramię, po czym zagłębili się w labirynt z żywopłotu. Sabina widząc to również się wściekła.
Następnego dnia po przyjęciu Uwe z Sabiną poszli do Limbre, sprawdzić jak radzi sobie Antoinette i aktorzy przesłuchiwani do ról. Wiedźma w kuchni przygotowywała placek z bitą śmietaną i karmelem w polewie czekoladowej. Samek twórczo pomagal cioci, wylizując zawartość miski z karmelem.
- Niam! Pyśny karmel!- oblizał lepkie paluszki.
- Wiem, że pyszny kochanie. Widac, że znasz się na rzeczy. Złotowłosi tak mają, wujek tez przepada za tym smakołykiem.- Wiedźma uśmiechnęła się do usmarowanego brązową słodkością malca.
- Wujek lubi kajmel. – Samuel uśmiechnął się do ciotki smarującej czekoladowe ciasto bitą śmietaną i polewającej karmelem.
Do drzwi ktoś zapukał, Wiedźma pospiesznie wytarła rece w fartuszek i poszła otworzyć.
- Dzien dobry, zastałam pana Dammeriga?- zapytała Mirella Mondego, taksując zgrzaną i pobrudzona ciastem Wiedźmę.
- Nie ma, wyszedł na chwilę. Zechce pani poczekać?- zapytała
- Tak, poczekam. To pilna sprawa.- przepłynęła do salonu w zielonej sukni w czerwone różyczki. Usiadła na kanapie.
- Napije się pani czegoś?- zapytałą uprzejmie Wiedźma w duchu pragnąc przyrżnąć jej wałkiem.
- Dziękuję ale nie.- odpowiedziała Mirella, uśmiechając się sztucznie.
- Wobec tego wybaczy pani, ale mam robotę w kuchni.- wyszła zaciskając pięści.
Samek wyszedł z kuchni smarując ścianę lepkimi paluszkami. Wszedł wesoło do salonu i stanął przed hrabianką. Uśmiechnął się widząc ładną panią w sukni. Złapał ją za sukienkę, brudząc ją czekolada i karmelem.
- Przestań! Wstrętny potworze! Odmieńcu ty!- szarpnęła dziecięcą lapką, mały zapłakal z bólu. Uniosła dłon odzianą w rękawiczkę by zbić chłopca. W tym momencie do salonu weszła Sabina i Uwe. Pani Dammerig widząc Mondegównę podnoszącą rękę na Samuela podbiegła do niej i zdzieliła ją w twarz.
- Nie waż się jeszcze raz powiedzieć o moim dziecku potwór! I jeśli podniesiesz na niego rękę dostaniesz z drugiej strony!Zrozumiano?- wycedziła przez zęby.
- Wiedział pan? Niewychowana dzikuska!- hrabianka zwróciła się do Uwe, Sabina słysząc to podeszła i wytargała ją za kudły.
- Precz z mojego domu, suko! Ale już!- huknęła i wypchnęła rozczochraną i zaplakaną Mirellę za drzwi. Hrabianka pobiegła na poszukiwania Dammeriga a gdy go znalazła wypłakała się na jego ramieniu.
- Pana żona napadła mnie! Za to że zbliżyłam się do tego małego chłopca.- łkała żałośnie.
Erik zawiózł ją do domu, gdy wrócił w salonie nikogo nie było. Wiedźma i Uwe zamknęli się w swojej sypialni a Sabina usypiała małeg. Gdy zasnął zamknęla drzwi i poszła do sypialni, Erik wszedł głośno zamykając za sobą drzwi.
- Dlaczego napadłaś na Mirellę Mondego?- zapytał wściekły.- Czy ty naprawdę musisz być taką dzikuską bez manier? Wychowana w dwudziestym pierwszym wieku na podwórku i zachowuje się jak mężczyzna!- huknął
- Ja nie mordowałam nikogo i wolę być dzikuską niż taka…taką lafiryndą, co to podrywa cudzych mężów!
- Przypominam ci, że chcesz się ze mną rowieść. Więc nie bądź psem ogrodnika.- spojrzał na nią z cynicznym uśmieszkiem na ustach. – Poza tym ona ma więcej klasy niż ty! Skoro ty wolisz tego Tartę to ja wdam się w romans z hrabianką.- wypalił
Sabina zamarła, po czym wybiegła z pokoju pędząc schodami na dół i głośno trzaskając drzwiami wejściowymi. Uwe wychylił się z sypialni.
- Gdzie poszła Sabina? O co się znowu pokłóciliście?- popatrzył na wściekłego Dammeriga.
-Pobiła Mirellę Modnego, za to że popatrzyła się na Samuela.- odparł
- Co? Kto ci tak powiedział?
- Mirella.
- Kłamliwa suka! Sabina stanęła w obronie Samka, bo ta twoja niewinna dzieweczka zaczęła nim szarpać i prawie go uderzyła. Za to że uciapał jej sukienkę czekolada i karmelę. Nazwała go potworem.- powiedział patrząc na zmieniające się oblicze Erika. Kompozytor bez słowa okręcił się na pięcie i wybiegł szukac żony.