Dawno się tak nie uśmiałam, nic tak nie ubawi jak nie zamierzona śmieszność w zamierzeniu patetycznym "dziele". Reżyser przedstawia się nam jako od maleńkości nie doceniany geniusz, człowiek przerastający swoje czasy, wizjoner (to on wymyślił "Matrixa", ale pomysł mu ukradziono, jak i wiele innych, Avatara pewnie też). Da się go lubić, właśnie przez tę śmieszność. Choć stara się być groźny i Rafał Zawierucha robi co może i ma taką zabawną mimikę a la gangster z osiedla :D A kiedy jest scena wypadku drogowego, w końcu dramatyczna, otrzymujemy tekst "jechałem pojeść makowca". Nie no, zdecydowanie komedia.