Statham z dumą i niezachwianą pewnością siebie wszedł pewnym krokiem na ścieżkę Stevena Seagala. Alleluja - koniec jest bliski. Teraz tylko musi: 1. złapać mase -> brzuch, 2. obciąć na maks fabułę i sens, 3. pojechać do Rosji na bibe z Putinem. Albo coś tam takiego - "wschodnio - oryginalnego". Start ma dobry, bo "Mechanik" to Tajlandia, znaczy idzie w dobrym kierunku. A Tommy Lee Jones, zwyczajnie, chciał pojechać na wczasy do "Bugarii" ;-). I film wyszedł chłopakom - przy okazji. Z niecierpliwością czekam na kolejne produkcje - obejrzę choćby na FF. Seagal jakoś się przejadł ;-))) - w każdym tego słowa znaczeniu.