Trzy główne zarzuty:
1. Aktorstwo, a raczej jego brak; o młodych aktorach nawet nie wspominam, ale Jurgen Prochnow i Bruce Payne (nota bene dwa znane nazwiska w światku filmowym) tylko niepotrzebnie się ośmieszyli występując w tym bagnie.
2. Reżyseria - chaos na ekranie, kilka momentów sfilmowanych na poziomie, które giną pod stertą bardzo złych, reżyser nie panuje nad produkcją.
3. Scenariusz - osoba za niego odpowiedzialna chciała być nad wyraz oryginalna i zapragnęła zaskakiwać na każdym kroku widza, aż w tym zaskakiwaniu zaskoczyła chyba samą siebie i wpadła we własne sidła, przez co wynik końcowy trąci niedorzecznością. Poza tym w pogoni za wspomnianym zaskoczeniem scenarzysta zapomina o zadbaniu o tak podstawowe rzeczy jak np. poziom dialogów.
Reasumując - mamy przed sobą slasher (jeden z moich ulubionych podgatunków horroru), który przez nieudolne wykonanie i brak kompetencji zmienił się w przedstawiciela kina, z którego można się jedynie posmiać przy piwku z kumpelkami i kumplami...