PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=143515}

Maria Antonina

Marie Antoinette
2006
6,5 61 tys. ocen
6,5 10 1 61037
6,6 31 krytyków
Maria Antonina
powrót do forum filmu Maria Antonina

Jaka jest recepta na zniszczenie filmu?
Po pierwsze - pozwolenie na dołączenie ścieżki muzycznej z innej epoki. Tragicznie wręcz dobrana muzyka zabiła ten potencjalnie ciekawy film. Po drugie - choć Kristen nie zagrała tak jak w Arytmetyce diabła, to trzeba przyznać, że zaprezentowała przyzwoity poziom sztuki aktorskiej. Na przeciwległym krańcu niestety ustawiłbym Asia Argento (Hrabina Du Barry), która wypadła nieprzeciętnie sztucznie, a jej postać pomimo możliwości jakie dawała, beznadziejnie bezbarwna. Podobnie nienajwyższych lotów aktorstwem popisali się niestety pozostali może z wyjątkiem Jasona Schwartzman'a, który dobrze wcielił się w postać infantylnego króla.
Po trzecie - zakończenie filmu w zaskakującym momencie historii ostatniej królowej. W zasadzie najtragiczniejszy okres w jej życiu dopiero nadchodził. Szkoda, że Sofia Coppola uznała ten wątek za mniej ważny od problemów z potencją Ludwika XVI. Właśnie to niewyważenie problematyki, zbyt duże skróty w istotnych dla historii kwestiach, na rzecz plotkarsko-brukowych "sensacyjek" czyni ostatecznie z tego filmu dzieło co najwyżej średnie. 5/10.

ocenił(a) film na 8
piotryd

Uważam, że Coppola obrała sobie pewien cel i świetnie go zrealizowała. A celem tym na pewno nie było szczegółowe ukazanie historii Francji :) Chciała pokazać, jak to się stało, że Maria Antonina stała się w oczach świata niemalże tyranką i rozpustnicą na dodatek. Dlaczego uważasz, że ostatnie lata jej życia były tak bardzo tragiczne? Owszem, osądzono ją i ścięto, ale to dzięki tym wydarzeniom stała się silną kobietą. Natomiast cała reszta jej życia to błędna pogoń za uciechami, mająca na celu tylko jedno: zabicie samotności. I to jest właśnie tragiczne. Natomiast z twoją opinią na temat muzyki nie zgadzam się już całkowicie. Może jesteś tradycjonalistą i stąd twoje wrażenia, ale ja uważam że współczesna muzyka świetnie oddaje ducha tamtej epoki.

ocenił(a) film na 5
mrs_robinson

Witaj,
zacznę od tego, że nie wiem jaki cel obrała sobie Coppola i co więcej, jest to zupełnie nieistotne, bo nie oceniam stopnia realizacji jej założenia ale film, jako produkt podany odbiorcom. Obraz osadzony jest w pewnej rzeczywistości, która powinna zostać oddana w stopniu pozwalającym widzom poruszanie się w określonym układzie odniesienia. Tu (u Coppoli) nie mamy ani paryskiej ulicy, ani wersalskich intryg, polityki Ludwika XV i później XVI, afery naszyjnikowej, etc. A szkoda, bo to wszystko miało ogromny wpływ na public relations Marii Antoniny.
Całkowicie pominięte zostały dzieci i ich śmierć! Mało też było o zaangażowaniu królowej w sprawy kultury i sztuki.
16.10.1793 roku ścięto Marię Antoninę, jednak egzekucję poprzedził haniebny proces, w którym oskarżono królową o spisek przeciwko Francji, homoseksualne kontakty z damami dworu, pedofilię...
To wszystko Coppola uznała za nieistotne. Ważniejsze wg niej były tajemnice alkowy, obżarstwo, przepych, imprezy... Czyli podążanie wytyczoną przez Rewolucję Francuską drogą oszczerstw, pomówień i plotek.
Film został wygwizdany w Cannes, a coraz bardziej świadomi swojej "nieciekawej" historii Francuzi byli oburzeni...
Co do muzyki - kwestia gustu, ale w gronie osób, z którymi oglądałem ten film (przedział wieku od 13 do prawie 40 lat) każdy niezależnie stwierdził, że ścieżka dźwiękowa to porażka. Ma to również potwierdzenie w opiniach krytyków, których nie znałem przed napisaniem pierwszego postu. Więc... Ale o gustach się nie dyskutuje...
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
piotryd

Rzadko przyznaję się do błędów, ale przekonałeś mnie swoimi zabójczymi argumentami... Jednak w kwestii muzyki pozostaję nieugięta, bo lubię tego typu eksperymenty. Zwłaszcza udane.

ocenił(a) film na 5
mrs_robinson

Wiesz, przyznanie się do błędu świadczy o wielkości człowieka. Moje ukłony w Twoją stronę.
Pozdrawiam Cię serdecznie.

ocenił(a) film na 8
piotryd

Przeczytałam Twoją krytykę jeszcze przed obejrzeniem filmu. Teraz jestem już po i nie mogłam pozostawić jej bez komentarza.

Mi zabieg z muzyką się podobał - odróżnił "Marię Antoninę" od innych dzieł filmowych o tematyce historycznej, dodał dynamizmu, uwspółcześnił wydarzenia oraz postaci. Poza tym nie zrezygnowano z tradycyjnej muzyki - Vivaldi był, dużo skrzypiec, a współczesne utwory dobrze przełamywały schemat - no ale o tym nie warto dyskutować, bo każdy ma swój gust :)

Mam również odmienne zdanie na temat aktorstwa - nikt z ekipy nie zaniżał poziomu. I tego będę bronić, bo akurat przy ocenie umiejętności aktorskich można się wyzbyć subiektywizmu. Postać kreowana przez Asię Argento sztuczna i beznadziejnie bezbarwna??? Ciekawi mnie bardzo, jak wyobrażasz sobie lepsze odegranie roli du Barry i o jakich możliwościach, które ona dawała, a nie zostały wg Ciebie wykorzystane piszesz?? Bohaterka zarysowana opowieściami osób trzecich, kilka scen z jej udziałem, do powiedzenia niewiele, więc żeby przedstawić tę postać trzeba było grać mimiką, spojrzeniem, gestem, emocjami - i przecież Asia zrobiła to wyśmienicie. Bo mimo ograniczonego pola gry jej postać zyskała własną, w dodatku barwną, osobowość. Co ważne nie było w jej grze przesady i przerysowania, a mimo to z jej ciała można było wyczytać wiele, przez co wypadła niezwykle naturalnie równocześnie dominując na ekranie w swoich scenach.

W swojej drugiej wypowiedzi odmawiasz reżyserce prawa do własnej wizji... Oczywiście efekt końcowy powstały z jej wyobrażeń mógł Ci się nie spodobać, ale piszesz, jak ten obraz powinien wyglądać. Nie wyglądał tak, jak Ty byś go widział, bo reżyserka miała swój zamysł, który jasno przedstawia. Nie było o paryskiej ulicy, wersalskich intrygach i o polityce, tak wyczerpująco i obszernie, jak byś może tego oczekiwał, bo cały film opierał się na użyciu odpowiedniego zabiegu, który może zbliżyć widza do głównej bohaterki - wiemy to, co Maria Antonina, która nie wykazywała zbytniego zainteresowania tymi sprawami. Piszesz o reżyserce, że "Ważniejsze wg niej były tajemnice alkowy, obżarstwo, przepych, imprezy..." - w tym i pośród tego żyła dorastająca Maria Antonina, więc film na tym się opiera. Na te istotniejsze dla samej Francji tematy zdobywamy tylko cząstkową czy ogólnikową wiedzę, którą bohaterka uzyskuje od doradców, znajomych bądź z listów. Maria Antonina egzystuje w swoim świecie. Przez większość filmu pochłaniamy jej pełne rozrywek, ale i osobistych odczuć życie, poznajemy powstające relacje, jej ślepą wiarę we wszystko, co słyszy na temat innych oraz bezsilność w stosunku do wszelkich plotek na jej temat, żeby potem spróbować z jej perspektywy spojrzeć na zdeterminowany, nastawionym przeciw niej tłum.

Śmierć dzieci nie została całkowicie pominięta - widzimy przecież scenę pogrzebu jej trzeciego dziecka. O sztuce też było. Poza tym nawet, gdyby faktycznie te rzeczy zostały zignorowane, to każdy reżyser ma prawo do wybiórczego potraktowania tematu i nie jest to odpowiednikiem wady danego filmu. I nie jest to też zmienianie historii. Właściwie to żaden reżyser historycznego filmu nie jest w stanie umieścić w nim wszystkich istotnych faktów. Nie mówiąc już o tym, żeby zrobić to w sposób taki, aby żaden z zainteresowanych niczego nie skrytykował - wiadomo przecież, że nie dość, że istnieje wiele źródeł, to nawet te same fakty mogą znaleźć współcześnie różne interpretacje obiektywnych odbiorców, o tych zaangażowanych w sprawę nie wspominając. W wypadku tego filmu reżyserka nie próbowała zmierzyć się z wyłożeniem widzowi masy historycznych epizodów, obrała inny tor - wykorzystała te zdarzenia pośrednio.

To, że nie ma w filmie procesu i śmierci Marii Antoniny nie oznacza, że reżyserka uznaje te sprawy za błahe. Skupia się ona na młodzieńczych latach bohaterki, jej asymilacji, uczuciach - film zmierza ku końcowi, kiedy stopniowo zaczynamy wchodzić w inny etap życia Marii Antoniny. W momencie, gdy żegna się ona z Wersalem nie jest już tą samą dziewczynką o radosnym spojrzeniu, tak otwarcie witającą się na granicy państw z nową rodziną. Te dwa wydarzenia wydzielają swoisty etap w jej życiu. Do tego w filmie kręconym w takiej a nie innej konwencji przejście do dalszych zdarzeń i procesu Marii Antoniny byłoby wg mnie nawet rażące.

Uważam też, że przywoływanie opinii krytyków, jako wyznacznika jedynego słusznego zdania na temat jakiejkolwiek twórczości nie ma racji bytu. Pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 5
Zuza_2

Miażdżąca krytyka, krytyki;)))
OK. Skoro jednak uznałaś, że warto odpowiedzieć na moją subiektywną opinię wydaje się, że pozostawienie bez odpowiedzi tak długiego postu byłoby z mojej strony nietaktem.
Zacznijmy od muzyki: moim zdaniem w filmie powinna ona stanowić tło, współgrać z obrazem, wprowadzać w nastrój... W M.A. muzyka wprowadzała dysonans, pozostawała w konflikcie z obrazem i całkowicie rozpraszała. Jak jednak ustaliliśmy, jest kwestią gustu co się komu podoba, choć w sumie od kilkudziesięciu lat jestem wielkim fanem rocka... Jednak nie w tym przypadku.
Co do gry aktorskiej Argento, to właśnie przerysowanie, nadmierna teatralizacja i sztuczność postaci mnie uderzyły. Nie wiem czy można to ocenić obiektywnie. Mi się jej gra bardzo nie podobała.
Co do odmawiania reżyserce prawa do własnej wizji... Nie odmawiam. Po prostu widziałbym to inaczej, a jako, że nie jestem reżyserem i nie mogę sam sobie zrobić, oczekuję tego od innych. Jeśli jakiś reżyser dobrze poprowadzi film przestają mi przeszkadzać nawet przekłamania (np. u Mela Gibsona), jeśli natomiast film opiera się twardo na faktach, oczekuję konsekwencji, rzetelności, wyważenia problematyki i logicznego ciągu zdarzeń zgodnych z chronologią historyczną (Oliver Stone w JFK). W "naszym filmie" Coppola opiera swoją opowieść o plotki, pomówienia i obiegowe historyjki rozpowszechniane przez zwolenników Rewolucji. O plotkarskim charakterze scenariusza świadczą najdobitniej proporcje w ukazaniu poszczególnych problemów (jak pisałem wyżej.
To mi się nie podoba, bo nie należę do pokolenia Faktu i Super Ekspresu.
Co do procesu... Cóż film kończy się w takim momencie, że nasuwa się pytanie czemu akurat tu? Czemu nie dostaliśmy choćby dodatkowych 15 min. kończących tę tragiczną historię? Mówisz, że to celowe - zapewne tak, ale czy słuszne? W moim odbiorze ten film jest po prostu niedokończony.
Opinie krytyków czytam zawsze po wyrażeniu własnej i nie czuję się źle, kiedy są zbieżne z moją, co nie znaczy, że są one dla mnie wykładnią. Niemniej, każdy odbiera sztukę we własny sposób i to jest najpiękniejsze.
Pozdrawiam serdecznie.

ocenił(a) film na 8
piotryd

Miło, że odpisałeś :)

O ścieżce dźwiękowej już nie będę więcej pisać, bo dla mnie była ona, niczym z Twojego opisu odpowiedniej muzyki filmowej, no a dla Ciebie wręcz przeciwnie ;)

O aktorstwie trochę jednak napiszę ;) Oceniając jakąś rolę danego aktora można zrobić to obiektywnie wyzbywając się uprzedzeń wynikających z zasłyszanych opinii o jego występie, no i zapominając o wszelkiej sympatii bądź antypatii do niego [jeśli nie znamy danego aktora, to z tym drugim nie ma problemu ;) ]. Wtedy można docenić grę kogoś, kto nie należy do grona naszych ulubionych aktorów lub skrytykować występ swojego ulubieńca. Interesujące jest, że odebraliśmy kreowanie postaci przez Argento zupełnie różnie. Może odpowiesz na wcześniej postawione przeze mnie pytanie dotyczące możliwości, jakie dawała postać du Barry. I może napiszesz w czym wg Ciebie objawiała się jej sztuczność. Teatralizacja w filmie była, ale jako ewidentny i celowy element wielu scen - taki już urok zachowań wersalskich bywalców ;) Konfrontacje hrabiny z Marią Antoniną były specyficzne, pełne napięcia, co stanowiło ich atut i wynikało z gry obu pań (a także innych aktorów, jak w świetnej scenie "rozmowy" du Barry z Marią Antoniną - nieliczne dźwięki w znaczącej ciszy i porozumiewawcze spojrzenia). Dunst odróżniała się w tych, jak i innych, scenach zachowywanym przez Marię Antonię dziewczęcym urokiem swoich poczynań, Argento natomiast prezentuje wachlarz emocji, jakie kotłują się w du Barry, gdy wyczekuje na kolejny ruch Marii Antoniny czy wtedy, gdy obdarza spojrzeniami króla lub obrzuca nimi skonfundowanych zgromadzonych. Jak dla mnie - naturalność plus prawdziwe emocje.

"Co do odmawiania reżyserce prawa do własnej wizji... Nie odmawiam. Po prostu widziałbym to inaczej, a jako, że nie jestem reżyserem i nie mogę sam sobie zrobić, oczekuję tego od innych." - więc chyba jednak trochę odmawiasz ;) Napisałam, jak ja widzę ujęcie treści przez reżyserkę i z czego ono wynika. Widać dobitnie, że wizja Coppoli - historia o kobiecie - Cię nie przekonała, ale świetnie, że wywołała emocje, choćby sprzeciw, i zainspirowała do własnego wyobrażenia potraktowania tematu. To też jakaś zaleta filmu ;)

Jak ja odebrałam zakończenie filmu również już napisałam, Ty widać odebrałeś inaczej :)

Nie mam nic przeciwko czytaniu opinii krytyków - czemu nie sprawić by ich praca stała się przydatna ;) Również je chętnie czytam, bo lubię poznawać różne zdania i odczucia na jakiś temat. Czasem nawet przed obejrzeniem filmu, bo przecież nie jest to równoznaczne ze zdeterminowaniem mojego odbioru danego dzieła. I faktycznie miło, gdy trafia się na opinię kogoś, kto widzi w jakiejś twórczości i odczuwa dzięki niej, to, co ty. Twoja druga wypowiedź wyglądała jednak tak, jakby przytaczanie ocen większej ilości osób miało być czegoś wyznacznikiem (swoją drogą, ktoś tak samo mógłby wymienić osoby, które film oceniły pozytywnie) - stąd słowo o moim poglądzie na ten temat w poprzednim komentarzu.

Z ostatnim Twoim zdaniem zgadzam się w zupełności :)
Pozdrawiam serdecznie

Zuza_2

Jak miło się czyta wymianę poglądów na takim poziomie. Jestem pod wrażeniem i cieszę się, że wśród wielu forumowych "krzykaczy" są jeszcze prawdziwi, kulturalni komentatorzy

ocenił(a) film na 8
piotryd

Jeżeli chodzi o sposób przedstawiania historii w filmie Coppoli, to moim zdaniem wszystko rozbija się o oczekiwania.
Na pewno "Maria Antonina" nigdy nie stanie się "numerem jeden" klasyki filmów historycznych, kostiumowych. Nigdy też, prawdopodobnie, nie zdobędzie uznania fanów tego gatunku. Wydaje mi się, że film ten podobać może się naprawdę jedynie wtedy, kiedy spojrzy się na niego z zupełnie innej strony. Nie przez pryzmat historii XVIII wiecznej Francji, jej klimatu, realiów. Opowieść o królowej Francji w wydaniu Coppoli, to próba odarcia tej postaci historycznej z różnorakich mitów, legend, próba pokazania nie symbolu, a człowieka. Taki zabieg musiał być trudny i skomplikowany, stad, moim zdaniem, niespotykane dotąd w filmach historycznych zabiegi. Stąd nowoczesna muzyka - Maria Antonina, to przecież, próbująca bawić się i przeżywać młodość, jak każda inna kobieta, a właściwie - dopiero dziewczyna. Stąd (może nieco rozciągnięty) wątek problemów z potencją młodego następcy tronu, a także uwypuklone plotkarskie życie w Wersalu. Może wydawać się to płytkie i niepotrzebne, ale w takim momencie należy znów przypomnieć sobie wiek Marii Antoniny. Wtedy wszystko okazuje się naturalne, na miejscu. Bale, zakupy, plotki, mężczyźni - te elementy razem ze współczesną muzyką łączą historię królowej z życiem współczesnej nastolatki. Okazuje się, że pomimo upływu lat, okres dojrzewania młodej kobiety pozostaje taki sam. Być może świadomość dzisiejszej bardzo przeciętnej 18-latki jest większa, ale nie łudźmy się - kwestie łóżkowe będą jej dużo bliższe niż sprawy państwa - szczególnie, jeśli nie ma o nic zielonego pojęcia.

ocenił(a) film na 8
denikina

Okropnie przepraszam za błędy....:)

Pozdrawiam!

denikina

Witam,
niezmiernie ciekawe różne punkty widzenia dotyczące tego samego filmu :)
Postanowiłam dołączyć, bo ja postrzegam ten film dokładnie jak moja przedmówczyni.Dla mnie jest to przede wszystkim problem samotności w tłumie, niezrozumnienie przez najbliższe osoby i co z tego wynika... czyli jak najbardziej dotyczy czasów współczesnych ( patrz shoppingi u współczesnych dziewczyn które rekompensują sobie w ten sposób jakieś braki). Myślę, że Coppola to właśnie miała nam do przekazania tyle że podała nam to na historycznym talerzu. W związku z powyższym współczesna muza jest tu jak najbardziej na miejscu ;)
pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
abenka

zgadzam się, że dotyczy samotności w tłumie, niezrozumienia przez najbliższych- jest to tematyka, która najbardziej pociąga Coppolę, co widać po jej innych filmach. tu dokonała eksperymentu przenosząc taką receptę na fabułę w czasy przeszłe- co więcej w postać historyczną, a nie zmyśloną. a co do muzyki, to oprócz tego, że jest w miarę "nowoczesna", to też nie jest tylko dziełem przypadku. większość zespołów: the Cure, Joy Division (co prawda ich cover), Siouxsie and the Banshees, Jesus and Marie Chain (z Lost in Translation) to nowofalowe grupy o charakterze depresyjno-dekadenckim, co przecież stanowi świetne tło dla treści filmu!

slonica_smalec

Zgadzam się całkowicie z założycielem tematu, dodam jeszcze, że romans Antoniny z Axelem był ukazany marnie, a przecież również przez ten romans ludność nienawidziła Antoniny. Królowa bardzo tęskniła za swoim kochankiem, a w filmie widzieliśmy ich razem raptem kilka razy i to przelotnie.

piotryd

Nie byłam zachwycona tym filmem, niby kostiumy były świetne, zdjęcia też nie najgorsze, a jednak coś było nie tak. O muzyce nie wspomnę... Jednak obejrzenie tego filmu zachęciło mnie do przeczytania dokładniejszej biografii Marii Antoniny, dlatego mimo wszystko cieszę się, że miałam okazję go zobaczyć.

ocenił(a) film na 5
piotryd

Po obejrzeniu filmu nie mogłem zrozumieć, dlaczego jest tak bardzo krytykowany? Moim zdaniem dość dobrze Coppola zrealizowała swoje zamierzenie. Pytaniem jest tylko, czy owo założenie było słuszne. Moim zdaniem celem było pokazanie wszystkiego, tylko nie sytuacji państwowej, która doprowadziła do upadku Francję. Mamy nastolatkę, która zostaje królową. I jak każda nastolatka, z możliwościami znacznie przekraczającymi poziom zwykłych nastolatek, zaczyna się bawić. Sam pomysł pokazania Marii Antoniny bardziej jako zblazowanej nastolatki, która specjalnie nie różni się od innych, nawet tych dzisiejszych był ciekawy, ale chyba od razu spisany na nie powodzenie. Stopień oceny młodzieży rzadko kiedy był pozytywny. Dorośli, a nią z pewnością Coppola już jest, nie rozumieją toku myślenia młodych ludzi, stąd nachalnie podkreślana bezczynność młodocianej królowej. Dlaczego Maria Antonina tylko się bawi, ponieważ się nudzi i to potwornie. Stąd przerażająco długie kadry, w których nic się nie dzieje. Myślę, że to jest powodem dla którego zmarginalizowano nie tylko ważne wydarzenia rangi państwowej, ale i przełomowe sceny z życia. Pogrzeb dziecka Marii Antoniny pokazany był krócej niż to jak wchodzi po schodach. By widz poczuł stopień zanudzenia bohaterki, ma nudzić się wraz z nią, takie odniosłem wrażenie. Oczywiście jest to jakaś metoda, ale chyba nie najlepiej rzutuje na film. Widz zaczyna się kręcić w fotelu, a z każdą minutą film staje się co raz bardziej nieznośny. Nie pomaga również końcowa próba wmówienia, że Maria Antonina już dorosła, a świadczyć ma o tym fakt, iż plotką jest słynny cytat królowej, wypowiedziany po tym jak miała się dowiedzieć o braku chleba dla ludu, by ten jadł więc ciasteczka ( w innych przekładach mówi się o bułeczkach). Co do muzyki, tak bardzo kontrowersyjnej, to ja uważam, że to jeden z lepszych pomysłów i jeszcze jeden dowód na podkreślenia charakteru królowej. Muzyka pop – rock, nie bardzo wyróżniająca się od innych kawałków, słuchanych przez nastolatków, moim zdaniem wpisana jest w film po to by wzmocnić obraz Marii Antoniny – małolaty, która nie bardzo wyróżnia się z tłumu, no oczywiście po za tytułem państwowym.
Myślę, że film oddał to co miał do oddania, a że nie było to nic nadzwyczajnego i dlatego u mnie tylko 5/10