PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=121760}

Piraci z Karaibów: Na krańcu świata

Pirates of the Caribbean: At World's End
2007
7,7 397 tys. ocen
7,7 10 1 397247
6,2 47 krytyków
Piraci z Karaibów: Na krańcu świata
powrót do forum filmu Piraci z Karaibów: Na krańcu świata

Jako,że w poprzednim temacie zabawa się zbyt dobrze nie przyjęłą,postanowiłem spróbować na osobnym temacie... A więc, ogólna koncepcja jest taka,żeby umilić sobie czas oczekiwań na zwiastuny,a następnie sam film... jak? Spróbować napisać opowiadanie! Taką naszą, literacką wersję trzeciej części. Były już wasze propozycję co do tego, co byście widzieli w filmie? a teraz proponuję sprawdzenie Waszych literackich zdolności.:D Ja zacznę.

?Statek się kołysał. Cała załoga spała. Był w końcu środek nocy. Nikt więc nie zauważył, idącego na palcach małego chłopca. Chłopiec ów kierował się do kwatery kapitana statku. Nawet gdyby to był środek dnia, nikogo to by specjalnie nie zdziwiło, wszak kapitan statku był ojcem skradającego się w tym momencie młodzieńca. Chłopiec dotarł w końcu do kabiny, w której miał nadzieję znaleźć to, czego szukał od dni kilku. I nie pomylił się. Przy stole, z głową na stole, który teraz pokrywało mnóstwo map, pochrapywał dorosły mężczyzna z czerwoną chustą na głowie, a w zwisającej ze stołu ręce trzymał? tak! To była ta butelka, której tak bardzo chciał skosztować młody pirat! Nie wiedział, co prawda, co to jest? ale widział, iż wszyscy piraci na statku popijali ów płyn na codzień? więc on też zapragnął spróbować? podkradł się do ojca? zabrał delikatnie butelkę z ręki rodziciela? i rozradowany zdobyczą skierował się do wyjścia? ojciec poruszył się. Chłopiec zamarł w bezruchu. Już był prawie przy wyjściu? ale nie zauważył, iż lewą nogą zahaczył o zwój liny leżący na podłodze. Dalej było tylko słychać brzdęk tłuczonego szkła. I okrzyk zbudzonego ojca: JACKU SPARROW!! ILE RAZY MÓWIŁEM, ŻEBYŚ NIE RUSZAŁ MOJEGO RUMUUU!!!

Kapitan Jack Sparrow obudził się zlany potem. Wspomnienia z dzieciństwa nie były dla niego zbyt przyjemne. A sytuacja w której się właśnie znajdował, również do takich nie należała? wciąż podnoszące się podłoże, na którym sypiał ostatnimi czasy, ciągle przypominały mu o tym bo, jak tu, do stu piorunów wydostać się z żołądka potwora morskiego, do którego wskoczyło się parę dni temu??

PS. Mam nadzieję, że historia, jak i sam pomysł przypadnie Wam do gustu? aby zabawa mogła trwać dłużej, starajcie się pisać dłuższe wypowiedzi. Może nie takie, jak moje, bo mnie ?trochę? poniosło?:D ?ale, jednak jedno zdanie to za mało. No i chronologia też jest ważna. Najpierw uwolnijmy Jacka z bebechów Krakena?Wiem, że już na początku byście chcieli opisać ślub Jacka i Eli, a zaraz później pożarcie Willa przez Krakena? ale wtedy zabawa nie będzie miała sensu. Tak więc? Miłej zabawy. O ile, takową podejmiecie.:D

House_M_D_

Cudownee opowiadanie! Może troche mi żal Willa. W końcu to nie jego wina, że Lizzie (albo Lizzy) woli Jacka... Ale fajnie że wrócił. Ach, Raguel niezmiernie mi przykro, że odchodzisz od nas ;((. Jednak poczekam aż wrócisz (choćbby na chwile) żeby kontynuować opowieść o Popielnym Diamencie ;DD. (O boże, jaka ja się zrobiłam sentymentalna ;PP). Wasze opowiadanie jest supeeeeeeer!

ocenił(a) film na 10
Kolec

Opowiadanie jest SUPER!!! Kawał porządnej literatury,mówię serio, naprawdę dobrze napisane. Nie wiem jak teraz obejrzę film, bo będzie pewnie zupełnie inny, ale i tak będę czytała do końca. Szczerze żałuję i współczuję z powodu odejścia Kapitana Reguela, ale wierzę, że pokona on trudności i jeszcze się wśród nas pojawi. Ponadto, wszystkim którzy pracują nad opowieścią życzę weny twórczej. Piszcie prędko, nie mogę się już doczekać dalszego ciągu.

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Nekst Czapter baj ?Ja?

Poranna morska bryza dawała o sobie znać przemęczonej i przemarzniętej załodze Czarnej Perły, która całą noc spędziła na pościgu nikczemnej Toriette. Mimo, iż pościg trwał dopiero dwie doby, marynarze zaczęli plotkować już o zmianie, jaka zaszła w nastawieniu Jacka Sparrowa, po powrocie z zaświatów. Nikomu nie zwierzył się, jakim cudem zdołał wyjść bez szwanku z owej potyczki z Barbossą, choć te pytanie zadawano mu po tysiąc razy. Zawsze zbywał ciekawskim, krótką, wymowną odpowiedzią:
-Nie ważne jak, ważne, że wciąż jestem wśród was. No dalej, wynocha, myślicie, że nie mam nic do roboty ? musze przemyśleć parę ważnych spraw?
Właśnie. Przemyśleć. Ostatnie dwa dni Jack Sparrow, w całości spędził za sterem, pogrążony w myślach. Jedyna rzecz, której gotów był się zwierzyć to butelka rumu ? jego nieodłączny przyjaciel, na którym zawsze mógł polegać. Jack opuszczał stanowisko za sterem tylko wtedy, kiedy ku zbliżała się Elizabeth. Unikał jej osoby, a przede wszystkim spojrzenia jak tylko mógł, w rezultacie czego przez całą podróż nie zamienił z nią ani słowa. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego? Odpowiedź jest prosta: miał wyrzuty sumienia, że ofiarował jej duszę w zamian za swój nędzny żywot.
Jakaś cząstka starego Sparrowa paradoksalnie umarła w nim, kiedy Jones zwrócił mu życie. W dodatku, coraz bardziej zaczęła doskwierać klepsydra wyszyta na ramieniu. Z każdym dniem na dnie klepsydry pojawiało się nowe ziarenko, powoli wypełniając tatuaż.
W wyniku wszystkich wyżej wymienionych mankamentów Jack Sparrow spoważniał, spochmurniał, a przede wszystkim zapragnął odwetu na Toriette.
W końcu drugiego dnia podróży Jack wyglądając z lunety, dojrzał na horyzoncie odległe kontury Białej Perły. Sparrow zerwał się, niczym lampart spostrzegłszy ofiarę i w jednej chwili wydał załodze kilkanaście rozkazów.

* * *

Pierwsze gwiazdy pojawiły się na horyzoncie, gdy Czarna Perła zrównała się z śnieżnobiałym okrętem Toriette:
-Do armat, zawszone kundle, do armat ? krzyczeli kapitanowie obu okrętów.
Wkrótce z Czarnej Perły wydobył się przeraźliwy huk i dwadzieścia armat uderzyło o burtę Białej Perły. Chwilę później okręt Toriette odpowiedział ogniem. Rozpoczęła się najprawdziwsza bitwa morska?


To tyle, jeśli chodzi o wątek Jacka Sparrowa. Teraz chciałbym zainaugurować nowy wątek, który poszerzy naszą historie?
PS. Taki mały spoiler: Obie historie połączą się wkrótce w jedną całość?




Pięciomasztowy kolos wpłynął na spokojną toń Pacyfiku. Za rufą zostawił już ledwo dostrzegalne brzegi ziemi ognistej oraz cieśninę Magellana i teraz, dumnie pędził na północny zachód, dziobem wyznaczając odległy cel rejsu. Załogę czekała jeszcze długa przeprawa, gdyż brzegi Indii odległe im były o kilka tysięcy mil morskich. Bezchmurny, nocny nieboskłon mienił się setkami gwiazd, których kompozycje tworzyły niezliczone, czasem cudowne kształty. W oddali, na horyzoncie, można było dostrzec latarnię w Puerto Plata. Na statku panowała cisza. Niemal cała załoga hiszpańskiego pięciomasztowca pogrążona była we śnie. Tylko w poły przytomny sternik wykonywał swe obowiązki. Nawet majtek pełniący służbę na bocianim gnieździe odłożył lunetę i chrapał w najlepsze.
Naglę tę niczym niezmąconą ciszę przerwały strzały z armat. Majtek otrząsnął się z letargu i popatrzył przed siebie. W odległości najwyżej stu jardów, przed nimi dryfowała czteromasztowa fregata, ostrzeliwując hiszpański okręt. Rozpaczliwie zawołał do wyrwanej ze snu załogi:
-Nieprzyjaciel od sterburty!- A po chwili, kiedy dostrzegł przez lunetę banderę wrogiego statku dodał jeszcze bardziej rozpaczliwym tonem - Do broni! Piraci!
Kapitan hiszpańskiego galeonu zwanego Vencedor (Zwycięzca) bardzo sprawnie zorganizował defensywę. Po czwartej salwie piratów Vencedor odpowiedział ogniem. Dwadzieścia armat wydało z siebie przeraźliwy huk, poczym kule uderzyły o bakburtę fregaty. Po krótkiej, lecz wyjątkowo zaciętej wymianie strzałów, piraci przystąpili do abordażu. Kilkadziesiąt haków zarzucono na sterburtę galeonu. Chwile później skrzyżowano szablę. Może z powodu zaspania, a może z braku umiejętności, faktem pozostaje, iż mimo liczebnej przewagi Hiszpanie nie radzili sobie w tej konfrontacji. Zaledwie po kilku minutach siły zostały wyrównane, a piraci już zaczęli sobie ostrzyć zęby na dobra, jakie przewoził Vencedor. Załoga pięciomasztowca ubożała z minuty na minutę. Jedynie kapitan Hiszpana wraz z garstką oficerów stawiało dzielny opór korsarzom. Kwadrans później było po walce. Piraci plądrowali ładownie Vencedora, a jego dowódca, skrępowany, przyprowadzony został na pokład wrogiego okrętu, by stanąć przed obliczem herszta korsarzy.
Po chwili z kajuty wyszedł dumny, wysoki mężczyzna o jasnej cerze i stosunkowo długich, kasztanowych włosach. Pociągłe, szlachetne rysy twarzy i błękitne, iskrzące się radością oczy z pozoru mogłyby nie pasować do wizerunku kapitana pirackiego okrętu. Odziany był w haftowaną, kruczoczarną koszulę i aksamitne spodnie. Na głowie nosił brązowy, flauszowy piróg, nieodłączną część jego stroju, za którą gotów był oddać życie połowy załogi, zaś na ramieniu, siedziała rozglądając się bacznie po pokładzie, piękna, różnobarwna papuga. W dłoni dzierżył szpadę, której rękojeść zdobiona była złotem. Było coś w tym wzroku, jakim obdarzył Hiszpana, co napełniało go przeraźliwą trwogą. Podszedł do kapitana, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem i skłonił się przed nim:
-Christopher Eagle? do usług- powiedział po hiszpańsku, z nutą ironii w głosie. Kapitanowi Vencedora dech zamarł w piersiach. Doskonale znał to nazwisko. Posejdon, jak nazywano go w bliskim otoczeniu był zmorą dla każdego okrętu, niezależnie od bandery. Plądrował nie tylko na wodzie, ale także na lądzie, nie okazując przy tym zbyt wielu przejawów dobroci. Hiszpan załkał ze strachem:
-Miej litości, panie! Dam ci ile zechcesz, tylko miej litości i daj mi wolność- w tym napadzie strachu padł na kolana, pochwycił rękę Eagle?a i zaczął ją z namaszczeniem całować, lecz pirat odtrącił go uderzając boleśnie w twarz:
-Uspokój się błaźnie!- Powiedział do niego- Wstań z tych kolan i zachowuj się jak mężczyzna, Hiszpański skunksie.
Hiszpan powolnie podniósł się z posadzki i z pokorą pokłonił się Eagle?owi:
-Nazywam się Juan De La Vegas
-Bardzo mi miło. Tymczasem, Juanie De La Vegas, powiedz mi, podaj mi choćby jeden powód, dla którego miałbym darować ci życie.
-Mam narzeczoną, którą chciałbym po powrocie z tej wyprawy poślubić. Dostałem propozycje, by zostać vice-gubernatorem Cartageny. Moja matka popadła w ciężką chorobę, nie mogę jej teraz zostawić?
-Doprawdy- zaśmiał się Eagle, a załoga mu zawtórowała, chociaż niewielu z nich rozumiało Hiszpański- to, dlaczego jesteś teraz tutaj, a nie przy niej, co? Mówisz, że masz narzeczoną, którą chciałbyś poślubić tak? Mi, jednak, nie daliście takiej szansy?Oddzieliliście mnie od mej ukochanej przeszkodą nie do pokonania, choć ponoć miłość wszystko potrafi przezwyciężyć? Płynęła statkiem z Port Royal do Barbados, do swojego ojca, by osobiście zaprosić go na nasz ślub, gdy twoi koledzy zatopili jej okręt. Powiedz mi, czy byłoby sprawiedliwe gdybym darował ci teraz życie? Tylko szczerze, kłamstwo nic ci tu nie pomoże?
-To nie ja zatopiłem łódź pańskiej ukochanej tylko ci przeklęci korsarze, a to takie same szumowiny jak wy, piraci- wymamrotał De La Vegas po długiej chwili namysłu.
-I tu się musze z tobą zgodzić De La Vegas. Jestem szumowiną. Przyznaje się do tego. Lecz nie z własnej woli stałem się? piratem. WY mnie nim uczyniliście. Zmusiliście mnie do zemsty, do nienawiści i okrucieństwa. Wy, bo to wasz Hiszpański okręt zrównał z ziemią moje rodzinne miasto i zaciągnął mnie na Mauretańskie plantacje gdzie, przez pięć lat, harując jak Syzyf, dzień i noc, przechodziłem przez śmierć za życia, bo tak mówi się o ?pracy? niewolnika.
-Bardzo mi przykro z powodu tych cierpień doznanych przez pana, ze strony mojego narodu, ale czyż sprawiedliwym by było karać mnie w miejsce tych, którzy panu tę krzywdę wyrządzili.
-Naturalnie, oni zostali już przeze mnie ukarani- powiedział Eagle, co w rzeczywistości nie było do końca prawdą, bo kapitan okrętu, który zaatakował jego rodzinne miasto, zginął kilka lat wcześniej, w nierozważnej próbie zdobycia Tortugi-, Ale to nie przywróciło mi moich utraconych pięciu lat życia.
-Ja jednak okaże się wobec ciebie miłosierny- rzekł doniośle Eagle, poczym zwrócił się ironicznie, w dialekcie Angielskim do swojej załogi- Panowie, pragnę przedstawić wam nowego członka naszej załogi, wyznaczam mu bardzo odpowiedzialne zadanie, więc traktujcie go z należytym szacunkiem w stosunku do funkcji, jaką pełnić będzie tutaj. Będzie naszym? pomywaczem- piraci wybuchli gromkim śmiechem- Ferguson, Doley pokażcie mu jego nowe miejsce pracy. Reszta załogi, zatopcie ten hiszpański wrak i rozwińcie żagle. Kierunek- Indie!
Juan De La Vegas przebywał niegdyś pół roku w Angielskim więzieniu i stąd nauczył się trochę języka wroga, który teraz, choć przydał się mu w zrozumieniu intencji pirackiego kapitana, w rzeczywistości okazał się dla niego zgubą. Bez chwili namysłu zawołał do wydającego rozkazy Eagla:
- Ty cholerna szumowino. Bądź przeklęty razem z twoją matką- dziwką, która spłodziła takiego szatana jak ty. Niech Bóg wymierzy ci sprawiedliwość, dziecię Belzebuba!
Eagle momentalnie obrócił się ku kapitanowi Vencedora, poczym wydał nowy rozkaz załodze:
-Stać! Zmieniłem zdanie! Najpierw musimy pokazać temu chłystkowi, jakie zastosowanie na naszym statku posiada reja?

ocenił(a) film na 5
_Ja_

To, że okręt nazywa się Vencedor, czyli tak samo, jak okręt Barbossy, to nie błąd... Przekonacie się sami, już wkrótce...

ocenił(a) film na 7
_Ja_

Dziś do południa kolejna część mojego pióra.

ocenił(a) film na 7
_Ja_

Krótkie niestety, ale jest. Coś mi ostatnio komputer szaleje, ale jeszcze dziś coś do tego dopiszę. Także to jeszcze nie koniec mej działki tekstu.

Wrzawa. Chaos. Krew i pożoga. Kolejne salwy armat stopniowo acz konsekwentnie dziurawiły siostrzane statki. Zdawało się, że Białą Perłę, uszkodzona już wcześniej w starciu z Vencendorem trzymała na wodzie jedynie silna wola i nienawiść jej Kapitan. Toriette przechadzała się spokojnie po pokładzie, zgrabnie omijając walące się maszty i przecinające powietrze odłamki drewna. Czekała. Gdy kolejna kula nieomal urwała głowę Pani Kapitan, nastąpił wyczekiwany moment.
- Dość! ? wrzasnął do swych ludzi Sparrow. ? Następny, który odpali armatę, popłynie w jej towarzystwie na dno oceanu!
Toriette uśmiechnęła się złośliwie. Żałosny, zapijaczony do juan do siedmiu boleści. Odmóżdżony przez nadmiar słońca, chwiejący się gwiazdor w pirackim kapeluszu. Pani Kapitan zbliżyła się do burty i pomachała kredziastemu idiocie. Ten w odpowiedzi zmrużył gniewnie oczy, a po chwili znów przybrał swój radosny i beztroski wyraz twarz. Głupi, głupi Jack? To oczywiste, że nie możesz zniszczyć Perły. Podobnie jak ja, wiesz o przepowiedni, a twoja nieprzyzwoita zachłanność nie pozwala ci na przepuszczenie okazji do obłowienia się. Toriette jednym ruchem chwyciła jedną z ostatnich lin na swym statku, które mogły przenieść ją na drugą stronę. Po chwili stała już naprzeciwko Dredowego Kapitana.
- Co jest, Jack? Chciałeś mnie? To masz! ? warknęła wyciągając szablę.
- Nie pora na żarty kobieto! ? krzyknął piskliwym głosem Sparrow.
Toriette zaatakowała szybko. Proste, niestylowe pchnięcie prosto w serce. Jack nie bez trudu zbił cios. Teraz oboje zaczęli okrążać się na pokrytym drewnianymi odłamkami pokładzie.
- Toriette, skarbie, po co te nerwy ? kontynuował Kapitan Czarnej Perły. ? Nie możemy porozmawiać?
- Nie?
Kolejna seria pchnięć. Głowa, tors, głowa, krocze. Sparrow cofał się i nerwowo, próbując parować ciosy. Toriette nie grała fair. Nareszcie cięcie. Prostopadłe. Tym razem Jack bez problemu zablokował uderzenie i szybko wyprowadził kontrę. Proste, ale silne uderzenie z półobrotu sprawiło, że koniec szabli nieomal zahaczył o lekko zadarty nos Kapitan Białej Perły.
- Co jest, Pani Kapitan ? zaczął Jack z uśmiechem. ? Nie w formie?
- Tylko popatrz ? wysyczała w odpowiedzi i skoczyła w tył.
Jej stopy natrafiły na jedną z nielicznych ocalałych beczek. Teraz Toriette spacerowała po niej niczym wytrawny cyrkowiec.
- Hmmm? Ładne? - mruknął Jack.
Wyskok. Salto w tył. Sparrow nie widział perfekcyjnego lądowania. Jego wzrok skupiony był na toczącej się w jego stronę beczce. Poderwał się w górę w ostatniej chwili. Teraz to on popisywał się wytrawną sztuką biegania po kole.
- Zawsze uważałam, ze masz w sobie coś z błazna, Jacku Sparrow ? krzyknęła Toriette.
- Ty też, najdroższa. Wiesz ile płacą z kobiety z brodą? ? odpowiedział pogodnie Kapitan Czarnej Perły i zgrabnym ruchem pokierował beczkę do przodu. Kolejny raz skrzyżowali szable. Ostre niczym brzytwy ostrza raz po raz zderzały się ze sobą, błyszcząc w południowym słońcu. Toriette obracała się na wszystkie strony, by sparować ciosy przeciwnika akrobaty. Nagle oboje przerwali. Wokoło panowała śmiertelna cisza. Tymczasem załogi siedziały razem w równym rządku na drugim końcu okrętu, wpatrzone w swych kapitanów. Gibbs krążył wokoło z prowizoryczną sakiewką z własnej koszuli.
- Jeden miedziak na Kapitana Sparrowa, dziękuję. Dwa na Kapitan Toriette, dziękuję.
- Ty draniu ? mruknął Jack. ? Ja ci pokażę jednego miedziaka!
- Nawet oni lepiej mnie cenią ? zauważyła Toriette. ? To co? Kończymy?
Sparrow w odpowiedzi wyprowadził proste cięcie po kolanach. Pani Kapitan przeskoczyła mknącą szablę, ale przed dobrze wymierzoną pięścią nie miała szansy uciec. Po sekundzie leżała na deskach z zakrwawionym nosem.
- Ty draniu! ? jęczała. ? Połamałeś mi nos! Jak ja będę wyglądać.
- Cóż? Moja piękna? - zaczął Jack wędrując wraz z beczką tyłem w kierunku załogi. ? I tak nie mogło być gorzej, więc będzie tylko?
Kapitan Czarnej Perły umilkł. Między oczy spoglądał mu właśnie długi pistolet, spoczywający w prawicy rozeźlonej Toriette. Oszpecona kobieta uśmiechnęła się krzywo i obniżyła broń, celując w beczkę, na której stał. Beczkę z prochem.
- O kurde?

ocenił(a) film na 7
Marat_Sade

Oczywiście miał być don juan i dredziasty idiota.

ocenił(a) film na 9
Within_Destruction

Oczywiscie jak zwykle doskonale!:D szkoda ze tak malo o Jacku:P ale ten spoiler, ktory teraz sie pojawil wciaga jak wir:D nie moge sie doczekac kontynuacji!!:D

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Jako, że nie ukrywam - Christopher Eagle stanie się ważną postacią naszej opowieści, pragnę w pewien sposób ulżyć waszej wyobraźni i podać kilka nazwisk aktorów, którzy pasowaliby do jego wizerunku. Wybierzcie najlepszą dla siebie postać i niech wasza wyobraźnia działa.
Lista:
Gary Oldman
Russell Crowe
Keanu Reeves
Clive Owen
Christian Bale
Roger Moore (w przeszłości, teraz ma już ponad 70 lat)

_Ja_

Keanu Reeves

ocenił(a) film na 5
Cpt_Pchelka

Ja prawdę mówiąc bardziej zbliżałbym się ku trójce: Oldman, Owen, Moore, ale skoro już podałem taką listę, macie niekwestionowane prawo wyboru.

P.S. Może to dlatego, że za Reeves'em specjalnie nie przepadam...

_Ja_

Z twojej trójki wybrałabym Owen'a "D :D .....

ocenił(a) film na 5
Cpt_Pchelka

Ja też................................................:)

_Ja_

To zostawmy juz Owena:D Jak ktoś ma jakieś przeciw to niech powie to teraz albo zamilknie na wieki:D

Cpt_Pchelka

Najmocniej przepraszam że przerywam konwersację, ale o ile pamiętam to na tym temacie tworzy się opowiadanie. Jak chcecie pogadać to sugeruję wymienienie się numerami gadu.

ocenił(a) film na 5
Liriel_

Oj Liriel, Liriel... Nie rozumiem Twojego oburzenia... Nasza konwersacja nie była bezproduktywna - ma pomóc czytelnikowi w wyobrażeniu sobie sylwetki Christophere Eagle...
Ponadto, teraz niestety nie mogę pisać, gdyż dalszy ciąg zarezerwował sobie Mikael, a szkoda, bo już mnie energia twórcza rozpiera i wręcz wariuje, że nie mogę nic napisać.
Pozdrowienia dla Ciebie...

_Ja_

(dźwięk kroków na drewnianym pokładzie) Kapitanie JA... prosiłbym nie kwestionować moich rozkazów... Podporucznik Liriel usiłowała wprowadzić spokój z mojego polecenia... jako,że ja jestem nie-tak-wielkim nieobecnym,zrobić tego nie mogłem... i Liriel poparła mnie w całej rozciągłości... każdy z nas ma wyobraźnie... po to,aby samemu kreować świat i bohaterów opisanych przez autora... więc rozważania,czy postać jest podobna do Owena,czy Reevesa...jest bezcelowa. Rzekłem. (odgłos kroków cichnie)

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

I Ty Brutusie, przeciwko mnie??????????????????????????????????????????

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Ciąg dalszy...

To wszystko stało się w ułamku sekundy. Toriette pociągnęła za spust, a Jack Sparrow zrobił salto w powietrzu i wyskoczył z okrętu, uderzając głową w lodowatą taflę wody. Wraz za nim na dno poszła pokaźna część pokładu. Jedna z desek, poprzebijana gwoździami sfrunęła wprost na zanurzającego się bezwładnie w wodzie kapitana Sparrowa. Toriette również nie wyszła bez szwanku, z tego zamieszania. Siła eksplozji odrzuciła ją na kilkanaście metrów. Z impetem uderzyła o lewą burtę statku i byłaby z niej wypadła, gdyby nie jej niebywały refleks. Ostatnim ruchem zaczepiła końce palców o drewnianą poręcz burty, bezwładnie wisząc na okręcie.
Toriette spojrzała w górę, pragnąc prędko powrócić na okręt, lecz ujrzała przed sobą naznaczone tryumfem oblicze Gibbsa, który mierzył do demonicznej kapitan rewolwerem:
-Chyba nie zabijesz kobiety? ? prychnęła pogardliwie Toriette.
-Nie, Jack Sparrow mnie wyręczy? - odparł Gibbs i chowając rewolwer nadepnął swym ciężkim, skórzanym butem na rękę Toriette. Ta zawyła z bólu i spadła do wody. Niczym samotni szukają swej drugiej połowy, w podobny, groteskowy sposób Jack i demoniczna kapitan Białej Perły poszukiwali się wzajemnie w zimnym morzu. W końcu Sparrow natrafił przypadkiem na nurkującą Toriette i zaatakował ją, jak rekin atakuje napotkaną ofiarę. Dwójka zaczęła się wzajemnie dusić pod wodą. Toriette wierzgała każdą możliwą częścią ciała, próbując utopić Jacka, a sam Sparrow bardzo umiejętnie bronił się przed niezdarnymi ciosami białowłosej kapitan.
Tymczasem załoga Białej Perły w całości opanowała okręt o Czarnych żaglach. Wszyscy ze spokojem przyjęli kajdany niewolnicze na swoich dłoniach. Wszyscy, oprócz dwójki kochanków: Willa i Elizabeth, którzy z wrodzoną zaciekłością walczyli do upadłego. W końcu poobijani przez marynarzy Białej Perły, zostali związani za ręce jednym sznurem. Gibbs, doświadczony wilk morski, próbował ostudzić nastroje, ale marynarze Perły zdawali się nie znać granic swojego okrucieństwa, o czym kompani Jacka mieli się jeszcze bardzo boleśnie przekonać.
Kiedy podwładni Toriette wyprowadzali skrępowanych marynarzy Jacka do kajut niewolniczych pod pokładem Białej Perły, para kapitanów wciąż ze sobą walczyła. Wreszcie walczący zbliżyli się do resztek rozerwanego pokładu czarnego okrętu. Toriette z wrodzonym sobie sprytem wykorzystała okazje i wypłynąwszy na powierzchnie zdzieliła oniemiałego Jacka dużą drewnianą belą, która roztrzaskała się na jego głowie. Sparrow poczuł przeszywający ból, po czym świat zawirował mu w oczach. Spojrzał jeszcze ostatni raz na tryumfującą Torriete, po czym utracił przytomność.
Toriette nie musiała dobijać Jacka ? Sparrow przecież musiał utonąć? Nie zwlekając podpłynęła do drabinki i wdrapała się na pokład Białej Perły. Poprawiwszy biust zeszła pod pokład, wprost do kajut niewolniczych. Od razu uderzył ją okropny odór gnoju ? więzienie było wciąż zajmowane przez rozbitków z innego okrętu, na który napadła wcześniej Toriette. Miała, co prawda zamiar sprzedać ich na jakieś plantacje, ale Indie ? najbliższy cywilizowany ląd - były odległe o wiele tysięcy mil.
Jack Sparrow nie czuł bólu, chociaż powinien był być już dawno martwy, leżąc przez ostatnie dziesięć minut na dnie oceanu. Z namaszczeniem pocałował monetę Azteków, po czym wypłynął na powierzchnie, podążając w ślady Toriette.


Demoniczna pani kapitan śmiała się w twarz swym nowym niewolnikom:
-Którzy się stawiali? ? zapytała z rozbawieniem.
-Ci ? odpowiedział Bloodwood, wskazując na Lizzie i Willa.
-Ha! Świetnie! Turner i Swann! ? wykrzyczała ? Już nie muszę się o Ciebie troszczyć Lizzie, gdyż Twój kapitan leży na dnie morza? Nie żyje, więc nie może Cię kochać, Eli, rozumiesz?
-Jack Sparrow nie żyje?! ? wyszeptała Elizabeth.
-Panie Gibbs ? zaczęła Toriette ? wiesz, jak bardzo Cię lubię, dlatego też powierzę Tobie bardzo ważną misję. Podajcie mu broń ? krzyknęła do Bloomwooda, a ten z szyderczym uśmiechem rzucił mu rewolwer ? Dobrze. Teraz, wyceluj pan, w któregoś z nich i zabij! ? powiedziała, wskazując na Lizzie i Willa ? Uratujesz życie jednemu z nich. Wybór należy do Ciebie?
Joshamee Gibbs przeżywał istny dylemat. Stanął naprzeciw dwójki przyjaciół, z których musiał zabić jednego. Zasady Savoir vivre nakazywały mu zabić Willa. Dopiero po chwili przypomniał sobie w myślach:
-Przecież ja jestem piratem ? nie trzymam się żadnych zasad.
Tymczasem, jeden z niewolników, których Toriette pojmała już dawno temu - brudny mężczyzna, o jasnej cerze i błękitnych oczach, w których zabłysła iskra nadziei zdołał wydostać się z osznurowania. Siedział jeszcze spokojnie, obserwując beznamiętnie całą sytuacje i oczekując dogodnej chwili, by podjąć działanie.
Po długich oczekiwaniach i kilkukrotnym ponagleniu przez Toriette, Joshamee Gibbs wycelował broń wprost w skroń Elizabeth. Biorąc pod wzgląd dawne stosunki z ojcem Willa, Gibbs postanowił oddać mu przysługę i teraz oszczędzić jego syna. Broń drżała, w jego rękach, a każda minuta zdawała się być ułamkiem sekundy. W końcu Toriette krzyknęła po raz ostatni:
-Zabij ją, do jasnej cholery Gibbs, bo zaraz wypruje z Ciebie flaki!
Gibbs przestraszony i cały spocony, wykonał gest, poprzedzający naciśnięcie na spust. Już miał wystrzelić, gdy ? niewolnik, uwolniony ze sznurów rzucił się na Gibbsa, wykradając broń i przewracając go na ziemie. Stał chwilę w napięciu, namyślając się, co czynić dalej. Podwładni Toriette dobyli już broni, więc zabójstwo demonicznej pani kapitan, okazałoby się dla niego zgubą. Żałując, że podjął jakiekolwiek działania, nacisnął na spust. Pocisk wystrzelił z pistoletu i niczym w zwolnionym tempie wbił się w oczodół ??.Willa Turnera. Will bezwładnie opadł na ciało Elizabeth, która zawyła z rozpaczą. Z martwego oka Turnera strumieniami tryskała krew:
-Nie mogłem pozwolić, by ten mięczak zabił kobietę ? rzekł zabójca w angielskim dialekcie, wskazując palcem na przerażoną sylwetkę Gibbsa. Toriette popatrzyła się na obliczę zabójcy Willa, jakby miała już zamiar wydobyć z siebie rozkaz egzekucji. Nie zdążyła?
Do kajuty, dumny jak lew wkroczył kapitan Jack Sparrow i rozejrzał się po pomieszczeniu. Ani na moment nie zraził go widok martwego Turnera, jak i również widok płaczącej Elizabeth. Zachowywał się, jakby w kajucie byli tylko on i Toriette:
-Co u diabła? Przecież Cię zabiłam, Sparrow! ? krzyknęła Toriette.
-Aztecy mnie uratowali?- odparł Sparrow, dobywając rewolweru i jednym celnym strzałem, powalając na ziemie Toriette. Następnie, Jack rzucił się na podwładnych byłej pani kapitan i z pomocą zabójcy Willa powystrzelali wszystkich w pień:
-Kapitanie, uwolnij nas! ? krzyczeli niewolnicy do zabójcy Willa. Kapitan już miał ruszyć z pomocą swoim podwładnym, gdy nieoczekiwanie Elizabeth dobyła szpady i rzuciła się na zdezorientowanego zabójcę Willa. Broń już miała przebić jego plecy, gdy uderzenie sparował Jack, łapiąc Elizabeth w pół:
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze! Ten mości kapitan uratował Ci życie? - pocieszał ją Sparrow. Po chwili zabójca Willa podszedł do Jacka i uścisnął go tak, jak witają się starzy przyjaciele mówiąc:
-Miło cię znowu widzieć Jacku Sparrow.
-Kapitanie! Kapitanie Jacku Sparrow ? poprawił go ekscentryczny kapitan Czarnej Perły, po czym rzucił krótko:
-Myślałem, że Cię już nigdy nie zobaczę Chritopherze?
-Kapitanie! A przynajmniej były kapitanie Christopherze Eagle ? zaśmiał się mężczyzna?


Możecie mnie nienawidzić, ale decyzja o śmierci Willa, jest póki co - ostateczna...

ocenił(a) film na 7
_Ja_

Zabicie Willa i Toriette to najdebilniejsze pomysły pod słońcem. Totalnie nie w duchu piratów - lekkiej komedyjki przygodowej. Tam prawie nikt nie ginął, a jeśli już to nie tak krwawo, brutalnie i bezsensownie. Nie podoba mi się to zupełnie. Poza tym takie decyzje mieliśmy konsultować, o czym jakoś zapomniałeś. Na tym kończy się nasza współpraca literacka. Żegnam. I zastanów się nad tym, co piszesz, bo to już nie są Piraci z Karaibów.

Marat_Sade

Popieram przedmówcę. Mnie też się nie podoba się zabicie Will'a. Proszę o inną wersję tej części.

ocenił(a) film na 5
The_Interceptor

Teraz rzeczywiście widzę, że zabicie Willa Turnera było błędem. Przepraszam i obiecuje naprawę tego, co zburzyłem. Unieważniam tym samym ostatni tekst...

ocenił(a) film na 5
_Ja_

Oto druga wersja ostatniej części. Tamtą proszę traktować, jakby jej nie było. Po stokroć przepraszam za ukatrupienie Willa...

Jack Sparrow uśmiechnął się, niczym cynik, robiący minę do złej gry. Bez żadnych skrupułów Toriette nacisnęła na spust. Beczka wybuchła, niszcząc pokaźną część pokładu Czarnej Perły. Kapitan patrzyła, jak ciało Jacka spopiela się w ułamku sekundy, po czym siła odrzutu wypchnęła ją z okrętu. W ostatniej chwili zdążyła jednak utrzymać się masztu i tym sposobem uniknęła kąpieli w lodowatej wodzie. Toriette leżała na osmolonych deskach pokładu, śmiejąc się pod nosem:
-Pokonałam Cię, Jacku Sparrow, skarb pereł jest w zasięgu ręki? - wyszeptała. Nagle, wśród szumu morza i odgłosu walk załogi Jacka z jej własną usłyszała głośny, stanowczy stukot zbliżających się kroków. Toriette momentalnie obróciła głowę i spojrzała do góry. Jack Sparrow stał przed nią, w poły obnażony z ubrań, wymachując przed oczyma złotą monetą. Skrawki rozszarpanej koszuli kołysały się zgodnie, z każdym powiewem wiatru, odkrywając jego potężną muskulaturę. On sam jednak, wydawał się być w doskonałej kondycji:
-Adios amigo, jak to mówią Hiszpanie ? rzekł, po czym skierował szablę, końcem ostrza dotykając szyi Toriette. Już miał podciąć jej gardło, kiedy z oddali usłyszał dźwięk łamiącego się drewna. Spojrzał jednym okiem na Białą Perłe. Okręt Toriette trząsł się niemiłosiernie:
-Co to? ? zapytała Toriette.
-Skądś znam to uczucie i nie są to zbyt miłe wspomnienia?

* * *

Davy Jones był w złym humorze. Była to charakterystyczna cecha kapitana Holendra, gdy zmuszony był przyjmować nieproszonych gości:
-Jest ktoś, kto nam przeszkadza i trzeba go natychmiast usunąć? ? rzekł rzeczowo Lord Beckett, udając, że popija kawę z brudnej filiżanki, najgorszej zastawy Davy?ego:
-Jeśli chodzi o Jacka Sparrowa, to nie jest to taka łatwa? - zaczął Jones, lecz Beckett przerwał mu cedząc przez zęby:
-Sparrow może poczekać. To beznadziejny pirat. Mnie interesuje kapitan siostrzanego okrętu Czarnej Perły?
-Niejaka Aleksis Toriette, tak? ? zapytał z nadzieją Davy:
-O tak, chcę mieć tą sukę martwą ? odparł Beckett.
-To będzie dla mnie czysta przyjemność. Mój maleńki pupilek wkrótce to załatwi? - rzekł Jones. Beckett rozsiadł się wygodnie na długiej, miękkiej kanapie i powiedział leniwym tonem:
-Dobrze się z Tobą robi interesy, Jones?

* * *

Toriette i Sparrow zdążyli już dojść do konsensusu, gdy na pokład Białej Perły wślizgnęły się macki Krakena, niszcząc, co popadło.
Podczas, gdy kapitanowie pereł próbowali przedostać się na Białą Perłe, Will Turner, Elizabeth Swann i Joshamee Gibbs próbowali walczyć z potworem. Wtem jedna z macek pochwyciła w swe sidła Lizzie. Will zawył nieszczęśliwie i z szablą rzucił się na morskiego potwora. Jedna z kończyn powaliła Turnera na ziemie. Macka obejmująca pannę Swann zbliżała się nieuchronnie do gardła Krakena. Kolejna z kończyn mątwy oplotła się wokół masztu, łamiąc go w pół.
Los Elizabeth wydawał się być przesądzony. Tylko sekundy dzieliły ją od gardła Krakena. Sekundy i ? kapitan Jack Sparrow.
Tymczasem, okręt łamał się pod olbrzymią masą morskiego potwora, a załoga uciekała w popłochu przed złowieszczą bestią. Will Turner, wciąż próbował dostać się do Elizabeth. Chwycił w rękę długą, drewnianą belę i już miał wyskoczyć z burty, wprost w gardło Krakena, gdy macka potwora ? zepchnęła go do morza.
Toriette, z bezpiecznej odległości przypatrywała się zaistniałej sytuacji. Statki nie na dawały się już do dłuższego rejsu. Biała Perła miała, za chwilę zostać połkniętą przez potwora, a Czarny okręt Jacka był ledwo sprawny. Sam Sparrow ruszył już na odsiecz Kraken?owi, więc Toriette została zupełnie sama na pokładzie Czarnej Perły. Nie tracąc czasu, co tchu rzuciła się do steru, by umknąć potworowi. Rozłożyła żagle, a gdzieś w oddali usłyszała głośne przekleństwo. To Jack Sparrow darł się w niebogłosy przeklinając Toriette.
Gdy Jack zdołał już się uspokoić po utracie ukochanego okrętu i ucieczce Toriette, postanowił uraczyć się drugą rzeczą, którą kochał tak, jak swój okręt. Wiedział, że nie ma już dla nich nadziei. Wydobył z kieszeni kontusza, rum i duszkiem opróżniał jego zawartość. W pewnym momencie zakrztusił się i wypluł alkohol na pokład.
Na horyzoncie, ujrzał okręt. Po raz kolejny włożył rękę do kieszeni i po chwili przyglądał się przez lunetę przybyszowi:
-Znam ten okręt, ale to przecież? niemożliwe. Chritopherze Eagle, kocham Cię ? zawołał na widok zmiany kursu przez okręt. Teraz pięciomasztowy kolos pędził w kierunku Białej Perły. Uradowany i przepełniony nadzieją Jack Sparrow opróżnił do końca butelkę rumu i rozejrzał się po okręcie. W tym momencie do stóp Jacka doczołgał się ocalały Gibbs, niosąc w rękach ukochany kapelusz swojego kapitana:
-Co teraz zrobimy?! Wszyscy zostaniemy wyżarci przez soki trawienne tej bestii ? załkał głośno Gibbs.
-Uspokój się, łajzo. Apropos, ? odrzekł Sparrow, przyglądając się sytuacji na okręcie ? pewna piękna kobieta, oczekuje mojej pomocy. Wybacz więc Gibbs, napiłbym się jeszcze z Tobą, ale na mnie? już pora ? dodał Jack, pełen animuszu stanął na burcie i chwytając w dłoń szablę skoczył do gardła potwora.

Co zrobi Jack Sparrow? Czy uda mu się uratować ukochaną? Czy Toriette uda się bezkarnie odpłynąć w dal? Co stanie się z Willem i jaką rolę odegra w tej układance tajemniczy Christopher Eagle? Tego dowiecie się w następnym odcinku?
Sorry, że trochę słabo stylistycznie, ale dopadła mnie chyba choroba.
Pozdrawiam?


ocenił(a) film na 7
_Ja_

Ostatnią rzeczą jaką poczuł, mknący w kierunku Krakena, Jack był obrzydliwy, duszący i nieprzyjemnie znajomy smród. Potem zapadła ciemność. Udało się! Kapitan leżał przez chwilę na plecach, próbując złapać oddech. Znajdował się w dobrze poznanych już trzewiach potężnego Lewiatana. Z tą maleńką różnicą, że teraz wszystko trzęsło się w rytm destrukcyjnego tańca potwora, zajętego konsekwentnym demontażem Czarnej Perły. Mięsiste ściany górnej części żołądka skręcały się i pulsowały nieregularnie.
- Do dzieła ? zachęcił się Kapitan okrętu o czarnych żaglach.
Poderwał się na równe nogi i od razu stracił równowagę. Jego twarz wgniotła się w pokryte lepką śliną i zgniłymi resztkami wszelakiej maści i rodzaju dno żołądka.
- Zła dieta, bestyjko ? mruknął i ponownie (tym razem nieco ostrożniej) podniósł się.
Wystarczyło krótkie spojrzenie, by odnaleźć to, czego szukał. A raczej kogo. Towarzyszący mu podczas poprzednich wakacji we wnętrzu morskiego potwora umarlak nadal siedział na swoim miejscu. Jego prawa noga, a raczej to, co z niej zostało, zaczepiała o tylny ząb gospodarza.
- Wybacz, Johny ? powiedział przepraszającym tonem Jack.
Chwilę później wisiał w powietrzu, dyndając nogami nad morzem kwasów żołądkowych potwora. Wbite w górną ścianę piszczele truposza były nie gorszym narzędziem niż profesjonalne haki wspinaczkowe. Nagle ciało Krakena zatrzęsło się wyjątkowo mocno, a Jack zjechał po oślinionych gnatach w dół, prawie wpadając do bulgoczącej zwartości żołądka stwora.
- Niedobrze?
Po długiej wędrówce Sparrow w końcu dotarł do celu. Mięsisty, pofałdowany otwór, który rytmicznie zamykał się i otwierał, udowadniając piratowi, że istnieją gorsze zapachy od oddechu Krakena ? jego gazy. Jack puścił prawy piszczel i teraz tylko jedną ręką trzymał się bezpiecznej przestrzeni ponad kwasami. Z kieszeni wyciągnął przygotowane jeszcze przed bohaterskim skokiem małe kamienie. Mięsista dziura, otworzyła się, wpuszczając do środka śmierdzące gazy.
- No bestyjko ? zaczął pogodnie Sparrow. ? Jak to się mówi? pierdut.
Kapitan Czarnej Perły zwolnił uścisk lewej ręki i runął w morze kwasów. Zanim uderzył o powierzchni śmiertelnej mieszaniny, uderzył o siebie krzemienie. Ostatnie, co zapamiętał to snop iskier i huk eksplozji.

***
- Nie damy rady ? wrzeszczał Will. ? Elizabeth! Uciekaj stąd.
Panicz Turner i reszta załogi podjęli walkę z potworem. Walkę z góry skazaną na porażkę. Krakena strzaskał już cały dziób i uszkodził kadłub, przez co Perła zaczęła nabierać wody. Sytuacja była beznadziejna. Wokoło krążyły macki potwora, próbującego rozerwać załogę na drobne kawałeczki.
Will wraz z Gibbsem próbowali zebrać cały proch na statku, by powtórzyć chwyt użyty już w przeszłości. Jednak beczek było stanowczy zbyt mało. Teraz w obliczu nieuchronnej klęski w głowie młodego Turnera kołatała się szalona myśli. Chronić Elizabeth! Za wszelką cenę zabrać ją z tego piekła!
- Jestem ? krzyknęła Elizabeth, która właśnie stanęła tuż przy swym ukochanym.
- Miałaś uciekać? - zaczął William, ale na jego ustach wylądował palec Lizzy.
- Nie. Nie zostawię cię, kochany. Zrobimy to razem.
Will spojrzał w jej piękne, brązowe oczy. Oczy pełne determinacji i odwagi. Przytaknął.
- Razem ? powtórzył.
- Razem! ? wrzasnął Gibbs.
Chwilę później cała trójka biegła po pokładzie w kierunku wielkiej dziury, z której widać było przebrzydły pysk Krakena. Biegli równo. Ramię przy ramieniu. Szabla przy szabli. Za siebie. Za miłość. Za Jacka.
Nagle coś się stało. Stwór zakołysał się dziwnie i cofnął. Targnęły nim konwulsję. Ogromny ognisty podmuch wystrzelił ze spalonego wnętrza Krakena. Płonąca bestia wrzasnęła żałośnie. Will, Elizabeth i Gibbs padli na ziemię, obsypani resztkami Perły i zwęglonymi wnętrznościami stwora. Nagle w powietrze wystrzelił płonący pocisk. Po chwili stracił pęd i runął z krzykiem na dziurawy pokład. Osmalony Kapitan Jack Sparrow obrzucił ostatnim spojrzeniem konającego potwora.
- Adios, bestyjko?
Nagle pociemniało. Słońce zasłoniły chmury, zerwał się wiatr, a na pokładzie Czarnej Perły stanął?
- Davy! Stary druhu! ? krzyknął niespeszony kontekstem sytuacji Jack.
Po chwili nieustannie poruszające się oblicze morskiego Łowcy Dusz znalazło się stanowczo za blisko Sparrowa. Dredziasty Kapitan cofnął się o krok.
- Zabiłeś mojego potwora ? wycedził Jones.
- W obronie własnej ? zaczął Jack, ale wyraz twarzy rozmówcy sprawił, że umilkł i spuścił wzrok. ? Mam świadków? - mruknął jeszcze.
- Masz szczęście, że? - podrygujące macki Jonesa wskazywały na to, że nie może znaleźć odpowiedniego słowa. - ?jesteś mi potrzebny. Tymczasem, Sparrow. I pamiętaj o naszej umowie ? dodał wskazując wymownie na leżącą na deskach pokładu Elizabeth. ? Bo dla takiej duszy jestem gotów gonić cię nawet na kraniec świata. Tymczasem, Sparrow.
Will i reszta załogi odważyli się wstać dopiero, gdy ucichł stukający krok Jonesa.
- Co to miało być? ? spytała Elizabeth.
- Bredził ? niemal krzyknął Jack. ? Starsi piraci już tak mają.
- Mówię o tym wybuchowym wejściu ? zaśmiała się Lizzy. ? To było genialne ? stwierdziła i zarzuciła ręce na szyję Kapitana Czarnej Perły.
William zbladł i zacisnął zęby. Gibbs niemal słyszał wygłaszane w myślach kompana przekleństwa i inne niekulturalne oznaki nienawiści do Kapitana Sparrowa.
- Co zrobimy, Kapitanie ? Gibbs przerwał radosne trajkotanie Lizzy. ? Okręt w kawałkach. Najpóźniej do zachodu słońca pójdziemy na dno ? zauważył.
- Spokojnie. Spodziewam się gościa ? oświadczył Jack i bezceremonialnie wypuścił z objęć i ominął, nadającą ciągle Elizabeth.
Stanął przy burcie i wskazał płynący w ich stronę potężny pięciomasztowiec.
- Eagle płynie ? powiedział Jack i zmrużył oczy, wpatrując się w mały szczegół na wielkiej plami statku przed nimi. ? I chyba ma tą sukę, Toriette.

ocenił(a) film na 7
Marat_Sade

Przepraszam za błąd. Cała akcja dzieje się na BIAŁEJ Perle. Przepraszam.

ocenił(a) film na 10
Marat_Sade

Wolę nie myśleć co to był ten "mięsisty, pofałdowany otwór, który zamykał się i otwierał..." :)

ocenił(a) film na 7
Elanor

To było ujście do jelita, kochanie. :P
Ale głupie, pisze mi, że post za krótki...

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Mój plan został pogrzebany w gruzach, toteż zmieniam nazwę okrętu Eagle?a z Vencedor na Emerald


Tymczasem w jednej z kajut Emeralda toczył się zażarty spór pomiędzy kapitanem, a jego najbliższymi podwładnymi:
- W imieniu swoim i całej załogi kategorycznie nie zgadzam się na taki podział- zaskrzeczał jeden z marynarzy.
- Póki ja tu jestem kapitanem i ja wyznaczam, jaka część łupu przypadnie na każdego członka załogi! Więc bądź tak dobry i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy- odpowiedział Eagle mierząc go jadowitym spojrzeniem.
-Tak chciwym i niesprawiedliwym postępowaniem, może pan wywołać bunt na pokładzie sir!- Zawołał Goran Isson. Był to niski, krępy mężczyzna, Szwed, o niezwykle białej cerze, szafirowych oczach i jaskrawych blond włosach, który należał do bardzo wąskiego grona zaufanych ludzi Eagl?a. Rzeczywiście, Isson, co krok okazywał lojalność wobec swojego kapitana, wyrażając pełną aprobatę dla niemal każdej jego decyzji. Dlatego, duże wrażenie na Christopherze wywarła pozycja, jaką jego podwładny zajął w tej kwestii. Oczekiwał, że Szwed poda mu pomocną dłoń w przekonywaniu załogi, a on wsunął im do rąk pomysł zaszantażowania Eagle?a, bo raczej trudno oczekiwać, by załoga się przeciw niemu zbuntowała. Był przecież doskonałym przywódcą, który wiódł ich od zwycięstwa do zwycięstwa. Oczywiście, gdyby kapitan pozostał obojętny na ich żądania, choć z bólem serca posłaliby go do piachu.
Mimo, iż pozycja, jaką zajął Isson całkowicie go zaskoczyła, Eagle bez trudu znalazł niezwykle celną ripostę:
-Ty także wystąpisz przeciwko mnie?- Zapytał zjadliwie z nutą ironii w głosie.
Szwed znalazł się w potrzasku. Z jednej strony ochłodzenie stosunków z kapitanem byłoby brzemienne w skutkach, lecz z innej perspektywy, gdyby teraz zmienił zdanie i stanął po stronie Eagle?a, poważnie naraziłby się załodze. Po krótkim namyślę odpowiedział:
-Nazbyt kapitana szanuję, sir, by stanąć z panem w szranki, lecz trudno będzie nie przyznać racji załodze, jeżeli wystąpią przeciwko panu...
Uczestniczący w dyskusji marynarze błyskawicznie okazali aprobatę dla wypowiedzi Issona, a i Eagle nie mógł zarzucić nic swemu podwładnemu. Niemniej jednak, Chris nie zamierzał iść na żadne ustępstwa w tej sprawie. Wiedział, że gdyby teraz przystał na żądania marynarzy, uznano by go za człowieka ?do złamania?, a i jego honor ucierpiałby poważnie, ponieważ to Isson okazałby się zwycięzcą tej debaty.
Eagle powstał, ze spokojem wyciągnął szablę i z udawaną ironią w głosie zawołał:
-Jeżeli chcecie wznieść bunt to proszę bardzo! Wiedzcie jednak, że żywcem mnie nie dostaniecie!- Pogroził im delikatnie szablą, a na widok zaskoczonych, oniemiałych wręcz twarzy dodał:
-Bo prędzej zginę, niż choćby zbliżę się ku waszym żądaniom, psy!
Starał się jak najmocniej okazać wściekłość, by marynarze uwierzyli w tą jego małą komedie:
-Mało wam chwały,- krzyczał- nie wystarczy skarbów i zwycięstw odnoszonych głównie dzięki memu taktycznemu zmysłowi!- Tak chcecie mi się odpłacić, wy hieny cmentarne, buntując się przeciwko mnie. Jeszcze jedno słowo sprzeciwu, a wywalę was wszystkich na zbity pysk do morza?
Wtem urwał, gdyż przez bulę, mały otwór w drewnianej ścianie swojej kajuty, zobaczył coś niezwykłego. Ogromny morski potwór niszczył na części dwa dziwnie znajome okręty. Eagle uciszył załogę i spojrzał przez lunetę. O tak, kto jak to, ale Chritopher rozpoznałby te okręty, nawet przez sen. Dwie siostrzane łodzie, od zawsze były jego niespełnionym marzeniem. Pikanterii dodawał też fakt, że kapitanem Czarnej Perły został, ongiś przyjaciel Eagl?a ? ekscentryczny kapitan Jack Sparrow, a dowodzenie nad białym okrętem przejął odwieczny wróg Anglika ? demoniczna kobieta, zwana imieniem Toriette.
-Ustawić kurs, obiboki, płyniemy na pomoc tym okrętom ? zawołał Eagle, zrywając się nagle.
-Będą z tego jakieś łupy ? zapytał Isson.
-Łupy nie są tu najważniejsze. Mam nadzieje, że dostanę Toriette w swoje ręce.

* * *
Christopher Eagle ze spokojem przyglądał się sytuacji na oblężonych okrętach, kiedy Emerald przychodził na odsiecz. Dojrzał sylwetkę kapitana Sparrowa, który swą gracją i kocimi ruchami, przypomniał mu stare dobre czasy. Wkrótce, z przerażeniem stwierdził, że mocno ziszczona Czarna Perła ruszyła w drogę ucieczki. Na pokładzie zobaczył bardzo wyrazistą osobę, na której widok Eagle?owi serce zabiło mocno:
-Zmienić kurs! Płyniemy za tym Czarnym okrętem! ? krzyknął kapitan.
-Jeśli mógłbym wyrazić swą opinie? - zaczął Isson.
-Nie mógłbyś, Goranie. Jack Sparrow poradzi sobie bez nas, a ta suka jest dla mnie priorytetem?

* * *

-Ho, ho, ho, któż to zawitał w moje skromne progi ? zawołał wesoło Eagle, kiedy brudna, osmolona Toriette została postawiona przed obliczem kapitana, w jego kajucie. Chris zdjął przed nią kapelusz, kłaniając się nisko, po czym próbował pocałować ją w dłoń. Kobieta jednak prędko wyrwała się z jego jarzma, mówiąc:
-Jak chcesz mnie zabić, zrób to teraz. Nie zmuszaj mnie, bym się z Tobą całowała. Nie zniosła bym tego.
-Jakieś rozkazy, kapitanie? ? zapytał Eagle?a jeden z podwładnych.
-Tak?odholujcie Czarną Perłę pod nasz okręt i pokierujcie nasz statek do rozbitków z Białej łodzi. Jeszcze jedno, niech nikt mi teraz nie przeszkadza. Muszę przeprowadzić z panną Toriette naprawdę gorącą rozmowę? - odparł Eagle uśmiechając się łaskawie, w kierunku pani kapitan. Gdy drzwi do kajuty zamknęły się po wyjściu marynarza Chris zaproponował:
-Czego się napijesz? Rum, piwo, a może rozpowszechniony w Szwecji trunek, którego jestem wielkim amatorem ? wódka. Mówię spróbuj Toriette, daję kopa?
-Daj mi morskiej wody, bym mogła się na Ciebie wyrzygać, Eagle? Choć już, kiedy na Ciebie patrzę, zbiera mi się na wymioty?
-Oj Toriette, Toriette ? zaczął Eagle nalewając sobie pełną szklankę rumu ? Czemu jesteś wobec mnie taka nieuprzejma?
-Czemu? Ty się pytasz czemu? ? odparła rozgorączkowana pani kapitan ? Bo jesteś głupim, nadętym, zapatrzonym w siebie imbecylem. Zupełnie jak ten Twój koleżka, Sparrow. Dwóch przyjaciół, wielkich piratów, a w rzeczywistości para nie rozgarniętych kretynów, który po prostu mieli szczęście.
Eagle na te słowa, trzasnął szklanką o stół, tak że ta stłukła mu się w dłoni, rozcinając ją licznie.
-Tak nie będziemy rozmawiać, moja droga? Nie myśl też, że Cię po prostu zabiję? To za mało wyrafinowane, jak na mnie? Wiesz, co z Tobą zrobię?
-Co ty mi możesz zrobić, twardzielu?
-Moja załoga- odarł Eagle ? każe każdemu po kolei Cię przelecieć, a potem porzucę ciężarną na jakiejś mauretańskiej plantacji, gdzie umrzesz z głodu i przemęczenia?
-Nie zrobisz tego ? odpowiedziała, po czym na pytające spojrzenie Eagle?a dodała:
Jack Sparrow ci nie pozwoli.
-Nie wiem, dlaczego, miałby mi nie pozwolić ? odrzekł Eagle ? tymczasem muszę się z nim przywitać. Zaczekasz na mnie w kajutach dla więźniów?

* * *

Poziom wody na Białej Perle znacznie się podwyższył, gdy Emerald zbliżył się do rozbitków. Zarzucono haki i od razu odholowano Perłe, podczepiając pod okręt Chritophera. Emerald ledwo wytrzymując obciążenie był w stanie płynąć z, co najwyżej podwójnie mniejszą prędkością.
Tymczasem na pokład Białej Perły, wkroczył ubrany, w odświętny wystawny strój Chritopher wraz z Goranem Issonem. Pierwszy przywitał się z panną Elizabeth, racząc jej delikatne ręce buziakiem. Lizzie, na którym kapitan Emeralda wywarł duże wrażenie, zarówno wizualne, jak i popisał się znajomością zasad savoir-vivre. Panna Swann wyszeptała cicho:
-Bardzo mi miło?
-Jeżeli pani jest miło, ja jestem dosłownie zachwycony ? odrzekł, puszczając jej w zawadiacki sposób oczko. Następnie podszedł do zazdrosnego Willa i uścisnął mu dłoń mówiąc:
-Ahh, to zapewne pan Turner. Ojciec byłby z pana dumny. Musze ponadto powiedzieć ? rzekł wskazując na wciąż oniemiałą Lizzie ? że ma pan wyśmienity gust?
Eagle wymienił jeszcze przyjacielski uścisk z Gibbsem, po czym z rozłożonymi w geście tęsknoty rękoma, podszedł do usmarowanego oślizgłą mazią Jacka. Przycisnął go do piersi mówiąc:
-Miło Cię znowu widzieć, Jacku Sparrow.
-Kapitanie ? oburzył się Jack- Kapitanie Jacku Sparrow ? po czym z uśmiechem dodał ? Ciebie też jest zobaczyć, Chritopherze Eagle?
-Kapitanie ? zawtórował Eagle ? kapitanie Chritopherze Eagle.
Obaj zaśmiali się jak za dawnych czasów, po czym rozbawiony Chris, poczynił Jackowi bardzo stosowną uwagę:
-Będziesz musiał mi powiedzieć, gdzie kupiłeś te perfumy? ? rzekł, na co Sparrow uderzył celną ripostą:
-Rozczaruje Cię ? szepnął Eagle?owi na ucho - Panna Swann preferuje bardziej? tradycyjne zapachy?
Eagle wybuchnął gromkim śmiechem, po czym uradowaną miną zaprosił rozbitków na swój okręt, gdzie zamierzał wydać na ich część ucztę. Wciąż jednak, Christopher nie potrafił zdjąć wzroku z oszałamiająco pięknej Elizabeth Swann?

Tym razem bardzo długa nota i koniec, jakby pierwszego rozdziału naszej opowieści. W imieniu Mikaela, Liriel lub swoim, z której to trójki ktoś napiszę kolejną część naszej opowieści (jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje, jeżeli ktoś chciałby napisać kontynuacje, czekam pod gg: 8416119).

Pozdrawiam i czekam na fachowe opinie?

_Ja_

no, no, no... Co raz lepiej wam idzie jeśli to wogóle możliwe!^^ Szczerze polubiłam Christophera Eagle'a ;P. Bardzoo wymyślne tortury dla Toriette... Gratuluję wspaniałej weny (odnośnie do całego tekstu :)). Oby tak dalej.

_Ja_

Gratulacje JA, mimo zrujnowania planów przez fanów Willa udało Ci się!!
Wielkie dzięki wszystkim którzy wciąż piszą!!
Może wkrótce też coś wytworzę.... (aż grozą powiało)

ocenił(a) film na 5
Liriel_

Właśnie tego się spodziewam poruczniku Liriel. Jako drugi kapitan wydaje Ci swoisty rozkaz. Pisz!

_Ja_

Eagle poczuł że coś wbija mu się w żebra.
podniósł wzrok i ujrzał twarz Sparrowa. Nie był jeszcze nieprzytomnie pijany, więc nie było czego się bać. Na razie.
- Podoba ci się co?? - wymamrotał Jack, wskazując, z niewielką dokładnością, na Elizabeth.

Christopher odparł dopiero po dłuższej chwili zastanowienia, gdyż głowa Sparrowa wskazywała przestrzeń od Willa po Gibbsa. Skierował wzrok na przyjaciela.

-Masz na myśli pannę Swann? - a że zapijaczona twarz Sparrowa rozpromieniła i gorąco potaknęła - Jest interesująca...
- I zzajętaa...
-Will?? Nie będzie sprawiał problemów.Wyperswaduję mu to.
-Nieee, pszess Daviego Joonssa...
-Kto ją sprzedał??, ach czemu mnie to nie dziwi... Za co ją wymieniłeś??
-Znamy się jak łyse konie co??- Jack nagle wytrzeźwiał-Za moje życie...
opowiadałem ci może o moim ostatnim spotkaniu z Krakenem??

Lecz Eagle stracił zainteresowanie Jackiem, który rozpoczął kolejną bezsensowna opowieść. jego myśli skierowały się juz na zupełnie inne tory...

ocenił(a) film na 5
Liriel_

CDN?
- Ahoj! Ahoj! Ahoj!
Na okręcie pod piracką Banderą,
Gdzie kapitan jest zawszonym sknerą,
Zaśpiewajmy chórem, my kamraci,
Wśród swych pirackich braci,
Tą piosenkę żywą:
Wicher powiał statku grzywą,
Kołysząc pokład cały.
Wszyscy inni, by w popłochu uciekali.
Tylko my ? piraci, ze strachu by nie srali.
Piracki Sznaps baryton niech z serc naszych się wyrywa,
Kto zapieje głośniej ? beczkę rumu wygrywa,
Wszak prawdziwy pirat od rumu się nie upija,
Jeno mu przybywa siła!
Zaśpiewajmy chórem, my kamraci,
Wśród swych pirackich braci,
Tą piosenkę żywą:
Wicher powiał statku grzywą,
Kołysząc pokład cały.
Wszyscy inni, by w popłochu uciekali.
Tylko my ? piraci, ze strachu by nie srali?
Ahoj! Ahoj! Ahoj!
Kapitan Jack Sparrow oraz jego dwaj wieczni przyjaciele: Chritopher Eagle i butelka rumu, przechadzali się wzdłuż pokładu w przyjacielskim uścisku, jeden drugiego powstrzymując od upadku. Chris spojrzał głęboko, rozkojarzonym wzrokiem w oczy Jacka i rzekł:
-Wieszzz ssstary, dobrrzze, że jesteś?
-Szyli jusz nie gniewasz się na mnie za to, iż ja byłem sprzedałem se duszę Lizki? ? zapytał Sparrow, po czym zwymiotował na pokład.
-Nieee, pszyyynajmniej będzie mnnie miała mnnie, za co kochać ? odrzekł Eagle, po czym również puścił pawia za burtę.
-Jak to? ? zapytał pomału trzeźwiejący kapitan Czarnej Perły.
-Logiczne jest, że jak wymiennię Jonesowi moją duszę za jiej, to mnie pokocha? - odparł Chris?
-Ale chiba nie powisz jej? - zaczął pełen oburzenia Sparrow.
-Czyżby kiedyś interesowało Cię, co pomiśli o Tobie kobita, Jack?
-No wieszz, w końcu i ja ją kocham se.? skończył Jack, chwiejąc się i po chwili z łoskotem uderzając o deski pokładu. Zdezorientowany Eagle nie zdążył powstrzymać Sparrowa przed upadkiem. Chris zdawał się tego nie zauważyć, zwracając się do powietrza:
-Jack, to ty masz uczucia? Oj, wiele się zmieniło? - po czym runął na chrapiącego Jacka.

* * *

Następny dzień przyniósł kapitanom okrętów ogromnego? kaca. Eagle wydawał nieprzytomnie polecenia marynarzom, a Jack runął na swoją koję w kajucie kapitana na Czarnej Perły i chrapał w najlepsze. Elizabeth Swann regularnie dopytywała się o domniemanego kapitana Eagle?a, lecz na polecenie samego Chritophera Isson twierdził, jakoby Eagle był obłożnie chory i nie można było się do niego zbliżać.
W końcu, gdy słońce miało się już ku zachodowi kapitan Eagle opuścił swoją kajutę i wraz z poły przytomnym Jackiem Sparrowem oraz porucznikiem Gibbsem udali się pod pokład, by rozmówić się z Toriette. Gibbs naładował rewolwer i schował go do kieszeni, mając nadzieje, iż to on dostąpi łaski egzekucji demonicznej byłej kapitan Białej Perły:
-I jak się dzisiaj miewasz, piękna? ? zapytał ospałym tonem Eagle, kiedy znaleźli się już pod pokładem.
-Było dobrze, póki nie musiałam oglądać waszych paskudnych ryi ? odrzekła ponuro Toriette. Podkrążone oczy, złamany nos, osmolony strój i odór, niczym odchodów hipopotama czynił z tej ongiś urodziwej kobiety, paskudę.
-Do twarzy Ci z tym rozbitym nosem. Może powinienem poprawić, bo zaczyna się już goić?- zapytał śmiało Sparrow, na co Eagle i Gibbs wybuchli gromkim śmiechem.
-Gibbs, skończ z nią i miejmy to już z głowy. Muszę wracać leczyć głowę? - powiedział zrezygnowany Eagle. Gibbs nie tracąc chwili wyciągnął broń i wycelował wprost w głowę Toriette.
-A gdzie Twoja napalona załoga, której miałam dotrzymać towarzystwa? ? wyrwała się demoniczna kapitan, rozpaczliwie szukając nadziei.
-Kiedy pokazałem im Ciebie, zdecydowali się dobrowolnie na długoterminowy celibat.
Toriette wybuchła złością i rozpaczą przeklinając Eagle?a. Gibbs już miał zakończyć jej żywot, gdy pukanie do drzwi przerwało tę jakże rozkoszną chwilę:
-Czego?- zawołał Eagle ? Nie widzisz, że w przeciwieństwie do Ciebie, mam zajęcie leniwy imbecylu?
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale duży okręt, prawdopodobnie handlowy, zbliża się w naszym kierunku? Atakujemy?
-Toriette, ten miły pan przedłużył Twój żywot. Jeśli będzie miał ochotę, podziękujesz mu teraz w odpowiedni sposób ? rzekł wesoło Eagle, wymownie mrugając do swego podwładnego ? My tymczasem zostawimy was sam na sam? - zwrócił się do Jacka ?
Kapitanie Sparrow, ma pan ochotę na abordaż, jak za dawnych lat, czy może mamy zniszczyć ten okręt w tradycyjny sposób?
-Myślę, że abordaż podziała na mnie jak szklanka dobrego mleka. Jak myślisz można tym leczyć kaca? ? zapytał Jack.
-Ależ oczywiście ? odrzekł Eagle, wyciągając szablę.

* * *
Gdy piraci powrócili na pokład, Eagle ze zdumieniem stwierdził, że odległy już zaledwie o mile okręt, wcale nie przestraszył się trzech okrętów pod piracką banderą, więcej, statek dziobem zwrócony był ku Emarldowi i z prędkością kilku węzłów zbliżał się do piratów.
Christopher i Sparrow byli tak zajęci wydawaniem rozlicznych rozkazów załodze, że nie spojrzał nawet przez lunetę, by oszacować liczbę załogi nadpływającego statku. W końcu okręt zbliżył się na taką odległość, by trzydzieści dział mogło wydać z siebie przeraźliwy huk i uderzyć w sterburtę wroga. Ku zdumieniu Eagl?a statek ten, ani nie zwolnił, ani nawet nie przygotował dział do odpowiedzi na pierwszą salwę Emeralda. Armaty pirackiego okrętu były już gotowe do ponownego wystrzału, a marynarze czekali tylko na rozkaz Eagle?a.
Tymczasem do kapitana Emeralda zbliżyła się panna Swann:
-Mówiono mi, że jest pan obłożnie chory? - wyszeptała z przekąsem.
-Mi za to mówiono, że jest pani niewiarygodnie piękna. Nie wierzyłem, póki pani nie ujrzałem.
-Zawsze jest pan tak szarmancki, czy tylko w stosunku do mnie? ? zapytała kobieta.
-Nie zwykle zachowuje się jak cichy chłopiec z prowincji. Pani mnie ośmiela. Przy pani staję się prawdziwym szatanem.
-Kapitanie ? zawołał jeden z majtków. Eagle otrząsnął się niczym z letargu:
-Pani wybaczy ? obowiązki ? rzekł kapitan.
Po chwili wyglądał już przez lunetę, chcąc naprawić swój wcześniejszy błąd i oszacować ilość marynarzy znajdujących się na nadpływającym okręcie. Jednakże, w obliczu gęstej mgły, ledwo dostrzegał zarysy pokładu. Tymczasem, wróg dał Christopherowi kolejny powód do obaw. Okręty powinny zwolnić i ustawić się do abordażu, a jednak obcy statek nie zwolnił, tak jakby miał uderzyć w Emeralda. Eagle, szybko przekazał swe podejrzenia sternikowi, rozkazując mu zachować bezpieczny dystans. Chris spotkał już wielu szaleńców na swej drodze i nie zdziwiłby się, gdyby kapitan zbliżającej się fregaty, spostrzegłszy, że jest już na straconej pozycji, chciał zniszczyć oba okręty i wyjść z tej walki, bądź, co bądź niepokonanym.
Jack Sparrow stał przy sterze wydając rozkazy załodze Emeralda. Nigdy nie spotkał się jeszcze z podobną sytuacją, lecz przeczuwał niebezpieczeństwo.
Wtem nagle, okręt wynurzył się z mgły, a oczom marynarzy ukazał się zupełnie pusty pokład. Eagle i Sparrow, na przeciwnych biegunach okrętu, mieli kilka sekund na podjęcie konkretnego działania, gdyż okręty z pewnością minęłyby się. Nie będąc do końca świadomy tego, co robi, Sparrow pochwycił jeden z abordażowych haków i rzucił nim z całej siły w kierunku drugiego okrętu.
Los sprawił, że hak zaczepił się o maszt. Sparrow wspiął się na linę i próbował przedostać się na pokład. Był zupełnie bez szans, czuł, że hak zaraz oderwie się od liny, gdyż czteromasztowy kolos wciąż płynął na pełnej szybkości, wręcz ciągnąc za sobą Emeralda. Jack szpadą odciął pod sobą linę i niczym na lianie poleciał do przodu. Z impetem uderzył o dolną część sterburty statku. Poczuł zimny, przenikliwy ból, a jego nos, w wyniku złamania napełnił się krwią?
Resztkami sił podciągnął się na linie i wdrapał na pokład statku. Przez załzawione oczy dostrzegł tylko kontury jakiejś postaci, która pojawiła się przed nim, poczym utracił przytomność?
Chritopher Eagle stał jak wryty, nie wiedząc, co począć. Dojrzał Jacka rzucającego hak abordażowy o okręt i po chwili oba statki zbliżyły się do siebie na niewielką odległość. Kawałek masztu runął na Emeralda, gdy hak oderwał się od niego, a Jack Sparrow runął na pokład tajemniczego okrętu. Maszt byłby przygniótł swoją masą piękne ciało Elizabeth, wbijając ją w ziemie, gdyby nie błyskotliwa reakcja Eagle?a, który uratował pannę Swann. Pełny młodzieńczej werwy i rządny przygody pochwycił za dłoń zdezorientowaną Lizzie, po czym podniósł ją na ręce. Nie do końca będąc pewny własnych umiejętności ruszył po okrągłej konstrukcji ułamanego masztu, niczym cyrkowiec idący po linie na arenie, pragnąc przedostać się na wrogi okręt. By utrzymać równowagę Eagle używał, jako tyczki? wyjącej w niebogłosy Elizabeth. W ostatniej chwili Chris i panna Swann przeskoczyli na drugi statek, gdyż maszt gwałtownie złamał się i runął do lodowatej wody. Mgła gęsto spowiła okręt, gdy panna Swann stanęła na własnych nogach:
-Po co mnie tu przywlokłeś, imbecylu? ? krzyknęła w afekcie.
-Miło mi, że przeszliśmy sobie na ?Ty?- uśmiechnął się Eagle ? Jestem Chris. Jesteśmy tu natomiast, po to by pomóc Jackowi i zacieśnić nasze więzy.
-Pomóc Jackowi? W czym? Ten okręt jest pusty!
-Tak i to jest w nim najbardziej niebezpieczne. To okręt? widmo? - rzekł Eagle, po czym chwytając za rękę Lizzie, drugą począł badać teren, w obliczu gęstej mdły. Nienajlepsze przeczucia kobiecej instytucji Lizzie nakazywały sądzić, że nie będzie to najbezpieczniejsza wyprawa w jej życiu.


SORRY za literówki. Jest ich na pewno dużo, bo piszę ten tekst na skraju snu. Proszę o wyrozumienie.

_Ja_

JA, rozwijasz się!! Oby tak dalej.
Niecierpliwie oczekuję ciągu dalszego. :)

ocenił(a) film na 7
Liriel_

Tymczasowo z przyczyn rozmaitych opuszczam pokład. Dacie sobie radę sami. Ahoj!

Marat_Sade

Widzę,że powoli mó okręt idzie na dno... Porucznik odchodzi na czas jakiś... zostaje Kapitan-Regent... i podporucznik Liriel... nic to... (daje się słyszeć wyłamywanych ze stawów palców... dłoni) najpierw czterogodzinna
wizyta w szkole... a potem... czas nawiedzić swój statek. Mam nadzieję,że jeszcze nie zapomniałem, jak się stawia pirackie literki...

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Przykro o tym słyszeć Mikaelu... Zapraszam, kiedy będziesz gotowy na wielki came back.

OGŁOSZENIE:
W związku, z mam nadzieje tymczasowym odejściem Mikaela, jak i również absencją Ś.P. Raguele, zostało nas dwóch (Ja i Liriel), którzy kontynuują naszą opowieść. Zachęcam więc wszystkich, a szczególnie tych, którzy nie wierzą w swoje literackie zdolności, chociaż z pewnością takowe mają do współtworzenia tej historii... Od tego zależeć może przyszłość tej opowieści...

Chętnych proszę o kontakt: email: adam.g@poczta.onet.eu lub gg: 8416119...
Gorąco zachęcam i pozdrawiam...

ocenił(a) film na 10
_Ja_

Kiedy Jack Sparrow pozbierał się po niezbyt przyjemnym spotkaniu z burtą obcego okrętu,
stwierdził, że jego nos znów jest cały i nie boli. W duchu podziękował jeszcze raz za
aztecki medalion. Nad głową przeleciał mu odłamany fragment masztu, ale ekscentryczny kapitan
nie przejmował się nim. Wdrapał się na pusty pokład i ze zdziwieniem obserwował wyczyny
swego przyjaciela przechodzącego po maszcie z Eliazabeth w ramionach. Pokręcił tylko
głową z myślą: -Stary Christpher, nic się nie zmienił. Kapitan Emeralda z protestującą
niewiastą dotarł na pokład w ostatniej chwili przed zawaleniem się masztu. Jack
podszedł do nich swoim kocim krokiem i z lekko rozbawioną miną zagadnąl przyjaciela.
-Christopher'ze, nie czas teraz na popisy przed damami. To poważna sytuacja, a my mamy
problem. Jesteśmy we trójkę na nawiedzonym statku i musimy go opanować, aby móc wrócić
do naszych okrętów i tam w spokoju go przeszukać.
Christopher rozejrzał się po pustym pokładzie i wskazał ster.
-To nie wygląda zbyt dobrze.
Ster okrętu utrzymywał stałą pozycję bez sternika, przez cały czas. Aby
tak było ktoś musi stać przy nim i go przytzymywać, w przeciwnym wypadku ster
kołysze się z boku na bok, zmieniając ciągle kurs okrętu. Elizabeth też to zauważyła.
przez ułamek sekundy wydawało jej się, że coś widzi za sterem. Jakby przejrzystą
mgięłkę przypominającą zarys postaci. Ale, gdy mrugnęła powiekami, obraz zniknął.
-Trzeba to sprawdzić. -odparł Jack.
Po chwili on i Christopher wchodzili już na mostek kapitański. Elizabeth wiedziała,
że to nie jest dobry pomysł, ale wdrapała się za nimi, uważnie obserwując pokład.
Jack podszedł do steru i spróbował go obrócić.
-Nic z tego. Chyba jest zablokowany.
-Jakim cudem płynąc cały czas w linii prostej i nie natrafił na żadną przeszkodę?
- zdziwił się Eagle.
-Widać miał właściwy kurs... -odparł kapitan Czarnej Perły.
Wtem, poczuł powiew chłodu przeszywający do szpiku kości
i zamilkł z wyrazem przerażenia na twarzy. Odskoczył od steru jak oparzony wołając
do zdezorientowanych towarzyszy.
-Do szalupy szybko!
-Co się stało? -zapytał Chris zaskoczony reakcją przyjaciela, ale Jack tylko pokręcił
głową i popchnął go ku schodom. Gdy dotarli do szalupy poczuli zimny powiew wiatru,
a potem nagle trzasnęły dzwi od kajuty kapitańskiej. Cała trójka odwróciła się jak
na komendę w tamtym kierunku. To co ujrzeli odebrało im mowę...

TheCloudEater

ciekawe co oni tam ujrzeli?? ;). Oczywiście jak zwykle ciekawie... No to biedny Will ma konkurencje, do lizzie dobiera się nie tylko Sparrow, ale i Eagle! Współczuję samej Elizabeth ;)))

Kolec

Kapitan Raguel wrócił. Niestety nie na długo. Póki co, tylko dzisiaj. Ale mam nadzieję, że moja chwilowa nieobecność zostanie mi wybaczona. Jako zadośćuczynienie, pozostawiam Wam poniższy tekst. Miłej Lektury!

Gdy cała trójka znalazła się już na statku, ten przestał się poruszać naprzód. Jako, że nawet najlepszy z korsarz nie był w stanie zatrzymać okrętu w miejscu w tak krótkim czasie, obaj kapitanowie spojrzeli po sobie i byli już święcie przekonani, iż wdepnęli w większe bagno, niż im się z początku wydawało. Jak przystało na piratów i prawdziwych mężczyzn, żaden nie dał po sobie poznać strachu, który zapewne opanował ich serca i umysły. A owym skrywanym uczuciom była winna panna Swann. Bo jakiż męski osobnik przyznałby się do strachu w obecności ukochanej kobiety? Niewielu odważnych by się znalazło. A kapitanowie Emeralda i Czarnej Perły na pewno tych ?niewielu? nie należeli.

Statek -Widmo kołysał się w rytmie, który nadawał mu wietrzny dyrygent. W zasadzie, wiatr to było za mało powiedziane. Wokół tego upiornego okrętu panował istny sztorm, na który, co bardziej niepokojące było, się nie zapowiadało. Wicher łopotał żaglami, a raczej owymi kawałkami materiałów, które w zamierzchłej przyszłości za żagle służyły. Okręt przechylał się wraz z każdą falą, która o burtę uderzała. A uderzających fal było naprawdę wiele. Trójce nieszczęśników, którzy bez zaproszenia znaleźli się na pokładzie, dane było zauważyć, że powietrze, które wydychali tworzyło obłoki pary. Temperatura powietrza ciągle spadała i nic nie zapowiadało, żeby jej spadek miało zatrzymać przekroczenia granicy zera?

Eagle, Sparrow i panna Swann ostrożnie kroczyli po ogromnym pokładzie. Ostrożnie stawiali kroki, gdyż woda, która wlewała się na pokład, pod wpływem niskiej temperatury zaczęła zamarzać. Na całej trójce owe zjawiskowy wywarło ogromne wrażenie, wszak na Karaibach aż tak niskich temperatur nie ma. Ciągle przechylający się, a w dodatku, od teraz śliski, pokład nie ułatwiał przeszukiwania statku. Przekonał się o tym kredziasty kapitan, który stracił równowagę na zamarzniętej powierzchni. Podobny los spotkałby Elizabeth, gdyby nie zbawienne ręce Christophera. Powietrze stawało się tak ostre, co strasznie utrudniało oddychanie, a o wypowiedzeniu jakichkolwiek słów nie było mowy. Gęsta mgła robiła również odrywała swoją rolę w tym niespotykanym przedstawieniu. Dwaj kapitanowie kroczyli ramię w ramię, trzymając dłonie na rękojeściach swych broni, Elizabeth kroczyła powoli za nimi. Czuli, że są obserwowani. W tym problem, że nie wiedzieli przez kogo. Albo przez co. Elizabeth poczuła, jak na jej usta zakrywa lodowata dłoń. Wydała z siebie zduszony okrzyk, który utonął w pieśni, jaką wyśpiewywał wiatr. Wiatr, który teraz uderzył w widmowy okręt z cała swą siłą. Sam statek jednak, bujał się spokojnie. Tak, jakby nie czuł, iż potężny podmuch o niego zahaczył. Jack i Christophera, z kolei, trzymali się kurczową masztu, aby potężny żywioł nie zepchnął ich w bezkresną toń oceanu. Jedynym pozytywem owej wichury był fakt, iż mgła zanikła całkowicie. Gdy kapitanowie, bez pomocy masztu, mogli ustać na własnych nogach, rozejrzeli się po statku. Mgły zaiste nie było. A z nią przepadła Elizabeth. Obaj próbowali krzyczeć, lecz niska temperatura odebrała im głos. Sięgnęli po swoje bronie w tym samym momencie. Kordelas Eagle?a i szabla Sparrowa były gotowe, aby, tak jak za dawnych czasów, w duecie, zaprowadzić swych właścicieli do zwycięstwa. Na drodze stanęła im jedna przeszkoda. Nigdzie nie widać było przeciwników.

Stawiali ostrożnie kroki, obaj rozglądali się we wszystkie strony, aby odnaleźć zaginioną. Mimo, iż nie mogli porozumieć się werbalnie, doskonale się uzupełniali. Kroczyli powoli, plecami do siebie. Gdy usłyszeli odgłos obracającego się koła sterowego, spojrzeli na mostek kapitański. Stała tam Elizabeth. Ręce trzymała na sterze. I była wręcz sztywna ze strachu. Zupełnie, jakby miała przyłożony nóż do gardła. Obaj kapitanowie wiedzieli, że zaiste tak było. Nie mieli zbyt dużo czasu do namysłu. Wbiegli po schodach, jeden z prawej, a drugi z lewej strony mostka. I po chwili znów leżeli na lodowym pokładzie.

- Spokojnie panowie. Po cóż się denerwować? ? rozległ się mrożący krew w żyłach głos.

Na te słowa, Eagle i Sparrow poczuli, jak niewidzialne i lodowate dłonie pozbawiają ich broni, które to uderzyły o lód pod ich stopami i zostali nieruchomienie przez członków widmowej załogi. Gdy zaczęli się wyrywać, niewidoczne stopy podcięły im nogi i obaj klęczeli teraz z nożami przy gardłach. Jeżeli oni nie potrafili sobie poradzić, to cóż miała powiedzieć zdrętwiała z zimna i strachu Elizabeth? Myśl o Pannie Swann wzburzyła im krew, a ich decyzja była podjęta natychmiastowo. Christopher głową uderzył swego strażnika, a kordelasem, którego podniósł, przebił kolano oprawcy. Jack, korzystając z okazji, sięgnął po swą szablę i wbił ją pod ostrym kątem w swą klatkę piersiową. Usłyszał tylko, jak coś, co go pilnowało, uderzyło o podłoże. Wyjął szablę ze swego korpusu i wraz ze swym przyjacielem, rozpoczęli taniec śmierci, w którym to ich bronie grały pierwsze skrzypce.

Ich antagonistów nie było widać, dopóki nie zaczął padać deszcz. Padał tak, jakby sklepienie ponad nimi pękło na dwoje. Widoczność była ograniczona. Ale pozytywy owo zjawisko również posiadało. Mróz spowodował, iż pokład stał się jednym wielkim lodowiskiem. Co prawda, krople deszczu, zmienione przez mrów w malutkie sopelki, raniły skórę, ale dwóm szermierzom to nie przeszkadzało, a zwłaszcza nieśmiertelnemu, póki co, kapitanowi Czarnej Perły. A woda, która zalewała pokład i osiadała się na ciałach ich przeciwników, pod wpływem mrozu, zaczeły być częściowo widoczne.

Eagle i Sparrow szybko pojęli, jak wykorzystać śliską nawierzchnie dla swoich korzyści. Mimo, iż nigdy nie słyszeli o łyżwiarstwie figurowym, na pewno osiągnęliby niemałe sukcesy w owej dyscyplinie. Na podeszwach swych butów rozpędzali się, a z czasem zaczęli ślizgać się niczym na łyżwach. Przeciwników było ponad trzydziestu, ale przynajmniej każdy z nich widoczny w mniejszym, lub większym stopniu. Wiedzieli, że nie maja szans z tak licznym przeciwnikiem, mimo to nie zaprzestawali kolejnych serii bloków, cięć, pchnięć i szarż, jakie stosowali od kilku minut. Zmęczenie dało im się we znaki. Podobnie, jak i mróz, który powoli zaczynał unieruchamiać ich przemoknięte kończyny.

Nie musieli już dłużej walczyć, gdyż na dźwięk oklasków, cała widmowa załoga, zaprzestała atakować i stanęli na baczność w dwóch rzędach, po obu stronach burty. Klaszcząca osoba, zapewne kapitan statku, schodził po schodach. Ledwo żywi z wysiłku, Jack i Christopher nawet nie mieli siły podnieść głowy, aby zobaczyć, na czyją łaskę tym razem, zostali skazani. Kapitan zaprzestał klaskać.

- Kawał dobrej roboty, panowie. Muszę was niestety rozdzielić. Bosman! Zabij tego drugiego! ? bosman poderwał się z miejsca i zabrał półprzytomnego Eagle?a pod pokład.

- A ja? porozmawiam sobie ze swym dawnym znajomym? a raczej z jego synem. Nie lubiliśmy się zbytnio z twym ojcem, Jack?

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Kapitanie Raguel, jesteś geniuszem...
Kontynuacja by "Ja" w przeciągu kilku godzin...

Within_Destruction

Witam z powrotem kapitanie Raguelu.
Brakowało nam świeżego umysłu na pokładzie ;)

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Gdy maszt okrętu widmo załamał się za Chritopherem wpadając do wody, Joshamee Gibbs biegł sprintem wzdłuż pokładu Emeralda, przepychając się przez zdezorientowanych marynarzy. Wbiegł na kadłub okrętu i próbował przeskoczyć na odpływający statek. Jako, że Gibbs nigdy zręcznością nie grzeszył, jego siła wyskoku również była kiepska. Mimo strachu (okręty bowiem dzieliła już odległość kilku metrów), Jashamee wziął długi
rozbieg i wyskoczył z pokładu. Chwilę później kąpał się już w lodowatej wodzie, ze zrezygnowaniem patrząc, jak statek widmo odpływa w siną dal, wraz ze Sparrowem i Eagle?em i piękną Elizabeth Swann na pokładzie.
-Głupcy ! ? krzyczał ? nie zdajecie sobie sprawy, z tego co zrobiliście!
Gibbs bowiem, jako prawdziwy wilk morski, znał niemalże na pamięć legendę o okręcie ? widmo?

Kilkadziesiąt lat wcześniej ? jak mówiła legenda ? na pokładzie owego okrętu wybuchł bunt wobec kapitana. Prawdziwy postrach mórz, jakim był statek o zapomnianej nazwie, budził respekt wśród wszystkich innych pirackich band. Marzeniem każdego korsarza było popłynąć na pokładzie legendarnej łodzi w odległy rejs, by złupić i puścić z dymem jakąś bogatą osadę. Jednakże, chciwy kapitan, po jednej z takich wypraw chciał zagarnąć cały łup dla siebie? Oburzona załoga postanowiła obalić jego rządy, co było pogwałceniem pirackiego kodeksu. Gdy otoczono kapitana z zamiarem poćwiartowania, bez sentymentu do swego okrętu strzelił w beczki, wypełnione po brzegi prochem, po czym wyskoczył do wody, przeklinając przedtem duszę powybijanej w pień przez siłę wybuchu załogi. Nie wiadomo, co stało się z owym kapitanem, faktem pozostaje, iż opuszczony okręt podróżuje po morzach całego świata, ze zgrają parszywych duchów na pokładzie, szukających sposobu na zdjęcie klątwy, by załoga statku mogła zaznać wreszcie wiecznego spokoju?

Tymczasem, na pokładzie Emeralda, Goran Isson dopadł już do steru, wrzeszcząc do marynarzy, jak opętany:
-Do żagli, szmaty! Do żagli, wy parszywe szumowiny! Musimy dogonić ten pieprzony okręt!
Próżne były jednak jego wysiłki. Emerald, który holował Czarną Perłę i jej białą siostrę stał się dwa razy wolniejszy, w wyniku obciążenia, a co za tym idzie, nie było szans na dogonienie opustoszałego statku. Rozpoczął się więc pościg, którego wynik był przesądzony.

Wkrótce widmowy okręt zniknął z pola widzenia, a zrezygnowany Isson zaniechał pogoni:
-Musimy ich gonić, musi być jakaś szansa, śmierdzący Szwedzie !? krzyczał oburzony Will Turner w kabinie kapitana. Isson, zgodnie z poleceniem Eagle?a, który w razie jego śmierci nakazał wyrzucić wszystkie swoje pamiątki do morza, uprzątał półki z drogocennych przedmiotów:
-Mówiłem już przecież, paniczowi, że nie mamy kompletnie żadnych szans. Nawet jakbyśmy zatopili perły, to nie wiemy, gdzie teraz znajduje się statek widmo ? odpowiedział opanowany Isson.
-Gówno mnie obchodzi, co masz mi do powiedzenia. To przez Twojego egocentrycznego kapitana, Elizabeth znalazła się w niebezpieczeństwie. Niech będzie przeklęty on i jego matka ? dziwka, która spłodziła takiego szatana! ? lamentował dalej Will?
-Ktoś już tak niedawno o nim powiedział. Jego ciało do tej pory wisi na rei, zjadane przez ptactwo i robaki? Rozumiem pański ból, z powodu utraty ukochanej kobiety, ale proszę się opanować.
Will opadł na krzesło Eagle?a i zakrył twarz w dłoniach:
-Musi być jakiś sposób?
-Tak, jest wiele sposobów? - odparł Isson ? wszystko zależy teraz od kapitana Eagle i Jacka Sparrowa?

* * *

Chritopher otworzył oczy, lecz jego oczom ukazała się próżnia, gdyż kajutę w całości wypełniała bezimienna ciemność. Nie był związany, u boku miał też swój kordelas, ale orientacji w terenie dostarczało mu tylko skrzypiące podłoże pomieszczenia:
-Gdzie ja jestem? ? wyszeptał nie oczekując odpowiedzi. Jednak wysoki, zimny głos, niczym mroźny wiatr ze wschodu przeszył uszy:
-Witamy na końcu świata, kapitanie Eagle?
-Cześć. Jestem Chris ? odparł beztrosko kapitan Emeralda, po czym zjadliwym tonem dodał ? ktoś Cię wykastrował, czy masz taki głos od dziecka?

Ciemność sprawiła, że wszystkie zmysły Eagle?a wyostrzyły się. Poczuł na twarzy powiew wiatru, toteż nie zwlekając ani ułamka sekundy, przekoziołkował kilka metrów. Usłyszał, jak zimne ostrze szabli wbija się w drewnianą posadzkę i podziękował matce naturze za swój niebywały refleks:
-Oświeć jakoś to pomieszczenie, to wtedy zobaczysz, na co mnie stać twardzielu? ? wycedził przez zęby Eagle.
-Jak sobie życzysz ? odparł piskliwy głosik, po czym pomieszczenie wypełniło się nadnaturalną jasnością:
-Moje oczy!!! ? zawył Eagle, oślepiony przez tą nagłą zmianę, zakrywając rękoma ślepia. Po chwili poczuł niewyobrażalny ból w nodze, jakby ktoś przebił ją drewnianym kołkiem.

Tak w rzeczywistości się stało. Christopher oswojony już z światłem spojrzał przed siebie. W jego nodze, bardzo głęboko tkwiła ogromnej wielkości drzazga. Po chwili ból ustał i poczuł kojące ciepło w okolicach rany. Z trudem podźwignął się na równe nogi, dobywając szabli:
-Zaraz, coś tu jest nie tak ? myślał gorączkowo Eagle ? przecież ten kastrat miał szablę, dlaczego więc, zamiast odciąć mi głowę, wbił mi jakiegoś drewnianego kołka w dupę?
Nie zdążył rozwinąć tej myśli, gdyż przed sobą zobaczył najdziwniejszy obraz w życiu. Szabla lewitowała w powietrzu, mierząc swym ostrzem w Christophera. Ten, myśląc, że ma do czynienia z duchem rzucił się w kierunku szabli i wbił swój kordelas, na przypuszczalną wysokość głowy przeciwnika. Po chwili, przed Eagle?em zmaterializowało się ciało, niewidzialnego jeszcze przed chwilą człowieka. Kordelas Chrisa odciął głowę mężczyzny od reszty ciała, ta jednak potoczyła się po posadzce i przemówiła:
-Zastanawiasz się pewnie, czemu nie zabiłem Cię, kiedy leżałeś oślepiony światłem, na ziemi? Otóż, zrobiłem to ? zaśmiała się głowa mężczyzny, po czym z resztą ciała zdematerializowała się?
Miraże stanęły w oczach Eagle?a. Świat zawirował wokół niego, niczym po wypitej beczce rumu. Spojrzał na swoją nogę i wyjął z uda kołek. Obejrzał go dokładnie, a widok zaczął mu się już dwoić i troić. Oprócz krwi, Eagle na drzazdze zobaczył zielony, mazisty płyn ? truciznę. Świat rozpływał się w oczach Chritophera, a ten bezradny padł na ziemie. Wiedział, że przed nim jeszcze długa droga, przez okropną mękę. Sięgnął do kieszeni kontusza i wyjął pistolet. By uniknąć cierpień przystawił sobie lufę do skroni i miał już pociągnąć za spust, gdy?

* * *

Elizabeth Swann miała być wabikiem na Jacka i Chritophera. Gdy ci znaleźli się już w sidłach, stała się tylko niepotrzebnym ciężarem.
Z pokładu wystawała długa, płaska deska, a lodowata dłoń pchała, nawet nieskrępowaną Elizabeth w jej kierunku:
-Sama wejdziesz, czy mam ci pomóc? ? zapytał wysokim, piskliwym głosem duch.
Lizzie jednak nie chciała dać wypchnąć się na belkę, toteż kredowa postać użyła siły.
Oboje stali na desce, a wicher niemiłosiernie dął po morzu. Wtem woda, jakby zabulgotała.
Najpierw bocianie gniazdo, potem maszty, a wreszcie i dziwny, budzący grozę pokład ? z morskiej otchłani wynurzył się okręt. Co więcej, Elizabeth doskonale znała tę kształty. Latający Holender stał już na morzu (a raczej płynął z dużą prędkością) ociekając cały wodą.
Para stała na desce, obejmując się jak kochankowie, gdy ktoś dotknął kredowego ciała ducha. Ten obrócił się konwulsyjnie drgając. Elizabeth również obróciła głowę. Przed nią w towarzystwie swej załogi stał Davy Jones, grożąc duchowi palcem:
-Nieładnie jest pomiatać mym skarbem? - rzekł do ducha, po czym wyrzucił go do morza.
-Panna Elizabeth Swann? - powiedział Jones ? miło Cię zobaczyć. Powiedz mi, z łaski swojej, gdzie u diabła jest mój ukochany kapitan Jack?
-Nie wiem ? odparła przerażona Lizzie ? chyba w kajucie kapitana.
-Dziękuje, zobaczymy się jeszcze. Na pewno ? rzekł Davy i razem ze swoją załogą ruszył pod pokład.
Lizzie była więc wolna? Z niepokojem powróciła na pokład i rozmyślała, co dalej począć.
Intuicja kierowała ją pod pokład, toteż mimo ogromnego przerażenia, podążała za głosem serca. Gdy znalazła się we wnętrzu statku, przed jej oczyma rozpościerał się cały kompleks korytarzy i kajut. Z niepokojem uchyliła drzwi do pierwszej z nich. Była to składownia. Pusta. Otworzyła drugie drzwi. Koszary załogi. Również. Ruszyła na drugi koniec korytarza i otworzyła pierwsze, lepsze wrota.
Ogromny snop światła oślepił pannę Swann. Gdy jej oczy oswoiły się już z nienaturalnym światłem, spojrzała przed siebie i krzyknęła z przerażenia. Chritopher Eagle leżał na posadzce z zamkniętymi oczyma. Jego twarz wykrzywiał grymas, a z ust wydobywała się zastygnięta piana. Obok dłoni leżał naładowany pistolet jednostrzałowy. Podbiegła do niego i nachyliwszy się, obróciła go na plecy. Oczyściła jego usta z piany i przytuliła do siebie. Ciało było jeszcze ciepłe, lecz Eagle nie oddychał. Elizabeth nie wiedziała, co czyni. Ostrożnie podniosła jego głowę na wysokość własnej i pocałowała delikatnie w usta. Nie było żadnej reakcji:
-Oh, Chris, a tak bardzo chciałam Cię lepiej poznać ? wyszeptała, a z jej oczu popłynęła lawina łez. Pocałowała go po raz drugi. Tym razem głębiej i czulej:
-Dlaczego? Po co wskoczyłeś na ten przeklęty statek? ? Lamentowała?
-Miałem nadzieję, na zaciśnienie więzi, ale efekt przerósł oczekiwania? - Eagle otworzył szeroko oczy, a po chwile ręka powędrowała na mokre od łez powieki Lizzi, które delikatnie je ocierał. Lizzie wybuchła świeżym potokiem łez. Tym razem płakała ze szczęścia:
-Mówiłem ci kiedyś, że jesteś piękna? ? zapytał słabym głosem Eagle. Elizabeth pokręciła głową. Momentalnie Chritopher wstał na równe nogi i otrzepał się z brudu:
-Mniejsza z tym? - odrzekł pełnym wigoru głosem:
-Jak to możliwe?? zdumiała się Lizzie.
-To proste. Byłem Twoją ? śpiącą królewną ? odrzekł wesoło Eagle, po czym dodał:
-Chodź. Czas skopać tyłki w dobrej sprawie i wiać stąd prędko?
-A Jack?
-Poradzi sobie?

* * *

-Może rumu? ? Kapitan Jack Sparrow siedział na wygodnym krześle, ogrzewając ręce przy ? kominku. Tak, w kajucie znajdował się kominek i Bóg jeden wie, jak to mogło się stać.
Naprzeciwko Sparrowa siedział krępy mężczyzna o kredowej cerze. Siwe, zmierzwione głosy opadały mu na oczy, a granatowy kontusz, zdobiony złotym guzikami opinał szyję. W ręku trzymał butelkę rumu, nalewając sobie i swemu adwersarzowi.
-O tak, z chęcią się napije. Zaschło mi w gardle od tego mrozu ? odrzekł spokojnie Jack:
-Wiesz, że nie bez kozery, oszczędziłem Cię, co Jack? ? zapytał mężczyzna.
-Może najpierw byś się przedstawił?
-Oh, cóż za nietakt z mojej strony. Angelo Suarez. Albo, jak lubisz mawiać kapitan Angelo Suarez? - powiedział duch i skierował swą dłoń ku Jackowi:
-Jedyne, co mogę ci podać, to moją szablę?
-Dlaczegóż to jesteś tak nieuprzejmy wobec mnie? ? zapytał oburzony Suarez.
-Nalałeś mi ciepłego rumu? - odparł Jack, z obrzydzeniem odpychając szklankę.
-Przejdę do rzeczy? - zaczął wytrącony z równowagi? Całymi latami szukałem Cię po morzach, wyobrażając sobie spotkanie z Jackiem Sparrowem. Zgodnie z oczekiwaniami. Jesteś brudas, łachmyta, drań, kłamca i cham.
-Jack Sparrow, do usług ? ukłonił się cynicznie kapitan.
-Jesteś jednak jedyną osobą, która może mi pomóc?
-A ty nie jesteś pierwszym, który prosi mnie o pomoc.- odrzekł Jack macając się po ramieniu.
-Nie wiem czy wiesz, ale ja moja załoga stoimy w obliczu klątwy. Jedynym sposobem na jej zdjęcie jest śmierć tej osoby, która ją na nas rzuciła. Naszego byłego kapitana?
-Co oferujecie w zamian? Zapytał znudzony Jack. Wtem, ostrze szabli dotknęło szyi Sparrowa:
-Jeśli chcesz mnie zabić, to próbuj szczęścia?? rzekł spokojnie kapitan Czarnej Perły.
Ostrze posunęło się nieco do przodu, godząc delikatnie Jacka w szyje. Mały strumyczek krwi pojawił się na jego szyi, lecz wbrew oczekiwaniom Sparrowa ? rana nie zagoiła się.
-Wiesz, gdzie my teraz jesteśmy, Jack ? Sparrow pokręcił głową ? Jesteśmy na Krańcu Świata. Tu moc Azteków nie uchroni Cię przed śmiercią, nic Cię nie uchroni.
Jack przełknął ślinę:
-Kogo mam zabić? ? zapytał.
-Niejaki były kapitan Grand Sparrow? Twój ojciec? Zaskoczony?
Krew w żyłach Jacka zaczęła mocniej pulsować, ale zachował stoicki spokój:
-Wcale. Zrobię to z chęcią, ale musicie oszczędzić też moich kompanów?
-Chritopher Eagle i Elizabeth Swann nie będą ci potrzebni. Nawiasem mówiąc odbywają spotkanie trzeciego stopnia ze śmiercią? Niech ich dusze spoczywają w?
Angelo Suarez urwał. Nagle drzwi do kajuty otworzyły się, a w progu stanął ? Davy Jones.
-Nie spodziewałem się Ciebie Davy ? rzekł Suarez.
-Przyszedłem po mojego człowieka? - odrzekł z powagą Jones, wskazując na Jacka.

_Ja_

łał, ciekawie się robi, ciekawie... jestem pełna napiętego oczekiwania na kolejny odcinek :)). Jak narazie cudowne opowiadanie! powodzenia =D

Kolec

Moi drodzy, twórzmy,gdyż nam konkurencja wyrasta.
Napięcie wzrasta...

ocenił(a) film na 5
Liriel_

-Twoim człowieku?! O czym ty mówisz, Jones? ? wyszeptał Suarez.
-Czarna Perła. Za tę sumę Jack Sparrow ofiarował mi swoją duszę, na sto lat? - odparł złowrogo Jones.
-Nic mnie to nie obchodzi. Sparrow musi mi pomóc? Inaczej zabije go! ? podniósł się z krzesła Suarez i bezceremonialnie odepchnął Dav?ego?
-Śmiesz mi grozić, ty kulfoniasty grzybie ? ? zawołał Jones ochrypłym głosem.
-Ja Ci nie grożę, ja Ci obiecuję. Zabije Sparrowa, jeśli mi nie pomoże?
-Wtedy i ja Cię zabije! ? krzyknął Jones i popchnął Suareza.
-Chyba zapomniałeś, ze jestem już martwy, głupcze! ? odparł Angelo Suarez.
-W takim razie zabiję Sparrowa ? rzekł Davy, wciąż patrząc się w oczy Suarezowi, pistoletem jednak celując w krzesło, na którym siedział Jack. Angelo zamarł z przerażenia. Jack Sparrow był przecież jego jedynym ratunkiem.
Jonesowi, w rzeczywistości, przez myśl nie przeszło, żeby zabić Jacka. W końcu i dla niego ten ekscentryczny kapitan, był praktycznie jedyną nadzieją. Jednakże, Angelo Suarez nie musiał o tym wiedzieć.
Obaj skierowali wzrok na krzesło, gdzie powinien siedzieć Jack. Ten jednak ... znikł?
Jones i Suarez wymienili przerażone spojrzenia, po czym Davy machnął ze zrezygnowaniem dłonią. Kapitan Jack Sparrow ? nieudacznik, łamaga, egocentryk znów go uszukał?

* * *

Christopher Eagle ściskając mocno rękę Elizabeth, wyszedł z pod pokładu. Eagle rozejrzał się. Wiatr ustał, a oba okręty nie płynęły już z zawrotną prędkością, tylko dryfowały, niczym lodołamacze po częściowo zamarzniętej tafli wody. Mimo spokojnej aury, mróz wciąż doskwierał naszym bohaterom. Gdy Chris spostrzegł, że Lizzie cała drży z zimna, zdjął kontusz i nałożył na jej grzbiet. Nie wiedział jednak, co czynić dalej, jak wydostać się z okrętu widmo i wrócić na swojego ukochanego Emeralda:
-Co teraz zrobimy? ? zapytała głupio Elizabeth. Oburzony Eagle odparł z ironią:
-Zwiejemy im Latającym Holendrem, dobry pomysł ?
Elizabeth spojrzała na niego z wyrzutem. Po chwili jednak zjadliwy wyraz jego twarzy, rozpromienił szczery uśmiech. To byłoby samobójstwo, płynąć w dwójkę statkiem nieomal dwa razy większym od Emeralda, ale Eagle nieraz próbował już podobnego sposobu harakiri:
-Jestem genialny ? wyszeptał Chris ? Lizzie zabieram Cię w romantyczną podróż we dwoje?
Elizabeth uśmiechnęła się przyjaźnie. Eagle tymczasem dobył szabli. Kątem oka dostrzegł jakiś cień, wychodzący z pod pokładu. Gotowy na starcie z nieumarłym, czekał aż przeciwnik zbliży się na odpowiednią odległość. Po chwili, Lizzie krzyknęła z przerażenia. W świetle księżyca stało człekokształtne stworzenie. Jedyne, co różniło je od normalnego człowieka, to brak jakiejkolwiek tkanki mięśniowej. Przed parą bohaterów stał ? szkieletor. Eagle rzucił się na niego z impetem, lecz szkielet zrobił unik. Chritopher słyszał jego dziwnie znajomy głos, ale zbyt zajęty był wymierzeniem ciosu, by go słuchać. Zaatakował po raz drugi. Znowu pudło. Tym razem usłyszał głos Elizabeth. Słodki dźwięk, niczym kieliszek rumu do ust, wtoczył się do uszu Eagle?a:
-Jack! Jack Sparrow! ? krzyczała. Eagle rozejrzał się z niepokojem. Nigdzie nie było śladu po jego przyjacielu:
-Gdzie, u diaska? ? zapytał.
-Przed tobą ? ozwał się głos Sparrowa. Przed Chrisem stał owy szkielet, machając do niego dłonią? Eagle odetchnął z ulgą. Jack Sparrow był z nimi. Do tego nieśmiertelny. W trójkę mogli już w miarę sprawnie poprowadzić Latającego Holendra. Pięć minut później kapitan Jack Sparrow stał za sterem, a Eagle i Elizabeth wykonywali setki innych czynności, by okręt mógł ruszyć, kręcąc się w koło po statku? Wkrótce Latający Holender ruszył z miejsca? Zdawało się, że Jack, Lizzie i Eagle byli uratowani. Zdawało się?

Sorry, że tak krótko, ale z powodu złego samopoczucia i braku weny twórczej, nie stać mnie na nic bardziej konstruktywnego?
Pozdrawiam?

_Ja_

Mam pytanko, co prawda nie na temat, ale nie chcialam robic nowego, bo to błacha sprawa: Czy ktos wie ile Jack moze miec lat,a ile Lizzie i Will? wiem, ze duzo osob tu wchodzi, jakby ktos mogl no i oczywiscie wiedzial to prosze o odpowiedz, z gory dzieki ;)

Harl

tak, bardzo nurtujące pytanie ;PP. Według mnie Jack może mieć tak ponad trzydziestke, Lizzy tak troche więcej niż dwadzieścia, a Will, hm tak gdzieś 25?? Ja wiem... gdzieś w tych okolicach xDD

Kolec

Ok, wielkie dzięki, myslalam, ze Will jest w tym samym wieku co Lizzie

Harl

Była o tym mowa w pierwszej częsci oni sa wtym samym wieku....:D jack jest odrobine starszy:D