,, jednak dzieła Kim Ki Duka to samo cierpienie, które ataqje widza ze wszystkich stron ;| Poongsan nie jest wyjątkiem - wielowymiarowość cierpienia niemal namacalna, przygniatająca, odbierająca dech :/
Ładna muzyka, dobrze zagrany.
Do tego ta scena, gdy leżąc zakrwawieni i poniżeni wymieniali pocałunki, nie zwracając uwagi na nikogo .. :/
Było parę takich scen, a także subtelnych drobiazgów, na które zwróciłam uwagę, które miały wyjątkowe znaczenie, jak np.
Dobre podsumowanie.
Nie jestem za pan brat z kinem azjatyckim, ale ten obraz jest wyjątkowy. Podczas seansu miałem skojarzenia z Oldboy'em, choć oba filmy różnią się pod wieloma względami. Dałem 8,5, bo jednak w/w drugi obraz podziałał na mnie jeszcze silniej niż omawiany Poongsan. Niemniej jest to bardzo dobre kino, choć z pewnością przeznaczone nie dla każdego. I po seansie taka refleksja mnie nachodzi, że chyba jednak zbyt wysoko oceniam filmy amerykańskie. Tzn. w kinie z USA zdarzają się filmy wartościowe (z ostatnich np. Birdman czy Whiplash), ale pod względem głębi i wielowarstwowości...ciężko mi porównywalnie sobie jakiś tytuł przypomnieć (może Requiem For A Dream; w przypadku Disconnect chyba przeszarżowałem z oceną, choć film jest b.dobry:P)