Można powiedzieć, że jest to słabsza wersja "Teksańskiej masakry", bo klimatycznie oba filmy są bardzo podobne, w dodatku znajdzie się sporo analogii między Buddym i Leatherfacem.
Film jest podpięty również pod komedię, ale w sumie tylko jedna scena mnie rozbawiła, jak morderca przebrał się za gliniarza. Jeśli chodzi o jego postać, to jest tłustym, obleśnym wieprzem (scena z pluciem i żarciem psiego żarcia jest esencją jego osobowości), który biega z tasakiem i zabija na lewo i prawo. Trochę brutalności jest, ale reżyser niestety nie pokusił się o gore i większość dzieje się poza kadrem lub sceny są nagle urywane.
Slasher jakich wiele, ale dla fanów gatunku jak najbardziej ok.