Film zmęczyłem na kilka porcji z tygodniową przerwą.
Po obejrzeniu drugiej połowy miałem ochotę obejrzeć go jeszcze raz.
Ostatecznie ma w sobie coś, chociaż ulepiony jest z manier, manier "kina europejskiego", manier muzyki Blooma, Borcucha, gry Jandy.
Ale to Janda wygrała ten film. Gra tam osobę w gruncie rzeczy niedopowiedzianą, nieoczywistą, nieuchwytną. Podoba mi się część dialogów dla niej napisanych, motyw zamiany starej zepsutej Pandy na Porszawkę trochę zbyt zachciankowy. Ale w zasadzie mamy doczynienia z osobą rozdrażnioną i miotającą się, która przechodzi "kryzys wieku starszego", można napisać "starej babie odbiło". I z tej perspektywy jej kontrowersyjne przemówienie też wydaje się być nie do końca oczywiste. Pod koniec filmu z rozmową z dziennikarz francuskim Janda/Linde dobrze się "wysprzęgla".
Inny wątek to samo miasto i jego władze, które naszą poetkę kokietuje i zaszczyca w pakcie wspólnych interesów. Końcowa scena ma coś z metafory współczesnego buntu przeciwko elitom, porzuczeniu tego wygodnego paktu na rzecz populizmu władzy. Myślę też że gdyby ten film był francuski a nie polski to dużo więcej byśmy mu wybaczyli. Trochę uwiera w buncie cały jego kontekst.
Jak to mało delikatnie nazwałeś - "stare baby" też mogą i chcą cieszyć się życiem, uprawiać seks i być trochę szalone. Takie szufladkowanie jest niesprawiedliwe. Zapewniam cię, że nie wszystkie kobiety w wieku dojrzałym marzą wyłącznie o niańczeniu wnuków i lepieniu pierogów.
Spoko. Moja mamusia ma 69 lat i po pół roku siedzi na Costa Blanca bo jak powiedziała "chce się nacieszyć życiem".