W tym miesiącu do kin wchodzą dwa polskie filmy historyczne, tematycznie podobne: "Piłsudski" i "Legiony". Po obejrzeniu zwiastunów (oba nie zachwyciły) postawiłem w ciemno, że dzieło Michała Rosy będzie lepsze. Mam tylko nadzieję, że się mylę.
"Piłsudski" to niestety film średni. Bardzo ładnie zrealizowany (muzyka, kostiumy, zdjęcia), ale z koszmarnie poszatkowanym scenariuszem. Nic dziwnego skoro w niecałe dwie godziny reżyser stara się upchać jak najwięcej wydarzeń od 1901 do 1918. Tak więc skaczemy od wydarzenia do wydarzenia, raz zatrzymując się na jakimś dłużej, raz krócej, przez co duża część wątków nie doczekała się konkretnego rozwinięcia i sprawia to, że cały seans jest pozbawiony jakichkolwiek emocji.

Do zalet można zaliczyć rolę Szyca, który może nie tworzy jakiejś wielkiej roli, ale jest solidny, choć z ambitniejszego kina, to uważam, że kreacja w "Zimnej wojnie" była lepsza.
Druga zaleta to wspomniana powyżej realizacja. Wiele kadrów jest naprawdę ładnych.

Z pewnością lepiej iść na to niż na "Politykę" Vegi, ale zdecydowanie bardziej wartościowym sensem będzie "Parasite" Bong Joon-ho, nawet jeśli już ten film oglądaliście.

Jeśli chodzi o polskie kino historyczne, to po takich tytułach jak "Wołyń", czy "Kamerdyner", tutaj zalicza krok w tył.