Po pierwsze - nie wierzę, że w wyścigu nikt wcześniej nie pojechał do tyłu, przecież ktoś nawet mógł dla beki. W każdej grze multi zawsze spotykam jakiegoś typa co robi wszystko na odwrót, nawet ja sam tak czasem robię.
Po drugie, ta sytuacja:
> Parzival i Artemis wchodzą do tego klubu
> Leci utwór "Blue Monday" (utwór z lat osiemdziesiątych)
> Zmieniają utwór na "Staying alive" (utwór starszy może o jakieś 5,6 lat)
> Artmis komentuje: "Oldschool!"
> rly? A ten Blue monday to nie był oldschool?
Niby nic, ale jakoś mi to nie daje spokoju, a i jeszcze ten fetysz do Duran Duran...
Po trzecie: Adventure na Atari - jakim cudem się odrazu nie domyślili, że chodzi o znalezienie easter egga? I JAKIM CUDEM Parzi wiedział jak go znaleźć? Mam uwierzyć, że akurat zna tę grę?
Po czwarte: cały wątek w 'normalnym świecie', szczególnie po wysadzeniu domu ciotki to jakiś żart.
I tak - w filmie była jeszcze masa innych błędów itp., ale te mnie osobiście najbardziej ruszyły. Film się jednak ratuje ciekawymi nawiązaniami i ogólnie pozostaje po nim pozytywne wspomnienie.