Na jakiejś planecie . . . Jeździec przywozi kosmonautom tajemniczy przedmiot, który spadł z nieba. Rozpoznają oni system przekaźnikowy sprzed kilkudziesięciu lat. Schodzą do starej hali komputerów, gdzie odczytują wideopamiętnik rozpoczynający się lotem kabiny kosmicznej i rozbiciem się w górach jakiejś planety.
Znam książkę, jest znakomita. W tym filmie, który też takim mógł być, zgadza się prawie wszystko - kostiumy, muzyka, plenery, atmosfera, wizja srebrnego globu, muzyka, praca kamery (czy ktokolwiek wcześniej w polskim kinie wykorzystał dolly zoom?), kadry, ujęcia, charakteryzacja, scenografia, rekwizyty... nawet ścieżka...
więcejGdyby aktorzy grali mniej teatralnie, a dialogi były mniej poetyckie, to mogło być całkiem dobre kino.. a tak zamiast filmu sci-fi, wyszło widowisko teatralne z mnóstwem wątków religijnych i filozoficznych. Nie wiem nawet, czy cokolwiek by pomogło, odzyskanie i skompletowanie tych utraconych taśm filmowych.. Tamtejsze...
więcejDo tego ten komentarz z offu. Chwilami wychodzi z tego czysta grafomania (choć oczywiście nie znającej obciachu "Szamance" nie dorównuje).
A mogła być taka piękna legenda o cudnym wielkim filmie zniszczonym przez niedobrych komuchów! Po cholerę te ścinki zmontowano? Teraz jedyne o co mam do komuchów żal to to, że...
Przerwałem oglądanie po 2 godzinach, a jak nigdy dotychczas mam poczucie straconego czasu. Książka jest rewelacyjna, a jej adaptacja to jedno wielkie nieporozumienie i wielki zawód.
Może to dzieło wymaga zjarania albo innego wspomagania, natomiast te sztuczne monologi, ten pseudopoetycki pseudopatos recytowany...