Gdzie są dobrzy scenarzyści ja się pytam? Jak można taki ładny i drogi obrazek, zamienić w stertę przewidywalnych i kompletnie komicznych scen? No jak?
Moim skromnym zdaniem to zlepek kilku innych filmów, przewidywalny od A do Z, z najśmieszniejszą sceną umierania (L.Fishburne) jaką widziałam od lat. Jak zwykle pasmo absurdów psuje film...Zaczyna się od pojedynczej kapsuły uzdrawiającej na ogromnym statku, z której nie może korzystać nikt oprócz załogi - za to bez większego problemu taki właśnie zwykły gość może otworzyć sobie śluzę statku i wypłynąć na szerokie wody kosmosu (na magicznej lince, która później w najważniejszych chwilach jest ,,jak zwykle" za krótka). Dźwignie do naprawiania wyskakują same, sztuczna inteligencja wszystko tłumaczy, ale dziwnym cudem nie wie, że pasażerowie wybudzili się za wcześnie (dopóki sami o to nie zapytają)....i dziwna końcówka, która pasuje jak pięść do oka.
Nie, nie, nie. Nie ratują tego obrazka nawet aktorzy. Jedynie zdjęcia się bronią i efekty. I tyle w temacie.
( a bardzo chciałam się pozytywnie zaskoczyć i bardzo starałam się nie widzieć tych wszystkich bzdur) :(:(