PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=493189}

Samotny mężczyzna

A Single Man
7,5 78 tys. ocen
7,5 10 1 77998
7,8 32 krytyków
Samotny mężczyzna
powrót do forum filmu Samotny mężczyzna

film a książka

użytkownik usunięty

Najpierw obejrzałam, potem przeczytałam. I jedno, i drugie zachwyca. Zastanawia mnie jednak, dlaczego Ford tak zmienił bieg historii? Chodzi mi o samą śmierć. W książce zaskakuje, ani przez chwilę nie była planowana. W filmie przeciwnie, wszyscy znamy zakończenie. Wydaje mi się, że gdyby Ford pozostał przy pierwotnej wersji, zyskałby więcej oklasków...

ocenił(a) film na 10

W książce „A single man” Isherwooda śmierć George’a nie jest częścią historii, to znaczy nie stanowi jej „zamkniętego zakończenia”. Inaczej mówiąc, powieściowy George niekoniecznie musi odejść z tego świata. Wątek umierania w finale można równie dobrze potraktować jako "fikcyjną alternatywę" dla dalszego, szczęśliwego być może, życia bohatera. Nie pojawiają się w książce żadne sygnały, które wskazywałyby na zdrowotne problemy bohatera. W filmie mamy takie znaki, tutaj możemy się spodziewać smutnego zakończenia, wypada ono naturalnie. Zresztą, w filmie śmierć przez cały czas „wisi w powietrzu” za sprawą samobójczych prób George’a. W książce takich usiłowań nie ma w ogóle, bohater nie planuje swojego odejścia. Jednak Isherwood w zakończeniu powieści nie opisuje zgonu bohatera w trakcie snu jako zdarzenia, które realnie się dokonuje, ale przedstawia go tylko jako pewną możliwość, ewentualność, okoliczność, która mogłaby wystąpić na tym etapie życia bohatera. Mimo iż jeszcze przed chwilą, kilka stron wcześniej, George przeżywał „momenty absolutnej jasności” (choć te dokładnie słowa w tym miejscu książki nie padają, pojawiają się one wcześniej). Ale wcale nie musi nastąpić: „Kora drzemie, rdzeń mózgowy rejestruje jedynie sporadyczne koszmary senne. Wszystko przemawia przeciwko jakiemuś wypadkowi. Ten pojazd ma zdumiewająco długi okres bezwypadkowej jazdy. Niemniej jednak załóżmy...”. I dalej: „Załóżmy to, tylko załóżmy. (Ciało na łóżku nadal chrapie). Cała rzecz jest niezwykle mało prawdopodobna. Można się założyć o tysiące dolarów, że nie będzie miała miejsca, tej nocy ani żadnej innej. A równocześnie mogłaby się zdarzyć, całkiem realnie, w ciągu najbliższych pięciu minut. Bardzo dobrze – załóżmy, że to ta noc, ta godzina, wyznaczona minuta. Teraz”.

Sporo w tych słowach i zresztą w całym książkowym zakończeniu ukrytej gorzkiej ironii, smutku, ale i cichego buntu, jakiejś wewnętrznej niezgody na okrutne prawidłowości losu. Być może pod tym względem film przemawia o wiele głośniej, bardziej dosadnie i dosłownie od powieści. W filmie bohater umiera nagle, o ironio losu!, w chwili, w której uchwycił jeden z „momentów absolutnej jasności”. Dlaczego?, można zapytać, bezradnie i ze świadomością, że nikt nam na to pytanie nie odpowie. Kto w tak wredny i złośliwy sposób układa sprawy tego świata, że chwila euforii, radości może zostać raptownie unieważniona, zniszczona, ucięta - za sprawą ludzkiej ułomności, kruchości, przemijalności? Mocne jest to zakończenie, drażniące i irytujące, i zarazem dotyka istoty rzeczy, nie pozwala widzowi łatwo przejść do porządku dziennego, na długo zapada w pamięć. Duży punkt dla reżysera, bo niełatwe to było zadanie.

Film Forda i książka Isherwooda „A single man” („Samotny mężczyzna” w ostatnim polskim wydaniu trochę razi dosłownością, tytuł wcześniejszego przekładu z lat 90. brzmiał lepiej - „Samotność”) znakomicie uzupełniają się w wielu wątkach, dlatego warto i obejrzeć, i przeczytać. W powieści, co zrozumiałe, obszerniej przedstawione zostają przemyślenia George’a, zasygnalizowane w filmie, jego życie wewnętrzne jest tutaj bogatsze, jego wspomnienia bardziej obrazowe, zmagania z codziennością bardziej skomplikowane, refleksje na temat literatury, społeczeństwa, życia bardziej subtelne i zniuansowane. Trzeba też przyznać, że powieściowy George jest po prostu bardziej ludzki – bardziej manieryczny, bardziej zrzędliwy, bardziej "samoudręczony". W filmie prezentuje się o wiele sympatyczniej. Książkowy George nie jest też aż tak tragiczną postacią jak George filmowy. Ten drugi wydaje się o wiele bardziej melancholijny i przesiąknięty goryczą od literackiego pierwowzoru, bardziej też oderwany od świata, niedopasowany do rzeczywistości. To nie oznacza, że film jest pod tym względem płytszy od książki - po prostu opowiada historię bohatera i wyraża jego myśli, emocje i stan ducha za pomocą innych, właściwych sobie środków. Abstrahując od samej głównej postaci, warto też zwrócić uwagę na pewne drobne, ale istotne różnice w fabułach książkowej i filmowej. Na przykład w filmie kuzyn Jima zawiadamia telefonicznie George’a o tragedii i jednocześnie podkreśla, że uroczystości pogrzebowe są tylko dla członków rodziny. George chciałby uczestniczyć w pogrzebie, jednak nie zostaje dopuszczony jako „dwuznaczny” przyjaciel. Pokazany zostaje w filmie - w bardzo oszczędnej, ale mocnej scenie - niemalże jako ofiara małostkowości wrogiej mu rodziny Jima. W książce George zostaje zaproszony na pogrzeb, ale odrzuca zaproszenie, z własnej woli nie bierze w nim udziału. Być może zdaje sobie sprawę, że zaproponowano mu to uczestnictwo tylko z czystej grzeczności, a on z równie czystej grzeczności powinien w tej sytuacji odmówić, bo „takie są czasy” i taka poprawność panuje. W każdym razie ten wątek został w książce przedstawiony w sposób o wiele mniej jednoznaczny niż w filmie Forda.

judge_holden

Ford poszedl na skroty i powstawial pare stereotypow z gejowskiego swiatka - stad masz 'zla rodzine' nie dpopuszczajca partnera do pogrzebu np.

Dla mnie rozbierzność filmu od książki, w tym przypadku, wogóle nie jest problematyczna, film wydaje mi się bardziej osobisty, choć nie wiem czym tak naprawdę kierował się reżyser, ale odczuwałam jakoś jego obecność. Mimo iż w książce George nie planował samobójstwa to klimat w niej stworzony ( te jazdy samochodem... ) czasami nasuwał takie skojarzenia, przynajmniej mi. Co do filmu nie oglądało się go łatwo przez ten intymny klimat ale jest to piękny obraz.

judge_holden świetnie napisane. Książka udana choć film przemawia do mnie bardziej (jak zawsze :) )