Oglądając zwiastun miałem wielkie nadzieje - dobre efekty specjalne, dużo akcji, fajne poczucie humoru, brak Jane Foster (bardzo irytowała mnie jej postać w dwóch poprzednich częściach). Po obejrzeniu filmu zastanawiam się, dlaczego ta część jest tak wysoko oceniona...
Fabuła filmu nie powala, poczucie humoru jest momentami żenujące - rodem z kiepskich parodii filmowych; efekty specjalne są na dobrym poziomie, ale tak w zasadzie nic ponadto.
Hela jako czarny charakter nie zrobiła na mnie wrażenia. Thor był na swoim (niezłym) poziomie. Na uwagę zasługują postaci Arcymistrza - jego humor był chyba na najwyższym poziomie z całej tej mieszanki oraz Walkirii, którą fajnie się ogląda;-)
Oddzielny akapit należy się dwóm kolejnym bohaterom. To co w tym filmie prezentują Loki oraz Hulk jest naprawdę trudne do przełknięcia. Pierwszy z nich zatracił gdzieś swoją charyzmę, przebiegłość, siłę charakteru... stał się nijaki. Natomiast Hulk nauczył się mówić i jednocześnie "cofnął się w rozwoju". Jego siłą było to, że nigdy praktycznie nikogo nie słuchał i po prostu - miażdżył. W Ragnaroku dostajemy duże dziecko, które chce się przyjaźnić z Thorem i w zasadzie boi się zostawać samo w domu... Sam Bruce Banner również dużo stracił i nie słucha się go tak dobrze jak chociażby w Avengers. W efekcie dostajemy monstrum, które monstrum już nie jest.
Dla mnie jest to najsłabsza część z całej trylogii.