Prawda jest taka, że może i dałoby się czymś tam zachwycić gdyby nie niejaki Robert Downey - główny bohater, niestety znajdujący się w każdym niemal kadrze.
Facet nigdy nie wyszedł z roli Tonego Starka w Iron Man. Tam jego maniera "aktorska" pasowała idealnie tutaj jak pięść do nosa. Nie da się na to patrzeć. Nawet robiący wszystko co może Robert Duvall nie czyni obrazu oglądalnym.
A mi się bardzo podobała ta maniera. Idealnie pasowała do jego postaci - zarozumiałego, samolubnego, narcystycznego prawnika, który zajmował się tylko sprawami bogaczy, typowy mieszczuch, zniesmaczony życiem z którego się wyrwał i wzburzony zachowaniem swojego ojca. Robert ma wyraz twarzy cwaniaczka - tu mi to bardzo pasuje - wydaję mi się, że o to chodziło. W końcu to prawnik zły do szpiku kości (oczywiście jeśli mowa o chciwości i pazerności), podrywający 20kilku latki w pubach, a wcześniej popalający trawkę nastolatek, który spowodował wypadek. Dla mnie film rewelacyjny, może dlatego że fabuła do mnie przemawiała, aczkolwiek główny aktorzy wg mnie dobrani idealnie.
On grał drętwo - gdzie mu do K.R. z "Adwokata diabła"... ale nawet gdyby zagrał dobrze to fabuła zbyt wydumana i zbyt naciągana.... Tego nie dało się udźwignąć. Sentymentalizm w filmie mało wiarygodny.
"niestety znajdujący się w każdym niemal kadrze. " - tak z tym srogo przesadzili. Ehhh szkoda słów.