Poważnie pytam... dlaczego? Jestem po seansie i dawno nie widziałam filmu po którym tyle bym sobie obiecywała (opinie oceny etc) a tak strasznie bym się wynudziła... o dziwo... tak wynudziła. To oczywiście subjektywna opinia ale dla mnie to był film gdzie dla zlepku oczywistych metafor musiałam przebrnąć przez fabułę (do tego stopnia, że napisałam pierwszy komentarz na Filmwebie od 100 lat). Niby wszystko tu jest, niby dynamicznie, niby male gaze, niby flaki tryskające na widownię, a jednak jako dumna przedstawicielka grupy docelowej jestem zaskoczona. Oczekiwałabym, że po filmie który dotyka moich najgłębszych lęków (przedmiotowe traktowanie przez społeczeństwo/przez samą siebie, starość, odchodzenie, nieadekwatność, macierzyństwo itd) film skłoni do refleksji i poruszy do szpiku kostnego. Tymczasem moją największą bolączką jaką doświadczyłam dzięki "Substancji" była refleksja nad pogodą jaką mają bohaterowie w sylwestra siedząc w oczekiwaniu na polską pluchę która nieuchronnie nadchodzi gorzko osłodzona wysypem prawdziwków i spooky seasonem (to tak w kontekście przemijania). Dla mnie film był strasznie dosłowny, za pomocą łopaty w łeb próbował mi przekazać swoje racje (słuszne , no ale co z tego) - ta łopata była płaska i jednowymiarowa niczym w grze komputerowej starej daty. Gdzieś zabrakło czegoś. Może prawdy? - niby była...Może prawdziwego piękna które powinno zostać zbrukane? Zdaję sobie sprawę że przerysowanie stanowiło ważny element tego formatu opowieści ale jak dla mnie odebrało najważniejsze - emocje. Temat super mocny i ważny a jakoś tak liźnięty po powierzchni niczym w Marvelu. Czytając opinie oświeconych geniuszem krytyków czuję się jak idiotka która w galerii sztuki podchodzi do poplamionego spermą i kurzym tłuszczem płótna i zastanawia się czemu tylko ona się nim nie zachwyca mimo tak wyraźnego wspólnego ubolewania nad konsumpcjonistycznym, social-mediowym narzuconym z góry stylem życia które faktycznie wieńczy śmierć w samotności.. Nie mogę oprzeć się pytaniu czy aby tak wysokie opinie nie są jednak najmocniejszym dowodem, na słuszność przekazu filmu. Serio krytycy -wystarczy Wam tak mało by "przydzielić dychę"? Czy aż tak zgniliśmy w bezsensie że cokolwiek co ma przesłanie zasługuje na miano epokowego dzieła czy po prostu to ja jestem nieco nieadekwatna? Nie wiem... Dobra ale żeby nie było że jestem takim joy killerem - moim zdaniem występ Demi Moore zasługuje na uznanie i szacunek z oczywistych powodów :)
chodzi ci o dewiacyjną wrażliwość dewiantów na dewiacje? bo normalnemu człowiekowi to do niczego nie potrzebne...
Zgadzam się... ocena to totalne nieporozumienie. Wychodzi na to ,że w dobie Filmów Marvela takie coś uchodzi za dzieło.
Bardzo fajnie,że się tak dużo naprodukowalas ażeby napisać opinię. A ja specjalnie założyłam konto żeby Ci odpisać :D
W filmie jest tak wiele znaków ,tak wiele metafor i tak wiele wszystkiego. Najpierw wyczytałam komentarze i takie o,ale jest to jeden z filmów których nie zapomnę.
czesto jest wlasnie tak ze jak sie na cos czlowiek napali posilkujac sie recenzjami ocenami zwiastunami to buduje sobie w glowie film perfekcyjny a niestety po takich wyobrazeniach zawsze jest kubel zimnej wody dlatego chyba lepiej jest poprostu pojsc na film nie czytajac recenzjii i zwyczajnie samemu ocenic nie idac z nastawieniem fenomenalnego filmu
Dlaczego jak ktoś napisze, że coś mu się nie podobało, to zaraz komentarze w stylu: "głupi jesteś, nie znasz się" i odwrotnie w odwrotnym kierunku od tych co im się nie podobało... Ludzie, to tylko film, może się podobać albo nie, to nie znaczy że z kimś jest coś nie tak. Ja np. oceniam ten film trochę wyżej ale też nie wszystko mi się podobało. Jeśli do kogoś w ogóle nie trafił, też jestem w stanie to zrozumieć - dla mnie też końcówka to już przekombinowana...
heh wlasnie mniej wiecej chcialem to samo napisac dodajac jeszcze teksty jak komus sie film nie podoba ze "nie zrozumiales" bo przeciez jak to mozliwe ze mi sie film podoba i jest super a tobie nie napewno jest cos z toba nie tak ale mnie uprzedziles/as pozdrawiam
A mnie to zawsze dziwią dyskusje na temat tego kto ma rację, a kto nie. Jak wiadomo każdy człowiek jest inny. Każdemu podoba się co innego. I nie ma sensu prowadzić dyskusji na temat tego kto ma lepszy gust i który to ten prawdziwy, bo każdy jest inny. Dlatego ja osobiście nie patrze na oceny, bo są nie adekwatne z tym co lubię. Czasem film ma 10/10 a mi nie wchodzi. Czasem 1/10 a dla mnie to arcydzieło. Także lepiej prowadzić dyskusje na temat filmu niż się kłócić i obrażać który gust to ten normalny.
ale tu są komentarze arbitralnie podnoszące, że ten film to arcydzieło więc wystawianie niskiej oceny to przejaw nie dorastania do "absolutu"
I nie chodzi mi o Twój komentarz tylko te poniżej. Coś mi się kliklo do Twojej odpowiedzi.
Substancja sie wylała. Znów niesiony dobrymi opiniami nastawiałem sie na kawał dobrego kina a tu jednak zawód. Niby 2/3 filmu ok, obrazki ładne, szybkie ale to trochę za mało. Ostatni akt filmu to 20 minut niby body horroru, który dla mnie osobiście wypadł groteskowo a wręcz śmiesznie. Może i takie było założenie reżyserki ale do mnie nie trafiło. Nie pierwszy raz widzę pewną zależność - krytycy zachwyceni, widzowie niekoniecznie. Jak dla mnie najsłabszym ogniwem tego filmu to scenariusz, miałem wrażenie, że o sposobie zakończenia filmu decydował rzut monetą. O braku logiki w samym działaniu substancji i jakie niby ma dawać korzyści dla użytkownika, nie wspomnę...
"braku logiki w samym działaniu substancji" może film jest niedajpanieboże krytyką tej substancji wynalezionej na poczekaniu co to miała mieć boskie efekty w odniesieniu do zbrodniczego wirusa i choroby tysiąclecia a jakie są skutki to tylko ci co się dali nabrać nie chcą ich zaakceptować
a mnie się właśnie nawet podobało. teraźniejsze horrory to głównie duchy i opętania.
Tutaj mieliśmy coś w miarę ciekawego.
chociaż końcówka jest mocno groteskowa, ale krwi to tyle niczym w martwicy mózgu.
sam pomysł cotygodniowej zamiany na szczęście nie był ot tak z du.py, tylko go jakoś w miarę logicznie wyjaśniono.
potwór na końcu niczym jak klony Ripley z 4 obcego.
pomysł był to napewno.
kilka lat temu obejrzałem coś w podobieństwie - tytułu nie pamiętam.
Babka też była jakąś gwiazdą, miała wypadek samochodowy i oszpeciło jej twarz. strasznie zmasakrowaną szczękę miała że aż zęby wystawały jej z dziury w policzku.
Brała też jakąś susbtancję i wyzdrowiała. Tylko że wykonanie tam było z du.py. jakieś macki z niej wychodzily itp.
Tutaj lepiej to pokazali. bo w sumie ten stwór nie chodzi i nie zabija.
Chociaż samą końcówkę bym sobie darował, w sensie tę pełznącą głowę.
Co mnie się jeszcze podobało - to że mutacje były to kostiumy, a nie cgi.
Oraz praca kamery, nie mówię zaraz o najazdach na du.pska i cy.cuchy, ale ogólne zbliżenia jak np to ze śmietnika.
Jeśli już muszę się tłumaczyć, dlaczego mi się podobał, to proszę- po prostu dobrze się bawiłam.
Bardzo dobrze napisany komentarz, mam dokładnie tak samo. Film 2,5h gra na jednym akordzie, nie wiem skąd te zachwyty. Jest co najwyżej coś niezwykłego w tej wolcie na sam koniec i zmianie kursu na gore/slasher, ale ja osobiście byłem tym już zmęczony.
Szacunek, że aż tak dużo napisałaś na temat tej infantylnej szmiry :P. Po obejrzeniu tego mam odruch wymiotny i to na pewno nie powodu efektów na poziomie 40-letniej "Muchy" a raczej tego co dzisiaj uważa się za artyzm. Zmiksowanie Requiem dla snu z Muchą i Martwicą Mózgu powiedzmy po 5% z każdego a reszta to czysty muł. 3/10 bo fajne aktorki i nutka intrygi na początku.
Miałem wrażenie że czytam własne myśli :o może nie jesteśmy znawcami body horroru, ale wydaje mi się że to film dla koneserów naturalizmu, bo pozostałe elementy były bardzo miałkie, przeciętne do bólu.
Na pierwszy rzut oka przekaz jest prosty, łopatologiczny, dodatkowo wzmocniony przerysowanymi kliszami: starzejąca się gwiazda, następczyni młoda, ładna i próżna, śliniący się korpocwaniak, faceci oglądający się za młodą du.pą. Na pierwszy rzut oka zatem nic nowego, nic zaskakującego, a dodatkowo przejaskrawione obrazy, postacie wycięte, przypominające rekwizyty na styku świata rzeczywistego i absurdu. Najbardziej nośne w filmie są elementy wskazujące wpływ wieku i sukcesu na postrzeganie siebie, przypomniały mi słowa Normy z "Bulwaru..." - "I kiedyś była pani wielką aktorką! Norma Desmond: Jestem wielka. To filmy stały się małe." Czy trzeba jednak być wielkim, aby babrać się we własnej przeszłości i ulec magii minionych chwil, nawet nie tak dawnych? Zwykle lubimy wracać do tego, co się udało, nawet selfie w telefonie zachowujemy te najładniejsze, a brzydsze od razu idą w zapomnienie. Na ile ogłupiła nas popkultura, na ile ogłupiamy się sami? I czy nawet ci rozsądni są w stanie uchronić się przed wewnętrzną i zewnętrzną presją? Film to krwista społeczna satyra, która nie cacka się z widzem, tnie ostro i głęboko, ale iluzji szczęścia nie da się już wyciąć.
i na pierwszy rzut oka i po głębszym spojrzeniu film jest prosty, by nie powiedzieć prostacki, choć trzeba mu oddać, że jest filmem dobrym wizualnie, artystycznym...choć wtórnym i nie wnoszącym nic ciekawego do kinematografii...społeczną satyrą było "Ze śmiercią jej do twarzy" a na pewno nie "Substancja"
Dokładnie! Jeśli temat ma być Ci bliski i dotyczy prawdziwych lęków, a jest zrobiony tak łopatologicznie to zostawia po prostu takie ...ech.
Cześć, widzisz, najgorzej to mieć jakiekolwiek oczekiwania. Mówię to też tak ogólnie i "filozoficznie", odnośnie każdego aspektu w życiu. Bo wtedy można się rozczarować. A jak się nie ma żadnych oczekiwań, nic Cię nie ruszy, a można tylko się pozytywnie zaskoczyć :)
W przypadku tego filmu nie czytałem żadnych recenzji i nie miałem żadnych oczekiwań. Po seansie mogę powiedzieć, że jestem mega pozytywnie zaskoczony. Bardzo dobry film i zrobił na mnie wrażenie.
podpisuję się obiema rękami, dawno nie widziałem tak...przeciętnego filmu który jest tak dobrze oceniany.
Niesamowicie naiwny.
Zgadzam się w 100% z opinią, oceniłbym na 5-6, a prawdopodobnie gdyby nie nachalny i idiotyczny marketing to prawdopodobnie nigdy bym nie obejrzał (serio, szczyt opisu tego filmu to "poje**ny"? - co tam było takiego poje**nego na rok 2024 to przez cały seans nie mogłem odkryć), aczkolwiek patrząc po tym że obejrzałem ten film to widocznie jestem tak samo prymitywny jak ten marketing skoro na mnie zadziałał - coś co nie napawa optymizmem do mojej własnej osoby...
Wracając do meritum, film na prawdę mógłby być dobry i ciekawy! Pomysł prosty ale chwytliwy, dobre aktorstwo, w porządku ujęcia - widać, że budżet był, ale niestety po 10-20 minutach filmu widzisz od razu, że to taka "wydmuszka", że zastanawiasz się tylko po co to było ciągnąć przez prawie 2:30h.
Ważny temat spłycony w taki sposób w jaki mówi się typowe frazesy dzieciom w przedszkolu, brak żadnych głębszych przemyśleń czy zaciekawienia całym procesem formowania się problemu, badania przyczyn, lub chociaż liźnięcia psychiki ludzkiej, nie! - wyolbrzymiamy problem do nierealnych rozmiarów i dodajemy elementy body horroru, a potem się zobaczy... I bardzo możliwe, że w latach '80 to by się to udało. ale po Cronenbergu, Martwicy Mózgu, czy nawet osławionej Ludzkiej Stonodze (czy innych takich wymysłach) jest to po prostu płytkie, nie zaskakuje, przestaje nawet obrzydzać, a po prostu męczy gdy te sceny się przedłużają i ciągną w nieskończoność do finału, który znasz na pamięć już po pierwszych minutach filmu. Jeśli nie widziałeś nic w tej konwencji to faktycznie może cię to zaskoczyć na pierwszy raz, jednak w 2024 roku to już nawet nie powielanie a powielanie powielania zabaw z obrzydzaniem widza.
Do tego dochodzą płaskie postaci, praktycznie brak dialogów, irracjonalnie stworzona główna bohaterka (zero kontaktów z kimkolwiek/rodziny/psychologa/znajomych - chociaż psa jej dajcie), niespójności lub dosyć dziwne niewyjaśnienia w scenariuszu, sceny ciągną się w nieskończoność, do tego powtarzanie tych samych scen abyś tylko przypadkiem nie zapomniał "że ty i ona to jedno" (lub jakkolwiek to było przetłumaczone w polskiej wersji) - na prawdę jestem, aż tak mało inteligentnym widzem, aby powtarzać mi tak proste hasło w ciągu dwóch i pól godzinnego seansu n razy?
Jako ciekawostka mam wrażenie, że struktura historii kopiuje Czarnego Łabędzia z 2010 i film skończy taką samą przykrą śmiercią. Wysoko oceniany podczas wypuszczenia filmu, a po paru latach zestarzeje się tak źle, że prawdopodobnie nikt nie będzie już o nim pamiętał, a co dopiero oglądał. A na prawdę szkoda, bo potencjał był bardzo duży - szkoda, że tak bardzo zmarnowany.
Film, aż tak rewelacyjny nie jest, żeby mu dawać 9 lub 10, ale porusza ważny temat jak traktowane są kobiety.
zgadzam sie z opinią. Dla mnie to taki dłuższy odcinek American Horror Story. Nie ma tu nic głębszego, fabuła przewidywalna i strasznie prosta.
Nudne, przewidywalne, a efekty specjalne na końcu kampowe - jak w Doktorze Who 20 lat temu. Ale o ile przystoi Doktorowi, o tyle tu śmieszy.
Obejrzałam Substancję bo byłam ciekawa. Początek nawet niezły, ale im dalej tym gorzej. Film jest naiwny, strasznie słaby a zakończenie to jakieś nieporozumienie. Z obiecującego dramatu z elementami sci fi zrobili koszmarek klasy „f”. Nic, poza emocjami głównej bohaterki z początku filmu kupy się nie trzyma. Jej zachowanie jest tak nielogiczne nawet przyjmując że taki specyfik może istnieć, że film się nie broni. Strata czasu. Chyba że ktoś podziwia obłędnie biały tyłek Qually, to może włączyć od połowy.