Angelina Jolie dostrzegła coś ciekawego w starych, francuskich dramatach, wydobyła to i przełożyła do napisanego, wyreżyserowanego i zagranego przez siebie filmu. Na domiar, nawiązując do swoich osobistych przeżyć. Sądziłem, że to będą hiperfeministyczne banialuki, a dostałem porządnie i sprawiedliwie nakręcony film. Przypomnijmy: napisany przez kobietę, w hołdzie własnym przeżyciom, o kryzysie w związku, załamaniu, depresji, WYBACZANIU... i wciąż sprawiedliwy. Proszę Państwa, przepis na powiew świeżości.