PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=715533}

Marsjanin

The Martian
7,6 286 519
ocen
7,6 10 1 286519
6,6 44
oceny krytyków
Marsjanin
powrót do forum filmu Marsjanin

Film jest na podst. tego typu książki, w której autor pęka z dumy ze swojej wiedzy i chce ją przekazać. Mnóstwo w niej zbiegów okoliczności, teorii, które mają wysokie prawdopodobieństwo i nauki, która ratuje człowieka w sytuacji krytycznej. Bohater książki Weira to taki Cast Away, tylko, że zna się na wszystkim, nawet na prawie obowiązującym w przestrzeni kosmicznej. Fabule to nie pomaga, ale jak to, kurde, brzmi!
Nauka ta ma jednak oparcie w niesamowitym optymizmie, dlatego każda teoria sprawdza się w 100%, a nawet jeśli coś zawodzi to bohater i tak sobie z tym radzi. Takie filmy są potrzebne, ale misja na Marsa okazuje się wyzuta z dramatyzmu i jest kaszką z mleczkiem dla każdego botanika. Już początkowa burz piaskowa na czerwonej planecie nie niesie ze sobą żadnych emocji. W chaosie nawet zapomniałem, kogo porwał odłamek anteny, a chodziło o głównego bohatera! Nie przejmowałem się nim, bo podświadomie wiedziałem, że mu się uda. Uczucie to towarzyszyło mi przez cały seans. Przewidywalność i nienaturalny optymizm idzie w parze z hamerykańskim uwielbieniem inteligencji i błyskotliwości własnego narodu, któremu chcą pomóc nawet Chiny. Taki heroizm musi być nagradzany, krzyczą twórcy filmu. Tylko jakiż heroizm jest w hodowaniu ziemniaków na Marsie? Najgorsze, co spotkało głównego bohatera to chyba brak keczupu.
Drażnią również te standardowe chwyty: narada załogi i wielki bunt przeciwko NASA, z którym wiążą się straszliwe konsekwencje, gabinetowe gadaniny, stereotypowe nerdy śpiące we własnych fekaliach, w których bazgrzą całki, rozmowy z rodziną, przede wszystkim z niezbędnymi dziećmi, pokazywanie teorii naukowych na przedmiotach codziennego użytku itd.
Warsztatowo - bez zarzutu. Ridley poniżej pewnego poziomu nie schodzi, więc nie rozumiem skąd głosy,że to jego wielki powrót do formy. Filmy Scotta zawsze są zrobione nienagannie i zawodzi zawsze scenariusz. Co innego, że trwa to od 2008 roku, jednak Marsjanin w tej materii nie przełamuje pewnego stanu rzeczy. Scenariusze do Adwokata, Exodusa, W sieci kłamstw, Robin Hooda i Prometeusza to ten sam poziom. Oczywiście w każdym chodzi, co innego: Adwokat - nadmierny pseudointelektualizm, Exodus - zbytnie rozwleczenie i nieumiejętność tworzenia scenariusza pod epickie kino, W sieci kłamstw- chaos, Robin Hood - brak pomysłu na reboot postaci, Prometeusz - schematyczne podejście do originu serii i niedopracowanie skryptu. Marsjanin może nieco się wybija na tym polu, lecz nadal przeszkadza hyper optymizm, brak dramatyzmu i brak należytej puenty, która mogłaby w końcu nie być pochwałą osiągnięć USA (stąd też burza nominacji do Oskarów). Niemniej, fajnie jest zobaczyć Ridleya znowu w kosmosie, bo jeśli chodzi o kreowanie atmosfery samotności i technikalia to widać w tym pietyzm i pasję. Taka myśl przyszła mi do głowy, podczas podziwiania marsjańskich plenerów, zwłaszcza czegoś w rodzaju zorzy: Aż chciałoby się zobaczyć kolejnego Obcego z dużo lepiej dopracowanym scenariuszem albo cokolwiek będącego duchowym spadkobiercą klasyków saj faj. Scott to tak znany i poważany twórca, że aż dziw bierze, jakich dobiera sobie scenarzystów.
Końcówka śle na dno film. Oto bohater po powrocie do domu zaczyna wykłady podczas szkolenia młodych astronautów jak to było w kosmosie. Mówi o jakichś przeciwnościach losu, a zaraz potem dystansuje się do tego. Taki właśnie jest ten film - już ma być dramatycznie, a tu nagle bam! happy end. I tak z każdym dramatycznym zwrotem akcji aż do finału, który na myśl przywiódł mi inne równie podniosłe celebrowanie sukcesu kosmicznego - Armageddon. Na końcu filmu powinna być jeszcze notka biograficzna: Mark po powrocie na Ziemię postanowił napisać książkę Marsjanin.
Taki lekki film, który spłynął po mnie jak woda po kaczce. Momentami chciał być jak Cast Away (komiczna scena po powrocie z przyglądaniem się roślince pod stopami), jednak to bezludna wyspa o wiele bardziej dała w kość od wrogiej planety. No i przede wszystkim na wyspie ratowanie piłki o imieniu Wilson było bardziej emocjonujące i dramatyczne niż cały film Ridleya.

PS: Nawiązania do Iron Mana okropne, ale gorsze są te do Drużyny Pierścienia w towarzystwie Beana.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones