Początek filmu nie był taki nudny, ale zwiastował, że to będzie film o terrorystach, którzy porywają luksusowy samolot z małą grupką bogatych ludzi. Ale gdy pojawił się ten niespodziewany moment jak pieprznęli w jakąś rafinerię nad wodą (czy cholera wie co to było?) to od razu zaczęło być ciekawiej. Było kilka głupot o dłużyzn np. podczas ewakuacji i ratowania samolotu, no ale to już taki stały element filmów katastroficznych. Ogólnie dobrze się oglądało, ale minimalnie film gorszy od "Port lotniczy 1975", więc daję 6/10. Szkoda, że George Kennedy gra tutaj mniejsza rolę. Pojawia się tez Christopher Lee, ale kończy w głupi sposób - właśnie to jedna z tych głupot w tego typu filmach, no ale jakiś dramatyzm musi być...
Film mam nagrany na VHS z Polonii1, gdzie lektorem był Mirosław Utta.