PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10039366}

Narodziny bogów: Królestwo burz

Feng shen Di yi bu: Zhao Ge feng yun
5,5 516
ocen
5,5 10 1 516
Narodziny bogów: Królestwo burz
powrót do forum filmu Narodziny bogów: Królestwo burz

Samo wprowadzenie zapowiada interesujący spektakl. Zimowa sceneria, rozgrzane katapulty, napad na fortecę przez królewskie oddziały, aby z szykownego, wystawnego teatru działań batalistycznych przejść w kiczowaty dramat o wielkich dynastiach z zasadami, mężczyzną, który chce być królem świata (bardzo oryginalne, jak opowiadania pięciolatka), a struktura opowieści zostaje zawieszona pomiędzy baśnią a szekspirowskim recytowaniem. Gdzie syn chce zabić ojca, książę ginie z rąk przypadkowego żołnierza, a przypadkowa śmierć ciąży tej klątwie nowelizacji dawnych mitów z Dalekiego Wschodu. Bo musicie wiedzieć, że historia jest oparta na XVI-wiecznej powieści Xu Zhonglin ,,Investiture of the Gods'', gdzie Ziemia toczy bitwę wraz z szatańskimi demonami. Jest to klasyczna chińska przypowieść - rozsławiona, jak w Europie germańska saga Tolkiena. Mamy narrację, gdzie dwa starożytne bóstwa są odpowiedzialne za oddzielenie nieba od ziemi. O ulepieniu pierwszych ludzi z gliny, jak w sumeryjskich przypowieściach. Stworzeniu ludzkości, pierwszej dynastii Shang oraz rebelii, która doprowadziła do robaczywego chaosu.

Potem mamy tę przepiękną scenę, jedną z nielicznych, gdzie mamy bitwę na zamarzniętej tundrze, córka wielkiej rebelii ginie przez akt samobójczy, a później naradza się dzięki mocom podstępnego ducha o lisiej twarzy. Początek jest przyjemny, ale niestety po dwudziestu minutach grzęźniemy w paralitycznych dialogach, w scenach bez większego kontekstu, gdzie efekty komputerowe są widoczne gołym okiem, choć widać po zawartości filmowej, że nie szczędzono pieniędzy na projekt, ponieważ wnętrze pałaców są bogate, przestronne, wręcz przytłaczające ozdobnymi detalami. Mamy zwyczajny spisek, gdzie każdy chce kogoś obalić lub ugodzić mieczem. Szkoda, że scenariusz nie potrafi utrzymać widza w napięciu, a konflikty są puste, jak naczynia widziane na ekranie kin. Ma też jeden z najmniej satysfakcjonujących pojedynków w historii kina, gdzie walka z królem przypomina kabaret starszych panów, którzy nie potrafią posługiwać się orężem. Powiem inaczej - pojedynki są niezgrabne, bez fantastycznej choreografii, bez smaku oraz polotu, co jest dziwne, ponieważ chińskie produkcje potrafią wycisnąć siódme poty z baletów szermierskich. Tymczasem to nieporywająca wydmuszka, gdzie stawka o życie jest prymitywna, a duchy ożywają, aby pogrywać z ludźmi.

Pomimo ekspozycyjnej narracji wielokrotnie będziemy świadkami, jak scenarzysta nie potrafi prosto komunikować odbiorcom, dokąd ów historia zmierza, i jaki jest fundamentalny konflikt dynastii z bóstwem. Gdyż ci, którzy nie znają historii państwa z Dalekiego Wschodu będą zmartwieni, że dostają niepełny obraz sytuacji. A co gorsza - jest to dopiero prolog większej całości. Perfidna zagrywka, jak zrobił to Jackson z ,,Hobbitem'', gdzie z jednej, małej książki zrobił trylogię. Nie znoszę takiej taniej obłudy, to jest nabijanie ludzi w butelkę, bo chcesz mu sprzedać produkt, a nie ostateczny kształt filmowy. Skoro to początek większej historii, jak to jest możliwe, że historia nie porywa oraz ma problemy z tempem? Głównie dlatego, że intryga jest zbudowana z dwóch klocków, które nie działają - wątki pojawiają się i znikają. Ludzie giną, na którym nam nie zależy, czarodziejskie ,,moce'' naszych protagonistów nie są w żaden sposób kreatywnie wykorzystane. Co z tego, że masz dobry materiał źródłowy, skoro nie potrafisz go wykorzystać, ani czerpać z niego przyjemności?

Gdyż ,,Narodziny bogów'' powtarzają wszystkie błędy filmowe z uniwersum Marvela, gdzie efekciarstwo ma zastąpić wiarygodny konflikt, bitwy są prostackie, jak w ,,Napoleonie'', które wyglądają jak gra wideo, co to ma być? Czy siedzę przed konsolą, czy na przepięknej sali kinowej? Twórcom brakuje odwagi, bo są niekreatywni i chcą, za wszelką cenę, zadowolić wszystkich. A kiedy robisz film dla wszystkich, to znaczy, że jest dla nikogo. Błąka się miedzy wystawną scenografią, płytkimi, jak kałuża, dialogami, niedopisanymi postaciami, a epicką dezynwolturą z przaśnymi, jak ser, przerywnikami narracyjnymi. Naturalnie, jak mówiłem - są pojedyncze plusy.

Jak eteryczna uroda Naran, czyli owa samobójczyni, która zostanie opętana przez lisiego demona, który wygląda najlepiej na ekranie, i którego chce się obserwować, bo jego ruchy są płynne i majestatyczne. Mamy też ostatnie sekwencje filmowe, które trochę rozruszały tę skamieniałą potwarz, bo ożywają posągi, więc mamy nieoczywisty pościg. Nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się z ożywającymi drzewami we ,,Władcy Pierścieni'', ponieważ widać, że autorzy chcieliby powtórzyć sukces tamtej trylogii, ale to się nie uda. Brakuje tu żywiołowej reakcji widowni, ekstatycznej przygody, przyjemnych protagonistów, o których coś wiemy. To nie to samo, i nie ma szans rywalizować z celtyckimi podaniami od Tolkiena, gdyż jest źle zinterpretowany materiał źródłowy.

Zamiast poważnej, chociażby patetycznej opowieści otrzymujemy jakieś głupoty, w stylu ducha, który upuszcza głowę, którą kopią żołnierze, jak mam to traktować jako wspaniałą przygodę, litości! Film nie zmierza do satysfakcjonującego epilogu, gdyż w trakcie napisów pojawia się jedna scena zapowiadająca, co wydarzy się w kolejnych częściach w ów niepasjonującej sadze o demonach, królach z zaburzeniami umysłowymi, uwodzicielskimi paniami, i całą tą koncepcją, która nie robi na mnie żadnego wrażenia! Sporo obiecuje po wzniosłej scenie otwierającej, w zimowej aurze, gdzie dochodzi do lawiny oraz samobójstwa, ale kolejno zamienia się w pastisz Szekspirowski, gdzie spiski są notoryczne oraz przeciągnięte kosztem wyprawy i przyjemności wynikającej, że jestem na Dalekim Wschodzie. To nie jest reklama Starożytnych Chin, to reklama produktu, w którym nie ma serca, w której brakuje politycznych niuansów, gdzie nadprzyrodzone moce są potraktowane śmiesznie, wręcz żałośnie. I na jedną zaletę przypadają, co najmniej trzy punkty, jak zepsuć własne dzieło.

To przykład, że wysokobudżetowe filmy nie znają umiaru, nie potrafią czerpać radości z pierwotnego zamysłu, tonie w bałaganiarskiej ekspozycji oraz wypowiadaniu kwestii, które wystarczyło pokazać, gdzie magiczne elementy przepadają na rzecz intrygi, która jest naiwna, źle rozpisana, przyćmiewająca baśniową kompozycję, z której czerpałbym więcej uśmiechu, gdyby tylko autor nie próbował, na siłę, zadowolić każdego fana dużych superprodukcji. To smutne czasy, gdzie co druga produkcja, w którą włożono masę pieniędzy jest ślamazarna, napisana podwórkowo, z nieekscytującą przeprawą, z fatalnym poczuciem humoru, jak w ,,Dungeons & Dragons: Złodziejski honor''. Jestem przerażony, że to, co ma być wielkie, wzniosłe oraz empirycznie wspaniałe - zamieniono w martwy popiół.

Opinia pierwotnie pojawiła się na Literackiespelnienie.blogspot.com

chris3z8

Dzizas, epicka dezynwoltura, przaśny ser oraz irytująco błędnie stosowany zaimek ów. Do tego popadłeś w przesadę objętościową . To chyba przez ten film :)

ocenił(a) film na 4
piciu6

Film długi, więc pozwala się rozpisać. I jakoś nie mam ochoty na kontynuację, którą zapowiadali na 2024 r., a część trzecią na 2025 r. Ciężko się to ogląda, i jestem na nie :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones