Dla ponad 100 milionów komputerowych graczy w USA im lepsza i bardziej naturalistyczna jest gra, tym lepiej. Teraz jednak na rynku ma się pojawić nowość z gatunku survival horror - z oszałamiającymi efektami specjalnymi, wciągająca jak żadna inna, słowem - więcej niż ekscytująca. Wręcz śmiertelna… „Stay Alive” to gra oparta na prawdziwej historii siedemnastowiecznej seryjnej morderczyni, węgierskiej arystokratki Elżbiety Batory, znanej jako „Krwawa Hrabina”. Gra wciąż jest w fazie prób, lecz grupie młodych pasjonatów z Nowego Orleanu udaje się zdobyć jej wersję testową. Jest tylko jeden problem: młodzi gracze giną w identyczny sposób, jak ich postaci w grze… Hutch (Jon Foster), Abigail (Samaire Armstrong), Swink (Frankie Muniz), October (Sophia Bush) i Phineus (Jimmi Simpson), poruszając się między cyfrowym światem przyszłości i światem rzeczywistym będą zmuszeni zagrać o najwyższą stawkę: o własne życie. A kto jest zabójcą? Jeden z graczy? Tajemniczy nieznajomy? Sama gra? Choć narasta w nich strach i paranoja, będą musieli rozwiązać zagadkę, która przerasta ich samych. Inaczej stwierdzenie „Game Over” nabierze zupełnie nowego znaczenia.
ZABÓJCZE PRAGNIENIE GRY
Co się stanie, jeśli u nałogowych graczy zatrze się różnica między światem rzeczywistym i wirtualnym? Takie pytanie postawili sobie William Brent Bell i Mathew Peterman, próbując stworzyć rodzaj horroru, jakiego kino jeszcze nie widziało. Ich celem stało się połączenie chwytów z klasycznych horrorów z napięciem wytwarzanym w najlepszych grach komputerowych. W ten sposób powstał horror na miarę XXI wieku. Jeszcze kilka lat temu taki film nie zainteresowałby nikogo. Ale wraz z gigantycznym rozwojem popularności gier video, zwróciło na nie uwagę również Hollywood. Projekt „Stay Alive” trafił w ręce McG, znanego producenta i reżysera (m.in. „Aniołki Charliego”). To m.in. dzięki jego wsparciu udało się zainteresować wielkie wytwórnie filmowe i obraz mógł zostać skierowany do produkcji. Matt i ja od dawna czuliśmy, że młodzi ludzie spragnieni są filmu, w którym gra komputerowa byłaby jednym z podstawowych elementów akcji - opowiada William Brent Bell. Trudno jednak było przekonać do tego odpowiednich ludzi. Tymczasem współczesne gry naprawdę mają intrygującą fabułę i znakomicie skonstruowane postaci. Dlatego wydawało nam się, że warto połączyć te dwie formy. I choć gry komputerowe mają przebieg fabuły odmienny od reguł fabuły filmowej, połączenie tych dwóch gatunków mogło być naprawdę niezwykłym doświadczeniem. Już w chwili rozpoczęcia prac nad scenariuszem Bell i Peterman wiedzieli, że bohaterami filmu powinni być młodzi ludzie. I to nie jacyś modele i cheerleaderki z cukierkowego świata - mówi Bell. Chodziło nam o stworzenie grupy młodych, współczesnych bohaterów, z którymi każdy przeciętny widz mógłby się utożsamić. Zdawaliśmy sobie sprawę, że takie utożsamienie pozwoli widzowi naprawdę przeżyć ekranowe wydarzenia. Przygotowując się do pisania - dodaje Bell - chcieliśmy jak najbardziej utożsamić się z tym światem. Nie tylko graliśmy, spędzaliśmy też całe dnie w kafejkach internetowych, obserwując, jak młodzi ludzie grają, jak się ubierają, jak się do siebie odzywają. Naszym celem było tak maksymalne odzwierciedlenie tego świata na ekranie, jak się tylko dało. Scenarzyści zapewnili sobie również współpracę CliffaB - jednego z czołowych projektantów gier na świecie. Jeśli tylko mieliśmy jakiś problem z opisaniem rzeczywistości wymyślonej przez nas gry, CliffB natychmiast służył pomocą. W ten sposób stworzyliśmy świat, w którym zatarła się granica między prawdziwym i wirtualnym światem. To było zabawne doświadczenie, choć również w pewien sposób przerażające, nawet nas samych. Kiedy scenariusz Bella i Petermana trafił w ręce McG, cała sprawa nabrała błyskawicznego tempa. To McG nalegał by Bell, jako jeden z twórców tego niesamowitego świata, zajął fotel reżysera. Zakochaliśmy się w tym projekcie - mówi David Manpearl, jeden z producentów wykonawczych filmu. Chłopakom udało się stworzyć scenariusz idealnie osadzony w świecie subkultury graczy. Uznaliśmy również, że połączenie światów gier komputerowych i horroru - ulubionych form rozrywki młodych ludzi - przyniesie znakomite efekty. McG zaprosił do współpracy Petera Schlessela, byłego szefa Columbia Pictures. Schlessel stał się jednym z producentów filmu. Scenariusz spodobał mi się już po pierwszej lekturze - opowiada Schlessel. Olbrzymim wyzwaniem dla każdego filmowca jest zrobić taki film, który odzwierciedlałby współczesność. A coś takiego może dotyczyć również horroru. Dla młodych widzów wciągające będzie to, że ten film opowiada o czymś, z czym mają do czynienia na co dzień. Grają przecież w gry komputerowe. I sami chyba nie przypuszczają, jak bardzo może to być przerażające. Żaden z producentów ani przez moment nie bał się powierzyć funkcji reżysera debiutantowi. William i Martin byli idealni, bo oni najlepiej wiedzieli, co chcą zobaczyć na ekranie i w jaki sposób przekazać własną wizję - opowiada Schlessel. Wiedziałem również, że William będzie miał doskonałego mentora w postaci McG. McG to jeden z najlepszych facetów w tej branży. Byłem przekonany, że w razie potrzeby płynnie przeprowadzi Williama przez wszystkie trudy realizacji filmu. Wytwórnie Spyglass i Endgame zapewniły nam równie silne wsparcie. Od samego początku ten projekt był doskonale zabezpieczony. Sam Bell był zaskoczony, jak szybko wydarzenia związane z realizacją jego debiutu nabrały tempa. Nie spodziewałem się, - mówi, - że projekt debiutanta zyska tak silne poparcie. To było naprawdę poruszające. Bell przyznaje, że jest wielbicielem horrorów. Uwielbiam klasyczne arcydzieła, jak „Dziecko Rosemary”, „Omen”, czy „Lśnienie” - mówi. Przygotowując się do swojego filmu, chciałem połączyć te klasyczne metody straszenia, z horrorem w stylu MTV, o lekkim zabarwieniu komediowym. Stąd w moim filmie długie ujęcia skrzypiących drzwi czy postukujących okien łączą się z szybko montowanym graficznym horrorem, który ma wywołać szok i może troszeczkę obrzydzenia. Bell i Peterman zdawali sobie w pełni sprawę, że projektując wygląd filmowej gry nie będą mogli korzystać z żadnego ze znanych wzorców, bo miłośnicy tych gier by ich wyklęli. Przy pomocy CliffordaB postanowili więc stworzyć projekt nowej generacji. Projektując naszą grę - opowiada Peterman - postanowiliśmy skorzystać z chwytów znanych z dzisiejszych gier, i przemnożyć je przez trzy. W ten sposób stworzyliśmy grę, której odpowiedniki pod względem wizualno-technicznym pojawią się na rynku zapewne nie wcześniej, niż za kilka lat.
PRAWDZIWA HISTORIA PEWNEJ GRY
Filmowa gra „Stay Alive” dlatego mrozi krew w żyłach i podnosi adrenalinę u gracza, że jej scenariusz został oparty o losy jak najbardziej autentycznej, opętanej krwawym szaleństwem morderczyni. Główną bohaterką jest bowiem bodaj pierwsza tak szeroko znana seryjna zabójczyni: Elżbieta Batory, żyjąca pod koniec siedemnastego wieku węgierska arystokratka, bliska krewna polskiego króla, Stefana Batorego (!). Jej nieustające pragnienie pozostania wiecznie młodą doprowadziło do zamordowania kilkudziesięciu młodych dziewic. Przez owe wydarzenia Elżbieta zyskała przydomek „Krwawej Hrabiny”. Od początku byliśmy przekonani, - wyjaśnia Peterman - że najstraszniejsze historie to te, które są oparte na prawdziwych osobach i wydarzeniach. Zaczęliśmy więc poszukiwać w książkach historycznych prawdziwie czarnego charakteru. I wydaje nam się, że znaleźliśmy najbardziej paskudną osobę, jaką się tylko dało. Historia Elżbiety Batory wciąż przeraża tych, którzy o niej słyszą. Mam wrażenie, - mówi Bell - że w postaci Elżbiety znaleźliśmy znacznie bardziej interesującego bohatera horroru, niż klasycznego faceta w masce, mordującego nastolatków. Warto też pamiętać, że Elżbieta nie jest tylko postacią z gry. To prawdziwa osoba, a jej przerażająca legenda przetrwała wieki. Elżbieta Batory pochodziła z bogatej arystokratycznej rodziny. Jej życiowy start był wyjątkowo łatwy - była bogata, dobrze urodzona, znakomicie wykształcona. No i obdarzona niezwykłą urodą: wszystkie źródła wspominają o jej kruczoczarnych włosach i śnieżnobiałej skórze. Kiedy miała 15 lat, z politycznych względów zmuszono ją do ślubu. Zyskała wtedy tytuł Hrabiny Transylwanii (hrabia Vlad Dracula rządził tam ponad wiek wcześniej) i została panią fortecy Cjethe. Jej mąż, znany jako Czarny Bohater Węgier, toczył nieustanne wojny. Osamotniona Elżbieta zaczęła szukać okazji do zabawy. Dość szybko wciągnęły ją „sztuki diabelskie”. Swoją mroczną działalność Elżbieta rozpoczęła od nieustannego torturowania okolicznych mieszkańców w zamkowych lochach. Jednak najgorsze rozpoczęło się dopiero po śmierci jej męża. Elżbieta, pragnąc zachować wieczną młodość, odkryła, że świeża krew może być właściwym „specyfikiem”. Od tego momentu Elżbieta sama, lub z pomocą zaufanych służących, porywała, torturowała i w okrutny sposób zabijała młode dziewice, by kąpać się w ich krwi. I, choć brzmi to wyjątkowo strasznie, Elżbieta zdecydowała się w pewnym momencie otworzyć w zamku szkołę dla młodych dziewcząt. 25 szlachcianek, nieświadomych zagrożenia, przybyło, by uczyć się w murach twierdzy... To był błąd. O ile lokalne władze były skłonne przymknąć oko na śmierć kilkunastu wieśniaczek, o tyle na śmierć szlachcianek już nie. Wkrótce plotki o krwawej działalności Elżbiety zaczęły się rozprzestrzeniać. Węgierski cesarz, Mathias II, zmuszony do działania, polecił wszcząć śledztwo. W zamku znaleziono kilkadziesiąt szczątków ludzkich. Odbył się proces. Elżbieta nie przyznała się do zamordowania, jak jej przypisywano, 650 dziewcząt. Wszystkie współpracownice Elżbiety zostały uznane za czarownice i stracone. Sama Elżbieta, wykorzystując swoje szlacheckie pochodzenie, uciekła. Nigdy nie została skazana. Wydziedziczona z rodziny, resztę życia spędziła samotnie zamknięta w murach własnego zamku, gdzie zapadła na chorobę psychiczną. Producenci na potrzeby filmu stworzyli ciąg dalszy. Duch Elżbiety wydostaje się z ruin zamku, przebywa morza i oceany by trafić do innego miasta, osławionego siedliska wampirów - Nowego Orleanu (to właśnie w tym mieście rozgrywa się akcja powieści Anne Rice, najsłynniejszego współczesnego cyklu o wampirach). Dziś Krwawa Hrabina uważana jest za jedną z pierwszych słynnych seryjnych morderczyń w historii. Jej losy stały się podstawą kilku książek (czerpał z nich m.in. Bram Stoker, pisząc swojego „Draculę”) i komiksów. To był jeszcze jeden powód, dlaczego producenci zdecydowali się wykorzystać Elżbietę w „Stay Alive” Kiedy zaczęliśmy studiować dokumenty o Elżbiecie Batory - podsumowuje Bell - zdziwiło nas, że jeszcze nikt nie zrobił filmu na jej temat. To przecież mroczna, fascynująca i absolutnie prawdziwa osoba! Wszystko, co Elżbieta robi w grze, oparliśmy o dokumentalne zapisy historyków. Ta postać dała nam niesamowitą siłę do zrobienia tego filmu.
GRACZE: GRA O ŻYCIE
Równie ważna, jak sama gra, była w „Stay Alive” grupa graczy. Młodych ludzi z różnych środowisk, których połączyła wspólna pasja: adrenalina i wyzwania, jakie może im dostarczyć wyłącznie gra komputerowa. Przygotowując obsadę, realizatorzy poszukiwali grupy aktorów o silnych, wyrazistych osobowościach, kochających przygody. Udało się zgromadzić znakomitych młodych aktorów, którzy w prywatnym życiu sami pasjonują się grami. Rolę Hutcha otrzymał Jon Foster, jeden z najbardziej obiecujących młodych aktorów Hollywood, któremu światowy rozgłos przyniosła rola w adaptacji powieści Johna Irvinga „Drzwi w podłodze”. Naszym celem było znalezienie takiego aktora, - mówi Bell - z którym widz utożsamiłby się od pierwszej minuty, bez ustanku mu kibicując. Jon jest właśnie taki. Ma niezwykłą osobowość, wielkie serce i co ważne, potrafi swoje ciepło przekazać postaci, którą gra. Hutchem stał się bez wysiłku. Samego Jona przekonał przede wszystkim scenariusz. Pomysł fabuły był przerażający i ekscytujący zarazem - mówi. Poziom tekstu znakomity, a rola Hutcha wymarzona dla każdego aktora. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby gra komputerowa miała tak ogromny wpływ na fabułę. Sam chciałem coś takiego zobaczyć. Zresztą wiele rzeczy mnie zaintrygowało: świat kultury graczy, ich złożone sposoby postępowania, no i cała historia Elżbiety Batory. Warto również podkreślić, że Jon sam jest pasjonatem gier komputerowych. Nie musiałem się specjalnie przygotowywać - przyznaje aktor. Podobnie jak reszta chłopaków z obsady. Kiedy już spotkaliśmy się przy filmie, mieliśmy do dyspozycji tony gier. Całe weekendy spędzaliśmy na graniu i dyskusjach, dlatego na planie wiele razy mieliśmy wrażenie, że mamy po prostu przedłużony weekend. Ale Hutch to nie tylko gry. W momencie, kiedy śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw nabiera tempa, ujawnia się starannie skrywana tajemnica tej postaci. Tajemnica Hutcha pozwala nam zrozumieć w pewnym momencie, kim on jest naprawdę. Pozornie to typowy, przeciętny, amerykański chłopak, ale odkrywamy, że jest w nim coś więcej - mówi Foster. Dla mnie liczyło się również jego wielkie serce i troska o przyjaciół. Hutch ma w sobie wielkie pokłady miłości i to było najważniejsze. Dla Hutcha najważniejszą postacią staje się Abigail, osoba dotychczas nieobyta ze światem graczy, która dołącza do grupy na chwilę przed pierwszą tragedią. Reżyser miał świadomość, że będzie potrzebował do tej roli niekonwencjonalnej aktorki o nieszablonowej urodzie i niezwykłym stylu zachowania. Wszystkie te cechy łączyła w sobie Samaire Armstrong, gwiazda seriali telewizyjnych „O.C.” i „Entourage”. Już na pierwszym spotkaniu - mówi Bell - dostrzegliśmy, że Samaire ma w sobie wszystkie te cechy, ale dopiero, kiedy zacząłem pracować z nią na próbach, przekonałem się, z jak bardzo utalentowaną aktorką mam do czynienia. Jest niezwykła i ma niewiarygodny instynkt. Peterman dodaje: Samaire jest chyba najbardziej kreatywną osobą, z jaką miałem do czynienia. I nieważne, czy chodzi o aktorstwo, muzykę czy szydełkowanie. Ona jest niewiarygodna i, podobnie jak Abigail, niekonwencjonalna w swoim zachowaniu. Tak jak filmowa Abigail, Samaire od pierwszego momentu zakochała się w grach. Wcześniej grałam jedynie w Tetris i w pożyczony od brata Doom - przyznaje aktorka - co było idealne, bo Abigail też była nowa w świecie graczy. Myślę, że owa fascynacja grami wynika po części z potrzeby adrenaliny. Żyjemy w bezpiecznym świecie, a dzięki grom możemy przeżywać ekscytujące przygody i to w całkiem bezpieczny sposób. Samaire była również zachwycona ukrytą siłą Abigail, która ujawnia się w momencie, kiedy gra staje się niebezpieczna. Abigail jest kimś w rodzaju Samotnego Jeźdźca - zauważa aktorka. Czuje się bezpieczna w swoim świecie. Prowadzi cygańskie życie: mieszka w vanie i przenosi się z miejsca na miejsce. Zainteresowało mnie, że ona i Hutch są w gruncie rzeczy samotnikami, potrafiącymi jednak połączyć swoje siły, by pomóc grupie przyjaciół w chwili narastającego zagrożenia. Choć sama wydaje się silną osobą, znającą na dodatek od dzieciństwa japońskie sztuki walki, Samaire uznała pracę przy „Stay Alive” za największe wyzwanie swojego życia. Jestem twarda, potrafię walczyć i używać broni, - mówi aktorka - ale panicznie boję się wszelkich opowieści o duchach i potworach. Mam wrażenie, że takie historie przypominają puszkę Pandory - otworzysz ją raz i nigdy nie wiesz, na co się natkniesz. Innym bohaterem filmu stał się Frankie Muniz, znany szerszej publiczności ze swojej pracy w serialu „Zwariowany świat Malcolma”. Muniz zdecydował się kompletnie zmienić swój wizerunek. Zagrał Swinka Sylvaina, komputerowego cudotwórcę, który w miarę rozwoju fabuły zmienia się w prawdziwego bohatera. Od początku podobał mi się pomysł zaangażowania Franka - mówi Bell. Wydawało nam się, że Frank zaskoczy swoich fanów, pokazując się początkowo jako duży dzieciak, który stopniowo zmienia się w herosa. Frank był tak zdeterminowany, żeby zagrać, że wiedzieliśmy, że sobie poradzi. Frankie walczył o możliwość zagrania Swinka, bo sam uwielbia gry, no i zakochał się w tej postaci już w czasie pierwszej lektury scenariusza. Spodobało mi się, - mówi aktor - że Swink początkowo jest zanurzony w swoim własnym, technicznym świecie. Uważałem, że byłoby zabawnie zagrać faceta, dla którego świat gier jest światem rzeczywistym, i który nagle orientuje się, że walczy o życie swoje i swoich przyjaciół. Swink umie radzić sobie z grami i teraz musi stosować różne sztuczki, by on i jego przyjaciele przetrwali zarówno w grze, jak i w rzeczywistości. To on nosi na swoich barkach największą odpowiedzialność. Frankiemu, aktorowi kojarzonemu wyłącznie z rolami komediowymi, podobała się również możliwość zagrania w zupełnie nowym dla niego gatunku - horrorze. Nawet, jeśli kogoś nie interesują gry, myślę, że w czasie projekcji będzie siedział na krawędzi fotela. Bo każdy ma swoje lęki i fobie - czy dotyczy to świata fantazji, morderców czy wampirów. Sam pamiętam, że w czasie zdjęć dopadały mnie różne dziwne lęki. Szedłem na przykład pod prysznic i nagle dopadała mnie myśl, że za zasłonką prysznica czai się ktoś z nożem. Wiem, to było dziwne, ale pomagało potem w pracy na planie. Kolejną młodą aktorką, która nie miała najmniejszego problemu z wcieleniem się w swoją rolę, jest Sophia Bush, młoda gwiazda popularnego serialu telewizyjnego „Pogoda na miłość”, która zagrała October, wytatuowaną maniaczkę gier. Kiedy zobaczyliśmy Sophię - wspomina Bell - mieliśmy pewność, że znaleźliśmy October. To nie była łatwa rola do zagrania, bo October pozornie jest twarda, ale w rzeczywistości jest kimś w rodzaju matki dla całej grupy. Sophia jest właśnie jak October: silna, mądra, wygadana i seksowna. Sophia, w przeciwieństwie do jej filmowej bohaterki, nie miała wcześniej większego doświadczenia w grach komputerowych. Mam jednak sporo przyjaciół, zafascynowanych grami - mówi aktorka. Szybko wciągnęłam się w ten świat. Był jeszcze jeden powód, dla którego Sophia zdecydowała się zagrać w tym filmie. Moim absolutnym konikiem jest historia - mówi aktorka. Dlatego od pierwszego momentu pokochałam tę opowieść, w której jedną z bohaterek stała się fascynująca, choć mroczna Elżbieta Batory. Nie miałam ochoty brać udziału w czymś, co już setki razy pojawiało się na ekranie. „Stay Alive” było czymś całkowicie nowym i dlatego fascynującym. October od pierwszego momentu wydała mi się wspaniała - opowiada aktorka. Silna, troszeczkę gotycka osobowość, związana z kulturą wampirów, tak charakterystyczną dla Nowego Orleanu. Ma twardą osobowość i silną indywidualność, a jednocześnie dla wszystkich tych chłopaków jest opiekunką. Matkuje im i zrobi wszystko, żeby ich ochronić. Na planie szczególnie ucieszyła Sophię przyjaźń, jaka wytworzyła się wśród całej grupy. Byliśmy niczym Pięciu Muszkieterów. Choć formalnie wszyscy byliśmy dorośli, zachowywaliśmy się jak grupa wiernych sobie dzieci. Troszeczkę na zasadzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Kolejnym z członków grupy jest punk Phineus, którego zagrał Jimmi Simpson, znany choćby z filmu „Garbi - Super bryka”. Jeszcze zanim zaczęliśmy kompletować obsadę - mówi Bell - byliśmy w stu procentach przekonani, że to Jimmi powinien zagrać Phineusa. On ma zadatki na gwiazdę tylko nikt go jeszcze nie odkrył. Podobnie jak inni członkowie obsady, Jimmi również kocha gry komputerowe. Od lat jestem nimi zafascynowany, - mówi - ale w najmniejszym stopniu nie jestem takim wariatem, jak Phineus. Dla niego świat gier to całe jego życie i najlepiej czuje się wyłącznie wtedy, kiedy gra, a otaczająca go rzeczywistość znika z pola widzenia. Zanim w ogóle trafił na plan, Jimmi zarejestrował kamerą video siebie, grającego w gry komputerowe. Aktorowi zależało na utrwaleniu jak najbardziej naturalnego stylu zachowania w trakcie gry. Zauważyłem, - mówi Jimmi - że grając robię bardzo idiotyczne miny. Starałem się odtworzyć je potem w filmie. Wygląda to kretyńsko, ale czy nie tak się zachowujemy? Już od pierwszych chwil wspólnej pracy na planie ekipie udało się stworzyć grupę przypominającą typową paczkę graczy. Wspaniałe było to, - mówi Bell - że każdy z nas zaczął pracę nad tym filmem z jednym celem: stworzenia horroru, jakiego jeszcze na ekranach nie było. Spędziliśmy razem wiele godzin, rozmawiając o postaciach, dodając wiele nowych rzeczy do poszczególnych scen. A ja, jako reżyser tego filmu jestem szczęśliwy, że moi młodzi aktorzy nie tylko zagrali przyjaciół. Oni naprawdę się zaprzyjaźnili.
KULTURA GRY: WPROWADZENIE
Świat gier komputerowych, ze swoimi 10 miliardami dolarów przychodu rocznie, jest w tej chwili najbardziej dochodową formą rozrywki. To znacznie przewyższa zarobkowe możliwości hollywoodzkich produkcji filmowych. Stało się więc jasne, że oprócz czysto rozrywkowych aspektów, gry komputerowe mają niebagatelny wpływ na młodego odbiorcę. Około 80 procent amerykańskich gospodarstw domowych, w których jest przynajmniej jeden młody człowiek poniżej 18 roku życia, posiada obecnie urządzenia do grania. Gry komputerowe stały się czymś tak wszechobecnym w świecie dzisiejszej młodzieży, że J.C. Hertz, autor książki „Joystick Nature: How Videogames Ate Our Quaters, Won Our Hearts and Rewired Our Minds” napisał: Gdyby „Obywatel Kane” powstał w XXI wieku, Orson Welles zamiast Różyczka szeptałby Mariol! (chodzi o bohatera jednej z najpopularniejszych gier wśród amerykańskiej młodzieży). Świat gier to już nie tylko rozrywka, ale cała subkultura, zwana „światem graczy”. To świat, w którym za pożywienie wystarczy pizza, kofeina, papierosy i cukier, ale też nieustająca wymiana informacji na temat sekretów ukrytych w grach, oraz debaty na temat przygotowywanych strategii, toczone wśród wieloosobowych grup. Wiele z tych gier rozgrywanych jest przez grupy graczy: w ten sposób wytwarzane są niekoniecznie zdrowe więzi, prowadzące do wspólnego dzielenia nie tylko pasji do gier, ale tworzenia opartych na niezbyt solidnych podstawach więzi emocjonalnych. Kim są owi pasjonaci? Przeprowadzone badania wskazują, że chodzi o ludzi poniżej 35 roku życia. Magazyn „Wired” określił nawet średnią wieku na 29 lat. Inne badania pokazują jednak, że ponad 87 % przebadanych dzieci poniżej 8 roku życia odpowiedziało, że ich ukochanym hobby są gry komputerowe. Miłość do gier rodzi się niezależnie od położenia geograficznego. Na przykład w Korei w wielkich turniejach gier potrafi wziąć udział do 30 tysięcy zawodników. Równocześnie, choć miłość do gier przypisuje się głównie mężczyznom, to badania przeprowadzone na Uniwersytecie Michigan wskazują, że około 30 procent pasjonatów to kobiety. Choć niektórzy badacze starali się wyolbrzymić problem, warto podkreślić, że wciąż nieliczne są takie przypadki, żeby gracze-pasjonaci zapomnieli, jaka jest różnica między grą komputerową, a światem rzeczywistym.
PAMIĄTKA PO HURAGANIE
Twórcy filmu nie spodziewali się, że „Stay Alive” będzie miał również charakter dokumentu. Ekipa scenografów zdecydowała bowiem, że najlepszym miejscem do realizacji zdjęć będzie Nowy Orlean. Od początku naszym celem było znalezienie miejsc naturalnych, - opowiada Bruton Jones, główny scenograf filmu - które swoją architekturą pasowałyby do stylu, jaki wykorzystywany jest w grafice gier komputerowych. Nie bylibyśmy w stanie zbudować sztucznie wykreowanej scenografii. Wiedziałem, że w Nowym Orleanie znajdziemy odpowiednie miejsca. Ostatecznie zdjęcia powstały w Nowym Orleanie i okolicach. Kluczowe sekwencje filmu rozgrywają się na Cmentarzu Lafayette 1. Założony w 1833 roku cmentarz zawiera mnóstwo zniszczonych i zabytkowych nagrobków - to właśnie tam toczą się najbardziej przerażające sceny filmu. By odtworzyć Geourge Plantaion, Jones wykorzystał budynek powstały w 1867 roku. Dla ekipy było to szczególnie trudne zadanie: chodziło o to, żeby w scenach krwawej rozgrywki nie zniszczyć żadnej z zabytkowych rzeczy, jakie znajdowały się w wyposażeniu budynku. Nikt z twórców ani właścicieli domu nie przypuszczał nawet, jak szybko zdjęcia do horroru nabiorą historycznej wartości. Kilkanaście dni po zakończeniu zdjęć Nowy Orlean został zmieciony z powierzchni ziemi przez najsilniejszy z huraganów - Katrinę. Jesteśmy dumni, że w naszym filmie udało się zachować duch tego niezwykłego miasta. Katrina dosłownie zmiażdżyła wiele zabytkowych budynków, m.in. naszą Geourge Plantaion. Dlatego „Stay Alive” dość nieoczekiwanie stało się również pamiątką takiego Nowego Orleanu, jakiego już nigdy nie zobaczymy.
TWÓRCY FILMU
WILLIAM BRENT BELL - reżyser/współscenarzysta William Brent Bell jest wychowankiem słynnego autora horrorów, Rogera Cormana, i wieloletnim pracownikiem jego studia filmowego. Pracował jako drugi reżyser lub asystent reżysera przy takich produkcjach, jak „Assignment Berlin”, „Midinight Blue” „Star maps” i „Bucket of Blood”. Film „Stay Alive” jest jego reżyserskim debiutem. JON FOSTER (Hutch O’Neil) Jon Foster zaczynał przygodę z aktorstwem występując w licznych spektaklach amatorskich w swoim rodzinnym Iowa. Po przeprowadzce do Los Angeles zgłosił się do kilkunastu agencji. Gdy w końcu udało mu się znaleźć agenta, zaczął grywać epizody w licznych serialach telewizyjnych. Prawdziwym przełomem okazała się dla niego rola Eddiego w filmie „Drzwi w podłodze”, w którym wystąpił u boku Kim Basinger i Jeffa Bridgesa. Od tego momentu Foster nie może narzekać na brak propozycji aktorskich. Jednak, jak przyznaje sam aktor, nie zdecydował jeszcze, czy chciałby swoją drogę zawodową związać z aktorstwem, czy z muzyką - Foster jest bowiem uzdolnionym perkusistą. FRANKIE MUNIZ (Swink) Spośród wszystkich młodych gwiazd „Stay Alive” Frankie Muniz może poszczycić się największym dorobkiem. Ma na koncie m.in. dwie nominacje do Emmy (telewizyjnego odpowiednika Oscara) i Złotego Globu za rolę Malcolma w niezwykle popularnym serialu „Zwariowany świat Malcolma”. Kinową popularność przyniosła mu rola w filmie „Agent Cody Banks”. Co ciekawe, po roli w „Stay Alive” Muniz zdecydował się porzucić karierę aktorską i poświęcić się swojej drugiej pasji - samochodom. Obecnie Muniz intensywnie ćwiczy, przygotowując się do przyszłorocznych samochodowych mistrzostw USA. SAMAIRE ARMSTRONG (Abigail) Samaire Armstrong pochodzi z rodziny wojskowych. Urodziła się w Japonii. Częste przeprowadzki rodziców sprawiły, że młodziutka Samaire mieszkała m.in. w Australii i Honolulu. W czasie studiów na Uniwersytecie Arkansas Samaire zdecydowała, że spróbuje swoich sił jako aktorka. Karierę zaczęła występując w serialach telewizyjnych (m.in. „Z archiwum X” i „Ostry dyżur”). Od kilku lat Samaire jest gwiazdą komedii młodzieżowych. JIMMI SIMPSON (Phineus) Jimmi Simpson gra w filmach od siedmiu lat. Po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę występując w drugiej serii niezwykle popularnego serialu „Przez 24 godziny”. Główna rola w „D.E.B.S.” - kultowym filmie amerykańskich nastolatków, niemal z dnia na dzień uczyniła go gwiazdą. Od tego momentu Jimmi jest niezwykle zapracowany. Prosto z planu „Stay Alive” trafił na plan westernu „Seraphim Falls” Davida Van Anckena, w którym zagrał jedną z głównych ról obok Pierce Brosnana. ADAM GOLDBERG (Miller) Adam Goldberg zadebiutował na dużym ekranie w 1991 roku, jako młodszy brat Billy’ego Crystala w jego filmie „Komik na sobotę”. Od tego momentu pojawił się w wielu prestiżowych produkcjach - m.in. w „Szeregowcu Ryanie” Stevena Spielberga, „Babe: świnka w mieście” George’a Millera, „EdTv” i „Piękny umysł” Rona Howarda. Goldberg zagrał również w kilkunastu popularnych serialach, na czele z niezapomnianymi „Przyjaciółmi”. Od kilku lat ten utalentowany aktor realizuje się również jako scenarzysta i reżyser - na tegorocznym festiwalu filmowym w Sundance znakomicie przyjęty został jego film „I Love Your Work”, w którym główne role zagrali Giovanni Ribisi, Franka Potente i Christina Ricci. Wkrótce zobaczymy Goldberga w jednej z głównych ról w filmie Tony’ego Scotta „Deja Vu”.