ze standardowym kiepskim aktorstwem prawie wszystkich postaci. Jedynie aktorki grające osoby niezrównoważone psychicznie (Helena Grossówna) czy wręcz chore psychicznie (Lena Żelichowska) pozwalają sobie (czy też pozwolono im) grać naturalnie a nie teatralno-patetycznie.
Jedyny nie-denny moment w filmie to taniec pijanej Heleny Grossówny zakończony zerwaniem sukni/spódnicy i dokończony w niby-bieliźnie. Gdyby nie ten i dwa wcześniejsze numery taneczne, to ten film był by zupełnie sztampowym zgniotem.