Przeciętniak. Zasługuje na uwagę głównie ze względu na efekty specjalne. Fabuła czerpie mocno z dwóch ostatnich gier z serii ("Tomb Raider" z 2013 roku i "Rise of the Tomb Raider" z 2015). Ci, którzy grali w obie gry, bez trudu dostrzegą nawiązania. I choć fabuła nawiązuje mocno do gier, to stanowi pomieszanie z poplątaniem. Pojawiają się wątki znane z obu gier, ale są poplątane i różniące się znacząco. Po pierwsze, Lara w filmie płynie na wyspę Yamatai z jednym człowiekiem; w grze była cała załoga. Mathias Vogel nie był członkiem Trójcy, tylko najprawdopodobniej rozbitkiem, choć gra nie wyjaśnia w jaki dokładnie sposób się tam znalazł. Nie będę omawiał wszystkich różnic, bo ktoś może jeszcze w to nie grał, natomiast wspomnę o jednej, moim zdaniem najistotniejszej różnicy: w grze ojciec Lary Croft nie żyje; w filmie ukrywa się na wyspie. No oczywiście nie można było trzymać się gry, tylko trzeba było koniecznie upiększać i zmieniać wątki. Powtórzę się, ale to jest strasznie irytująca maniera Hollywood. Film sili się na jakieś humorystyczne wstawki, ale jak dla mnie wcale nie były one śmieszne.
Gra aktorska też średnia, Alicia Vikander była w wielu momentach sztuczna. Najlepiej wypadł Dominic West w roli ojca Lary.
Summa summarum, można obejrzeć z czystej ciekawości, albo jeśli nie macie nic lepszego do oglądania.