W czasach których wyszedł ten film najpewniej nie uszedłby na sucho białemu. Ale Spike Lee na szczęście nie musiał się martwić o poprawność polityczną i stworzył dzieło które od początku do końca jest takie jak powinno być. Krótko mówiąc zrobił co należy.
Zaczynając seans myślałem że dostanę znów coś tak ciężkostrawnego jak "Crooklyn". Na szczęście początek był taki a nie inny, by wybuch gniewu na końcu był odpowiednio mocnym kopniakiem. I w rzeczy samej był.
Ostra krytyka wielu czarnych z dzielnic gdzie interesuje ich bardziej własna kultura niż umożliwienie koegzystowania jej z innymi. Ludzie pod maską ideałów M.L. Kinga i Malcolma X walczą o prawa czarnoskórych które im się nie należą. By stać się gwiazdą wystarczy mieć znaczącą ksywkę na dzielnicy, a nikogo nie obchodzi twoje postępowanie. Przykre, ale prawdziwe. Spike zdaje się krzyczeć "Ja robię co należy, czemu więc wy nie potraficie?".
Lektura obowiązkowa.
właśnie jestem świeżo po obejrzeniu i zastanawiałem się nad wydźwiękiem tego filmu. Niby miałem podobne odczucia jak Ty ale ostatni cytat z Malcolma trochę mnie podłamał "usprawiedliwiam przemoc jako samoobronę, wtedy nie nazywam jej przemocą lecz inteligencją". Może być on różnie interpretowany, mi zabrakło jednoznacznego potępienia złych zachowań, myślę że ludzie do których miał przemówić film mogli go zrozumieć opacznie.
czytając dyskusję pod wcześniejszym komentarzem tylko utwierdzam się w tym przekonaniu, jakiś pajac twierdzi że Sal był rasistą i prowadząc lokal na czarnej dzielnicy musiał się dostosowywać do widzimisie prowokujących klientów, powinien był tolerować że ktoś napierdala mu muzyką w jego lokalu i każe mu wieszać zdjęcia czarnych na ścianach.