Nie widziałam żadnego filmu z Efronem, więc jego jakiekolwiek wcześniejsze role nie zapadły mi w pamięć, nie zaszufladkowałam go. Może, jak większość pisze, to najlepsza rola Zaca, ale, generalnie, Bundy z niego słaby. Znając historię Bundy'iego bardzo dobrze, studiujac jego mimikę, ruchy, ton głosu, nie potrafiłam widzieć go w Efronie. Jako, że wiele elementów scenografii, dialogów, sytuacji i zachowań różnych ludzi, zostało wiernie odzwierciedlonych, to i nad samym Bundy'm mogliby popracować.

Poza tym, pierwsze 30 minut filmu sprawiło, że chciałam zrezygnować. Wcale nie porwało. Ciekawość, czy film się rozkręci zwyciężyła. Końcówka ratuje całość.
Dobra, wiem, że to nie jest obraz, który ma być mroczny, drastyczny i pełen krwi. W sumie to nie wiem, co było tu wątkiem głównym. Każdy wątek się rozjeżdża w pewnym momencie. Efron, za mało charyzmy, zaangażowanie społeczeństwa w całą sprawę niewidoczne. Gdybym nie znała postaci Bundy'ego to bym pomyślała, że taki o seryjny, jakich (niestety) wielu. Jego "legendę" stworzyły media, sama nietuzinkowa osobowość mordercy i cała otoczka. Tutaj dostałam nieco ckliwą opowieść.