Film obejrzałem oceniłem na 8 i się zastanawiam, na czym polega jego fenomen?
To historia o rodzinie Dona Corleone gościa, który dorobił się dużej kasy i dzięki temu trzyma w garści kilka ważnych osobistości w mieście. Sytuacja się komplikuje, kiedy do miasta przybywa mafioso, który chce zacząć zarabiać w USA na prochach. Don Corleone wyraźnie się starzeje nie chce dopuścić do siebie, że narkotyki to przyszłość gangsterki. Jak wiadomo w tym fachu nie ma miejsca na współczucie i dlatego na Dona zostaje dokonany zamach. Dalej sytuacja jeszcze bardziej się zaognia rodzi się konflikt pomiędzy różnymi "gangami" rodzinnymi. Do akcji wkracza Majkel, który wydawałoby się na początku filmu jest inny niż jego rodzina a okazuje się bardziej bezwzględny niż oni.
Oczywiście to takie króciutkie zubożony opis tego filmu, ale generalnie można określić, że to historia o ważniakach posiadających władzę, którym siedzą w garści skorumpowani urzędnicy walczący o dominację z innymi ważniakami. Kobiety w tym filmie są traktowane przedmiotowo a mężczyźni to prawdziwi maczo, którzy wymachują na wszystkie strony swoimi k.... i chcą udowodnić innym samcom, że mają większego.
Najgorsza postać z filmu to Sonny. Narwany pewniak rasista, który jedyne, co potrafi zrobić dobrze to zerżnąć zwoją kochankę.
W filmie pojawiają się rasistowskie teksty, co też jest denerwujące.
Żebym ocenił film na 9 czy 10 to musi pojawić się w nim jakaś mądrość, która do mnie trafia. W tym filmie takiej mądrości nie znajduję. Bo nie powiedziałbym, że w świecie mafii gdzie jeden nie ufa drugiemu, jest miejsce na szacunek dla drugiego człowieka. W tym świecie jak w dżungli, jeśli chcesz przetrwać musisz okazać się przebieglejszy od przeciwnika.
Jeśli chodzi o grę aktorów to bardzo podobał mi się Brando, a Pacino w kilku scenach mówi tak jakby przez zęby i generalnie, jako Tony Montana miażdży Majkela pod każdym względem.
Bardzo dobra historia bardzo dobry film, ale fenomenu zrozumieć nie mogę.
fenomen tkwi w tym że kto ma spluwe ten kozak.
Ale tak na prawde niby film chrześcijański - ale gdzie na Boga tam jest cokolwiek z chrzsćijanizmu- tylko chyba obrzędy! Po pierwsze Jezus powiedział kto mieczem wojuje ten od miecza ginie! I tak kończa mafiozi oglądając sie całe życie za ramie srając ze strachu! też mi Corleone co pod siebie sra. Czy to ma być wzór czy idol kaman! Zycie mafii to piekło na Ziemi i ten film jest na to dowowdem.
Ja znajduje sporo mądrości w Godfaherach.
"Mężczyzna, który nie spędza czasu z rodziną nigdy nie będzie prawdziwym mężczyzną."
"Nigdy nie mów osobom z poza rodziny co myślisz."
"Zemsta to potrawa, która najlepiej smakuje na zimno"
"Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej."
"Nie pozwól sobie na nienawiść do wrogów, to zatruwa jasność myślenia."
Niby banalne, ale jakże prawdziwe.
Nie możesz zrozumieć, bo jeszcze za mało życie cię potargało. No jedni szybciej rozumieją o co chodzi na tym padole łez, a inni później. Widać nalezysz do tych drugich. Trzymam kciuki, żeby szybko przyniosło ci zrozumienie fenomenu tego filmu. Jak otworzysz kiedyś oczy to zrozumiesz, że gangsterska historia to jest tu tylko genialny wehikuł na którym przedstawione jest właściwie jądro ludzkiej egzystencji. No ale jeszcze trochę czasu musi minąć widać, abyś do tego zrozumienia dojechał
Nie znasz mnie, więc nie wiem, po czym wnosisz, że życie mało mnie potargało. A tak w ogóle to co rozumiesz przez stwierdzenie „właściwe jadro ludzkiej egzystencji”?
Coś Ci napisze. Nie ma czegoś takiego jak właściwa droga ludzkiej egzystencji. Każdy sam jest odpowiedzialny za swoje życie i każdy według własnego systemu wartości musi nadać swojemu życiu sens. Jednocześnie uważam, że większość ludzi na świecie błądzi próbując osiągnąć szczęście drogą, która jest nakreślona przez konformizm. Film, który dobitnie pokazuje ile warty jest obecny świat to „Podziemny krąg”. Najlepiej ukazane, w jaki sposób władza i pieniądze degradują człowieka było w „..i sprawiedliwość dla wszystkich” oraz w „Człowieku z blizną”. Te trzy filmy pokazują jak patologiczna jest obecnie ludzka egzystencja i jak konformizm narzuca nam do czego mamy dążyć i jak żyć.
No właśnie to jest niedojrzałe spojrzenie, takie spojrzenie nastolatków, które wchodzą w dorosłość i kontestują osiągnięcia poprzednich pokoleń - wszystko jest względne, każdy sobie rzepkę skrobie, sam nadaje wszystkiemu sens itp. Nie ma czegoś takiego jak jądro egzystencji. No właśnie to miałęm na myśli - trzeba odpowiednią ilośc rzeczy przeżyć, poznać ludzi aby zobaczyć, że to jądro jednak jest. Inaczej wszystko wydaje się względne i zależne od czasu itp.
To nie żadne niedojrzałe spojrzenie nastolatków tylko filozofia egzystencjalizmu Sartre.
A poza tym zamiast pisać, że nie mogę zrozumieć fenomenu tego filmu bo życie mnie nie doświadczyło (kompletnie mnie nie znając) może byś napisał co sprawia że jest on taki niezwykły?
No chętnie. Pierwsza sprawa to jest historia Vita - jego szlachetności, uczciwości i honoru, która każę mu nawet odrzucić darowiznę piekarza, wtedy gdy traci u niego pracę. Ta szlachetność obrócona na dbanie o rodzinę każe mu zacząć kraść i zabijać. To niesamowita parabola ludzkiego życia. Nie wiem czy czegoś takiego doświadczyłeś - jak człowieka życie konfrontuje z jego ideałami i jeśli jest odpowiedzialny nie tylko za siebie ale za innych (ma rodzinę) to musi te swoje ideały gwałcić i naginać. W tym jest niesamowita porcja mądrości tego filmu. Taka sama jest zresztą droga Michaela w drugiej części.
Druga niezwykła sprawa to pokazanie kapitału, który człowiek buduje, tworząc relację zależności z innymi w dorosłym życiu. Nie wiem czy czegoś takiego doświadczyłeś - ręka rękę myje? Jak ktoś dla ciebie coś zrobi, stajesz się zobowiązany. Jeśli tego zobowiązania nie uznasz, zostajesz wykluczony. TO się przecież dzieje codziennie. Wyobraź sobie na przykład, że jeden polityk zgadza się aby poprzeć drugiego w głosowaniu za uratowaniem Rospudy. A potem ten pierwszy żąda od tego drugiego wdzięczności i głosowania za czymś, za czym ten drugi się nie zgadza. To wszystko jest pokazane w tym filmie (np. przy okazji pierwszej sceny z pierwszej części, kiedy to grabarz dostaje wyrok na oprawców swojej córki, ale potem musi balsamować ciało syna ojca mafii). To samo dzieje się w każdym układzie społęcznym - jeden nauczyciel opowie się za drugim, wiec tamten musi potem opowiedzieć się za tym pierwszym. Tu Sztuka Filmowa pokazuje te wszystkie zależności w pigułce.
Trzecia niesamowita mądrość zyciowa pokazuje przemianę bohaterów - jak ludzie zmieniają się w konsekwencji czynów, których dokonują. Kur.wa, gdzie to jest tak pokazane? Może w Czasie Apokalipsy - no tak ale przecież to ten sam reżyser. Wiesz jest takie powiedzenie: "Udawaj zawsze dobrego a oszukasz nawet Boga", a tu jest antyteza tego powiedzenia: "Choćbys był święty, to jak robisz złę rzeczy, trafisz do piekła". To jest historia Michaela.
Ja mogę tak pisać godzinami, bo przeicież zostaje do omówienia jeszcze gros tych mądrośći zyciowych które ten film przekazuje ("Nie pytam mężczyzny jak zarabia na życie" "Jestem Michael Corleone - wielu dużo by zapłaciło za tę informację..." "Jeśli walizka będzie stała na stole, wiem żę mam przyjaciela, jeśli nie, wiem żę nie mam..." nie mówiąc o tym co weszło do kultury masowej typu "Złożyłęm mu propozycję nie do odrzucenia" "Don Vito lubi złe informacje otrzymywać natychmiast")
Bardzo dlugo można by opisywać niesamowite z punktu widzenia napięcia emocjonalnego i oryginalności sceny tego filmu - przecież ich jest bez liku. Jak Marlon Brando przemawia na spotkaniu rodzin albo jak głaszcząc kotka rozmawia z grabarzem, albo Pacino przekonuje braci żę trzeba zabić komendanta policji. Ja pierdo.lę tych scen, które oddają dramatyzm relacji między tymi ludźmi jest tyle, że włąściwie trzeba by po każdej scenie opisywać cały film.
Nie mówię już o grze aktorów. TU nie ma słabych postaci. Nawet takie gówniane role jak piekarz w szpitalu albo takie epizody jak mąż Connie Corleone. TU nie ma pudła w obsadzeniu aktorów tak jak w Locie nad KUkułczym Gniazdem. No nie bedę ruszał genialnej muzyki i całej technicznej roli filmu, bo to obok naszego głównego tematu.
Powiedz mi w jakim filmie widziałeś tak wiarygodne przejście bohatera od miłości do żony do nienawiści do niej jak w scenie między Michaelem a jego żoną, jak ujawnia ona, że poronienie było aborcją. Właśnie takie rzeczy mam na myśli mówiąc, że film dotyka kwintesencji życia.
I jeśli nadal chcesz twierdzić, że to wszystko jest tylko pojedynczym przypadkiem jakiegoś tam bohatera w jakimś tam filmie, a nie odbiciem uniwersalnego cierpienia egzystencjalnego ludzi rozdartych między różne swoje wartości, no to dalej utrzymuję, że nie rozumiesz tak naprawdę wiele z tego filmu i naprawdę nie ma płaszczyzny na której możemy się porozumieć.
Zadne protezowanie się Sartrem, brakiem uniwersalizmu, postmodernizmem itp nie ma tu zastosowania. Po prostu ten film przedstawia (w genialny sposob) to czego ludzie doświadczają w najbardziej świadomych i dramatycznych momentach swojego zycia, gdy muszą wybrać, gdy decydują o tym jak potoczą się ich przyszłe losy.
Coppola wybrał rodzinę gangsterską żęby to wszystko przedstawić być możę stosując receptę Hitchcocka "Najpierw trzęsienie ziemi..." i "wprowadźmy morderstwo tam gdzie jest jego pierwotne miejsce - do rodziny". Ale historia rodziny gangsterów to tylko forma w której przedstawiona jest - jeszcze raz powiem UNIWERSALNA, PONADCZASOWA KONDYCJA LUDZKIEJ EGZYSTENCJI.
Acha i jeszcze jedno - Ty próbujesz powiedzieć "nie oceniaj mnie, przecież mnie nie znasz". A ja Ci powiem tak: jak zza muru wystaje trąba, to ja nie muszę widzieć reszty, żęby wiedzieć, żę tam stoi słoń. Ty powiedziałeś czego nie widzisz w tym filmie. No dla mnie to znazcy, że albo nie doświadczyłeś zbyt wiele w życiu, albo doświadczyłeś, ale nie uogólniłeś, nie wyciąnąłeś wniosków. Druga hipoteza raczej nie pasuje, bo głupi nie jesteś (tak sądzę z czytania Twoich postów), więc zostaje pierwsza. Oczywiśćie możliwe jest też, że doświadczyłeś wiele głupi nie jesteś, ale wniosków nie wyciągnąłeś bo nie chcesz, jesteś za bardzo przywiązany do swoich poprzednich przekonań zyciowych i nie chcesz się z nimi rozstać, zobaczyć, żę jest inaczej niż byś chciał aby było.
To też prawdopodobne. No bo jak tak piszesz o tym "konformizmie ludzie tacy konformistyczni" itp. to mnie od razu nasuwa się neidojrzałość (sorry żę tak piszę), to znaczy żę jeszcze nie masz za sobą cierpienia które pojawia się gdy musisz zobaczyć, że wcale nie jetseś takim nonkonformistą za jakiego chciałbyś się uważać, nie zauważyłeś jeszcze swoich przyziemnych, brzydkich i niechcianych cech, które przecież masz. Wolisz utrzymywać wyobrażenie o sobie "jestem inny, jestem niezależny, większość ludzi to konforimiści ja nie". To iluzja, którą można utrzymywać tylko pod dwoma warunkami - albo jest się pozbawionym refleksji i uczciwości wobec własnej osoby, albo funkcjonuje się jak nastolatek, który ma prawo jeszce myśleć, żę wszsytko zależy od niego i to tylko on nadaje sens swojemu życiu. Z takiego poglądu po prostu się wyrasta, jak z wiary w Świętego Mikołaja albo przekonania, że rodzice zawsze wiedzą najlepiej i ochronią przed wszelkim złem. Do pewnego wieku taka wiara dziecka w rodziców jest i uzasadniona i nawet prawdziwa, ale po pewnym czasie staje się po prostu niedojrzała. Podobnie jest z tym co piszesz o konformizmie. Podsumowując - albo nie doświadczyłeś, albo wniosków nie wyciągnąłeś. QED
Właśnie o taką odpowiedź mi chodziło. Tak jak mówisz chyba faktycznie nie zrozumiem „za wiele” z tego filmu i „niema płaszczyzny, na której możemy się porozumieć”. Może Coppola chciał ukazać ponadczasową ludzką egzystencję a traf chciał, że Mario Puzo napisał książkę, która idealnie to oddawała i była podstawą do napisania scenariusza. Być może. Najwyraźniej nie jestem tak inteligentny jak mogłyby zgubnie świadczyć moje wpisy. Może to po prostu kwestia uczyć, wartości, którymi się kierujemy sprawia, że jednego porusza coś do głębi a innego nie i nie da się tego zrzucić „na barki” niezrozumienia filmu. Bo jeśli tak rzeczywiście byłoby to powiedzenie ”jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził” traciłoby sens. Narodził się tylko nie wszyscy zrozumieli?
Druga sprawa. Jednak dopóki zza muru nie ukaże się cała postać lepiej nie stwierdzać, kto za nim stoi nawet po zobaczeniu fragmentu jego sylwetki. Doświadczenia życiowe zmieniły moje postrzeganie świata o 180 stopni. Z idealisty stałem się niemalże nihilistą. Nie trwam przy poprzednich przekonaniach dostałem kilka mocnych ciosów od losu i pozostanie przy starym światopoglądzie było niemożliwe. Cierpienie nie jest mi obce. Mógłbym stwierdzić, że jest mi bliższe niż jakakolwiek osoba na tym świecie. Możesz mi wierzyć lub nie, ale tak właśnie jest. Nie chce wcale uchodzić za nonkonformistę. Wkurzają mnie niektóre zachowania społeczeństwa, ale nie znaczy to od razu, że jestem po drugiej stronie barykady.
Ciekawa historia ciekawie opowiedziana, ale nic więcej. Jednocześnie dziękuje, że się pofatygowałeś i napisałeś co dla Ciebie sprawia, że jest to fenomen.
Akcja zaczyna się w roku 1946- czarni wtedy byli tak traktowani, gangsterzy mieli jakieś zasady, a kobiety niestety taką miały rolę, zwłaszcza we włoskich rodzinach. Uwielbiam postac Sonnego, zwłaszcza za fragment jak skuł mordę szwagrowi za pobicie siostry:)
No tak takie to były czasy. Wszystko zostało pokazane bez upiększania i zresztą bardzo dobrze. Tylko człowieka szlak trafia jak ludzie mogli (nadal mogą) traktować innych ludzi.
Nie no Sonny to jest porażka jak dla mnie. Żałuję, że jego szwagier był tylko mocny wtedy jak się miał z kobietą bić. Najlepszy filmowy pewniaczek macho to Tony Montana a Sonny był głupi i dobrze, że tak marnie skończył :D. Jakbym miał wypisać filmowe postacie, które mnie irytowały to Sonny miałby szanse na zwycięstwo.
Sonnego ta pewnośc zgubiła, ale był dobrze zagraną i napisaną postacią. Moim ulubieńcem jest jednak Tom Hagen:)
Szwagier był beznadziejny, dobrze że Michael skończył to czego brat nie zdążył. Z braci najbardziej mnie irytował Fredo- całkowita ciapa, żeby nie powiedziec gorzej:)
Toma też lubię do Fredo nic nie mam ale tak jak mówisz taka ciepła cipka z niego. Choć bardzo mi się podoba w „Ojcu” wątek Freda. Traktowany jak przygłup (jemu tak się wydawało) chce pokazać na co go stać i popełnia największy błąd swojego życia zdradza brata.
Po Donie rodzinne interesy mógł przejąć tylko inteligentny i rozsądny Michael bo Sonny może i był mądry ale miał wybuchowy charakter natomiast Fredo był głupi i słaby a Hagen pomijając nawet to że nie był rodzonym synem Vita nie miał charyzmy.
Ale Hagen był z nich najrozsądniejszy. Podobały mi się jego wspólne sceny z Vitem, zwłaszcza jak miał mu powiedziec, że Sonny nie żyje. Masz rację, że Freda tak traktowali jak rodzinną popier dółkę, no ale nie ukrywajmy, był taki:D Piękny jest ten film, widziałam go przed chwilą po raz któryś i nadal mi się podoba. Uwielbiam wątek Connie i Sonnego, nie przepadałam za historią Apolonii, ale to chyba dzięki temu Michael wrócił odmieniony, bo stracił za jednym zamachem brata i żonę.
Największy atut filmu? Chyba mnogość poruszanych problemów co sprawia, że wielu znajdzie coś dla siebie.