PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=106461}

Upiór w operze

The Phantom of the Opera
2004
7,6 80 tys. ocen
7,6 10 1 80351
5,2 12 krytyków
Upiór w operze
powrót do forum filmu Upiór w operze

Erik poprawil na sobie pelerynę, nasłuchując śpiewu Aminty, dobiegajacego zza kurtyny. Wziął głęboki oddech i poczekał aż jego niespokojnie bijące serce wyrówna rytm. Teraz nadchodził jego moment. Sięgnął w kierunku zakladu kurtyny, zrobil krok...
...I znalazł się w ciemnościach.
- Ej, co jest? - zapytał, i postapił krok do przodu. Obił sobie golenie o jakiś mebel i zaklął.
- Kto tu jest? -zapytał niewieści glos z ciemności.
- Upiór z Opery!- odezwał się głęboki baryton - A ty? Kim jesteś?
Coś pstryknęlo i jasne światło zalało pomieszczenie. Erik zmrużył oslepione oczy. Miast na scenie znajdowal się w dziewczęcej sypialni, pełnej pluszowych maskotek. Na scianie królował wielki plakat, przedstawiający czlowieka w bialej masce, tulacego do siebie dziewczynę.
- Co ja robie na tej ścianie? Z...z..z moją Christine! - Upiór wpatrywał się w wielki kinowy plakat, jego zielone oczy płonęły.
- Oooo... - krągła blondyneczka zerwala sie z łózka. - To ty?
Podeszła do Erika i przyjrzała mu się, gryzac różowe usteczka drobnymi białymi zębami.
- Ty naprawdę jesteś Erik! - zachichotała, popychając go w kierunku łózka.
Usiadl, oszolomiony i pozwolił jej umościć sie na jego kolanach.
- Co ja tutaj robie? Kim ty do cholery jesteś?- wyszeptał, po chwili na jego usta opadły pełne wargi blondynki. Wepchnęłą mu do ust swój język.
Jej niecierpliwe ręce rozpinały koszulę i gładziły porośniety włosami tors. Wzdrygnął się i odepchnął dziewczynę. Wylądowała na puchatym turkusowym dywanie.
- Ojej, niemiły jesteś - powiedziała, podnosząc się. - A zaspiewasz mi coś? Skoro jestes Upiorem to musisz śpiewać!
- Nie! - wrzasnął Erik. - Nie bedę śpiewac, chcę do mojej opery! - podniósl rekę w obronnym geście, widzac że dziewczyna do niego podchodzi. - I nie dotykaj mnie!
- Ależ Eryczku..- przysunęła się i poczęłą mruczeć jak rasowa kotka.- Zaśpiewaj mi.- Jej ręka spoczęła na umieśnionym udzie Upiora. Delikatnie piesciła skórę przez materiał, posuwając się powoli w górę.
- Ja mam spektakl... do zaspiewania... - wymamrotał słabo Erik, czując ze jego serce bije coraz szybciej. - Muszę oszczędzać głos...
Dłoń dziewczyny spoczęła na wypukłości między nogami Upiora. Jęknął dośc głośno.
Za ścianą coś stuknęło.

użytkownik usunięty

(Unisex, naturalnie...)

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 367

Katarzyna mrugnęła oczyma.
- Dziękuję pani - powiedziała, wciąż ogłuszona. - O rany, jak pani to zrobiła?
Wampirzyca błysnęła w uśmiechu imponującym uzębieniem.
-Drobnostka. Lubię pościwczyć podnoszenie ciężarów po giodzinach. - odpowiedziała. - Pani też nieźle sobie radziła z tą szczotką.
Prychnęły obie śmiechem.
Tak oto zadzierzgnęła się nić przyjaźni między Iwettą a Katarzyną. Panie przegadały resztę wieczoru, oczywiście w przerwach między kilkoma ostatnimi tańcami.
Po dniu wolnym zaczęły się w teatrze próby nie tylko do Les Miserables, ale i do nowego przedsięwzięcia, jakim miał być koncert "Just six", promujący męskich solistów Otchłani. Repertuarem miały być klasyczne przeboje Sinatry, Binga Crosby'ego, Deana Martina i innych znanych i lubianych artystów sprzed lat.
Bardzo zadowolony z życia Uwe wkroczył do sali prób, gdzie rozgrzewali się już Janusz Radek, Janusz Kruciński, oraz Jakub, niezwykle przystojny w czarnym garniturze i takiejż koszuli.
- Witam panów - rzekł promiennie Kroeger, stawiając torbę podręczną pod ścianą.
Panowie w odpowiedzi skinęli głową. Janusz Kruciński uśmiechnął się, błyskając bławatkowymi oczyma za szkłami okularów.
- Piękny dzionek, nieprawdaż? - błogi uśmiech nie opuszczał oblicza Uwe. - No to do robótki!
Janusz Radek popatrzył na rozanielonego Kroegera i zachichotał, także jeden kącik ust Jakuba uniósł się w złośliwym uśmiechu.
- Wiesz co, Uwe - rzekł dyplomatycznie Janusz Kruciński. - Ja bym na twoim miejscu...
Nie zdążył dokończyć, bo drzwi otwarły się z trzaskiem i na salę wpadł Erik, za nim zaś wszedł Borchert, z wybitnie kwaśną miną.
- Zaczynamy, panowie, nie mam czasu na zwłokę! - skomenderował Erik. Popatrzył na Uwe i prychnął.
- Co jest? - zdziwił się Uwe.
- Spójrz w lustro, Kroeger - rzekł jadowicie Thomas. - Zresztą to twoje ulubione zajęcie.
- Za to twoje nie - odgryzł się Uwe, sięgając do torby. - Inaczej zauważyłbyś, że wyglądasz jak idiota.
Thomas zaczerwienił się po korzonki żółtych włosów. Jego mózg, zmęczony nocną kłótnią z partnerką złośliwie nie chciał podesłać żadnej celnej riposty. Tymczasem Uwe przejrzał się wreszcie w wydłubanym z torby lusterku.
- O rany! - jęknął, widząc, że na czole ma piękny odcisk ust swej żony, odbity w różowej szmince, na policzku zaś drugi. - Nie wiedziałem... A się ze mnie ten cały Salwator śmiał...
Pospiesznie wyjął chusteczki higieniczne i zaczął się wycierać.
- Czułe pożegnanie? - Jakub mrugnął okiem.
Thomas prychnął.
- Przecież ty lubisz mieć szminkę na twarzy, Kroeger - zauważył.
- Nie twój interes, Borchert, chyba że na mnie lecisz.
Borchert zbladł.
- Spokój! - ryknął Erik. - Do roboty!
Nadchodząca burza przycichła, co pozwoliło odśpiewać im kilka utworów we względnej harmonii, choć Thomas prezentował minę obrażonej królowej, a Radek dyskretnie zerkał na wystającą z mankietu kartkę.
Tymczasem w kanciapie sprzątaczki dwie głowy pochylały się nad okrytym ceratą stołem, na którym spoczywało pudełko czekoladek.
- I mówisz, że to zadziała? - zapytała nieufnie Wintermina.
Andżelika uniosła w górę dłoń zbrojną w strzykawkę. Drugą ręką wyjęła z pudełka czekoladkę. Po chwili igła zagłębiła się w słodkiej masie, a kciuk Andżeliki nacisnął tłoczek.
- Wyczyści go na cacy - powiedziała dziewczyna. - to weterynaryjny środek, bardzo skuteczny. Zobaczy ciocia, zemścimy się i za sklep Geraldzika i za wszystkie inne upokorzenia jakich ciocia doznała.
Wintermina z uśmiechem zadowolenia zamknęła pudełko wiekiem.
Trwająca w najlepsze próba "Just six" została gwałtownie przerwana. Sabina, wściekła jak rzadko, wpadła na salę, machając kolorowym czasopismem.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale zabiję tego skur... - popatrzyła w błękitne oczy Krucińskiego i zreflektowała się. - Skunksa! Zobaczcie!
Pierwszą stronę gazety, noszącej wdzięczny tytuł "Gorące Gwiazdy" zdobił krzykliwy napis "W Otchłani molestują!". Poniżej widniały zdjęcia Winterminy, szarżującej z mopem na ochroniarzy, opatrzone podpisem "Dzielna kobieta broni młodą krewną przed lepkimi rękami Ochroniarzy Otchłani".
Coś zazgrzytało przeraźliwie. To szczęki Erika zwarły się silnie, aż wystąpiły na nich węzły mięśni.
- Popatrzcie tutaj - powiedział Jakub odwracając stronę.
- Dyrektorka była zbyt zajęta igraszkami z mężem aby zaeagować. Nieco wcześniej opuścili rrazem hotel, oddając się po drodze do samochodu czemuś, co można nazwać grą wstępną w wydaniu sado-maso". - przeczytał Radek.
Artykuł uzupełniały zdjęcia, przedstawiajace Sabinę wpychaną do samochodu przez Erika.
- Ja mu, kurwa, dam sado-maso - warknął Dammerig, wiśniowy z gniewu. - I dołożę bondage gratis. Będzie wspominał tę sesję do końca życia!
- No to chyba nie za długo - wyrwało się Uwe.
- Erik - powiedziała ostrzegawczo Sabina.
- Nic mu nie będzie - rzekł Dammerig. - Udzielę mu po prostu małej lekcji. Nikt nie będzie obrażał mojej żony!
Dammerigowie spojrzeli na siebie, potem Erik cmoknął Sabinę w czubek głowy i wypadł z sali, jakby go ścigał sam diabeł.
- Panowie, zarządzam przerwę - oznajmił Jakub.
Uwe zabrał torbę i pomaszerował do garderoby, na korytarzu jednak zagadnął go znajomy, z gatunku tych co to zawsze mają jeszcze coś ważnego do powiedzenia i niesłychanie trudno skończyć z nimi rozmowę. Po kwadransie udało mu się wyplątać i stanął przed drzwiami z napisem "Kroeger".
Wszedł i zmartwiał.
Przed lustrem siedział Borchert i wyżerał czekoladki z otwartego pudełka.
- Co tu robisz? - zapytał Uwe z lodowatym błyskiem w oczach.
Thomas wrzucił kolejną czekoladkę do ust.
- Powinieneś czasami milczeć, Kroeger - zauważył.- Jesteś ostatnio wybitnie wkurwiający.
- Nawzajem - odparł Uwe. - Mało, że wyglądasz jak palant, to i zachowujesz się stosownie do tego. Co ci odbiło? Kryzys wieku śedniego?
- Żebym ja ci nie wypomniał twojego kryzysu - warknął Borchert. - Może i moja fryzura jest do dupy, ale przynajmniej nie jestem wrakiem, jak ty parę lat temu.
Uwe zczerwieniał.
- Pieprz się Borchert i pilnuj tej swojej laluni - odpyskował. Sięgnął do pudła, po czym wrzucił do ust trzy czekoladki naraz. - Zdhadżi czę z piehszym bogatszym od czebie fagasem.
Thomas wstał.
- Sam się pieprz! - wrzasnął.
Po chwili echa gromkiej awantury niosły się po całym teatrze. Panowie, zagryzając czekoladkami, obrzucali się coraz to wymyślniejszymi inwektywami i sugerowali sobie wzajem coraz brzydsze cechy charakteru.
- Czyście ocipieli? - zapytała retorycznie librecistka, wkraczając do garderoby. - Słychać was chyba w całej dzielnicy!
- Głupi kutas! - wrzasnął Uwe.
- Zniewieściały palantunio! - odwrzasnął Thomas.
- Zamknąć się, kretyni! - wrzasnęła jeszcze głośniej Wiedźma. Buteleczki przed lustrem zabrzęczały podejrzanie.
Obaj panowie zamknęli usta jak na komendę, popatrzyli na Wiedźmę, potem na siebie nawzajem z wybitną odrazą, wreszcie Thomas fuknął i krokiem obrażonej primadonny opuścił lokal.
- Co was napadło? - Wiedźma jedną ręką objęła Uwe w pasie, a drugą wyłowiła z pudełka dwie ostatnie czekoladki.
- Sam nie wiem - Uwe przymknął oczy. - Jakoś tak wyszło.

EineHexe

Część 368
- Krogery jak skończyły już te słodkie macaństwa to do głównej sali. – Sabina wsunęła się do pomieszczenia.- Wy i te wasze czekoladki...- Odezwała się ta co potrafi całą czekoladę zjeść w dziesięć minut.- odpowiedziała Wiedźma zabierając swojego księcia do sali widowiskowej. Zasiedli w trzecim rzędzie, po chwili dołączył do nich również Thomas z Katarzyną. Próba ruszyła wszystko szło gładko, do chwili w której lud ruszył na barykady. Nagle od strony fotela Uwe słychać było potężne pierdnięcie. Wszystkie oczy na sali zwróciły się na czerwonego Uwe, pot perlił się na wysokim czole. Katarzyna pospiesznie podała mu chusteczkę. - Karmelku dobrze się czujesz?- zapytała zaniepokojona Wiedźma. - Niezbyt truskaweczko.- odpowiedział dysząc ciężko i łapiąc się za brzuch. - To wszystko przez obżarstwo!-zarechotał Thomas.Sabina zmierzyła go groźnym spojrzeniem. - Pytał się ktoś coś, ciebie Borchert? – zapytała- Sam widziałem jak żarł te czekoladki. Dyrektorka już szykowała się do odpowiedzi, gdy twarz Thomasa przybrała interesujący odcień zieleni. Poderwał się z siedzenia biegnąc ku toalecie męskiej. Uwe również nie wytrzymał, ale wpadł do babskiego, ponieważ złośliwy Borchert zamknął drzwi. - Czy możemy przerwać te problemy z rozwolnieniem i wiatrami i wznowić próbę?- zapytał Thomas. Towarzystwo nieźle się bawiło.- Bardzo proszę.- odpowiedziała Sabina.Podczas gdy Thomas i Uwe przeczyszczali swoje organizmy, próba trwała nadal. Wintermina stała pod drzwiami damskiego, dzierżąc w dłoni nowy nabytek.-Cyferowy aparat” – wyjaśniła kilka godzin wcześniej sprzątaczce. – Pożyczyłam od Andżelisi i mam zamiar zrobić kilka fotografii. Jak zapowiedziała tak zrobiła, gdy Uwe czerwony z wysiłku wyszedł z damskiego strzeliła mu zdjęcie. Zanim zdążył się zorientować, obwarowała się w kanciapie. - Rzepowa otwieraj!- walnął z wsciekłością w drzwi.- Oddawaj to zdjęcie, ty podła kobieto!- A juści! Ty malowany kogucie, ty sodomisto! Ja tu mam kabla i łaptopa i ani się obejrzysz jak wsadzę do internetofonu jak wychodzisz z damskiego! I co żeś myślał diable? A wyj sobie do usranej śmierci!- zaśmiała się. Bratanica jej męza, pokazała jak zrzucić zdjęcia na dysk i wysłać mailem. Miły pan z gazety prosił ją o współpracę i obiecał pomóc finansowo. Tymczasem librecistka również udała się na stronę. Zrobiła to jednak dyskretnie i nikt się nie zorientował. Po próbie dyrektorka w towarzystwie Januszów, Katarzyny i komisarza Tarty udała się do restauracji. Thomas pojechał do domu a Kroegerowie nie mieli ochoty na jedzenie.- Pierwszy raz widzę, że Wiedźma nie jest głodna.- zaśmiała się Kaśka.- Ona zawsze coś je.- To dobrze.- odpowiedział jej Radek.- Ewa dała mi przepis na pyszną kaczkę, zjadłem całą zanim żona przyszła z pracy. - Nie widać po tobie.- dodał Janusz Kruciński z przekora w błękitnych oczach.- Niektórzy muszą się liczyć, że z latami przybędzie im tego i owego.- Święte słowa.!- przytaknęła pani Dammerig Komisarz Tarta zamówił dwie butelki czerwonego wina, nieświadom tego że zza wielkiej palmy ktoś pstryka im zdjęcia. Nazajutrz jedynki kilku poczytnych brukowców wieńczyły zdjęcia Uwe w damskim i pijaństwa pracowników Otchłani. „ Pierwszy tenor Otchłani sprawia sobie przyjemność w klozecie”- grzmiał SuperExpress”Pracownicy Otchłani pijani na próbie!- komentował Fakt. - Jak donosi nam anonimowa osoba, Uwe Kroeger, nie odnajduje szczęścia w małżeństwie i onanizuje się w damskiej ubikacji.- przeczytał czerwona ze złości Wiedźma. - Przeczytam ci lepsze. Pracownicy zalani winem, ledwo trzymali się na nogach. Jedna z kobiet zwymiotowała na kelnera, po czym nieprzytomna podwinęła spódnicę, nie mając pod nią majtek.- przeczytała Katarzyna.- Byłyśmy tam tylko ja i Sabina. O której to?- zapytała -

Sabcia

Rozdział 368(poprawiony)

- Krogery jak skończyły już te słodkie macaństwa to do głównej sali. – Sabina wsunęła się do pomieszczenia.- Wy i te wasze czekoladki...
- Odezwała się ta co potrafi całą czekoladę zjeść w dziesięć minut.- odpowiedziała Wiedźma zabierając swojego księcia do sali widowiskowej.
Zasiedli w trzecim rzędzie, po chwili dołączył do nich również Thomas z Katarzyną.
Próba ruszyła wszystko szło gładko, do chwili w której lud ruszył na barykady. Nagle od strony fotela Uwe słychać było potężne pierdnięcie.
Wszystkie oczy na sali zwróciły się na czerwonego Uwe, pot perlił się na wysokim czole. Katarzyna pospiesznie podała mu chusteczkę.
- Karmelku dobrze się czujesz?- zapytała zaniepokojona Wiedźma.
- Niezbyt truskaweczko.- odpowiedział dysząc ciężko i łapiąc się za brzuch.
- To wszystko przez obżarstwo!-zarechotał Thomas.
Sabina zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- Pytał się ktoś coś, ciebie Borchert? – zapytała
- Sam widziałem jak żarł te czekoladki.
Dyrektorka już szykowała się do odpowiedzi, gdy twarz Thomasa przybrała interesujący odcień zieleni. Poderwał się z siedzenia biegnąc ku toalecie męskiej. Uwe również nie wytrzymał, ale wpadł do babskiego, ponieważ złośliwy Borchert zamknął drzwi.
- Czy możemy przerwać te problemy z rozwolnieniem i wiatrami i wznowić próbę?- zapytał Draczyński. Towarzystwo nieźle się bawiło.
- Bardzo proszę.- odpowiedziała Sabina.

Podczas gdy Thomas i Uwe przeczyszczali swoje organizmy, próba trwała nadal. Wintermina stała pod drzwiami damskiego, dzierżąc w dłoni nowy nabytek.
-Cyferowy aparat” – wyjaśniła kilka godzin wcześniej sprzątaczce. – Pożyczyłam od Andżelisi i mam zamiar zrobić kilka fotografii.
Jak zapowiedziała tak zrobiła, gdy Uwe czerwony z wysiłku wyszedł z damskiego strzeliła mu zdjęcie. Zanim zdążył się zorientować, obwarowała się w kanciapie.
- Rzepowa otwieraj!- walnął z wsciekłością w drzwi.- Oddawaj to zdjęcie, ty podła kobieto!
- A juści! Ty malowany kogucie, ty sodomisto! Ja tu mam kabla i łaptopa i ani się obejrzysz jak wsadzę do internetofonu jak wychodzisz z damskiego! I co żeś myślał diable? A wyj sobie do usranej śmierci!- zaśmiała się. Bratanica jej męza, pokazała jak zrzucić zdjęcia na dysk i wysłać mailem. Miły pan z gazety prosił ją o współpracę i obiecał pomóc finansowo.
Tymczasem librecistka również udała się na stronę. Zrobiła to jednak dyskretnie i nikt się nie zorientował.
Po próbie dyrektorka w towarzystwie Januszów, Katarzyny i komisarza Tarty udała się do restauracji. Thomas pojechał do domu a Kroegerowie nie mieli ochoty na jedzenie.
- Pierwszy raz widzę, że Wiedźma nie jest głodna.- zaśmiała się Kaśka.- Ona zawsze coś je.
- To dobrze.- odpowiedział jej Radek.- Ewa dała mi przepis na pyszną kaczkę, zjadłem całą zanim żona przyszła z pracy.
- Nie widać po tobie.- dodał Janusz Kruciński z przekora w błękitnych oczach.- Niektórzy muszą się liczyć, że z latami przybędzie im tego i owego.
- Święte słowa.!- przytaknęła pani Dammerig
Komisarz Tarta zamówił dwie butelki czerwonego wina, nieświadom tego że zza wielkiej palmy ktoś pstryka im zdjęcia.
Nazajutrz jedynki kilku poczytnych brukowców wieńczyły zdjęcia Uwe w damskim i pijaństwa pracowników Otchłani.
„ Pierwszy tenor Otchłani sprawia sobie przyjemność w klozecie”- grzmiał SuperExpress”
Pracownicy Otchłani pijani na próbie!- komentował Fakt.
- Jak donosi nam anonimowa osoba, Uwe Kroeger, nie odnajduje szczęścia w małżeństwie i onanizuje się w damskiej ubikacji.- przeczytał czerwona ze złości Wiedźma.
- Przeczytam ci lepsze. Pracownicy zalani winem, ledwo trzymali się na nogach. Jedna z kobiet zwymiotowała na kelnera, po czym nieprzytomna podwinęła spódnicę, nie mając pod nią majtek.- przeczytała Katarzyna.- Byłyśmy tam tylko ja i Sabina. O której to?- zapytała

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Rozdział 369

Sabina wzruszyła ramionami i cisnęła szmatławca na biurko. W dyrektorskim gabinecie zapanowała cisza, tylko Wiedźma bębniła nerwowo palcami po poręczy fotela.
Nagle brzęknął interkom na biurku.
- Pani dyrektor, komisarz Tarta i pan Dammerig do pani - oznajmił głos Aurelii z głośnika.
- Wpuszczaj ich - zarządziła Sabina.
Od progu było widać, że panowie są wzburzeni. Niebieskie oczy Tarty rozświetlał złowieszczy blask, natomiast Erik miał wargi zaciśnięte w linię tak wąską, że niemal nikły zupełnie.
- Ochroniarze dostali zdjęcia Koperkowskiego - rzekł. - mają przykaz nie wpuszczać go i meldować mi o tym, że się pojawił.
- To sprytna pluskwa, panie Dammerig - rzekł Tarta, przykładając długi palec do białego czoła. - Nie upilnuje pan przed nim ani teatru ani siebie i swoich współpracowników.
- Wiem - odparł Erik. - Dlatego trzeba zrobić coś innego.
- Coś złego - warknęła Wiedźma, wciąż czerwona jak piwonia. - I możliwie bolesnego. Proponuję obdzieranie żywcem ze skóry.
- To byłoby nielegalne - mruknął Tarta.
- Tak czy siak coś trzeba zrobić - oznajmiła stanowczo Sabina.
- A kto w ogóle podrzucił Uwe te czekoladki? - zainteresowała się nagle Katarzyna.
- Wasza konserwatorka powierzchni płaskich - odparł komisarz. - Z drobną pomocą jej siostrzenicy.
Wiedźma zabulgotała jak czajnik na gazie i ruszyła ku drzwiom. Komisarz Tarta bez namysłu złapał ją w pasie.
- Nigdzie pani nie pójdzie - rzekł aksamitnie. - Nie chcemy tu żadnych ciężkich uszkodzeń ciała.
- Rzepową zajmę się ja - rzekła zimno Sabina. - Wróźmy do tego, pożal się boże, redaktora.
- Cóż... - rzekł Erik w zamyśleniu. - Zostawiłem mu dyskretne ostrzeżenie, ale najwyraźniej nie podziałało...
W jednym z krakowskich hoteli Allan Koperkowsky wylazł z łóżka i spojrzał na ekran komórki. Dochodziła dwunasta. Poskrobał się po policzku, stwierdził odkrywczo że jest obrośnięty i poszedł do łazienki, poprawiając po drodze schludną piżamę w błękitne i białe paski. Z przybytku higieny wyłonił się odziany w nieskazitelny garnitur, ogolony, z jasnymi włosami przedzielonymi równie nieskazitelnym przedziałkiem. Ze stołu podniósł list, który znalazł poprzedniego dnia w swoim pokoju.
"Wiem gdzie mieszkasz, co jadasz, z kim śpisz. Wiem nawet kiedy kichniesz. Zostaw Otchłań w spokoju, bo przydarzy ci się przykry wypadek.
Duch Teatru"
Do listu załączono plik zdjęc prezentujących redaktora w różnych sytuacjach, także we śnie. Koperkowsky przejrzał je, wzruszył ramionami i całość przesyłki wrzucił do kosza na śmieci. czy to pierwszy raz ktoś przekupił personel hotelu, próbując go zastraszyć?
- Jesteś za krótki na Koperkowskiego, pętaku - powiedział, wkładając swe niezawodne okulary z aparatem fotograficznym. Uśmiechnął się do swego odbicia w lustrze i wyszedł. Praca czekała.
W sali prób nad kubkami wonnej miętowej herbaty siedzieli Borchert i Uwe, obaj jeszcze bladozieloni po wczorajszym.
- Widziałeś gazety? - zapytał smętnie Borchert.
- Ty nie narzekaj, jesteś dopiero na piątej stronie - mruknął Uwe. Podmuchał herbatę. - Mnie dali na jedynki i to z jakim podpisem...
- I tak mnie dziewczyna rzuciła... westchnął Thomas. - Powiedziała, że nie chce znac takiego starego frajera jak ja...
Uwe poklepał go po plecach.
- Nie martw się, to i tak idiotka była - powiedział pocieszająco.
- No była - Thomas poskrobał się po żółtych lokach. - Tak przy okazji...
Spojrzał pytająco na kolegę. Uwe uśmiechnął się szeroko.
- Jasne, dam ci namiary na mojego fryzjera - powiedział. T
Panowie zadumali się na chwilę, popijając kojącą miętę.
- Ty, o co myśmy się wczoraj właściwie pokłócili? - zapytał Uwe.
- Nie mam pojęcia - odparł Thomas.
- Ty wiesz, że ja też nie?
- To co, zgoda?
- Zgoda.
Dwaj artyści stuknęli się kubkami herbatki miętowej.

EineHexe

Część 370


Sabina odebrała paczkę od listonosza i z kubkiem mocnej kawy poszła na patio. Usadowiła się na leżaku otworzyła kopertę, uśmiechając się do siebie. Kilka dni temu zamówiła kilka powieści historycznych i korzystając z wolnej chwili postanowiła przeczytać.
Erika nie było w domu a pani Natalia poszła z dziećmi na spacer. Sabina co chwile wybuchała nieopanowanym śmiechem, przez dwie godziny przeczytała niemalże całą powieść.
Małżonek pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie, gdy piękna heroina została wyzwolona z haremu sułtana gdzieś w Algierze.
Dammerig nachylił się nad żoną, chcąc ja pocałować. Sabina cmoknęła go delikatnie, sięgnęła po truskawkę i dalej kontynuowała lekturę.
- Halo?! To ja twój mąż.
- Erik, no dajże spokój, zostało mi raptem pięć kartek.- mruknęła. Emanuella( główna bohaterka) właśnie przekupiła strażnika swoim ciałem i razem z pięknym Hiszpanem uciekała przez port.
- Przecież możesz to na chwilę odłożyć.- mruknął dopadając truskawek.
- Nie mogę! Czy ty wiesz jakie to wstrzasające!- odpowiedziała.- I nie jedz moich truskawek!
- Jędza!- wyszedł z pomieszczenia udając obrażonego. Na dole słychać było jak pani Halinka, proponuje mu wielki kawałek tortu z truskawkami.
Emaniuela wróciła do swojego ukochanego, który opłakując ją przez dziesięć lat zdażył mieć dwie żony( obie biedaczki umarły w połogu) i czterech potomków. Razem z córką Emaniueli ( Luz Marią) mieli pięcioro potomstwa.
- Ach cóż za wstrząsająca powieść!- zachichotała Sabina wykręcając numer do Wiedźmy.
Lotem błyskawicy wszystkie znajome pani Dammerig dowiedziały się o książkach, moda na Losy pięknej Emaniuelli i kilka powieści pani Beaty Malutkiej zapanowała w środowisku teatralnym. Wszystkie tematy zaczynały się od zdania.
- Czytałaś ostatnią powieść Malutkiej?
Meżczyźni zgodnie bojkotowali te wstrząsające dzieła. Po teatrze chodziła plotka, że pewnego dnia Uwe Kroeger, przerywając małżonce lekturę dostał w głowę.
W mniejszej sali ćwiczeń właśnie trwała ostatnia próba do występu Just sex.
Panom nie szło najlepiej, Uwe miał coś z gardłem, Thomas wybijał się z rytmu, Januszowi Radkowi mieszały się karty z tekstem a Jakub od rana chodził wściekły.
- Dzisiaj nic nam z tego nie wyjdzie.- zauważył łagodnie Janusz Kruciński.
- Co niektórzy nie potrafią nauczyć się tekstu.- wtrącił złośliwie Erik.
Radek spojrzał na młodszego kolegę z pobłażaniem.
- Jakby twoja żona cały dzień zachwycała się jakimś tanim powieścidłem i zawracała ci głowę to też nie miałbyś się jak nauczyć. – odpowiedział z wyrzutem.
- Iwetta też cały wolny czas czyta jakieś książki. A jak zwracam jej uwagę to mówi, że nie znam się na romantycznej miłości.- dodał Jakub.
- To samo robi Ewa! Wczoraj dostałem po głowie, bo akurat bohaterka uciekała przed gwałcicielem!- jęknął. – Moja Ewcia, co mnie nigdy nie bije. I nie nazywa mnie Karmelkiem od dwóch dni!
- To staszne Kroeger.- zaszydził Borchert.- Powinieneś iść do tego buddyjskiego psychoterapeuty.
Uwe spojrzał na przyjaciela wzrokiem mordercy, po czym wyjął z torby czekoladowego batonika i wepchnął do ust.
Jak utyje to mnie zauważy.- pomyślał rozżalony.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 371

Próba dobiegła końca, zakłócona tylko niosącymi się po całym budynku wrzaskami wściekłej Winterminy, którą Sabina wylała z pracy.
- Uczciwą chrześcijankę krzywdzą! Bo o swoje walczyła! Gwaaaałt! Gwaaaałt! - wrzeszczała ekssprzątaczka, wyprowadzana przez ochronę z teatru.
- Ma pani ciekawe fantazje erotyczne, pani Merywil - rzekł Salwator, popychając ją delikatnie ku wyjściu. - Po co jednak obwieszcza je pani światu? Czyżby miała pani nadzieję, że ktoś zechce je urzeczywistnić?
Wintermina zrobiła się równie fioletowa jak moherowy beret, który miała na głowie.
- Zboczeniec - zagulgotała. - Antychryst! To apokalipsa! Kyrie elejson!
Tłumaczka zajrzała do opustoszałej kanciapy, jej oko przyciągnęła wciśnięta między pojemnik z kawą a cukiernicę na stole ampułka.
- Ach tak - mruknęła Katarzyna. Szczery słowiański uśmiech wypłynął na jej twarz, gdy chowała buteleczkę do kieszeni. Wyjęła z torebki komórkę.
- Sabina? Myślę, że znalazłam prezent dla pewnego dziennikarza - powiedziała. - Trzeba tylko ustalić co na pewno zeżre. I kiedy ma jakieś ważne spotkanie.
Wieczorem u Kroegerów odbywał się akurat babski wieczór w składzie Sabina, Wiedźma i Katarzyna. Panie, rozsiadłszy się wygodnie w altance, popijały rozmaite napoje, omawiały ostatnią wstrząsającą powieść i knuły.
Tego ostatniego nie był świadom Uwe Kroeger, kiedy wyszedł z sypialni, odziany w czarne dżinsy i takiż golf. Wyszedł do ogrodu i zajrzał do altanki.
- Kochanie moje, wychodzę - rzekł i nastawił uszy w oczekiwaniu na równie czuły odzew.
Wiedźma machnęła w jego kieunku ręką.
- Dobrze, my tu mamy zajęcie - odparła z roztargnieniem.
Zmarszczki pobruździły szerokie czoło Uwe. Wrócił do domu, wpadł do kuchni, wyjął z lodówki babeczkę śmietankową i pożarł ją dwoma kęsami, po czym wyszedł frontowymi drzwiami.
- Na czym to stanęłyśmy? - zapytała tymczasem Wiedźma, sięgając po butelkę znakomitej smorodinówki domowej roboty.
- Na ambicjach tej mendy - odparła Sabina. - Chce zrobić karierę jako aktor serialowy.
- Wielkie mi ambicje - prychnęła Wiedźma.
- Cicho! - zgromiła ją tłumaczka. - To jest nasza szansa! Za dwa dni ma zagrać w jakimś tam tasiemcu, szantażuje jego producenta i dostał obietnicę, że jak dobrze wypadnie zostanie amantem.
W oczach Wiedźmy pojawiły się złe błyski.
- Prędzej się zesra, niż nim zostanie - rzekła.
- Otóż to, moje panie, otóż to! - oznajmiła Sabina wznosząc kieliszek. - Za nas i nasze podłe duszyczki!
Trąciły się szkłem i zachichotały niczym makbetowskie czarownice
Zanim Uwe zdążył zadzwonić, drzwi domu Dammerigów otworzyły się i stanął w nich Erik. Panowie przywitali się krótko i razem wsiedli do samochodu. Na podmiejskiej drodze czekał na nich Tarta z radiowozem.
- A pan Draczyński? - zapytał Tarta, wymieniwszy pozdrowienia.
- Jakub ma własny transport - odparł Erik.
Allan Koperkowsky wracał z dziury zabitej dechami w której podobno widziano UFO. Ktoś przysłał do redakcji jednego z brukowców zdjęcia, na których figurował nieznany obiekt latający. Wprawdzie podejrzanie przypominał dwie psie miski z blachy, zlepione razem, ale redakcja nie była nigdy specjalnie wybredna. Koperkowsky spędził dzień na fotografowaniu rozpadających się chałup, brudnych obejść, zakazanych gąb mieszkańców oraz pospiesznie wydeptanych kręgów w trawie. Jedynym urozmaiceniem była ponętna córka sołtysa, nastoletnie dziewczę dobrze obdarzone jeśli chodzi o sylwetkę. Allan próbował ją uwieść, licząc na niezawodne działanie swego uroku osobistego, zyskał jednak tylko etykietkę miastowego pedała, który pachnie jak baba.
W dość podłym nastroju jechał przeto do domu, cisnąc gaz na ile mógł sobie pozwolić na wąskiej, nieoświetlonej drodze nocą. Reflektory jego wozu omiatały asfalt, z radia płynęły najnowsze przeboje.
- A co mi tam - mruknął redaktor i sięgnął do schowka na desce rozdzielczej. Płaska butelka ulubionego likieru prawie sama wpadła mu w rękę. Postawił ją między udami i odkręcił korek.
Zaczerpnął z niej spory łyk, kiedy na drodze pojawił się kot. Czarny. Koperkowsky gwałtownie skręcił kierownicę, likier chlapnął z nie dokręconej flaszki na wykładzinę samochodu.
- Kurwa! - ryknął redaktor. Zjechał na pobocze i zatrzymał się. - Pierdolony kiciuś!
Osunął się na oparcie, oddychając spazmatycznie. Po chwili podniósł butelkę w której jeszcze sporo zostało, odkorkował i przechylił do ust.
Coś zgrzytnęło po karoserii i z ciężkim pacnięciem wylądowało da przedniej szybie. Koperkowsky otworzył oczy i z wrażenia wypluł trzymany w ustach likier, mocząc sobie gors koszuli i marynarki.
Na masce samochodu, opierając łapy o szybę, siedział wielki czany kocur i przyglądał się redaktorowi z widoczną odrazą.
- Spierdalaj! - wrzasnął redaktor.
Kot prychnął ukazując wielkie kły, jego oczy rozjarzyły się czerwienią. Koperkowsky się przeżegnał. Zwierzę wrzasnęło niemal ludzkim głosem i zeskoczyło z samochodu roztapiając się w mrokach nocy.
Po dziesięciu minutach redaktor odważył się otworzyć oczy, po dalszych pięciu zdecydował się nawet wrzucić flaszkę do schowka. Po następnym kwadransie odpalił silnik i powoli ruszył. Nie ujechał zbyt daleko, kiedy w ciemności na szosie za nim rozbłysły błękitne światła i zawyła syrena.
- Kurwa jego mać - jęknął redaktor, zatrzymując się.
- Dobry wieczór panu, policja - rzekł głęboki baryton. Przez okno samochodu zajrzał ciemnowłosy mężczyzna z orlim nosem. Pomachał lśniącą odznaką. - Proszę dokumenty do kontroli.
Drżącą dłonią Koperkowsky dobył z kieszeni marynarki lepki od likieru dowód osobisty i dokumenty wozu. Przedstawiciel władzy obejrzał je, po czym z wielkim zainteresowaniem powąchał.
- Czy to alkohol? - zapytał aksamitnie. wsadził głowę do samochodu i powęszył. - ależ tu cuchnie jak w gorzelni! Zapraszam na zewnątrz.
Redaktor wysiadł na miękkich nogach i stanął przed policjantem w cywilu. Za nim, obok radiowozu stało dwóch w mundurach, jeden wysoki, drugi niższy. Temu niższemu spod czapki wystawały bardzo jasne włosy. Obaj wyglądali dziwnie znajomo.
- Proszę wyprostować ramię, a potem dotknąć palcem nosa.
Roztrzęsiony Koperkowsky nie trafił.
- No tak - westchnął ten w cywilkach. - Pojedzie pan z nami.
Sięgnął do samochodu redaktora, wyjął kluczyki i piknął centralnym zamkiem.
Tego, co się stało po tym jak wsiadł do radiowozu, Koperkowsky później nie zdołał odtworzyć. Nagle zapadła ciemność, a kiedy się rozproszyła, stali przed jakąś ciemną budowlą. Wyprowadzono go z auta i poprowadzono ku budynkowi, który okazał się kościołem.
- To ja postoję na warcie - mruknął wielki czarny kot, siedzący na masce radiowozu. Zafalowało i kot zamienił się w człowieka. Koperkowsky miał ochotę przetrzeć oczy, ale za ręce trzymało go dwóch fałszywych gliniarzy.
Schody na wieżę były wąskie i strome, w dodatku pachniało kadzidłem, od czego redaktor dostawał zawrotów głowy. Nasiliły się one znacznie, gdy stanęli na szczycie. Wyższy policjant skrępował mu nogi sznurem, niższy zaś w usta wsadził knebel, taki, jakie sprzedawano w seksszopach. Miał tę zaletę, że nie dało się nim zadławić.
- Zignorował pan moje ostrzeżenia, panie Koperkowsky - rzekł wyższy.
- Znieważył pan mnie i mundur, który noszę - powiedział cywilny.
- Obraziłeś mnie i moją żonę, ty gnido! - zawarczał niższy.
- Damy panu darmową lekcję latania - rzekł wyższy. Blondas krzepko złapał sznur, podobnie ten w cywilkach.
- Mpffffffffffffffffffff! - Koperkowsky usiłował wrzeszczeć.
- Damy ci chwilę na przemyślenie swoich win w pozycji jakże transcendentalnej. - rzekł glina w cywilu. - Podobno Odyn wisząc głową w dół wymyślił runy.
Wysoki mundurowy fachowo spuścił redaktora za okno, gestem każąc kolegom popuszczać linę. Zakołysał nią wdzięcznie. Koperkowsky poczuł jak wiatr rozwiewa mu włosy, mroczna ziemia wydawała się bardzo odległa.
- Teraz słuchaj - powiedział ten wysoki. - Kiedy cię podciągniemy, wyjmę ci knebel, a ty obiecasz uroczyście, że odszczekasz, to, co dotąd napisałeś o Otchłani. Obiecasz też, że nigdy więcej się nie zbliżysz do mojego teatru.
- Mffff! Mffff! Mffff!
Podciągnęli go.
- Obiecuję. Nigdy więcej nie napiszę nic o Otchłani, w ogóle przestanę pisać i przerzucę się na robótki ręczne, obiecuję! - szlochał redaktor, całując obuwie fałszywych glin.
- Śmierdzi - mruknął ten blondynowaty.
- Na dół z nim - zarządził cywilny.
Dowlekli lejącego się przez ręce i cokolwiek wonnego redaktora do radiowozu. Niski otworzył drzwiczki.
- Poczekajcie - mruknął czarny facet, który był poprzednio czarnym kotem.
Ujął redaktora dwoma palcami pod brodę.
- Spójrz na mnie - rozkazał. Redaktor spojrzał. Źrenice faceta rozszerzały się i zwężały. - Nie znasz tych facetów. Zaatakowali cię obcy, których nigdy w życiu nie widziałeś. Rozumiesz?
Redaktor pokiwał gorliwie głową.

EineHexe

Zemsta jest słodka!!! I Jakub w postaci kota też! A przy okazji, gdzie mogę dowiedzieć się czegoś na temat "Triskeliona"?

EineHexe

Rozdział 372

Sierpniowe słońce zachodząc odbijało się w jasnobłękitnych, przejrzystych wodach Morza Karaibskiego.
Rześki zachodni wiatr przynosił zapach nadchodzącej nocy, ożywczy i pobudzający jak guarana.
Frank N Furter w krótkiej sukience we wzorzysty indiański wzór w lekkich sandałkach stał na pomoście domku letniego, obserwując jachty w oddali.
Uwielbiam nocne życie tego rajskiego kurortu, i cieszył się z powodzenia u mężczyzn. Właśnie rozmyślał o sukienkach i kapeluszach,które nabył dla siebie i swoich polskich przyjaciółek a także mocnych meksykańskich trunkach i książkach o życiu starożytnych Majów.
Rozmyślenia Furtera przerwał szelest w łazience, zdziwił się, gdyż myślał że w domu nikogo nie ma. Edward miał iść na tequillę i karty do kasyna „Tormenta” i znając życie spędzić tam całą noc, by nad ranem przyjść urżniętym i zmęczonym. Frank podszedł do łazienki uważając, by nie stukać obcasami po marmurowej posadzce w starożytne wzorki. Udało mu się bezszelestnie dojść do łazienki, zabierając po drodze wazon z lanego, barwionego szkła w kolorze akwamaryny.
Szybkim ruchem, bez zastanowienia otworzył drzwi, po czym zastygł w bezruchu z wazonem uniesionym ku górze, w prawej ręce.
Widok jaki zobaczył, wywołał u niego uczucie furii przemieszane z zaskoczeniem, które w tym momencie paraliżowało czynności ruchowe.
W wielkiej wannie siedział Edward Hajduk całując piersi jakiejś dorodnej latynoski i wydając przy tym pomruki godne zwierzęcia.
- Aaaaa!- zapiszczało w wannie. – Eduardo... ¿Quién es esta mujer?
- Frank? Co tutaj robisz?- Hajduk wygramolił się z wanny, rzucając ręcznik zdziwionej Meksykance.
Frank zobaczywszy swojego przyjaciela zupełnie nagiego i sztuczne piersi latynoski, w moment odzyskał władzę w rękach. Z całych sił rzucił wazonem, który roztrzaskał się nad głową kobiety.
- Puuuta!- ryknął.
- Puta? Quien es puta? Yo? – zapiszczała brunetka.
- Ty! Zdziro, ladacznico babilońska!- Furter złapał ją za włosy ciągnąc za sobą przez cały apartament aż na korytarz. Zaraz za Chachitą ( tak miała na imię laska Hajduka) na podłodze za drzwiami wylądowały także jej woreczki( biustonosz) i skrawek, który zapewne był dołem od bikini.
- Frank! Co w ciebie wstąpiło?!- huknął na wpół ubrany Edward, dopinając koszulę na owłosionej klacie.
- We mnie?!- ryknął Furter.- To ja wracam wcześniej z domu, bo byłem na zakupach, kupiłem ci ubrania, a ty gzijesz się z jakąś latynoską lafiryndą?
- Będę posuwał wszystkie dziwki w Cancun i w Meksyku, gdy tylko przyjdzie mi na to ochota.- warknął Hajduk. R
Ręka Furtera śmignęła w powietrzu pchana wściekłością pielęgniarza, po czym z trzaskiem uderzyła Hajduka w twarz.
Na policzku odbił się ślad ręki.
- To ja ratuje cię od pierdla a ty mi się tak odpłacasz? Spieprzaj do innego domku albo najlepiej innego hotelu!- zapiszczał nienaturalnie Franek, po czym zabrał torebkę i pomaszerował do wyjścia.- Jak wrócę- dodał.- Ma cię tu nie być, dziwkarzu!- drzwi trzasnęły tak mocno, aż z sufitu nad nimi posypał się drobny bialy proszek.
- Co mu odwaliło?- mruknął Hajduk, wlekąc się do barku. Nalał sobie solidną porcyjkę tequili, po czym rozwalił się na fotelu przed telewizorem. Na kanale televisy leciała właśnie telenowela z bożyszczem meksykanek Facundem Colungą w roli filibustiera i księcia hiszpańskiego zarazem.
- Co za gówno!- przełączył kanał, na którym właśnie lecial wywiad z Colungą. – Kurwa!- butelka trzasnęła o ścianę, rozlewając trunek.- Czy w tym powalonym kraju, mają jakiegoś innego faceta, oprócz tego pedała?- ryknął.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Rozdział 373

Redaktor Koperkowsky szykował się do niezwykle ważnej rozmowy, która mogła mu zapewnić pracę w jednej z czołowych stacji telewizyjnych. Poprawił krawat i przejrzał się w ogromnym lustrze wiszącym na ścianie holu obok gabinetu Bardzo Ważnego Człowieka. Usatysfakcjonowany tym co ujrzał, odetchnął głęboko. W tym momencie drzwi otworzyły się bezszelestnie i wyjrzała z nich sekretarka, piękna blondynka o seksapilu góry lodowej.
- Proszę tu nie stać - oznajmiła rzeczowo. - Wejdzie pan za jakiś kwadrans, przyślę po pana.
Koperkowsky przełknął nerwowo ślinę i kiwnął głową. Góra lodu w drogim kostiumie zniknęła w gabinecie.
Lekko podenerwowany redaktor zjechał windą na parter i kupił w automacie kubek kawy. Kiedy go wyjmował w hallu zrobiło się niewielkie zamieszanie. Piękna, rudowłosa kobieta upuściła plik papierów, jeden z nich podjechał po śliskiej posadzce niemal pod stopy Koperkowskiego. Ten odruchowo podniósł dokument, po czym utkwił spojrzenie w dekolcie jego właścicielki, która nadbiegała wdzięcznym kłusikiem, powiewając trzymanymi w dłoni papierzyskami.
- Och, dziękuję panu bardzo - rzekła, trzepocząc rzęsami.
"Rzęsy... jak skrzydła motyla..." przeleciało nie wiedzieć czemu przez głowę redaktora. Odstawił kubek na pobliski stolik, wyprężył pierś i omiótł rudą błękitnymi reflektorami swych ócz.
- Nie ma za co - rzekł tonem rycerza, który właśnie zabił smoka i uważa, że to nic takiego.
- Ależ pomógł mi pan, tak trudno teraz o dżentelmenów - rzekła kobieta, uśmiechając się promiennie i przysuwając bliżej. Zawartość jej dekoltu tak zaabsorbowała Koperkowskiego, że nie zauważył nawet lekkiego ruchu jaki jej ręka wykonała nad kubkiem z kawą.
- Dziękuję - wyszeptała rudowłosa kusicielsko. Zanim redaktor zdążył odpowiedzieć, już była przy drzwiach.
Wyszedłszy na zewnątrz wsiadła do zaparkowanego nieopodal samochodu i zdarła z głowy rudą perukę.
- I co? - zapytały jednogłośnie Sabina i Wiedźma.
- Nic, wlałam mu - odparła Katarzyna, ścierając makijaż. - Rany boskie, zrobiłam z siebie idiotkę. Nie mogła któraś z was...?
- Nas za dobrze zna - odparła Wiedźma.
- Panie Koperkowski, proszę na górę - rzekła asystentka, zmaterializowana nie wiadomo skąd i jak.
- Tak tak - rzekł Allan. Jednym haustem pochłonął kawę, zmiął kubek i wyrzucił do śmieci, cały czas rozmyślając o czarownym zjawisku z miedzianymi refleksami we włosach.
Zanim jednak doszedł do gabinetu, jego wnętrzności przeszył bolesny skurcz. Koperkowsky zacisnął zęby i dalej podążał za asystentką, wierząc, że oto wita swą przyszłosć,pełną drogich samochodów, sławy i rudowłosych bóstw.
Zanim zdążył odezwać się do Bardzo Ważnego Człowieka, zanieczyścił spodnie.
Wintermina rozkoszowała się cichym popołudniem w czterech ścianach swego mieszkania. Geraldzik pojechał na spotkanie działkowców, pozostawiając żonie czas wolny aż do wieczora. Zaparzyła herbatę, włączyła radio i umościła się w fotelu. Z głośnika popłynęły nabożne pieśni, a Wintermina sięgnęła po Gościa Niedzielnego.
Zbliżała się do końca numeru, gdy błogi relaks przerwał jej dzwonek do drzwi. Z westchnieniem podreptała otworzyć.
Za drzwiami znajdowało się dwóch bardzo muskularnych policjantów, w bardzo obcisłych mundurach oraz jeden cywil z wielkim boomboxem w rękach.
- Heja, bejbe - jeden z mundurowych uśmiechnął się obleśnie i puścił oczko.
Winterminę zatkało. Wysłannicy Szatana stanęli na progu jej domu.
I nie tylko stanęli. Poprowadzili ją do salonu, cywilny starannie zamknął drzwi, wyłączył radio i uruchomił swą diabelską maszynerię. Z głośników ryknął Freddie Mercury.
- BODY LANGUAGE! - wrzasnął.
Merywilowa się przeżegnała i jęła odmawiać "Pod Twą opiekę..."
Polcjant lekkim pchnięciem posadził Winterminę na fotelu. JEgo kolega już odpinał koszulę. Cywil wydobytym z zanadrza aparatem robił zdjęcia raz za razem, uwieczniając coraz mniej okryte muskularne ciała, wijące się dookoła zaszokowanej Winterminy.
Kiedy wyszli Merywilowa wypiła duszkiem całą butelkę waleriany i kropnęła się spać. Obudził ją dzwonek telefonu.
- Wintermino - rozpoznała nosowy głos proboszcza. - Radziłbym natychmiastową spowiedź. Zbłądziłaś moje dziecko, choć nie spodziewałem się tego po niewieście w twoim wieku...
- Ale prosze księdza, o co chodzi?
- Te zdjecia, te obrzydliwe zdjęcia, które ktoś podesłał pani Kaszubowej, przewodniczącej kółka różańcowego... Nadzy mężczyźni, orgia... - proboszcz westchnął. - Parafia nie może być utożsamiana z kimś kto okrył się publicznym skandalem. Zostałaś wykluczona z kółka różańcowego i wszelkich organów parafialnych. Bóg z tobą moje dziecko.
Wintermina trwała jak posąg, patrząc na trzymaną w dłoni słuchawkę.

EineHexe

Rozdział 374

W dzień wolny od pracy Aga rozsiadła się na tarasie swojego domu w krakowskich Jugowicach, popijając sok. Jak na sierpień upały nie były straszne i przez ranek zdążyła popracować w ogródku nad swoimi roślinkami. Resztę dnia planowała spędzić z Juanem na romantycznym spacerze po krakowskiej starówce. Dopiwszy sok, odstawiła szklankę w zlewie, po czym udała się na górę. Gdyby był tu Thomas, wkurzyłby się na ‘’brudne naczynia” w zlewie.- pomyślała wchodząc pod prysznic.
Kwadrans później stała w garderobie przed wielką rozsuwaną szafą, szukając kreacji na wieczór. Po kolei oglądała każdą rzecz, większość lądowała na kopcu przy łóżku, który z każdą minutą stawał się coraz większy. Wreszcie w ręce pani Borchert trafiła błękitna sukienka w delikatny kwiecisty wzór, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z pudełka na najwyższej półce spadły dwa błękitne sandałki.
- Idealnie!- pisnęła dziewczyna wkładając sukienkę i buty.
Umalowała się delikatnie, spryskała perfumami, po czym oceniła w lustrze efekt. Zadowolona z siebie, chwyciła szal, kluczyki do samochodu i szybko pomknęła do centrum.
Juan de Ribeiro mieszkał w starym mieszkaniu Grzesia Butli w dzielnicy Angel of City niedaleko centrum. O tej porze dnia w Krakowie były korki, ale Adze udało się dość szybko dojechać. Kilka minut po siedemnastej zastukała do drzwi Juana.
Z wnętrza mieszkania dochodził płacz dziecka, nim zdążyła zareagować w progu ukazała się czarnowłosa kobieta.
- Pani do kogo?- zapytała nieufnie, łypiąc spod czekoladowych oczu na Agę.
- Agata Borchert, czy zastałam Juana?- zapytała solistka uprzejmie.
Obok kobiecej nogi ni stąd ni zowąd stanął bosy chłopczyk, przecierał brudną rączką zaspane oczy.
- Czego pani chce od mojego męża?- zapytała wrogo kobieta.- Proszę go nie bałamucić i tak za długo siedzi w tej całej Polsce.
Agate wmurowało, nie odezwała się na zadane pytanie. Odwróciła się na pięcie, po czym gnana jakby przez samego diabła uciekła do samochodu. Nacisnęła gaz z całej siły, pisk opon obwieścił jej brawurowy wyjazd z podjazdu. Cieć, ledwie zdążył nacisnąć guzik, chwile później brama byłaby staranowana.
Wściekłość dodała Agacie skrzydeł, w przeciągu dziesięciu minut, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, wprawiając w ruch fotoradary, pokonała odległość z centrum do Jugowic.
Zapłakana wpadła do domu, chcąc utopić wszystkie smutki w alkoholu. Pierwsze kroki skierowała do piwniczki, dobrze zaopatrzonej przez Thomasa.
-Thomas, pierwszy ją zdradził, gdy myślała że ułoży sobie życie z Juanem, ten ma kobietę i to na dodatek żonę!- powiedziała sama do siebie. Z butelką whisky udała się do salonu. Ku jej zdziwieniu na jednym z foteli siedział Thomas, w długich smukłych palcach trzymał kieliszek z bursztynowym trunkiem. Aga spojrzała na swojego męża, który był jej teraz całkowicie obojętny. I nic jej nie obchodziła szarobłękitna koszula, nadzwyczajnie rozpięta na dwa guziki.
Nie obchodziły jej także jego lśniące włosy, które fryzjer Uwe doprowadził do naturalności.
- Nie obrazisz się chyba, że się troszkę rozgościłem?- zapytał swym niskim głosem. Wyglądał bardzo seksownie, jakby jeszcze rozpiąć ze dwa guziki więcej. Szybko zamachała głową, żeby odpędzić erotyczne wizje.
- To tutaj robisz?- zapytała.
- Skarbie mogłabyś być bardziej miła.- odpowiedział z uprzejmą zjadliwością. Kocim ruchem zbliżył się do niej. Dostrzegł na jej policzkach ślady łez, oczy były smutne i pełne bólu. – Co się stało? Płakałaś? To przez tego Ribeirę?
- Co cię to obchodzi? Odsunęła się od niego idąc do okna. – Jesteście wszyscy tacy sami, ty, Juan i każdy kogo spotykam na swoje drodze. Kłamiecie, manipulujecie i zachowujecie się jak panowie świata!
Thomas wysłuchał wstępu małżonki ze stoickim spokojem.
- Zostawiłeś mnie! Dla kogo? Dla małoletniej dziwki, która rzuciła cię dla pierwszego bogatszego od ciebie frajera.
- Ty też mnie zostawiłaś.- wszedł jej w słowo Thomas.
- Ja?!- gwałtownie się odwróciła.- Zacząłeś zachowywać się jak jakaś pierdolona primobalerina w wieku przedemerytalnym, którą opuścili fani! Myślisz, że celem życiowym kobiety jest dogadzanie małżonkowi, nawet jak zachowuje się jak debil?
- Punkt dla ciebie skarbie.- odpowiedział uśmiechając się.
- Śmieszy cię to?!- pociągnęła solidny łyk.
- Myślę,że nie powinnaś tak łapczywie pić.- sam upił ze swojej szklanki.
- Kretyn!- fuknęła....- Po co przyszedłeś? Nie uwierzę że jesteś wróżką i przyszedłeś napawać się moją porażką.
- Przyszedłem...- Thomas dostrzegł łzy w oczach Agaty, serce ścisnęło mu się z bólu. Niczym błysk pioruna, uzmysłowił sobie że wcale nie chce się z nią rozwodzić. Przyszedł, z papierami, żeby raz na zawsze zakończyć związek, który z własnej winy zaprzepaścił.
- Przyszedłeś?- zapytałą.
Bez namysłu wyciągnął z jej rąk szklankę, po czym zaborczym ruchem wziął ją w ramiona i pocałował ogniście. Całowali się bardzo długo, smakując swoje usta jakby to był dla nich pierwszy raz. Zaczęli bardzo gwałtownie, by rozdzielić się czułym dotknięciem.
- Ja...- zaczęła.- Przepraszam cię- szepnęła dotykając nabrzmiałych warg.
- Nie przepraszaj...- Thomas chciał poprawić koszulę, którą niecierpliwe palce małżonki zdążyły rozpiąć w szale emocji. – I nie mów nic o de Ribeirze....
- Ale ja...
Ucieszył ją kolejnym pocałunkiem, prowadząc na kanapę pod oknem.
- Później.... nigdy...- wysapał ściągając koszulę.



Sabcia

A potem całowali się i całowali i całowali i całowali i nie tylko....

mervil

Wstydź się, tak podglądać ich bezczelnie!

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 375

Tknięta rozstrojem nerwowym i mężowską niełaską Wintermina wyjechała do sanatorium w Ciechocinku, podreperować nadwątlone ciało i ducha, tego ostatniego poprzez bliskość Torunia i wiadomej rozgłośni. Tymczasem nową sprzątaczką w teatrze Otchłań została Anżelika Merywil. Pokrótce wprowadziwszy ją w obowiązki Aurelia zostawiła ją w kanciapie, w której niegdyś królowała Wintermina.
Anżelika obrzuciła krytycznym spojrzeniem niewielkie pomieszczenie. Stół, kilka szafek stojących i wiszących, święty obraz za szkłem, za jego ramą zatknięte zdjęcie papieża i portret ojca Rydzyka.
- Nieee - mruknęła. - Trochę zmienimy dekorację, co nie, ciociu?
Zdjęła obraz ze ściany i ostrożnie odłożyła na wierzch wiszącej szafki. Z przepastnej torby dobyła plik kolorowych czasopism dla młodzieży i rolkę taśmy klejącej.
Kwadrans później wszystkie sciany ozdobione były wielkimi portretami Zaca Efrona, braci Jonas, oraz Piotra Kupichy, a z szafki naprzeciw drzwi mrocznym spojrzeniem raził wchodzących sam Edward Cullen. Usatysfakcjonowana rezultatem Anżelika kiwnęła głową po czym ze schowka wyciągnęła wielki odkurzacz i raźnym krokiem pomaszerowała sprzątać sale prób.
Odkurzyła połowę pierwszej, gdy w silniku odkurzacza coś strzeliło, wypuściło nieduży obłoczek dymu i maszyna umilkła.
- Ej ty - Anżelika szturchnęła urządzenie czubkiem balerinki w kolorze morderczego różu. - Ja tu pracuję. Włącz się, ale już!
Odkurzacz pozostał nieczuły zarówno na ten rodzaj perswazji, jak i na wiązankę urozmaiconych przekleństw posłaną w jego stronę. Anżelika odęła usteczka i udała się na poszukiwania teatralnej złotej rączki.
Znalazła go gdzieś za kulisami, gdzie bezlitosna Sabina zaprzęgła go do pomocy inspicjentowi i mechanikom, bo jakiś szczegół dekoracji się zaciął i za nic nie chciał ruszyć. Anżelika czekała strasznie długo, jakieś dwadzieścia minut, aż uruchomiono oporny mechanizm.
- Bo mi się odkurzacz zepsuł - poinformowała ocierającego pot z czoła Oleandra. - Pan sprawdzi co mu się stało...
Oleander obrzucił bujną sylwetkę Anżeliki niechętnym spojrzeniem.
- Zmęczony jestem, muszę odpocząć. I zgłodniałem - powiedział.
- A to ja mam kanapki z prawdziwą swojską kiełbasą, co tata robił, on robi wędliny dla wujka Geralda, ale na własny użytek to wie pan, takie lepsze się kręci...
- Swojska kiełbasa? - spojrzenie Dawida wyraźnie się ożywiło. - A dużo jest tych kanapek?
- Osiem pajd - pochwaliła się Anżelika. - I jeszcze mam gołąbki co mamusia mi dała, całe pudełko po lodach, to można odgrzać.
- Dobra, rzucę okiem na ten odkurzacz - zdecydował się. - Ale najpierw jedzenie.
Swojska kiełbasa smakowała wybornie, jednak nie zaspokoiła głodu Oleandra. Wsparł się łokciami na przykrytym ceratą stole i tęsknym wzrokiem spojrzał na pudełko z gołąbkami, stojące na blacie szafki, obok kuchenki elektrycznej.
- A to pan wie, zagrzać się muszą - powiedziała Anżelika, jednocześnie przełykając ostatnie kęsy kanapki. - Jak pan odkurzacz zrobi to akurat będą dobre.
- No dobra... - westchnął.
- Ale pan to ma taki zdrowy apetyt - pochwaliła, podnosząc się. - Jak prawdziwy mężczyzna. Moja mama zawsze powtarza, że mężczyzna to musi jeść, zeby krzepę mieć. A pan taki duży i silny!
Oleander zarumienił się lekko.
- Naprawię ten odkurzacz raz-dwa! Co to dla mnie! - zapewnił. Po drodze na salę prób minął spieszącego się Uwe.
Kroeger wpadł do teatru tylko na moment, a potem popędził na miaasto, załatwić parę spraw. Trochę się to przeciagnęło, w końcu jednak wrócił do domu, na zaplanowane dwie godziny ćwiczeń fizycznych.
Przebrany w dres zajrzał do pokoju zabaw i wpadł na skonstruowaną z krzeseł i koców rakietę kosmiczną, dowodzoną przez komandor Pię. Młodszy pilot Thomas posłusznie wykonywał jej polecenia, operując przemyślnie ustawionymi klockami i kręglami.
Uwe ogniście pochwalił pojazd kosmiczny, pobawił się chwilę z dziećmi, rycząc jak startująca rakieta, a potem udając bardzo groźne kosmiczne monstrum, poskramiane przez dwoje dzielnych kosmonautów, po czym wymknął się wreszcie do kuchni. Właściwie to nie zamierzał tam iść, ale... Po prostu jakoś go tam zaniosło.
Nie myśląc wiele podszedł do lodówki, otworzył ją i zamarł. Na środkowej półce, między kremowymi deserami a kiełbaskami curry stało jego zdjęcie spprzed paru lat, oprawione w gustowne ramki. Miał na nim wielki brzuch, dwa podbródki, oraz okrągłą, pyzatą twarz.
Uwe zgrzytnął zębami i trzasnął drzwiczkami lodówki.
- Coś się stało, skarbie? - zapytała ze slodyczą Wiedźma zza jego pleców. - Czyżbyś stracił apetyt?
- Jesteś wredna - oznajmił stanowczo, mierząc w nią oskarżycielskim palcem. - Dręczysz mnie! Po co wstawiłaś to zdjęcie do lodówki?
Wiedźma uśmiechnęła się złośliwie i położyła dłonie na mężowskich bokach.
- Ja wprawdzie kocham twoje krągłości - rzekła. - Ale widzowie mogą nie podzielać moich upodobań w tym względzie. Więc...
- Więc?
Przesunęła dłonie na jego zaokrąglony brzuch.
- Lepiej to zgub, cukiereczku mój - oznajmiła. - A jeśli masz ochotę na lunch, to czeka na stole.
Uwe odwrócił się, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem. Na wielkim kuchennym stole stała miska surówki, złożonej z sałaty, ogórków, pomidorów i innych warzyw, z odrobiną zaledwie oliwy i bez ani okruszyny mięsa.
- Na obiad będzie łosoś - uprzedziła Wiedźma. - Zero tluszczu i glazura miodowo-pomarańczowa.
- I żadnych ziemniaków? - zapytał Uwe żałośnie.
- Żadnych - odparła Wiedźma. - Ale jeśli będziesz grzeczny, to dostaniesz deser... taki który spala kalorie...
Pocałowała go w usta, co skwapliwie odwzajemnił.
- Pija! - wrzasnęło im za plecami. - Lodzice siem jedzom!
- Fuuuuj!
Uwe usiłował się nie śmiać, ale kwiknął jak prosię, po chwili w jego ślady poszła Wiedźma i zaśmiewali się oboje aż do utraty tchu.
Po pół godzinie Anżelika uznała, że może nastawić gołąbki. Po kolejnym kwadransie wyłączyła je, bo wonią dały do zrozumienia, że dłuższe podgrzewanie może im zaszkodzić. Ponieważ zaś Oleandra nie było widać, panna Merywil postanowiła sprawdzić jak mu idzie.
- Dis is de moooołmeeeeent! - zagrzmiało gdy otworzyła salę prób. - Dis is de deeeeeej!
Oleander zamykał właśnie pokrywę odkurzacza, śpiewając przy tym gromko. Anżelika przygladała mu się z wyraźnym zachwytem malującym mu się na twarzy.
- Oooow deeeem oooooooooolllll! - zakończył Dawid i klepnął odkurzacz. - Gotowe!
- Ojejciu, jak pan ślicznie śpiewa! - zachwyciła się. - Pan to powinien gwiazdą, kurde, być! Jest pan lepszy od tych wszystkich tutaj! Serio!
- Kiedyś byłem - rzekł Dawid smutnie. - Ale to już przeszłość...
- E no, pan się marnuje! Ta dyrektorka fiśnięta jest, pedla z pana robić!
- Pedała? - nastroszył się Dawid nieufnie. - Wypraszam sobie!
- Nie no, co pan! W życiu bym pana pedałem nie nazwała! Pedla, znaczy się ciecia. Pan jest męski okropnie, gdzie ja bym pana od ciot no halllooo! Pana? Takiego faceta? - Anżelika zalotnie zatrzepotała rzęsami.

EineHexe

Rozdział 376

Uwe cały dzień chodził nieszczęśliwy i rozdrażniony, nie mógł patrzeć na wesołego Borcherta, który przeżywał drugą miłość do swojej żony. Właśnie pani Sybilla, charakteryzatorka nakładała mu bielidło i podmalowywała rzęsy, Borchert z okazji tego, iż miłość rosła wokół niego, rozpiął aż dwa guziki koszuli.
- Mówię pani! Kocham tę kobietę!- westchnął potężnym barytonem.- Moja żona jest fantastyczna.
- Taaa, dopiero sobie przypomniał...- mruknął Kroeger pod nosem, poprawiając kreskę pod okiem, która udała się nadzwyczaj źle i krzywo. Wytarł oko delikatnie patyczkiem i wyciągnął eyelajner żeby skorygować błąd.
Sybilla widząc nieporadne próby aktora, uśmiechając się życzliwie zaoferowała pomoc.
- Byłbym wdzięczny!- odpowiedział z ulgą Uwe, odkładając mazidło na szafkę, usłaną przeróżnej maści słoiczkami i pudełeczkami.
Do charakteryzatorni wpadł Erik, był ubrany elegancko, chodź nie przesadnie. Błękitna koszula odpięta należycie, tylko włosy w lokach opadały mu na kołnierzy, wyglądał jak psotny chłopiec bo zabawie na podwórku.
- Widzieliście Oleandra?- zwrócił się do aktorów.
Zaprzeczyli ruchem głowy.
- Zapytaj może sprzątaczki, tej jak jej jest... Anżeliny?-zaproponował Uwe.
- Nie mogę jej znaleźć!
Thomas nic nie powiedział, właśnie opowiadał Sybilli o koszu róż, który pani wniesie na scenę dla Agi od niego. Charakteryzatorka słuchała uśmiechając się i wykonując swoją robotę. Erik poszedł szukać dalej.
Sabina skończyła rozmowę zagraniczną z licencjodawcą, do gabinetu wsunęła się Aurelia.
- Przyjechała pani znajoma z Warszawy.
- Wpuść i zrób nam kawy i jak przyjdzie Katarzyna to powiedz żeby przyszła. – odpowiedziała dyrekrorka. Asystentka potaknęła i szybko znikła za drzwiami.
- Madzia!- Sabina uściskała znajomą. No w koncu przyjechałaś! Siadaj szybko i opowiadaj, jak tam było w Nowym Jorku? Już miesiąc jesteś w kraju a nie miałaś czasu do nas zajrzeć. Ale dzisiaj jest wyjątkowo Elisabeth.- zaklaskała w ręce dyrektorka, gestykulując rękami niczym mieszkanka Italii. Magdalena uśmiechnęła się troszkę nieśmiało, gładząc rękami sukienkę w kolorze indygo. Miała modnie ostrzyżone włosy i przepiękny uśmiech.
- Co tu opowiadać, wiesz jaki jest Nowy Jork, człowiek jest zagoniony i tyle.
- Jak wszędzie. – westchnęła dyrektorka. – Napijmy się kawy, zaraz poznasz Katarzynę naszą tłumaczkę. Wiedźma oczywiście zatoczy się na sam spektakl, bo ma przypływ weny i od rana ślęczy nad laptopem.
Kilka godzin później publiczność owacjami nagrodziła aktorów, tancerzy i muzyków. Wszystko szło gładko, tylko naczelny tenor Otchłani chcąc się popisać wyjątkową sprawnością fizyczną zrobił wślizg wprost pod spódnicę Marty Tadli, która to odgrywała rolę matki Franciszka Józefa, Zofii. Pozbierał się jednak szybko, usmiechając się ubawionej publiczności.
W foyer jeszcze nie ucichły głosy, fanki czekały na swych ulubieńców. Magdalena rozmawiała właśnie z Wiedźmą, która myślami była przy najnowsze powieści, Katarzyna była zajęta rozmową z komisarzem Tartą a Sabina gdzieś znikła.
Nagle zza bufetu wyszedł wysoki mężczyzna z bujną blond czupryną, zarzucił włosami niczym model w reklamie szamponu Shauma. Włosy zafalowały, po czym lekko opadły na policzek. Błękitne oczy nieznajomego otaksowały Magdalenę, wzrokiem ogarnął ją całą jakby chciał wchłonąć. Podszedł wiedziony instynktem.
- Dobry wieczór.-wziął w swą dużą dłoń, jej drobną rączkę i przycisnął usta, składając pocałunek.
- Dobry wieczór.- odrzekła osłupiała kobieta.- Przepraszam a z kim mam przyjemność?
Wiedźma, komisarz Tarta i Katarzyna nadstawili uszu.
- Mirek Drzewiński.- odpowiedział nieznajomy mrużąc oczy, niczym tygrys oceniający ofiarę.
- Miło mi. Magdalena. – odpowiedziała, nie chcąc natrętowi zdradzać swego nazwiska. – Czy my się poznaliśmy? Bo wybaczy pan nie kojarzę.
Drzewińki odruchowo poprawił włosy.
- Grałem w Spinie! Nie zna mnie pani?- zapytał zaszokowany.
- Nie bardzo..- odpowiedziała
Rozmówca się zaciął. Oblał się krwistym rumieńcem, po czym bąknął coś pod nosem i wyszedł.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Rozdział 377

- Co to było? - zapytała z lekka osłupiała Wiedźma.
- Zgaduję, że błyskotliwy podryw - odpowiedziała zgryźliwie Katarzyna.
- Zdaje się - rzekła z zadumą Magdalena - że miał mnie powalić oślepiający blask sławy tego pana, kimkolwiek on jest.
- A pani nie padła, poważnie nadwerężając mu tym ego - powiedział komisarz z uśmiechem.
- Wstrząsające - podsumowała Wiedźma. - Pozwolicie, że pójdę do mojego Karmelka? Jego ego też chyba zostało nieco nadkruszone, wnioskując z tego nura na ukłonach, więc muszę nad nim nieco popracować - puściła do zebranych oczko.
Towarzystwo wypuściło z siebie parę zduszonych chichocików, a pani Kroeger pomknęła żwawo ku garderobom.
Chwilę później nadeszła Sabina, razem zresztą z małżonkiem, przedstawiającym sobą nienaganny obraz kwitnącej urody męskiej. Pojawiła się sugestia, aby zakończyć wieczór posiłkiem w jakimś miłym lokalu, przyjęta jednogłośnie i z entuzjazmem.
- Znam świetną restaurację nie tak daleko stąd - rzekł Tarta. - Utrzymana w C-K klimacie i takie też serwują dania, bardzo dobre zresztą.
- Świetnie! - ucieszyła się Katarzyna. - Pan prowadzi, my za panem!
- A Wiedźma i Uwe? - Magda przyhamowała zbierającą się do wyjścia grupkę.
- Wyślę jej esemesa - uspokoiła Sabina. - I tak nie wiem czy pójdą, bo Karmelek - wywróciła oczyma. - jest znowu na diecie.
Wyszli tylnymi drzwiami i przemierzywszy parking znaleźli się na ulicy. Przy głównym wejściu teatru, rzesiście oświetlonym o tej porze, zaczepiła ich jakaś dziewczyna w bluzie z kapturem.
- Tylko dla poszukiwaczy prawdziwej kultury na europejskim poziomie - powiedziała, podsuwając Erikowi wyjętą z grubego pliku ulotkę. - Teatr Raj zaprasza.
Dammerig wziął papier w dwa palce.
- Co to ma niby być? - zapytała Sabina nieufnie i też wzięła ulotkę.
Pozostali wyprzedzili ich nieco, zatopieni w luźnej konwersacji, tymczasem Dammerigowie wertowali ulotki.
- Co? - zdziwiła się głośno Sabina, aż obejrzała sie za nią jakaś pani. - Miraż... nie, przepraszam, mariaż interesu ze sztuką, uznany dyrektor i zbierający nagrody reżyser? Teatr na eurpoejskim poziomie? Brzmi dziwnie znajomo.
- Aha. Nawet wiem dlaczego - rzekł Erik, patrząc na ostatnią stronę ulotki.
Sabina odwróciła swoją i ujrzała oblicze dyrektora Kępki - Kudełka.
- Słuchajcie! - zawołała w stronę Magdaleny, Katarzyny i komisarza. - Kudełek otwiera teatr!
- Znowu? - westchnęła Magdalena.
- No to zobaczymy lepsze dni. I przeczujemy rozmiary - mruknęła Katarzyna.
- Sabina, to jest dwie ulice od Otchłani - powiedział Erik, wciąż studiujący ulotkę.
- No to będzie wesoło - podsumowała Sabina.

EineHexe

No i co? Oleanderek zostanie czy odejdzie do konkurencji? A może Andżelika przekona go do zmiany zdania?

emerencja

Rozdział 378

Teatr opustoszał, ochroniarz na nocnej zmianie rozsiadł się w fotelu po sprawdzeniu wszystkich zabezpieczeń. Jedynymi osobami poza nim był woźny Oleander, który uparł się że musi naprawić maszynę do robienia dymu, oraz sprzątaczka szalejąca z odkurzaczem po sali widowiskowej.
Oleander naprawił usterkę w chwili gdy głód dał znać o swojej obecności. Postanowił odwiedzić Andżelikę w kanciapie i wysępić od niej coś smakowitego. Wesoło podśpiewując ruszył do małego pokoiku na końcu korytarza. Pchnął drzwi stając w progu lustrując kawałek swojskiej leżący na talerzu. Oczy Dawida błysnęły, do ust naszła ślinka, kiełbaska wyglądała tak znakomicie i ta wspaniała woń!
- Piękna!- wykrzyknął w zachwycie. Andżelika podniosła wzrok z nad czasopisma „Cherry”, uśmiechnęła się zalotnie do mężczyzny.
- Och nie trzeba było!- pisnęła podchodząc do Oleandra.- Jesteś takim dżentelmenem, bez ściemy walisz co do mnie czujesz!- pocałowała go w usta. Oleander zdziwił się reakcji niewiasty o bujnym biuście, lecz po chwili kwiknął z uciechy.
- Czy dostanę kiełbaski?- zapytał niemalże zalotnie.
Andżelika była trochę zdezorientowana, ale bardzo chętnie podała mu. Patrząc jak pożera dwie laski, mlaskając głośno, wpatrywała się w niego z zaciekawieniem.
- Szmu chę tam pszyhlondasz? – zapytał z pełnymi ustami popijając coca colą.
Andżelika przechyliła głowę, podumała chwilę po czym odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
- Wiesz, co?! Dawidziu, ty się nadajesz na Erika!- klasnęła w ręce.
- Na kompozytora i męża dyrektorki?! Oszalałaś? Widziałaś jak on wygląda?! Ta baba zagłodzi go na śmierć, wiesz że mi nie pozwala jeść przy pracy, bo powiedziała że wszystko tłuszczę łapami. I w ogóle ona jest dziwna, nie to co pani Kroegerowa, jak u nich mieszkałem to dawała mi kiełbasę i pączki a raz to nawet przyniosła mi pudełko ptysiów!- rozmarzył się woźny.
- Głupku! Nie chodzi o męża dyrektorki, tylko o tego kompozytora z musicalu Upiór w Operze. Nie wiedziałeś że Webber dopisał ciąg dalszy?- zapytała zdzwiona.- Ciocia Wintermina powiedziała, że grałeś w tym musicalu, to znaczy w UwO i że słyszała, o twoim sukcesie na miarę europejską, ale przez Dammerigów cię wylali z Romy i zamknęli dyrektora.
Oleander zasmucił się.
- To zakończony rozdział w epilogu mojego życia!- mruknął.
- Wolisz być cieciem, frajerem bez przyszłości? Uważam, ze jesteś obłąkany!
- Daj spokój Andżeliko, jestem znakomitym materiałem na Erika!- wypiął pierś.
- No więc właśnie, tygrysie, jutro idziesz na przesłuchanie do Raju, a później upiekę ci kaczkę w glazurze miodowej!
- Kocham cię Andżeliko! – pisnął Oleander, po czym zaczął śpiewać!
- Noc napływa i pobudza zmyyyyyyyyyyyysłyyyyyyy

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Rozdział 379

Barczysty, ciemnowłosy mężczyzna przykuśtykał ku wielkiemu łożu, ostrożnie stawiając nogę o sztywnym kolanie.
- Tu jest dosyć swojsko - zauważył, gładząc czerwoną kapę. Mówił po francusku.
- Właśnie dlatego wybrałam ten hotel. Łatwiej wam będzie się przyzwyczaić, panie Geoffrey - odparła pulchna dama o rudoczerwonych włosach, opadających bujnymi splotami na opięte elegancką białą garsonką ramiona.
- Doceniam to, madame de Montmorency - rzekł Geoffrey obracając w jej stronę twarz i wystawiając w stronę padającego przez okno porannego światła naznaczony głębokimi bliznami policzek. - Pani starania zostaną sowicie wynagrodzone.
Wysoki, szczupły mężczyzna, znacznie młodszy od Geoffreya, tkwiący dotąd w bezruchu przy oknie, teraz nagle odwrócił się.
- Madame de Montmorency, musi mnie pani nauczyć jak się tym posługiwać - rzekł, ukazując leżący w jego dłoni telefon. - Przyszłość jest tyleż fascynujaca co skomplikowana.
- A co w tym skomplikowanego? - zdziwiła się de Montmorency. - w dziesięc minut się pan nauczy.
W brązowych oczach młodego człowieka błysnęła irytacja.
- Dla pani jest to może proste, dla mnie nie - rzekł, trąc smukłym palcem smagły policzek. - Proszę o tym pamiętać, madame i darować sobie takie uwagi na przyszłość.
- Ależ dobrze, panie Talikatous, niech się pan nie denerwuje - Montmorency lekceważąco machnęła upierścienioną dłonią.
Geoffrey nagle wstał.
- Dosyć tego. Mamy mnóstwo pracy - oznajmił. - Chcę wiedzieć wszystko o Dammerigach i Otchłani. Co robią, z kim chodzą, gdzie śpią. Panie Talikatous, będzie pan łaskaw kupić jeden z tych nowoczesnych aparatów fotograficznych i nauczyć się go obsługiwać. Madame, jak mniemam, pomoże. Potrafi pan w razie potrzeby zadzwonić do niej?
Młodzieniec skinął ciemną głową.
- Madame, pani pójdzie ze mną. Nie wyznaję się na waszym - zmarszczył brwi - biznesie, potrzebuję kogoś w rodzaju przewodnika.
- Dobrze - odparła.
- A zatem do dzieła - rzekł Geoffrey.

EineHexe

Uczestniczę w tym wielkopomnym dziele jako postać od zarania, wberw własnej woli, co prawda. Nie mamn siły ani czasu czyteć tego w kompie,więc pytam!: kiedy wydacie tę pisaninę drukiem? Posatać nieśmiertelnej Winterminy.... godna jest uwieńczenia drukiem!

EineHexe

Talikatous! Oh, my! Jeszcze nic nie zrobił, a już jest boski xD

ocenił(a) film na 9
Ilmariel

Pfff on jest mój ty sobie weź Dżewo xD

Lleleth

Proszę, jaka hojna Dżewo rozdawać! Phi! xD

ocenił(a) film na 9
Ilmariel

Jak możesz nie chcieć Dżewa? ON GRAŁ W SPINIE!

Lleleth

Przestać mi tu phi robić, o tym kogo będzie Talikatous decyduję ja i Eine, to się tyczy również Dżewa! :P

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Jakoś nie przypominam sobie, żebym pozwalała komuś na wykorzystanie elementu mojego haremu... Więc bez żadnych takich, chyba że chcesz przeżyć bliższe spotkanie z ZAIKS-em... <demoniczny_śmiech> Ależ jestem groźna *podziwia się* </demoniczny_śmiech>

Lleleth

O przepraszam, ale Talikatous nie jest u ciebie w haremie :P

Sabcia

Rozdział 380

Mała Anastazja Dammerig spała w ramionach mamy z napełnionym mlekiem brzuszkiem świat wydawał się piękny. Sabina ostrożnie włożyła maleństwo do wózka, po czym poszła do kuchni zaparzyć sobie kawy.
W domu były tylko we dwie, pani Halinka poszła do domu a niania, pani Natalia miała dwutygodniowy urlop, poleciała do Meksyku na zaproszenie Franka Furtera, a Erik pojechał z chłopcami do Krakowa na zakupy.
Ekspres skończył pienić mleko na latte w chwili, gdy dzwonek do drzwi oznajmił czyjeś nadejście.
- Kogo to niesie?- mruknęła Sabina, odkładając kawę na blat i maszerując ku głównemu wyjściu.
W progu stał wysoki mężczyzna, z kruczoczarnymi włosami gdzieniegdzie lekko przetykanymi siwizną. Spoglądał na młodą kobietą parą intensywnie zielonych oczu, a lewy policzek miał naznaczony głębokimi bliznami.
- Bonjour.- rzekł.- Czy to dom państwa Dammerig?- zapytał głębokim, przyjemnym dla ucha głosem.
Sabina przez chwilę przyglądała się przybyszowi, ubranemu w letni szary garnitur z błękitną koszulą.
- Dzień dobry.- odpowiedziała uprzejmie.- Tak to jest dom państwa Dammerig. W czym mogę pomóc?
- Zastałem pana domu?- zapytał
- Nie.
- A pani jest kim?- w oczach Francuza błysnęło uczucie wyższości, które znikło zastąpione pogardą w chwili gdy dyrekrorka odpowiedzała mu na pytanie.
- Sabina Dammerig, żona Erika. Nie powinnam panu odpowiadać, gdyż pan nie raczył powiedzieć mi kim jest. – odpowiedziała dość ostro.
- Najmocniej przepraszam za swój brak manier nazywam się Geoffrey de Peyrac.- pocałował rękę Sabiny.
Konwersację przerwał im płacz dziecka dochodzący z salony.
- Proszę wejść, córka płacze, sam pan rozumie.- wpuściła de Peyeraca i razem z nim przeszła do salonu.
Wzięła na ręce małą, która zbudziła się i nie mogła uspokoić się, w chwili gdy zobaczyła mamę, umilkła patrząc na nią para błękitnych oczu.
Francuz lustrował wnętrze oceniając wzrokiem salon urządzony przez Erika. Bezwiednie podszedł do gzymsu kominka, gdzie stał rząd ramek a w nich zdjęcia rodzinne. Pierwsze które rzuciło mu się w oczy, przedstawiało parę siedzącą na kanapie, kobieta trzymała na rękach niemowlę, a mężczyzna małego chłopca w wieku około dwóch lat, obok kobiety przytulony do jej ramienia siedział uśmiechnięty smyk o urodzie aniołka z burzą blond loków.
- To nasi synowie Gabriel i Samuel a to Anastazja.- odpowiedziała Sabina, chociaż Geoffrey wcale nie pytał.
Odłożył ramkę i podszedł do kobiety, oczy przez ulotną chwilę wyrażały czułość, by po chwili znowu stać się zimnymi i oskarżycielskimi.
- Nie będę owijać w bawełnę madame Dammerig. Przyjechałem zabrać mojego syna do domu, do Paryża!- powiedział
- Słucham?- zapytała osłupiała kobieta.- Pan nie może być ojcem mojego męża. Mój mąż jest sierotą, jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, zaraz po jego urodzeniu, ponadto on urodził się we Wiedniu.- skłamała gładko.
- Wiem, doskonale droga pani, że Erik Dammerig to tak naprawdę Dominik Erik de Peyrac, syn hrabiego Tuluzy i jego małżonki Michelle Sancé de Monteloup, córki markiza de Monteloup.
Sabina ruchem głowy zaprzeczyła.
- To niemożliwe, proszę stąd odejść!
- Odejdę droga pani, ale niech pani wie, że Erik a ściślej mówiąc Dominik wróci ze mną do Paryża!
- Po moim trupie!-wysyczała, gdyby nie mała, którą trzymała na rękach rzuciłaby się na tego idiotę.
- Do zobaczenia!- skłonił się uprzejmie i wyszedł kulejąc.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Rozdział 381

Chwilę później zjawił się Erik wraz z chłopcami. Wspólnymi siłami wnieśli zakupy, po czym z pomocą mamy sprawnie je wypakowali. Sabina wręczyła synkom po słodkim, pachnącym jabłku i patrzyła jak biegną do swoich zabaw.
- Co to był za człowiek? - głos męża wyrwał ją z zamyślenia.
- Jaki człowiek?
- Ten, który był tu, zaraz przed naszym przyjazdem. Widziałem taksówkę wyjeżdżającą spod domu.
Sabina zawahała się na ułamek sekundy.
- To był... jakiś grafoman - odparła niechętnie. - Chciał mi wcisnąć swoje libretto.
Erik obrzucił żonę uważnym spojrzeniem, w zielonych oczach coś zapaliło się i zgasło. Sabina kręcila nerwowo w palcach łyżeczkę do herbaty.
- Grafoman - powtórzył. - I co mu powiedziałaś?
Odłożyła łyżeczkę na blat.
- Że przeczytam i oddzwonię.
- I gdzie jest to libretto? Nie widziałem nigdzie żadnego tekstu.
Poczerwieniała lekko.
- Czy ty mnie przesłuchujesz?
Erik ujął żonę delikatnie za ramiona.
- Sabciu... Nie gniewaj się, za to co powiem, ale ty coś kręcisz. Nie mówisz prawdy. Kim był ten człowiek?
Sabina westchnęła jak miech kowalski.
- Chciałam ci tego oszczędzić - powiedziała. - To był Geoffrey de Peyrac. Twierdził, że jest twoim ojcem.
- Moim czym? - Erik przez moment uderzająco przypominał rybę akwariową. - Mój ojciec zapewne jest martwy od panad wieku, poza tym nigdy się mną specjalnie nie interesował. To jakiś wariat jest.
- Może i wariat, ale skoro przenieśliśmy się my, to i on mógł - mruknęła. - Tyle rzeczy już widziałam, że i to mnie nie zdziwi. Nie wiem, czy cię to ucieszy, ale według niego jesteś arystokratą. I koniecznie chce cię zabrać do Paryża.
- Niech spada - mruknął Erik, zanurzając nos we włosy Sabiny. - Nawet wołami mnie stąd nie ruszą. To jest mój dom. Kropka.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Fcale, i jeszcze powiedz, że nie ma nic wspólnego z wiadomo kim...

Lleleth

<przynosi kisiel dla pań i popcorn dla siebie> xD

Ilmariel

Rozdział 382

Hrabia de Peyrac miotany furią rzucił kryształową karafką w ścianę. Bursztynowy trunek ściekał po tapecie, tworząc rozległe plamy a dywan usłany był maleńkimi okruszkami mieniącymi się jak grad po letniej burzy.
Madame Montmorency w ognistej sukience z ogromnym dekoltem patrzyła na starszego mężczyznę ze zdziwieniem w piwnych oczach.
- Cóż się stało?- zapytała.
Geoffrey odwrócił się ku niej posyłając jej spojrzenie tak ostre, że gdyby tylko zechciał mógłby nim zamordować.
- Byłem tam! Kurwa mać, byłem! – zaryczał niczym wściekła bestia.
- W domu Dammerigów?- zapytała ponownie.
- Zastałem tylko tą kobietę z pospólstwa, średniego wzrostu, blond włosy. Powiedziała, że jest żona mojego syna. Żonę można szybko załatwić, ale nie powiedziała mi pani, że mają trójkę dzieci!
Madame de Montmorency aka Kunegunda Ćwiek- Wiśniewska, była reporterka tvn24 uśmiechnęła się cynicznie.
- Och...tres romantique! Gdy ich ostatni raz widziałam, mieli jedno dziecko i drugie zdołali wywieść z Paryża, a teraz jeszcze trzecie? Nieźle sobie poczynają w łóżku.....- zarechotała obleśnie.
Talikatous siedzący w fotelu, na widok Kunegundy skrzywił się z obrzydzeniem. Ta kobieta była na tyle wulgarna, że wczoraj proponowała mu seks w jej pokoju. Pomimo, że nie mieszkał na stałe w Paryżu a jego domem była jedna z malowniczych greckich wysp, to znał doskonale reputację madame Montmorency, słynnej paryskiej burdelmamy. Nie był święty i nie żył w celibacie, ale prędzej pocałowałby ropuchę lub jedną z córek diabła niż tą kobietę.
- Co o tym myślisz Lucas?- Peyrac zwrócił się do młodego mężczyzny.
- Myślę, że ta kobieta nie stanowi aż takiego zagrożenia, a dzieci zawsze można wziąć ze sobą i umieścić u guwernantek.
- Wezmę tylko ich biologiczne, tą małą znajdę zostawię pani Dammerig na pociechę. – uśmiechnął się przebiegle Geoffrey.
- To wspaniały pomysł!- zaświergotała madame de Montmorency przysuwając się do Talikatousa i dotykając szponiastą dłonią jego uda. Wzdrygnął się z obrzydzeniem, piorunując ją spojrzeniem ciemnych oczu.
- Madame, potrzebuję żeby pani dowiedziała się kto jest największym wrogiem dyrektor Dammerig. Skontaktujemy się z nim i możemy zacząć proces niszczenia tej kobiety!
- Znam taką osobę i zakładam, mój drogi hrabio, że bardzo chętnie będzie współpracował. – uśmiechnęła się triumfalnie.


Aurelia Zollner wsunęła się roztargniona, do gabinetu dyrektorki. Sabina przyciszonym głosem tłumaczyła swoją koncepcję strojow projektantce Ewie Miraż.
- Sabina, stoi nade mną majster i wszędzie szukają maszyny do dymu, ma być zamontowana.- powiedziała asystentka. Prawą stronę twarzy miała spuchniętą.
- Wezwij Oleandra a później idź do domu, źle się czujesz.- odpowiedziała Sabina.
- Dobrze. Mam umówioną wizytę u dentysty, całą noc nie spałam. – Aurelia wyszła pośpiesznie.
- Możemy wracać do omawiania strojów do Les Miserables.
- Proponuję elementy pleksi i atłasów, to bardzo modne połączenie...- zaczęła Miraż.
- Nie! Żadnych seksi, pleksi a tym bardziej atłasów. Pani Miraż, stroje mają odzwierciedlać epokę, to jest bardzo poważna sztuka.
Projektantka oburzyła się, wydymając sztuczne usta, pomalowane szminką w kolorze wściekłej landrynki. Nachyliła się nad dyrektorką, prawie miadżąc jej nos dwiema dmuchanymi półkulami.
- Pani nie zna się na trendach a tym bardziej na sztuce i nie będę z panią pracować. Dyrektor Raju, pan Kępka Kudełek już zamówił u mnie stroje do Love Never Dies i nie wymyśla jak pani!- zabrała swoje szkice, po czym demonstracyjnie wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami.
Sabina westchnęła ciężko.
- Idiotka...
Nie minęło pięć minut jak do gabinetu bez pukania wpadł główny majster pan Witold Mucha.
- Pani dyrektorowo kochana, ja nie wiem czy mogę eeee pracować eeee w takich warunkach! Robota była eee taka,że szanowna paniusia miała nam eee zapłacić dzisiaj. I trza było zamontować tą maszynę eeee której ni ma!- odpowiedział Witold rozglądając się po ścianach na których wisiały dyplomy i różne nagordy.
- Dzwonił księgowy, że wysłał panu pieniądzę. Proszę sprawdzić a maszynę miał dostarczyć nasz woźny Dawid Oleander. Proszę chwileczkę zaczekać. – wyszła z pomieszczenia.
Na korytarzu było pusto, kanciapa Oleandra również świeciła pustkami i nikogo nie było także sprzątaczki. Wściekła dyrektorka zjechała windą na dół do pomieszczenia ochrony.
Na stanowisku siedział Tytus pogrążony w papierkowej robocie.
- Widziałeś Oleandra?!- zapytała
- Oleander i Andżelika wyszli godzinę temu, on był ubrany jak stróż w Boże ciało.- zachichotał Pulliński.
- To nie jest śmieszne! Właśnie przyszedł do mnie Mucha, że nie mogą znaleść maszyny do dymu i że im nie zapłaciłam za robotę. Paranoja....- złapała się za głowę.
- Jak ten idiota przyjdzie każ mu przyleźć do mojego gabinetu!

Sabcia

Ooo!!! Robi się coraz ciekawiej! Ach, ta Kunegunda...

ocenił(a) film na 9
Ilmariel

my się lofciamy... :P

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Rozdział 383

Oleander pojawił się dopiero w porze wieczornego spektaklu. Krawat miał poluzowany, policzek poznaczony śladami jaskraworóżowej szminki, a włosy w artystycznym nieładzie. W takim to stanie wpadł w drzwiach na szefa ochrony. Tytus obejrzał woźnego i uniósł nieznacznie brew.
- Dyrektorka cię szuka - rzekł chłodno.
- Z drogi, baranie - odparł Oleander, szturchając Pulińskiego wskazującym palcem w pierś. - Nie rozmawiam z plebsem, albowiem jestem gwiazdą.
Brew Tytusa uniosła się mocniej.
- Czym proszę, Oleander? - zapytał. - Sufit ci przypadkiem nie spadł na głowę?
Woźny nadął się jak tokująca ropucha i przechylił się w jego stronę.
- Gwiazdą jestem. Sceniczną - jego oddech przesycony był słodką alkoholową wonią. - Zjeżdżaj, pętaku, celebryta idzie.
Tłumiąc śmiech, szef ochrony usunął się na bok. Oleander, nadęty do granic możliwości, potoczył się ku windzie, schody uznając najwyraźniej za despekt dla swych gwiazdorskich stóp.
W gabinecie dyrektorki cztery damy raczyły się przedspektaklowym kieliszeczkiem wina, jednocześnie wymieniając się nowinami.
- Pyszulka to wino - Wiedźma, w krótkiej, bladoróżowej sukience, z przymkniętymi oczyma siedziała na biurku, machając nogami. - Madzia, skąd ty bierzesz takie specjały?
- A to przysłał mi znajomy Grek - odparła z ożywieniem Magdalena, która stała obok, piękna w długiej sukni barwy kości słoniowej. - Brat jego pradziadka, czy prapradziadka opracował jakąś specjalną recepturę wytwarzania wina, która jest teraz ich rodzinnym sekretem.
- Geniusz - orzekła z namaszczeniem Katarzyna, wytwornie spoczywająca na fotelu.
Sabina, cała w hiszpańskich czerwieniach, schowała przeglądany przed chwilą dokument do szuflady.
- Wiedźma, czy ty musisz się z dupskiem na moim biurku rozpierać? Ja tu pracuję na ogół.
- Spadaj - odparła librecistka zuchwale. - Teraz nie pracujesz, tylko pijesz z nami wino.
Wymownym gestem wskazała kieliszek przyjaciółki, z kórego dotąd nie ubyło zbyt wiele.
Katarzyna poprawiła dyskretnie fałdy srebrnobłękitnej sukni.
- To jest nektar bogów - stwierdziła, mrużąc długie rzęsy. - Pij, Sabina, mówię ci.
Dyrektorka uniosła kieliszek.
- Wasze zdrowie - powiedziała.
- I zdrowie brata przodka - dodała Wiedźma. - Osobiście położę mu kwiatki na grobie.
- On nie ma grobu - powiedziała Magdalena. - Zaginął i nigdy go nie odnaleziono.
- Na morzu? - zainteresowała się Katarzyna.
Magdalena pokręciła głową.
- Nie, on nie...
Drzwi otwarły się z hukiem.
- Odchodzę! - zagrzmiał dramatycznie Oleander. -Rzucam tę budę!
W nagle zapadłej głuchej ciszy cztery pary oczu patrzyły na Oleandra z politowaniem.
- Panie Oleander - rzekła dyrektorka, tonem, który na kość zamroziłby wulkaniczną lawę, prosto z krateru. - Proszę wyjść z mojego gabinetu. Porozmawiamy później.
- Nie będzie żadnego później! - oznajmił Oleander triumfalnie, z niewiadomych przyczyn wygrażając sufitowi pięścią. - Odchodzę stąd! Niektórzy poznali się na moim talencie!
Sabina zatoczyła oczyma.
- Idź pajacu, ale najpierw oddaj klucze - rzekła.
Pogardliwym gestem cisnął klucze na biurko, trafiając przy tym Wiedźmę w udo.
- Kretyn- syknęła, masując obolałe miejsce.
- Mówiłam, zebyś nie siadała na biurku - pouczyła Sabina.
Oleander poczuł, że przestaje być centrum zainteresowania. Wykonał wypad w przód górną połową ciała, wyrzucając przy tym ręce w górę, niczym pierwszoklasista pokazujący, że wieje wiatr.
- Odchodzę! - zaryczał.
- To już wiemy - rzekła Katarzyna.
- W Raju poznali się na moim talencie! Kudełek mnie docenia! Dostałem główną rolę i znowu zagram Upiora!
Wiedźma zadławiła się winem i zaczęła kasłać w chusteczkę. Magdalena klepała ją po plecach, jednocześnie odwracając głowę w stronę okna. Katarzyna i Sabina popatrzyły na siebie, potem na Oleandra.
- Cieszymy się pańskim szczęściem - powiedziała uprzejmie tłumaczka.
- Czy to wszystko, co masz do zakomunikowania? - zapytała Sabina.
- Wszystko! Skończyłem z wami! Plwam na was! Odchodzę do teatru na europejskim poziomie! - skrzyżował dłonie na krawacie w dramatycznym geście. - Jestem prawdziwą gwiazdą, a wy kazaliście mi rury naprawiać i śrubki przykręcać! Nigdy więcej!
Obrócił się w drzwiach, chcąc wyjść z rozmachem, ale trafił na Uwe, za którym stał Erik.
- Z drogi! - zażądał. - Przejście dla prawdziwego talentu!
Odsunęli się bez słowa, ich miny jednak zgodnie informowąły "Nie będziemy się sprzeczać z wariatem".
- Idę! - ryknął Oleander z korytarza. - Idę ku mojemu przeznaczeniu!
- Idź i nie wracaj - mruknęły panie w gabinecie unisono.

EineHexe

Podchmielony Oleander z manierami gwiazdy jest zarąbisty! Ciekawe tylko, czy Kudełek go będzie odchudzał czy pasł...

ocenił(a) film na 10
EineHexe

A gdzie dymiarka? Teantr Na Europejskim Poziomie też potrzebował takich cudów techniki? xD

EineHexe

A tak przy okazji, mam małe pytanie. Jak wyście zdołały zalegalizować Upiorową personę we Wiedniu? Macie aż tak duże znajomości?? Chapeau bas!

emerencja

Ma się te znajomosci.... :P

Sabcia

Dobrze takie mieć... :P
Mam nadzieję, że Żefruś z Talikatousem popaskudzą tu i ówdzie zanim przejdą do ostatecznego ataku... :P

emerencja

Rozdział 384

Rudowłosa kobieta kuszącym krokiem szła przez korytarze studia tvn 24 w Krakowie. Różowe szpilki od McQueena stukały o wypolerowaną na błysk posadzkę w czarno czerwone wzory.
Kunegunda Ćwiek Wiśniewska, teraz madam Desire de Montmorency wsunęła się do pokoju szefa filii Krakowskiej.
- Bonjour Adamie!- odpowiedziała kładąc nacisk na r, przez co w jej mniemaniu wydawała iście zmysłowe dźwięki.
Dytektor Adam Piszczuk spojrzał na swoją byłą pracownicę, na jej przefarbowane na ognistą czerwień włosy, sztuczne piersi pod landrynkową garsonką i wymalowane, karminowe usta.
- Kunegunda?!- zapytał zdziwiony.- Nie widziałem szmat czasu, co się z tobą działo?
Kobieta usiadła na kanapce obleczonej w czerwoną skórę zakładając nogę na nogę, tak żeby Piszczukowi zrobiło się gorąco.
- Byłam w Paryżu, już nie nazywam się Kunegunda i skończyłam z tym pospolitym nazwiskiem, mój małżonek jest hrabią. Teraz nazywam się Desire de Montmorency. – uśmiechnęła się dumnie.
- Hoho! Zawsze mierzyłaś niezwykle wysoko Ku...Desire...och moja droga pasuje to do ciebie. Ale cóż cię do mnie sprowadza, moja wisienko?- zapytał
Madame de Montmorency wstała, po czym pochyliła się nad stołem, lapiąc Piszczuka za krawat i przysuwając do siebie.
- Chcę żebyś załatwił mi program w twojej stacji. – tchnęła mu w usta.
Dyrektor poczuł, że w spodniach robi mu się nieprzyzwoicie ciasno, piersi Ćwiek Wiśniewskiej miał dosłownie przed samym nosem, a jej usta były rozkosznie wypięte, niczym dojrzałe wisienki.
Melony i wiśnie- pomyślał podniecony.
- Eeeee zobaczę co da się zrobic, musze porozmawiac z zarządem i wiesz...- zająkał się.
Kunegunda pospiesznie odsunęła się. Poprawiła spódnicę i włosy.
- Daje ci dwa dni!- syknęła po czym wyszła pospiesznie z pomieszczenia.
Bardzo jej się nudziło, roznosila ją żądza podrywu i zemsty.
Taksówką pospiesznie podjechała pod Teatr Otchłań.
Jakub wściekły na cały świat przechadzał się po foyer teatru. Miał ochotę kogoś ugryśc i od kilku dni męczyły go straszne bóle głowy. Gdyby nie był nieumarłym, pomyślałby że ma zwyczajną migrenę. Zamyślony wpadł w recepcji na kobietę. Nieznajoma uśmiechnęła się zalotnie ukazując olśniewające( aż za bardzo) zęby.
- Och jakaż niezdara ze mnie.- powiedziała.- Wybaczy pan, szłam właśnie do gabinetu pani Dammerig.- zaświergotała.
- Sabiny nie ma.- odpowiedział uprzejmie.
- Och... no cóż, zajdę innym razem.- zmierzyła go od stóp do głów.
- Może coś przekazac?
- Och jeśli pan łaskaw.- wyciągnęla z pokaźnej torebki marki D&G, wizytówkę drukowaną na różowym papierze. Podała ją Draczyńskiemu.
Hrabina Desire de Montmorency.
- Zaraz poproszę sekretarki żeby przekazała pani nazwisko i numer.
- Może panu się przyda, mój drogi.
- Raczej nie....
- Szkoda- zrobiła smutną minkę. Tacy przystojni mężczyźni albo są zajęci albo nie interesują się kobietami. Do widzenia....
Jakub spoglądał za oddalającą się kobietą, coś było nie tak. Skądś kojarzył twarz tej baby ale nie mógł sobie przypomniec.
Wiecznośc, jest dobra ale zapamiętac wszystkich, którzy przewinęli się przez ten czas jest nie do zniesienia.


ocenił(a) film na 9
Sabcia

Rozdział 385

Palce Wiedźmy śmigały po klawiaturze jak oszalałe. Tknięta nagłym natchnieniem pisała od dwóch godzin, nie przerywając nawet, gdy Uwe zaanonsował przybycie pierwszej tłumaczki "Otchłani".
- Siadaj, rozgość się, zaraz przyjdę! - wrzasnęła w kieruku salonu, nie wstając od komputera.
- Dobra! - odkrzyknęła Katarzyna.
Chwilę później uszu Wiedźmy dobiegł kojący pomruk głosu Uwe, zabawiającego gościa rozmową. Uspokojona, wróciła do klepania w klawiaturę. Rządki tekstu pojawiały się jeden po drugim na monitorze, zapełniając karnie białą przestrzeń.
Nagle z dziecięcego pokoju rozległ się płacz niemowlęcia. Wiedźma drgnęła silnie, ale po chwili na korytarzu rozległy się kroki. Odetchnęła z ulgą i wróciła do świata wymyślonego.
Wypadła z niego pół godziny później, z triumfalnym uśmiechem zapisując plik. Potem rozmasowała zesztywniałe dłonie, przeciagnęła się, głośno trzaskając stawami i pomaszerowała do salonu.
Katarzyna siedziała w fotelu, czytając jakąś książkę, jednak, co odnotował mimochodem umysł pisarki, nie był to jeden z wielu tomów poniewierających się po domu Kroegerów. Najwyraźniej przyniosła lekturę ze sobą.
Na fotelu obok Uwe karmił z butelki małą Kocię, nucąc pod nosem "Constance" z "Trzech muszkieterów".
- Przepraszam, że kazałam ci czekać - rzekła Wiedźma ze skruchą. Tłumaczka odłożyła lekturę. - Z natchnieniem nie ma żartów, wolałam mu nie przeszkadzać.
- Nic nie szkodzi - odparła spokojnie Katarzyna.
- Skończyłaś? - zapytał równnocześnie Uwe.
- Tak, skończyłam - odrzekła jego żona. - Wszystko przerobione,zgodnie z życzeniem redaktorki.
- Czepiała się? - Katarzyna pociagnęła lyk herbaty.
Wiedźma wywróciła oczyma.
- Bredziła coś o niemoralności i nadmiarze erotyki - mruknęła.
Tłumaczka, ukrywając rozbawienie, sięgnęła po torbę. Wydobyła z niej plik gęsto zapisanych kartek.
Jakiś czas później, odprowadzana przez państwa Kroeger i Konstancję, mrugającą niebieskimi ślepkami z ojcowskich ramion, Katarzyna zmierzała do swojego samochodu. Niedawno padało, w powietrzu unosiła się woń wilgotnej ziemi a z lasu zawiewało aromatem grzybów.
- No to mamy wszystko omówione - oznajmiła Wiedźma, gdy Katarzyna mościła się za kierownicą. - W poniedziałek dam pierwszą wersję Sabinie do wglądu.
- Jasne - odparła tłumaczka. Spojrzała przez przednią szybę i zmarszczyła brwi. - Najęliście ochronę?
Kroegerowie spojrzeli po sobie.
- Nie, a czemu pytasz? - Uwe nie krył zdziwienia.
- Tam - Katarzyna wskazała palcem. - Ten facet. Sterczał tu gdy przyjechałam i nadal sterczy. Chyba ma lornetkę, albo aparat.
Na niewielkim wzgórku za ogrodzeniem posesji stał mężczyzna, odziany dość zaskakująco jak na wycieczkę po lesie, bo w nienaganny ciemny garnitur.
W oku Kroegera zabłysł stalowy blask. Bez namysłu podał dziecko żonie i ruszył w kierunku nieznajomego. Ten, zorientowawszy się, że go zauważono, cofnął się pospiesznie i zniknął w lesie.
Solistka teatru Raj, Petronela Jęczyk, rozgrzewała się właśnie na scenie, roskoszując się siłą i bawa swego głosu. Stojący za kulisami technik dyskretnie sięgnął do kieszeni, po zatyczki do uszu.
- Laaaaa, laaaaaa, lalalala! - zagrzmiało gromkim barytonem, zagłuszając pannę Jęczyk. Oleander, w źle dopasowanym fraku, wkroczył dumnie na scenę.
- Przykręćcie go! - wrzasnęła diwa, purpurowiejąc na twarzy. - Przykręćcie mu mikroport! Natychmiast!
- Pan Oleander jest naszą gwiazdą - rzekł Kudełek, rozparty na widowni.
Dawid posłał ppartnerce scenicznej wredny uśmieszek. Jęczykówna na odmianę pobladła.
- A ja nie? Nie jestem? - wrzasnęła. - Grałam Christine! I teraz też gram!
- Już dobrze - rzekł znudzony Kudełek. - Przykręćcie mu nieco ten mikroport. Ale nie za dużo. A teraz, Dawidku, namiętna scena ponownego spotkania. Przytul panią i pocałuj.
Oleander ruszył z impetem od którego zadygotały deski sceny, przygarnął Jęczykową do łona i przywarł wargami do jej twarzy. Tak tkwili przez dłuższą chwilę, podczas której słychać było tylko ciche stękanie przyduszonej diwy.
- Już starczy - rzekł łagodnie Kudełek, gdy widoczne fragmenty twarzy Jęczykówny zrobiły się niepokojąco sine. - Puść ją, Dawidku.
Rozległo się kląsknięcie, obwieszczające, ze usta Oleandra oderwały się od warg jego partnerki. Uwolniona z uścisku Jęczykówna rozpaczliwie łapała powietrze szeroko otwartymi ustami.
- To będzie piękne - powiedział Kudełek z rozmarzeniem. - Chodź, mój pysiu, czas na przekąskę. A pan, maestro - dyrektor zajrzał do orkiestronu. - Pan zajmie się aranżacjami jak prosiłem i doda im trochę tego popowego bitu.
Oleander szarpnął Kudełka za rękaw.
- Idziemy? - zapytał. - Jestem taki głodny!
Zmięta Jęczykówna, zataczając się, wyszła za kulisy.

EineHexe

Żal mi tej dziewczyny (mówię o PJ), wytrzymac taki napór... Przy okazji małe pytanie. Czy przewidujecie w najbliższym czasie jakiś urlop od pisania "Nocnych odwiedzin"? Chodzi o to, żeby Wam nie przeszkadzac w nabieraniu sił i nowych pomysłów.

emerencja

Ja nie mam weny :P

ocenił(a) film na 9
Sabcia

nie wierzę.......

ocenił(a) film na 9
angel_falls

Czy to jakaś akcja "Przygarnij kropka"?

ocenił(a) film na 9
Lleleth

kto to jest kropek?

ocenił(a) film na 9
angel_falls

Kropka jest to taki znak na końcu zdania. W języku polskim używa się zwyczajowo jednej, a maksymalnie trzech.

ocenił(a) film na 9
Lleleth

no proszę, jak to forum kształci i rozwija horyzonty.......

ocenił(a) film na 9
angel_falls

baj dy łej: a to nie jest ta kropka?