Jest za długi, nudny, przegadany.
Nastrojowy, dobrze zagrany ale nudny.
"Nudny" to kategoria subiektywna, dla mnie każda jedna scena była istotna i wciągająca.
Po takich ocenach i opiniach że to "legenda i klasyk kina" spodziewałem się trochę więcej a tu jak piszesz faktycznie klimatyczny ale totalnie przegadany film.
Długie filmy zawsze mają pod górkę - wymaga się od nich racjonalnego, uzasadnionego wykorzystania czasu ekranowego. Niestety dla mnie wersja kinowa ojca chrzestnego przy każdej kolejnej odsłonie traci, odwrotnie proporcjonalnie do drukowanego oryginału, który jest majstersztykiem. Problemem filmowego Ojca Chrzestnego jest zbyt duża ilość wątków pobocznych do możliwości czasowych, przez co żaden z nich nie jest przedstawiony w pełni, tak jak na to zasługuje. Ponadto liczne dygresje odwracają uwagę od motywu przewodniego - abdykacji króla i przekazania władzy na rzecz syna przy pomocy vice - consigliere. Te trzy postacie zasługują na pełniejsze przedstawienie w pełnym wymiarze. Żeby tego dokonać należałoby usunąć inne osoby, których i tak nie przedstawiono w sposób sensowny, z ich głębią np. Johnny Fontane, Jack Woltz, Luca Brasi czy wiele innych których pojawienie w filmie wnosi niewiele i tylko zaciemnia obraz. Dla nich wszystkich jest miejsce w książce, film potrzebuje jednak trochę inaczej skrojonej fabuły. Sądzę że nie będę osamotniony w twierdzeniu że Brando jest za mało na ekranie, a jego rola jest bezbłędna. Szkoda tylko że taka wisienka, razem z lukrem scenografii, została umieszczona w mdłym sosie przerostu treści nad formą.
Ale jak przerost treści, skoro film zrealizowany od strony formalnej mistrzowsko? Te wątki poboczne i dygresje są dodatkowymi smakami, nutami filmu, kolorami tła. Nie są więc niedostatkami filmu, przeciwnie, jego wzbogaceniem.
Zanim odpowiem mógłbyś przybliżyć mi stronę formalną filmu? Bo nie bardzo rozumiem ww. pojęcie.
Strona formalna: czyli to, o czym film jest, ale jak jest zrobiony (montaż, ujęcia, sceny, barwy, etc.)
Jakie to mistrzowskie barwy?
Załóżmy, że mamy idealnego krytyka. On mówi "to są barwy idealne", składamy mu ofiarę, dziękujemy i wracamy do domu. Działa.
A co się dzieje bez tego założenia? Istnieje jakaś teoria, która mówi, jakie to barwy mają być? Wtedy mógłbyś tej teorii użyć w ocenie. Wytyczne w sprawie montażu masz?
Widzisz, kryteria jakości powinny poprzedzać nawet istnienie filmu. U ciebie ocena filmu poprzedza często jego oglądanie (por. wypowiedzi o Mechanicznej pomarańczy), a ocena filmu poprzedza sformułowanie kryteriów oceny.
Jest to w tym sensie profesjonalne, że dużo osób zarabia serwując ludziom podobne bzdury. Nawet kilka setek w sejmie.
Tobie też muszę tłumaczyć, co to jest "strona formalna filmu"? Bo tego dotyczy ten konkretny wątek, może prześlipiłeś, jak to masz w zwyczaju... Kolega nie wiedział, więc uprzejmie wyjaśniłem. Ale chyba znowu coś źle zrobiłem, jak to zwykle ja, prawda? ;)
Też mam wrażenie, że te walory kolorystyczne, o których piszą głupi krytycy o "Ojcu chrzestnym" albo o "Barry Lyndonie" to takie tam bezsensowne pitolenie. Zresztą, bądźmy szczerzy i przestańmy owijać w bawełnę przez chusteczkę. Wszystko, co nie jest od ciebie i różni się od twoich przemyśleń, nie jest warte funta kłaków.
Nic mi nie musisz tłumaczyć. :) Możesz popełniać mniej błędów, wtedy nawet ja tobie nie będę musiał wiele tłumaczyć. Dla innych to jasne, no ale ktoś musi być tym wolniejszym.
Możesz zatem raz nie manipulować, nie pyskować jak gówniarz, a możesz jak zwykle manipulować i pyskować jak gówniarz. Ja wiem, co wybierzesz. Na pewno nie odpowiedzi na pytanie.
A krytycy piszą różnie.
Potem taka tylko bzdurka, że funta kłaków nie jest warte to, co nie pochodzi ode mnie. Ale pisałeś większe bzdurki, na temat tej nie ma co się rozpisywać. Ogólnie: już mi raz napisałeś, że gdy skrytykuję dziecko na forum, to mam się za niezwykle mądrego, teraz dodałeś, że krytyka tego dziecka to uważanie wszystkiego za niewarte kłaków. ;)
O tym, że krytycy są szkoleni, tresowani, uczeni odpowiednio mówić, wiemy nie od dziś. Zadałem proste pytanie, jak się ocenia na przykład "mistrzowskie barwy". Odpowiedziałeś, że oceniasz mistrzowskie barwy polegając na tym, że ktoś je uznał za mistrzowskie. No świetne kryteria. Widać niebagatelny umysł, jeśli byłbyś bananem. Jak na człowieka to trochę kiepsko.
Kolejny przykład braku kryteriów. Zależnie od oceny, jaką się chce wystawić, to samo jest albo niepotrzebnym dodatkiem, albo wzbogaceniem. ;)
Widzisz, może opiszę ci analogię. Istnieją testy IQ, co się próbuje wiązać z inteligencją. Ktoś ładnie powiedział, że testy IQ mierzą zdolność rozwiązywania testów IQ. Oczywiście, testy ulepsza się, modyfikuje, ale jedynym sposobem modyfikacji może być dopasowanie testów do WCZEŚNIEJSZYCH wyobrażeń o inteligencji. Zatem to nie wyobrażenia wynikają z testu obiektywnego, ale test kształtowany jest tak, by potwierdzał wyobrażenia.
To, co piszesz w wielu tematach, jest podobną patologią. Masz pewne uprzedzenia, odgórne założenia, jaka ocena ma wyjść, a argumenty dopasowujesz, żeby wyszła. Argumentem jest na przykład "wiedza". Stosujesz to tak:
"gdy komuś wychodzi to co mnie, to ma on wiedzę, czyli warto go słuchać. Gdy ktoś ocenia inaczej, to pewnie się myli, czyli mam rację".
Przykład ograniczenia intelektualnego wręcz znakomity.
Nie stosujesz jasno wyrażonych przed oceną kryteriów. Miałbyś najpierw kryteria, w rodzaju "smaczków" albo "strony formalnej", to by niestety wyszło, że wiele z filmów spełniających kryteria masz za złe. A nie może wyjść. Zatem każdorazowo dorabiasz kryteria tak, by uzasadnić ocenę. Bzdurne. Nic dziwnego, że to ludzie wyśmiewają.
"gdy komuś wychodzi to co mnie, to ma on wiedzę, czyli warto go słuchać. Gdy ktoś ocenia inaczej, to pewnie się myli, czyli mam rację".
Sam bym tego lepiej nie ujął, gdybym miał wypowiedzieć się o twoich naukach. Jedynych, które są sensowne, prawda? ;)
Kryteriami jest gust, wiedza, czucie. Nie rozumiesz ich, bo są dla ciebie zbyt tajemnicze. A może po prostu nigdy o nich nie słyszałeś? Jeśli tak, to sorry i wyrazy współczucia.
Widzisz, dziecko, rozsądny człowiek w ogóle wie, czy najpierw uznaje człowieka za krytyka mającego wiedzę, czy najpierw film za dobry. Ty natomiast uzasadniasz wiedzę krytyka oceną filmu, a ocenę filmu wiedzą krytyka. Wobec błędnego koła tak oczywistego, wyrazy współczuciu musimy skierować nieco inaczej. :)
Ale pyskujesz jak klasowa bestyjka, pewnie pozostałe głupie dzieci z klasy cię uwielbiają, zero treści, zero sensu, ale ile aluzji, ile prób zarzucenia kogoś docinkami. Umyłeś lusterko?
Zgadza się, większość scen to paplanina o niczym, film nie wciągał, nie można było się skupić.
dla mnie mógłby być znacznie dłuższy - mam zupełnie odmienne zdanie, oglądałam wręcz z zaciekawieniem po raz kolejny... każdy wątek był znaczący i dialogi tutaj mają znaczenie
STO na STO ,
czyli sto filmów na stulecie kina .
Miejsce 63/64 .
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sto_na_sto,_czyli_sto_film%C3%B3w_na_stulecie_kina