Wyrób filmopodobny z poronioną konstrukcją dramaturgiczną. Pośledniejszy asystent jakiejś korporacji prawniczo-ubezpieczeniowej zostaje wyrzucony osobiście przez jej szefa z pracy. W zamian (z wdzięczności?), godzinę później ładuje się w śmiertelne kłopoty, ratując tę korporację wraz z jej szefem. Nie wie, o co chodzi, ale walczy i to zwycięsko, a jak, przechytrzając zawodowego mordercę. Więcej głupot nie pamiętam, ale za to co widziałem żałuję. Daleko, daleko od takich filmów.
Ale zawsze się można czegoś nauczyć. Na przykład tego, że płonące regały z aktami wystarczy przewrócić aby zgasić pożar. A po odebraniu broni mordercy należy ją jak najszybciej odrzucić w kąt zamiast utrzymać ją jako środek przymusu w stosunku do mordercy. Masz rację, nędza i dno.