czo ta Penelopa?
może chciała sobie wreszcie w filmie po hiszpańsku pogadać, nieważne co.
albo miała słabszy dzień, jak przyjmowała rolę?
film drętwy, drewniany i ckliwo-pensjonarski. mimo dramatycznej tematyki próżno w nim szukać głębszych emocji, a kuriozalne wątki typu rozśpiewany ginekolog czy nachalnie łażąca wokół Penelopki wirtualna syberyjska Nataszka skutecznie zniechęcały do bohaterskiej próby wczucia się w akcję pomimo wszystko.
dzielnie dotrwałam do końca, próbując nie parsknąć śmiechem w końcowej scenie trzech zawodzących romantyczne pienia panów - jestem z siebie dumna.
i ciekawostka - wybraliśmy się do kina we czworo, jeszcze jedna osoba prócz mnie wywracała oczami, dwie pozostałe wsparłam dyskretnie chusteczkami, bo bardzo się fabułą wzruszyły. no proszę, niezbadane są drogi ludzkich emocji.
mały plus tylko za przepiękne zęby i biust Penelopy - reszta niech będzie milczeniem.