Inne filmy Kurosawy raczej nie należą do moich ulubionych , ale ten bez wątpienia jest jednym z lepszych filmów jakie widziałem. Nawet japońscy aktorzy mi tu nie przeszkadzają (co jest dziwne bo generalni nie trawie ich gry).
Na pewno, teraz bardziej niż kilka lat temu doceniam Kurosawe i jego filmy . Są świetnie nakręcone i wyreżyserowane , mają świetny klimat. Co do gry japońskich aktorów, to nadal nie jestem fanem :D. Jeśli miał bym wybrać jakiś konkretny tytuł, który najbardziej mi przypadł do gustu to pewni byłby to Rashomon.
Z japońskich filmów nie nakręconych przez Kurosawę, lubię też "Yamato" (ale to pewnie dlatego , że lubię tą tematykę).
Co do aktorstwa. Taki Mifune nie jest słabszy od Pacino, De Niro czy Nicholsona. Ba. Gdybym widział listę na której znajdowałoby się na 1 miejscu kompletnie by mnie to nie zdziwiło. No ale język jest język, Mifune mówiący po angielsku zrobiłby większą furorę na świecie. Tacy już są ludzie, że nie lubią zazwyczaj inności. Ja akceptuję bardzo wiele.
Ach Amba :)
- Dersu wiesz czym jest słońce?
- Każdy wie. Nigdy nie widziałeś słońca?
Kurosawa zawsze potrafi mnie mocno rozbawić :)
Cohen, co za szybka konwersacja, jestem pod wrażeniem!!! Ale to pikuś, dojrzewasz.
Około 50 -ki i tak zmienisz podejście o ile nie jesteś juz starym zgredem. Hej!
Coen, cycu, Yamato to inna bajka! Acz oglądałem ze 3 razy i poszło nam 1,5 l / 3 osoby + 0,5 l po zatopieniu!
Bardzo dobry film!!! Hej!
A oglądałeś "Harakiri" Kobayashiego? Dla mnie najlepszy film samurajski, gorzko rozprawiający się z mitem dalekiego wschodu i etosem samuraja. Jest tym dla filmów samurajskich, co antywesterny takiego Peckinpaha dla demitologizacji wild westu. Taki antyeastern można rzec, polecam.
No, Cohen, odpowiadaj, pytają cię.
Ja tam lubie kino wschodnie choc mało którego aktora rozpoznaje bo tacy podobni. Hej!
To tylko "Makbet" po japońsku, pięknie zrealizowany, "12 Samurajów" to jest dopiero arcydzieło, chyba nie byłoby ani "Parszywej dwunastki" ani "szeregowca Ryana" bez tego filmu.
Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. mamy sobie adaptację Makbeta na warunki japońskie - ok, to jest samo w sobie dość ciekawe i dlatego dałam się skusić filmwebowi na obejrzenie go. Dialogi zostały zminimalizowane, "lady Makbet" jest posągiem, który wysącza po kilka zdań, "Makbet" chodzi i robi "łaaaaaa". Wyszłam z założenia, że są to elementy estetyki kultury, w której zostało to osadzone. Do mnie to w ogóle nie przemówiło, postaci były zupełnie odrealnione. Nie mam sumienia oceniać, bo wiem, że dla kogoś taka estetyka może być czymś ciekawym, dla mnie wybitnie nie była, ale nie będę polecać i nie dostrzegam geniuszu.
Kurosawie nie udało się stworzyć arcydzieła nigdy. Forma w jego filmach to dzisiaj już niestety farsa, która nabiera rozpędu z każdą minutą podczas oglądania jego wybryków. Jedynie "Siedmiu samurajom" jako tako udało się wzbić na poziom wyżej od jego pozostałych filmów i jest to jedyny film zasługujący na miano arcydzieła.