Jeżeli festiwal Eurowizja to szczyt bezguścia, królestwo kiczu, towarzystwo wzajemnej adoracji, to czym w takim razie jest festiwal Eurowizja dla dzieci? Twórcy filmu zapraszają nas za kulisy 17. edycji tego frapującego show, które jeszcze nie dotarło do Polski. 17 krajów, 23 miliony telewidzów w całej Europie – to medialne wydarzenie, obok którego nie można przejść obojętnie.
Konkurs dla dzieci ma wiele wspólnego ze swoim odpowiednikiem dla dorosłych – największe emocje wzbudza wśród państw, którym trudno jest zaistnieć w przekazach światowych agencji informacyjnych. Armenia, Cypr, Malta, Białoruś, Serbia i Gruzja w napięciu śledzą losy swoich faworytów. Oprócz patriotycznego poczucia obowiązku, dziećmi powoduje coś jeszcze – twórcy delikatnie rysują świat ich pragnień. Mała Bułgarka chce zwrócić na siebie uwagę wiarołomnego ojca. 10-letni Cypryjczyk jest poniewierany w szkole jako gej i pragnie zaimponować swoim prześladowcom. Gruzinka z pogrążonego w biedzie miasta chce zapewnić lepszy byt swoim bliskim i zaśpiewać w przyszłości w duecie z Christiną Aguilerą – przed wyjazdem na finał do Rotterdamu dostaje błogosławieństwo od księdza – wielbiciela Deep Purple. Tuż przed finałem emocje udzielają się nawet zdystansowanym Belgom. Nie mogą się przed nimi obronić również widzowie – w czasie trwania filmu zaprzyjaźniamy się z bohaterami na tyle, by podczas finału przeżywać ich klęski i tryumfy.
Entuzjazm uczestników udziela się nawet jurorom – niektórzy próbują ratować się humorystycznymi uwagami, większość jednak fachowo wypowiada się o szansach młodocianych gwiazd. Podkreślają fakt, że dzieci same stworzyły muzykę i napisały słowa – często ckliwe i nieporadne, niosące jednak duży ładunek niezafałszowanych emocji.
Wydaje się, że festiwal Eurowizji dla dzieci, choć z początku odstręcza kiczowatością nastroju, potrafił zachować pierwotną ideę pokojowego spotkania przedstawicieli różnych narodów – tutaj mali Gruzini i Rosjanie potrafią się bawić razem, podobnie jak Turcy i Ormianie. Reżyser, z sarkastycznym komentarzem prezentując archiwalne zdjęcia XX-wiecznych konfliktów, przypomina, że ich przodkowie nie zawsze w przeszłości umieli się porozumieć.