• tak w ogóle: Ładunek emocjonalny w tym filmie jest wysoki. Oglądając, frustrowałam się prawie tak samo, jak matka dziewczynki. Wściekła na nieczułe procedury, niesprawiedliwe wyroki.
Jak ktoś wcześniej już napisał, jest w tym filmie coś z kafkowskiego „Procesu”.
Bohaterowie wrzuceni do systemu nie mają pojęcia, za co są karani i gdzie jest ich dziecko.
• zdjęcia: Chłodne skandynawskie obrazki, postawa urzędników czy szwedzkich rodziców kontrastuje z temperamentem słowiańskich bohaterów.
Akcja filmu bardzo dobrze rozłożona na lokalizacje: osiedle i mieszkanie Zielińskich, szkoły, urząd, piękny dom Szwedów. Widz ma możliwość porównania środowisk i, wraz z rozwojem akcji, decydowania co może być najlepsze dla dziecka.
• niefajne: zmęczyła mnie cisza między bohaterami, bo czułam, że emocji nazbierało się tyle, aż można byłoby wykrzyczeć je sobie w twarz.
Nie podobała mi się scena z klasy dziewczynki. Totalnie niezrozumiałe zachowanie nauczycielki, bowiem co z tego, ze imię „Ula” jest również chłopięce.
Naznaczenie dziecka przez nauczycielkę jest dla mnie bezpodstawne, mając na uwadze, jak świadomi są nauczyciele w krajach skandynawskich. Tym bardziej, gdy wychowują nowe pokolenia w kraju tak różnorodnym kulturowo. Wątek „problematycznego” imienia bardzo płytki, wolałabym żeby ingerencję urzędników w życie Zielińskich zainicjował realny problem...
• fajne: Nie znam prawdziwej historii, ale uważam, ze Barbara Kubiak bardzo dobrze zagrała skonfundowane dziecko potrzebujące zdrowej atencji.
W scenach między dziewczynką a Bartłomiejem Topą zarysowała się ładna, naturalna relacja ojciec-córka.
Również obrazek małżeństwa Zielińskich, skąpany w toksycznej miłości, wykonany znakomicie. Widać to w scenie, kiedy Marek kwituje śmiechem powrót Baśki do samochodu, po tym gdy kobieta chwilę wcześniej próbowała się z niego wyszarpać.
Fajne zdjęcia, mnie również Północ maluje się w takich barwach.
Tytułową „strzelbą” w tym filmie jest łódka.
Według mnie, zabrakło ważnego momentu, w którym ten motyw mógłby zrobić come back i stworzyć lekką, choć znaczącą klamrę.
Owszem, łódka pojawia się w drugiej części filmu, ale niestety ten wątek został tylko między dziewczynką a rodzicami zastępczymi. Szkoda, bo scena ucieczki Uli była emocjonująca, a przeszła dalej bez konsekwencji.
Warto obejrzeć choćby dla obserwacji rozróżnienia kulturowego, dla postaci nieidealnej matki, dla „procesowej” walki z niezrozumiałym, silniejszym systemem.
Po filmie można napisać do rodzica/opiekuna prawnego, że się ich kocha. Można przytulić się do swoich dzieci. Można zastanowić się, co według mojego sumienia byłoby najlepsze dla dziecka.