To jeden z najbardziej "twardzielskich" filmów w historii. Zwiastuje to już pierwsza scena, w której witają się ze sobą William Forsythe, Michael Ironside i Clancy Brown. W kolejnych sekwencjach na ekranie pojawiają się Nick Noltie (z wąsem i groźną miną, bez cienia uśmiechu) oraz Powers Boothe (odziany w biały garnitur, wciągający bez przerwy proszek tego samego koloru). Ta śmietanka weteranów kina sensacyjnego gra bandę zabijaków, zawsze odpowiadającą na zaczepki, z lubością dyskutującą o zaliczonych panienkach oraz nie stroniącą od alkoholu. Wspomnieć jeszcze muszę iż reżyser wprowadził kobiecą postać graną przez Marię Conchitę Alonso, chyba tylko po to by mogła wyjść nago spod prysznica w jednej ze scen. Trzeba przyznać, przy takim doborze komponentów nic tylko rozsiąść się na kanapie, otworzyć piwko i liczyć trupy padające w filmie.
"Extreme Prejudice" jest niemal tak samo bezkompromisowym akcyjniakiem jak "Komando", a przy tym podobnie przerysowanym. Warto jednak docenić iż stanowi również czołówkę dokonań Waltera Hilla. Jego scenarzyści postarali się o dwie linie fabularne, co cieszy. Plus pojawia się tu nawiązanie do klasyki westernu. Dostałem ostatecznie więcej niż można się spodziewać, bo prócz prymitywnej rozrywki znalazłem też sporo smaczków. Fani gatunku powinni zobaczyć.