które spokojnie można byłoby jeszcze dalej pociągnąć. Ona i on i jakaś siła przyciągania, na nieznanym gruncie. Tokio stoi przed nimi otworem, ale zbieg okoliczności kieruje ich drogi na jedną wspólną, którą mają okazję podążyć. Wyjazdowa przygoda, zamienia się w płomienny romans. Nic odkrywczego, podobnych długich i krótkich obrazów było już w kinie nie raz.
Nie wiem czy zwróciłeś/zwróciłaś na to uwagę, ale oni byli małżeństwem pogrążonym w kryzysie przez śmierć dziecka (retrospekcja w sklepie). Dlatego on zwraca się do niej na koniec nie Claire, ale Janet. Udają obcych, ale to tylko gra.
Bardzo dziękuję za ten komentarz, kliknęłam w wątek w celu napisania tego samego:)
Dla mnie ten krótki metraż, to tak trochę skrócone "Lost in Translation" Sofi Coppoli. Ewidentnie pomysł/scenariusz musiał powstać pod wpływem refleksji na tym niewątpliwym dziełem. Faktycznie, nic nadzwyczajnego. Nie pokazuje niczego nowego, ani w obyczajowości Japonii, ani w kinematografii, ani jakiejś głębszej refleksji.