Solidne 6/10. Trochę zaskoczył mnie Saturn przyznany temu filmowi w roku, kiedy wyszedł chociażby "Omen" czy "Carrie", bo to na pewno nie jest najlepszy horror '76. Książka również podobała mi się bardziej. Ale i tak ma on swój własny urok, którego ciężko mu odmówić.
Do pewnego momentu film jest dosyć wierną ekranizacją powieści Roberta Marasco. Różnice i to dość znaczne zaczynają pojawiać się pod koniec filmu. Wersja książkowa w tym fragmencie była dla mnie bardzo mocna i zakończenie było jej najmocniejszą częścią. Moim zdaniem film mu nie dorównuje. Zamiast tego przynosi nieco zaskakujących śmierci i shock value. Fakt, że te sceny zrealizowane są całkiem porządnie i mogą się podobać. Ale tak jak wspomniałem, książkowa wersja i tak podobała mi się bardziej. Dominował w niej bardzo ponury nastrój, przeświadczenie o tym, że zło jednak wygra, a tej resztce pokładów dobra nie uda się przebić przez opętaną część Miriam. W książce wypadło to bardzo przekonująco. Tutaj mam wrażenie, że na pierwszy plan w zakończeniu wybił się dylemat: kogo i kiedy uśmiercić. To mój największy zarzut w stosunku do tego filmu.
Poza nim jednak film ogląda się dosyć przyjemnie. Pomijając motyw karawaniarza, który jest mocno cringe'owy (sceny z karawanem są niepokojące, szczególnie ta, która dzieje się w nocy, ale niestety tylko do momentu, gdy pokazują nam twarz kierowcy) i grę aktorską Karen Black w roli Miriam, to reszta jest całkiem fajna. Ładnie wygląda dom, sceny grozy wypadają na ogół (znów, pomijając samą postać kierowcy karawanu) przekonująco, reszta obsady gra solidnie, a film ma swój klimat. Być może sam fakt, że po raz pierwszy od dłuższego czasu wróciłem do starego horroru też miał tutaj znaczenie. Ale gdyby jeszcze tylko dopracować wydźwięk filmu, a w szczególności jego zakończenie, na pewno byłoby jeszcze lepiej.
6/10.