Polecam wszystkim którzy lubią woody-allenowskie klimaty. Może poczucie humor i myśl czasami lecą nieco niżej niż u mistrza ale za to jest wrażenie większej świeżości, zakotwiczenia we współczesności. autor scenariusza i reżyser Edward Burns wraca do formy z czasów Piwnych rozmów braci McMullen. Ma świetne ucho do dialogów, dzięki czemu ten przegadany film ogląda się z dużą przyjemnością od początku do końca. Na koniec nie odmówię sobie wycieczki na nasze podwórko. Kurcze, dlaczego nikt w Polsce nie pisze takich scenariuszy. Mamy przecież tylu zdolnych, dobrze piszących młodych ludzi. Niech się któryś wreszcie ogarnie i napisze coś z zębem, fajnym dowcipem o ludziach nam współczesnych i ich codziennym życiu – bez biadolenia, mordobicia, egzystencjalnych dołów. Coś co wznosiłoby się jednak poziomem refleksji ponad telenowele czy komedie romantyczne. Inny, chociaż podobny, kierunek – też u nas kompletnie niestety nieobecny - to cieszące się ostatnio dużym powodzeniem „komedie kumpelskie” (np. 50/50, Druhny).