O którym nie da się powiedzieć nic pozytywnego. Wszystko w tym filmie, zarowno całość, jak i każdy element z osobna i pojedynczo, jest na minusie - raz większym, raz mniejszym, ale zawsze na minusie.
Można wymieniać i analizować te minusy, ale na to po prostu szkoda czasu - jak ktoś tego nie widzi po obejrzeniu, to nie zobaczy tym bardziej po przeczytaniu, ponieważ z pustego i Salomon nie naleje.
Napiszę natomiast coś innego. Po sukcesie Matrixa powstała wersja porno Matrixa, bodajże pod tytułem Blue Matrix. Z ciekawości obejrzałem i słabe to było bardzo, nawet pod względem xxx, ale w porównaniu do Zmartwychwstania, to arcydzieło. A jak zobaczyłem w Zmartwychwstaniu jak Bugs rzuca sie na Morfeusza i zaczyna go obściskiwać, to skojarzenie było jedno - no normalnie zaraz klęknie przed nim i zacznie mu ssać. Natomiast, kiedy Morfeusz wychodzi do sparingu ubrany w rozchłestane czerwone kimono, w którym gejsza wygladałaby bardziej jednoznacznie, niż gdyby była goła, to pomyślałem - to będzie kung-fu, czy odkładanie się pałami. Kung-fu to nie było.
A porównując do jedynki, którą nieudolnie powiela na każdym kroku i do której kretyńsko co chwilę nawiązuje, to miałem odczucia, jak u kumpla na parterze w środku lata, kiedy pod oknem wywaliło szambo.