Proszę. .....nie obrażaj Disneya ;)
Powiem Ci, ze ja odczuwalam chyba jeszcze większe zażenowanie - obok nas siedziała para, która przez cały seans rechotala zagryzając między jednym i drugim rechotem meksykańskie żarełko, popijając piwem.... Za nic nie dało rady się przesiąść, nabite kino- dzień premiery. Reszta kina milczala... obloczek szoku, zwątpienia, niedowierzania unosił się wiec błogo nad widzami .. Wyraźnie odczuwalne wytchnienie ulgi wraz z hałasem pośpiesznie składanych krzeseł towarzyszyło chyba nigdy wcześniej tak bardzo wyczekiwanemu THE END....

Fakt, szacun dla Disneya;) bardziej mi chodziło o dziecinny klimat w tym filmie niżeli Disneyowski całokształt, po prostu nie mogłem zwalczyć uczucie ze oglądam trójke dzieci bawiących sie w wojne grabkami i forenkami(foremkami) w piaskownicy a liczyłem na sensacyjną komedie.

Popieram w całej rozciągłości recenzję, ale lepiej tu nie pisać, że się szło z dziewczyną, bo zaraz zakrzyczą, że się chwalisz, że film Ci się nie podobał przez złą komunikację w związku itp. :)) Polecam mój wątek:) i pozdrawiam

hahaha aż takie ekscesy tu odchodzą? ciekawym..ciekawym, zerknę na wątek wszak teraz nasze polskie kabarety mało smieszne a kąciki ust rwą sie w góre

nauczcie sie angielskiego i ogladajcie bez napisow jelopy to moze zarty zalapiecie ...

bujaj sie buraku..to załapiesz, bo chyba az taki tepy nie jestes

Ale coś w tym jest. Oczywiście nie zakładam, że każdy, kto ocenia ten film nisko nie zna angielskiego i polegać musiał na napisach, ale chwilami sama zerkałam na te polskie suby i np. rzucił mi się w oczy choćby jakiś "Czesiek" ("How did you know my name was Buddy"). W ogóle nie jestem fanką buddy-movie, ale fabuła linczująca to święte Detroit (Amerykańce kochają te swoje rodzime autka), i za sprawą lat 70. robiąca sobie jaja choćby z porn-biznesu i własnego systemu sprawiedliwości jakoś tam się fajnie składała, igrając z konwenansem.

Ja do tego podeszłam jak do kina absurdu, z nutą noir i auto-pastiszu. Niestety w kinie większość ludzi zachowywała się jakby był to kolejny "śmieszny film" i rżała przy wszystkim (zwłaszcza Goslingu), co mój odbiór zakłóciło (a po godzinie to już mocno żenowało i wkurzało, ale co zrobić). Film miał ostatnio premierę internetową - obejrzałam ponownie w domowym zaciszu i już mi się bardziej podobał. Jakby nie patrzeć to "jedynka" krzywdzi, no ale ocena na FW jest zawsze wypadkową subiektywizmów.

PS. Taka "Naga broń" też mnie bawi (dużo bardziej), może to kwestia poczucia humoru, trochę absurdalnego :P.