Mustang Island istnieje naprawdę, bohaterowie tej opowieści noszą imiona grających w teatrach Austin aktorów, a reszta jest bardziej performancem niż fabułą czy dokumentem. Film jest pełnometrażową wersją wcześniejszej "Molly".
Opowiada o uwikłaniu zwykłych, choć niezbyt pięknych, prostych i wrażliwych, ludzi w związki rodzinne i towarzyskie, ale głównie męsko-damskie. Rzecz dzieje się w małym miasteczku turystycznym poza sezonem. Niezdarni bohaterowie, oszczędne dialogi i czarno-białe zdjęcia tej niezależnej produkcji, na którą złożyło się niemal 500 donatorów, składają się na dość przygnębiający obraz losów współczesnych prostaczków. Przygnębiający, ale wiarygodny, a do tego zaprawiony szczyptami nienachalnego humoru.