PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=34947}

Mała księżniczka

A Little Princess
1995
7,4 18 tys. ocen
7,4 10 1 18438
7,9 9 krytyków
Mała księżniczka
powrót do forum filmu Mała księżniczka

To jest trzecia i najmłodsza wersja Małej Księżniczki, którą oglądałam i uważam, że jest najsłabsza, głównie przez bardzo uproszczone zakończenie. Najlepszy zdecydowanie jest mini serial z końca lat 80, wierniejszy książce, postacie bardziej przekonywujące.
Wiem, że mnóstwo osób zachwala zmianę zakończenia, czyli że ojciec Sary przeżył, jednak dla mnie, wychowanej na prawdziwej Małej Księżniczce to zakończenie było kiepskie. Czekałam cały czas na "objawienie się" tajemniczego przyjaciela ojca dziewczynki a tutaj... poszli na skróty, najprostszą drogą i czary mary ożywili ojca, a właśnie cały urok tej opowieści polegał na tym, że pomimo, iż Sara została sierotą, pojawił się ktoś kto postanowił jej pomóc i odmienić jej los.

ocenił(a) film na 10
Cherlindrea

Niby tak, ale według mnie mimo tego, że film nie zgadzał się dokładnie z książką, to jednak posiada swój urok. Właściwie jest to jedyny film, któremu udało się wzruszyć mnie do łez. Przy żadnym innym filmie nie uroniłam łzy, nawet przy "Przeminęło z wiatrem", czy "Tytanicu". Przy "Małej Księżniczce" wręcz ryczałam!

ocenił(a) film na 9
Paklpy

Ja też płakałam, kiedy pierwszy raz to oglądałam. Niesamowity klimat, mimo niezgodności z książką. Czasami tłumaczę sobie, nieco dziwną i zbyt fantazyjną teorią, iż ta Sara jest córką Sary z książki. Wiem, że to głupie. Jednak, kiedy zobaczyłam zdjęcie matki Sary w tym filmie, dosłownie zaniemówiłam. Właśnie tak powinna wyglądać Sara z książki, jako dorosła kobieta. No cóż, gdyby jeszcze kilka wątków zmieniono moja hipoteza byłaby bardziej prawdopodobna. A tak...
Wracając do filmu. Śliczna Sara, choć ma nieustępliwy charakter;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Ja osobiście uważam ten film za ulepszą wersję z książki. Powiedzmy sobie wprost - powieść jest naprawdę ciekawa, jednakże nie będę ukrywał, nie nadaje się ona do dzieci - jest okrutna i większa część jej treści jest po prostu przerażająca. To, co spotyka Sarę i że praktycznie na nikogo nie może ona liczyć (może poza Becky) jest po prostu okropne. Film dodał nieco uroku historii i pokazał, że Sara miała tu jednak prawdziwe przyjaciółki umiejące pomóc jej w potrzebie, a nie tylko płakać nad jej losem. Lepiej też ukazano relacje Sary z Becky, a prócz tego nie podoba mi się w powieści, że autorka uśmierciła ojca Sary. Ja właśnie wolę wolę wersję, że nie przyjaciel jej ojca, ale właśnie ojciec znalazł córkę. Prócz tego film ma w sobie coś, co kocham - szczęśliwe zakończenie w całkowitym tego słowa znaczeniu. Zło zostaje ukarane, dobro nagrodzone, zaś sprawiedliwości staje się zadość. W książce tego zabrakło - niby Sara znowu staje się małą księżniczką, ale co z tego, skoro straciła ojca, a Minchin niczego się nie nauczyła i nie spotkała ją żadna kara od losu za jej podłość. Prócz tego Sara w powieści jest taka... Sam nie wiem, jak to powiedzieć. Taka jakby Mary Sue. Wszystko znosi pokornie, wszystko wytrzymuje, dumna i twarda wobec cierpienia, jakie je spotyka. Wszystko pięknie, ale... To przecież tylko dziecko. Ma prawo mieć chwile słabości, ma prawo płakać, ma prawo okazywać złość czy smutek. W książce o ile dobrze pamiętam, to nawet po ojcu nie płakała - tylko cierpiała w milczeniu. Do licha! To znieczulica, a nie żadne twarde psychicznie dziecko! Nawet największy twardziel powinien zapłakać, gdy umiera bliska mu osoba! A jeśli nawet nie płakać, to powinno się po nim widzieć jego rozpacz. W książce jakoś autorka nie umiała pokazać głębie duszy Sary. Ona miała być w jej wizji skryta. No dobrze, ale... Mimo wszystko wyszła jej Mary Sue, która wszystko przetrzyma, a moim zdaniem nie tędy droga. Z kolei w tej wersji Sara jest o wiele bardziej realistyczna - umie cierpieć jak prawdziwe dziecko, które kocha swego ojca, umie też płakać lub mieć swoje słabostki, nawet fochy, umiała odegrać się na osobach, które jej krzywdzą. Prócz tego jej wyobraźnia nie jest tak dorosła jak w książce - tutaj jej wyobraźnia jest dostosowana do wyobraźni dziecka. Pamiętam, jak byłem w wieku Sary i sam wymyślałem podobne historie pełne piratów, syren i innych dziwacznych postaci. Dlatego podoba mi się ten film i z pewnością bym chciał mieć taką przyjaciółkę, siostrę lub córkę. No, a zakończenie filmu... Przecież to prawdziwy majstersztyk. Ja jestem dorosły, a płakałem jak dziecko, gdy już się wydaje, że Sara trafi do więzienia, a jej ojciec nie odzyska pamięci nagle bach! Grom z jasnego nieba! Miłość wygrywa, ojciec Sary przypomina sobie wszystko i ratuje córkę oraz jej przyjaciółkę. Po tak dramatycznej i przerażającej scenie następuje happy end - jak tu nie płakać? Kochałbym ten film już za samo jego zakończenie, ale całokształt bardzo mi się podoba :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Ja też widziałam w Sarze Mary Sue ;) Jak byłam dzieckiem wydawała mi się zimna, odległa. Jakby jakiś posąg, oczywiście podziwiałam ją i bardzo szanowałam. Już bliższa mi była Mary z "Tajemniczego Ogrodu", ta to była złośnicą.

Być może w zamyśle autorki Sara miała być wzorem, ideałem dziewczynki, kobiety. Mądra, zdolna, kulturalna,urocza, współczująca, dumna, twarda - tym wszystkim charakteryzowała się Sara. Jednak w książce miała chwile słabości, jak choćby ignorowanie Ermergady- myślała, że ta jej nie lubi, ponieważ Sara jest biedna, Sara chciała też wymierzyć policzek Lawinii, ale się opanowała, jeszcze pamiętam taki fragment, gdzie Sara jest tak rozdrażniona, że swoją ukochaną Emilkę zrzuca z krzesła i wybucha płaczem. Jak widać miała jakieś słabości, ale bardzo słabo zarysowane, wręcz marginalne. Wspomniałam wcześniej o tym, że Sara może być ideałem kobiety, która dzielnie znosi swój los. Pytanie, co by się stało gdyby panna Crewe nie zostałaby odnaleziona. Jak dalej znosiłaby swój los. Wydaję mi się, że była już u granic wytrzymałości przed pojawieniem się "czarodzieja". Może gdyby nie zdecydował się jej pomóc, dziewczynka "wreszcie" złamałaby się. Sara oczywiście jest wyidealizowana, ale przecież w książce jest napisane jak Ram Dass pomagał udekorować poddasze, kiedy nasza bohaterka spała. Przecież nie mógłby przez dach tego wszystkiego zanieść do izby, nie budząc jej! Chciałabym też zaznaczyć, że Sara nie jest jedyną wyidealizowaną bohaterką w literaturze. Na przykład Ligia z "Quo Vadis" Sienkiewicza, również nie miała żadnych wad. Była przepiękna, łagodna, pobożna, cnotliwa, skromna- wydaję mi się, że nasz noblista przerysował wręcz tę postać, jakby była drugą Maryją. Tylko Matka Boża nie miała żadnych grzechów, słabości i niedoskonałości ( oczywiście nie liczę Jezusa, ponieważ był Bogiem i Człowiekiem, a teraz chodzi tylko o człowieka). Oczywiście w czasach, kiedy została napisana "Mała Księżniczka" nie znano Mary Sue. Podam przykład jeszcze jednej idealnej bohaterki literackiej z mniej więcej tego okresu historycznego- Pollyanna. Ona również nie miała wad- wesoła, pomocna, skromna, pracowita, obowiązkowa. Nie liczę jej psot, ponieważ czytelnik nie postrzega ich jako wady, ale zabawę, rozrywkę. Widać, że lubiono postacie "lepsze" od rzeczywistych ludzi. Nawet jeśli postać była na początku zła, okrutna, grzesząca to w mgnieniu oka staje się lepsza od wszystkich postaci razem wziętych np. Ebenezer Scrooge z "Opowieści Wigilijnej", gdzie po spotkaniu z trzema duchami odcina się od dawnego życia całkowicie( taka szybka zmiana wydaje się nierealna, gdyż Ebenezer przecież żył kilkadziesiąt lat jako człowiek skąpy i zgryźliwy i nagle po jednej nocy wszystkie jego wady znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki( duchowej byłoby odpowiedniejszym słowem).

Film darzę wielkim sentymentem, gdyż na nim jako dziecko pierwszy raz płakałam. Nawet na śmierci Mufasy z "Króla Lwa" nie płakałam, jak na "Małej Księżniczce". Pamiętam, że mama musiała mnie uspokajać.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Cieszę się, że ktoś rozumie, o czym mówię i się ze mną w tej sprawie zgadza. Przyznam, że też nieco bardziej lubiłem Mary Lennox niż Sarę Crewe. Głównie właśnie dlatego, że była bardziej realistyczna. Rzeczywiście, koniec XIX wieku niekiedy tworzył takie niemalże idealne postacie będące tylko i wyłącznie wzorami do naśladowania. Przykładem może być też Cedrik z powieści "MAŁY LORD" (tej samej autorki, co "MAŁA KSIĘŻNICZKA" oraz "TAJEMNICZY OGRÓD"). Dickom z "TAJEMNICZEGO OGRODU" też jest taki zbyt idealny. Lepiej wypadają przy nim Colin i Mary, osoby o naprawdę wrednych charakterach, ale tak naprawdę dobre, lecz jedynie skrzywdzone. Z kolei Pollyanna. Kocham jej historię i po prostu uwielbiam tę postać, ale nie mogę zaprzeczyć, że jest też taką nieco Mary Sue. Idealna i bez wad. Choć, gdy dowiedziała się, że nie będzie więcej chodzić, zachowała się jak normalny człowiek - załamana, wściekła, zrozpaczona, chwilami wręcz sarkastyczna wobec siebie i innych. Naturalna ludzka reakcja na taką sytuację. Ale potem odzyskuje władzę w nogach i znowu jest sobą. Choć jako dorosła Pollyanna już miała pewną wadę - za szybko się poddała w walce o swoją miłość do Jimmy'ego Beana i Jimmy sam musiał walczyć o ich szczęście. Na szczęście wygrał i oboje byli razem, choć wiele wskazywało na to, że los tylko szykuje im raz za razem nowe przeszkody. Ligia z "QUO VADIS" to doskonały przykład kolejnej idealnej osoby z powieści XIX wieku i początku XX. Podobnie chyba mamy z Danuśką z "KRZYŻAKÓW" albo Heleną z "OGNIEM I MIECZEM" i Oleńką z "POTOPU". Same idealne kobiety, praktycznie bez wad. No dobra, Danuśka jest naiwna i głupiutka, ale wybaczamy jej to, bo ma dopiero 12 lat i co ona niby wie o życiu? Oleńka z kolei wielka i dumna patriotka, nic tylko podziwiać. Helena tak samo - odważna, dzielna i dobra dziewczyna, choć miłość jej i Skrzetuskiego jest do niczego. Błagam! Ile oni się znali, że nagle wielka miłość? Pan Henio dał tu plamę w tworzeniu wątku miłosnego. A wracając do Sary podoba mi się o wiele bardziej jej wizja z filmu, bo w filmie widzimy, że jest dzieckiem ze słabościami, a nie kobietą uwięzioną w ciele dziecka. Sara w powieści jest dość... INNA w każdym znaczeniu tego słowa. Jest nierealna, jakby przeniesiona z innej planety. Zachwyca się lalką jak na dziecko przystało, ale zachowuje się jak dorosła kobieta. No i ta jej duma królewska, choć pozbawiona wyniosłości. Jakoś wydawała mi się ona nierealną osobą. Wzorem do naśladowania, a nie postacią z krwi i kości. Podobnie jest z Charliem Bucketem w książce "CHARLIE I FABRYKA CZEKOLADY". W tej książce oraz w nowej ekranizacji Tima Burtona Charlie to chodzący ideał. W starej ekranizacji (do której notabene scenariusz napisał sam autor powieści) Charlie ma już słabostki i wady typowe dla dziecka żyjącego w biedzie, które wszak marzy o wybiciu się ponad swój stan, co mi się podoba. Jest to o wiele bardziej realne i ciekawsze. Co do Ebenezera Scrooge'a znów muszę się zgodzić, że jego przemiana jest nieco nierealna, choć... już wizyta pierwszego ducha zmusza go do żałowania swoich czynów. Widzimy, jak płacze na wspomnienie kochanej młodszej siostrzyczki, jak żałuje wygnania chłopca śpiewającego mu kolędę pod oknem, jak chce coś ciepłego powiedzieć swemu kanceliście... Jak wspomina ciepło Feezwinga i Bellę, którą przez własną głupotę stracił. Jak cierpi widząc, jakie szczęśliwe (choć ubogie) miała ona życie i że on by takie miał z nią u boku, gdyby tylko wytrwał w miłości do niej. Można powiedzieć, że ta wizyta poważnie zmieniła jego stosunek do życia, ale pozostałe wizyty musiały w nim to utwierdzić. Poza tym przy wizycie drugiego ducha widzimy, że idzie pokornie w podróż - za pierwszym razem się buntuje, za drugim razem idzie pokornie i czeka na lekcję. Za trzecim zaś boi się lekcji, ale czuje, że ona mu przyniesie dobro. Dickens nawet ciekawie to ukazał, choć moim zdaniem Scrooge powinien mieć więcej czasu na przemianę niż tylko jedna noc. Ale szczególnie podoba mi się jego żal po śmierci siostry oraz po tym, co powiedział mu drugi duch o Małym Timie, że on umrze, jeśli nikt mu nie pomoże. Widać, że Scrooge już nawet nie udaje obojętności. Z pierwszym duchem jeszcze chwilami grał w udawanie obojętności, z drugim duchem już tak nie pogrywał i nie udawał niczego. Ale mierzi mnie w nim jedno - że ostatecznie zmieniło go co? Wizja jego własnej śmierci. To moim zdaniem egoistyczne, że się zmienił nie po to, by ratować Tima czy naprawić relacje z innymi, ale po to, by uniknąć realizacji wizji własnej śmierci. Dla mnie to nieco egoistyczne. Oczywiście powodów miał on więcej, ale... Ten jednak przeważył, co mnie nieco mierzi.

Wybacz mi ten wykład, ale kocham książki, zwłaszcza z przełomu XIX i XX wieku i lubię o nich rozmawiać, a widzę, że Ty także to lubisz. Tak czy inaczej wizja Sary w tym filmie straszne mi się podoba. A widziałaś wersję z Shirley Temple? Przy okazji... Czy w powieści Becky była Murzynką? Bo mnie się wydaje, że nie. Ja do dzisiaj czasem płaczę nad losami bohaterów w filmie, zwłaszcza, gdy są pięknie i wzruszająco ich losy ukazane, a śmierć jakieś postaci czy wzruszający happy end wyciska mi z oczu łzy.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

To prawda, uwielbiam powieści z XIX wieku :)

Wrócę jeszcze na chwilę do Sary. Jako dziecko, nie mogłam pojąć dlaczego autorka prawie nic nie napisała o matce dziewczynki. Tylko, że była Francuzką i zmarła przy porodzie. Oprócz tego w książce Sara nigdy za nią nie tęskniła i nie odczuwała jej braku! Przecież to niepojęte. Nie rozumiałam tego jako dziecko i nie rozumiem tego dziś.

W książce nie było wzmianki o tym, że Becky jest Murzynką. Było tylko napisane, że ma 14 lat, ale na tyle nie wyglądała( podczas dobrych czasów panny Crewe) Sara była "księżniczką na pensji" od 7 do 11 roku życia. Nie wiadomo, kiedy dokładnie poznała Becky. Służąca pojawia się później w książce, co oznacza, że od przyjazdu "diamentowej księżniczki" minęło trochę czasu. Podejrzewam rok lub dwa. Przyjmijmy, że podczas pierwszego "formalnego" spotkania dwóch panienek, Sara miała 9 lat, a Becky 14. Dodajmy do tego dwa lata ( czas do wiadomości o śmierci ojca córy Indii ). Sara ma 11, a nasze "popychadło" 16. Czas między służbą panny Crewe na pensji a odnalezieniem jej przez przyjaciela jej ojca wynosi 2 lata ( jest to wyraźnie zaznaczone w książce, mówi to "ojciec wielkiej rodziny" ), więc Sara ma 13 lat, a Becky 18!
Nota bene: Sądzę, że przedstawienie Rózi ( polska wersja językowa) jako Murzynkę ma swoje powody. Do uciskania służącej przez pannę Minchin dochodził przecież jeszcze rasizm. Ten zabieg miał pewnie wydźwięk historyczny ( czarnoskórzy niewolnicy, biali panowie).

Widziałam film z Shirley Temple, ale uważam, że ten jest lepszy:)

"Małego lorda" dwa razy czytałam, bardzo mi się podobał, mimo idealnego Cedryka.
Jeśli mowa o Pollyannie i jej brak walki o miłość Jeana Beana, to wydaję mi się, że było to spowodowane surowym wychowaniem ciotki Polly. Zapytasz pewnie, dlaczego. Otóż wujostwo Pollyanny martwi się, że "woda sodowa uderzy jej do głowy", dlatego wyjeżdżają z miasta. Główna bohaterka i jej ciotka wracają do miasta, już po śmierci doktora, więc panna Polly miała czas, by znów stać się obowiązkowa i zgryźliwa.

Pollyanna miała wielkie poczucie obowiązku, dlatego to jej przeszkadzało w walce o miłość. Poza tym w tamtych czasach, chyba nadal obowiązywał ideał rycerza ratującego damę z opresji?;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Cieszę się, bo ja również uwielbiam powieści z XIX wieku i początku XX wieku. Naprawdę jestem nimi bardzo zachwycony. Nie ukrywam, że wychowałem się na takich książkach. Jestem pod wielkim wrażeniem tych książek i sposobu, jak pięknie je napisano. Kiedyś starano się pisać tak, aby zachować miłość do literatury. Dzisiaj się pisze chyba głównie z miłości do pieniędzy, jakie można na książkach zarobić.

Ulala! No to teraz to mnie zaskoczyłaś. Naprawdę mnie zaskoczyłaś i to bardzo mocno. Pamiętałem, że w książce Sara na pensji jako "księżniczka" spędziła 4 lata, a potem co najmniej rok była służącą, jeśli nie więcej. Ale nie pamiętałem, że Becky (nie wiem czemu pierwsze polskie tłumaczenie przerobiło ją na Rózię) była starsza od Sary. Sądziłem, że obie były rówieśniczkami. Widocznie dawno nie czytałem książki i muszę nadrobić zaległości w wiedzy. Naprawdę jestem zaskoczony. Też mnie zastanawia, czemu Sara nie wspomina w ogóle matki, a jeśli już, to ledwo ledwo. Jakby to było wywołane tym, że nie znała nigdy matki, więc nie miała kogo wspominać, choć jej zachowanie naprawdę niekiedy może dziwić. W sumie teoria na temat Becky ma sens jeszcze z jednej przyczyny - akcję tego filmu przeniesiono do Nowego Jorku, a w Ameryce łatwo było o czarnoskórych służących, a prócz tego jeszcze pannę Minchin chciano ukazać jako prawdziwego potwora, dlatego od początku widzimy w niej samo zło. Widzimy fałsz w jej twarzy, gdy uśmiecha się do Sary. Widzimy w niej jadowitą żmiję. Dlatego dali jej same złe cechy - a jeśli widzimy złą osobę, to wyobrażamy sobie, że znęca się nad tymi, co zależą od jej woli. A jeśli tak, to pomiata służącą. Ale my mamy nienawidzić panny Minchin, a czy możemy dać dzieciom coś bardziej godnego potępienia jak rasizm? No cóż... Chyba nie xD

Zgadzam się, ta wersja jest lepsza, choć podoba mi się ta wersja z 1939 r. gdzie zamiast Amelii jest mój imiennik, Hubert Minchin, brat panny Minchin i strasznie mi się podoba jego postać. Szkoda, że nie ma go w powieści. Powiedz mi, a czy znasz anime "MAŁA KSIĘŻNICZKA"?

Wiesz jak tak to właśnie przedstawiasz, to zachowanie Pollyanny zdecydowanie nabiera większego sensu. Choć moim zdaniem Pollyanna jako dorosła kobieta nieco straciła swego uroku, jaki miała jako dziecko, choć to chyba oczywiste. Przecież ludzie jako dorośli są już inni niż jako dzieci, choć spodziewałem się w niej więcej humoru i dalszej "gry w zadowolenie". No i oczywiście jej ciotka, ona mogłaby nawet bardzo wesołego człowieka przyprawić o ponure myśli xD Po ślubie z doktorem była nawet urocza, ale śmierć męża znowu popchnęła ją w objęcia dawnej siebie. W sumie masz rację - w czasach, gdy powstała ta książka to mężczyzna brał sprawy w swoje ręce. Choć bierność Pollyanny nieco mnie razi. Jako dziecko miała wiele energii, a teraz co? Pojawia się przeszkoda, zaraz się poddaje i Jimmy musi sam wszystko robić. Ale przynajmniej miał możliwość się wykazać xD

Wiesz, znam trzy filmowe wersje "POLLYANNY". Pierwsza z 1960 r. Disneya. W porównaniu z książką wypada słabo - Pollyanna nie jest tam ani w połowie tak urocza, jak w powieści. Jimmy jest młodszy od niej o kilka lat (w powieści byli rówieśnikami), ona nie chce się z nim przyjaźni mając go za dzieciaka i bywa wobec niego wredna i to on za nią lata. Doktor Chilton ma na imię Edmund, a nie Thomas. Nancy nie jest tak pyskata jak w powieści - raczej jest biedna i ma po cichu ukochanego, którego panna Polly ma za nic i zabrania Nancy utrzymywania relacji z nim. John Pedlenton nie kocha się matce Pollyanny i stał się wrednym dziadem w sumie bez powodu. Panna Polly zaś terroryzuje całe miasto i funduje mu wiele rzeczy w zamian za bezwzględne posłuszeństwo wobec niej. Ludzie się buntują, urządzają jarmark dobroczynny, w którym bierze udział Pollyanna i wracając do domu przez drzewo zlatuje z niego i uszkadza sobie kręgosłup, po czym staje się zgorzkniała i opryskliwa wobec innych. Ale film się ładnie kończy - doktor bierze Pollyannę na ręce, wynosi z pokoju na dół domu panny Polly, gdzie czeka tłum przyjaciół Pollyanny, którzy ją żegnają przed wyjazdem do szpitala i ona dopiero wtedy odzyskuje wiarę w siebie. Widziałem też wersję z 1973 r. i jest urocza, wierna powieści i niewiele tam zmienili - przykładowo w tej wersji Pollyanna spada z wielkiego pnia robiącego za most nad przepaścią. No i widziałem wersję, która z miejsca podbiła moje serce - z 2003 r. Oddaje klimat powieści, jest jej wierna, a nawet ją ulepszyła. Dała lepsze zakończenie, bo tam Jimmy nie biegnie do panny Polly z wiadomością o odkryciu doktora, ale mówi mu (nie ukrywając swego oburzenia), że ma go za tchórza i głupca, skoro z powodu konwenansów boi się iść do Polly Harrington powiedzieć o swym odkryciu. Doktor bierze się w garść i sam jedzie do Polly, rozmawia z nią i wyznaje miłość i ta ze łzami w oczach zgadza się na jego pomoc. Potem na końcu mamy piękną scenę - Polly idzie do ołtarza z doktorem Chiltonem, a jej druhną jest Pollyanna, jeszcze chodząca na kulach. Prócz tego w tym filmie rozszerzyli wątek Nancy - w "POLLYANNA DORASTA" wyjaśnia się, że wyszła za Timothy'ego (syna ogrodnika), ale tylko wspominają o tym. W filmie pokazali ich wątek i to, jak Pollyanna doradza Timothy'emu, jak zdobyć serce Nancy xD Prócz tego w filmie pokazali (podobnie jak w wersji z 1960), że pani Snow nie była chora, tylko wmawiała sobie chorobę (a o ile pamiętam w książce naprawdę nie mogła chodzić). Przy okazji pamiętam jak przez mgłę anime "POLLYANNA".

Mam nadzieję, że moje gadanie nie znudziło Cię :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Nie znudziło mnie, miło popisać z kimś inteligentnym ;)

Widziałam anime "Mała księżniczka". Było wierniejsze książce jeśli chodzi o główne wątki, ale dodawało również swoje np. ojciec Sary mówi pannie Minchin, że matka Sary umarła, kiedy jego córka miała 4 lata albo odcinek w którym był pożar po którym panna Minchin wyrzuca Sarę z pensji.


Dobrze pamiętałam kwestię związaną z czasem w "Małej księżniczce", ponieważ "żyję" jakby książką i wszystko musi być klarowne. W niektórych serialach denerwuję mnie kwestię związane z czasem, bywają niespójne lub niekonsekwentne np. w "Rodzinie zastępczej" w 100 odcinku Anka i Jacek mają 25 rocznicę ślubu, Romek jest wtedy w gimnazjum, Majka na studiach, a Eliza, Zosia i Filip w podstawówce. Zaś w odcinku z nowej serii, w której Eliza jest na studiach, Majka ma pracę, Romek na studiach w innym kraju, Zosia tak samo, Filip w ostatniej klasie liceum Jacek mówi, że są z Anką 25 lat po ślubie! Przecież mieli już dawno srebrne wesele! Te niekonsekwencje denerwują mnie.

Czytałeś może "Tajemniczego opiekuna" Jean Webster? Ciekawostką jest to, że była cioteczną wnuczką Marka Twaina, a jej ojciec był wydawcą autora "Przygód Tomka Sawyera". Polecam Ci jej książki "Patty" i "Patty i Priscila". Dziwię się, dlaczego nie zostały zekranizowane. Przygody niesfornej Patty zawsze mnie bawiły.

Ostatnio czytała fanfic ( oczywiście po angielsku) w którym jest Sara i Upiór w Operze. Ciekawa koncepcja, chociaż parę rzeczy nie podobały mi się w niej.

Kiedyś czytałam równiej fanfic "Tajemniczy ogród" Colin był w nim zakochany w Mary, ale ta wolała Dicka. Był powrót "małego maharadży".
Dawniej czytałam tzw. oneshot czyli jednorazówka. Występował w nim Cedryk i Mary Lenox.
W filmie "Tajemniczy ogród" denerwowało mnie, że główna bohaterka jest piękna, przecież w książce była nazywana córką świni!

ocenił(a) film na 10
Christine888

Dziękuję za tak miłe słowa. Ja również lubię rozmawiać z osobami inteligentnymi i miło mi, że na kogoś takiego trafiłem :)

Ja już prawie nie pamiętam tego anime "MAŁA KSIĘŻNICZKA" poza samą czołówką. Ale w internecie można znaleźć kinową wersję tego anime z polskim dubbingiem. Będę musiał sobie je obejrzeć i odświeżyć wspomnienia. Pamiętam, że w anime Sara przyjaźniła się ze zwierzątkami, ale nie pamiętam, czy zwierzęta mówiły. Czasami w bajkach zwierzęta mówią i ludzie je rozumieją, choć niczym nie jest to uzasadnione, bo przecież nie wszyscy mogą być doktorem Dolittle, aby rozumieć mowę zwierząt :) Było też z tej samej serii, co "MAŁA KSIĘŻNICZKA" anime "MAŁY LORD" oraz "TAJEMNICZY OGRÓD". Na pewno było jeszcze wiele seriali z tej serii. "POLLYANNA" była, na pewno "RODZINA TRAPPÓW" oraz "TAJEMNICZY OPIEKUN". Wielka szkoda, że żaden z nich już nie leci w polskiej telewizji. To były piękne bajki, wyrośliśmy na nich, a teraz nawet nie mamy jak sobie ich przypomnieć.

Mnie osobiście takie rzeczy też denerwują, zwłaszcza w filmach są one widoczne, bo w książkach już mniej. Przykładowo w serialu "NĘDZNICY" z 2000 jest coś dziwnego. Gavroche ma tam około 10 lat, gdy poznają go Jan Valjean i Kozeta. Potem mija też tak około 10 lat i co? Gavroche ma wciąż tyle samo lat, co ostatnio. Dziwne, prawda? Chyba, że chcieli nam powiedzieć, iż to jest zupełnie inna postać grana przez tego samego chłopca. Ale jakoś kiepsko im to wyszło. Mnie osobiście takie niekonsekwencje czasowe też nieco irytują. Juliusz Verne w swoich książkach też je popełnił np. w postaci kapitana Nemo. W powieści "20 000 MIL PODMORSKIEJ ŻEGLUGI" kapitan Nemo jest dość młodym człowieku, przynajmniej w średnim wieku, a w "TAJEMNICZEJ WYSPIE", która dzieje się w niedługo po poprzedniej książce nagle jest stary i schorowany. Ciekawe, prawda? Aleksander Dumas ojciec był zaś mistrzem takich błędów. W trylogii o muszkieterach roi się od błędów np. d'Artagnan w pierwszej i drugiej części nie zna angielskiego, a w trzeciej nagle zna, choć nigdy nie miał okazji, aby się go nauczyć. Albo wiek Atosa w drugiej części serii powinien wynosić 56 wiosen, a ma on 47, co jest niezgodnie z wiekiem 36 lat, jaki ma na końcu pierwszej części. Przykładów można mnożyć. Dotyczą one głównie drobiazgów, ale rzucają się w oczy i wynikały one z tego, że Dumas nigdy nie czytał tego, co raz napisał. Prowadził na tyle aktywne życie, że nie miał czasu na korekty.

Powiem Ci, że spodobała mi się bardzo seria o przygodach Ani z Zielonego Wzgórza, z kolei nie podobała mi się seria o Emilce z Szumiących Topoli, a zwłaszcza trzecia część serii to już kompletna pomyłka - tam jest wszystko tak poplątane w sprawie uczuć, że hej. Emilka kogoś kocha, ale chce wyjść za innego, bo myśli, że jej wybranek jej nie kocha. Wybranek zaś ją kocha, ale nie wie, że ona go kocha i chce się żenić z inną, która jednak też chce za niego wyjść, bo myśli, że z kolei jej wybranek jej nie chce. Błagam! Co to ma być? "MODA NA SUKCES"? xD Nie podobał mi się też "BŁĘKITNY ZAMEK". Denna fabuła, nudna i dość żałosna bohaterka, nie ma żadnego przesłania. Za to strasznie mi się spodobała powieść "DZIEWCZĘ Z SADU" o miłości młodego nauczyciela i dziewczyny niemowy. Ładnie ta historia wypadła. Zaś "TAJEMNICZEGO OPIEKUNA" bardzo dobrze znam. Agata Abbot z miejsca przypadła mi do gustu. Może dlatego, że jest pisarką amatorką, podobnie jak ja. No i pokochała książki, gdy poszła do szkoły i miała okazję je poznać. No i jeszcze ten jej "Drogi Ojczulek Pajączek Długonóżek", którego tożsamość wychodzi na jaw dopiero na samym końcu :) Urocza historia. Ponoć jest też ekranizacja, ale wadą jej jest to, że tajemniczy opiekun od początku filmu jest nam znany i wcale nie jest dla nas tajemniczy. No proszę, a więc autorka "TAJEMNICZEGO OPIEKUNA" to cioteczna wnuczka Marka Twaina? Osobiście nigdy nie lubiłem jego książek o Tomku i Hucku, ale spodobały mi się "KSIĄŻĘ I ŻEBRAK" oraz "JANKES NA DWORZE KRÓLA ARTURA". O przygodach Patty słyszałem, ale nie czytałem. Przyda się nadrobić zaległości przy okazji :)

Ludzie mają naprawdę wyobraźnię. Sam mam różne fanficki, jeden np. o dalszych losach hrabiego Monte Christo. Gdybyś chciała, zapraszam do czytania :)

Ekhem... Ale to nie Mary była nazywana córką świni. Ją nazywali "panną Mary kapryśnicą" przerabiając znany angielski wierszyk o królowej Marii Stuart. To Mary tak nazwała Martę, gdy ta jej wyznała, iż myślała, że jaśnie panienka jest Murzynką :) A jakie widziałaś ekranizację "TAJEMNICZEGO OGRODU"? Ja znam dwie - jedna z Derekiem Jacoby w roli lorda Archibalda Cravena i tym chłopakiem, co grał Bastiana w filmie "NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ" - on tu zagrał Dickona. Na końcu filmu zaś pokazują, jak Mary i Colin zaręczają się, a Dickon ginie na froncie I wojny światowej. Ponoć to nawiązanie do książki będącej kontynuacją "TAJEMNICZEGO OGRODU". Widziałem też film Agnieszki Holland, gdzie pani Medlock jest o wiele mroczniejsza i niesympatyczna niż w książce i zagrała ją mistrzowska Maggie Smith. Widziałem też bajkę z 1993 r. gdzie Derek Jacoby podstawia głos Archibaldowi Cravenowi, a Medlock chce otruć Colina na spółkę z doktorem Cravenem, aby potem pozbyć się samego lorda i przejąć jego posiadłość. Ciekawa bajka, choć mało mnie przekonuje to, że Rudzik oraz pewna kotka rozmawiają z Mary i Dickonem tak zwyczajnie, bo Mary się nauczyła dzięki magii swojej wyobraźni i magii ogrodu języka zwierząt. Dobry motyw do bajki, ale do innej. Do tej jakoś nie pasował.

Widziałem też dwa filmy o tytule "POWRÓT DO TAJEMNICZEGO OGRODU", choć oba się dzieją w innych czasach. W jednym Mary i Colin są małżeństwem, Dickon nie żyje, a Marta jest zgorzkniała i pod nieobecność Colina i Mary na ich polecenie zajmuje się sierotami i pokazuje im ogród i cóż... Magia ogrodu i dobroć dzieci zmieniają ją na lepsze. Druga wersja zaś pokazuje czasy po II wojnie światowej i dowiadujemy się, że Colin jest już stary i zmęczony, Mary nie żyje, Colin zamknął się w sobie, a tymczasem przyjeżdża do niego córka krewnych, pewna zarozumiała pannica, co to we wszystkim musi być pierwsza i zaprzyjaźnia się ona z pewną dziewczynką chorą na astmę i pewnym chłopakiem psotnikiem i cała trójka na nowo odkrywa tajemniczy ogród. Nie były to złe filmy, ale daleko im do pierwowzoru.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Przepraszam, że długo nie odpowiadałam, ale miałam kłopoty z internetem :(
Ja lubiłam Emilkę, chociaż jej sprawy miłosne mogą przyprawić o ból głowy;)
Pomyliłam się z tą Mary. Mea culpa.
Ja też widziałam "Powrót do tajemniczego ogrodu".

Czytałam, że lubisz "Myszorki na prerii". Ja też uwielbiam tę kreskówkę. Najbardziej podobają mi się odcinki: "Zielony kapturek", "Jak zostać damą?" i "Spadająca gwiazda". Lubisz jakieś jeszcze kreskówki z Fox Kids/ Jetix Play?
Jeszcze raz polecam "Patty" i "Patty i Priscila".

Może wrócimy jeszcze do Sary.
Uważam, że w filmie było kilka ciekawych "akcentów", takich trochę dziwnych zdarzeń np. ten balon podczas rozmowy tytułowej bohaterki z panną Minchin, awaria prądu akurat we właściwym momencie.

Jak myślisz jaki mężczyzna pasowałby do naszej księżniczki?
Ja lubiłam ją łączyć z Colinem z "Tajemniczego Ogrodu".

ocenił(a) film na 10
Christine888

Ależ nic się nie stało, spokojnie. Ważne, że w ogóle nie nudzi Cię rozmowa ze mną, z takim gadułą :) Emilka ze Srebrnego Nowiu zdecydowanie jest gorszą "siostrą" Ani z Zielonego Wzgórza, bo Ania miała problemy uczuciowe nawet dość ciekawe, pasujące do młodej dziewczyny wchodzącej w dorosłe życie, a prócz tego potem jako matka i żona była po prostu wspaniała. Wzruszyła mnie przygoda, gdy jej synek chciał jej podarować perły, zamówił je przez jakąś gazetę, zapłacił swoje oszczędności i co się dowiedział? Że perły to imitacja. Załamany ukrył się w jakimś kącie i płakał, Ania przyszła i spytała, co się stało, a gdy jej synek wyjaśnił co i jak, to Ania powiedziała, że od początku wiedziała, że perły nie są prawdziwe, bo wszak prawdziwe by nie były tak tanie, lecz te perły mają dla niej wartość bez względu na to, czy są prawdziwe czy nie, bo to prezent od jej syna. Piękna scena i bardzo mnie wzruszyła. Tylko jedno mam do zarzucenia autorce - jak mogła uśmiercić jednego z synów Ani, Waltera, tego co pisał wiersze? Przecież to moja ulubiona postać obok Mateusza. No dobrze, Mateusz umarł, bo był stary - Maryla potem też odeszła, ale Walter? W kwiecie wieku? Jak mogła?!

Emilka z kolei miała takie zawijasy miłosne, że aż głowa boli. Nie podobały mi się jej przygody, podobnie jak "BŁĘKITNY ZAMEK" - kiepska i nudna książka. Z kolei "DZIEWCZĘ Z SADU" wzruszyła mnie, zwłaszcza, iż wątek miłości dziewczyny niemowy z młodzieńcem przypomina mi małą syrenkę, którą to historię też bardzo lubię - rzecz jasna w wersji Disneya z happy endem :)

Owszem, uwielbiam wprost "MYSZORKI NA PRERII". To jeden z uroczych i zabawnych seriali. Przy okazji zauważyłem coś ciekawego, co jako dziecko nie widziałem - akcja bajki dzieje się tak około przed I wojną światową lub zaraz po niej - wskazuje na to ubiór postaci (Brydzia np. nosi sukienkę z fartuszkiem w stylu Alicji w Krainie Czarów) oraz takie pojazdy jak parowce czy samochody na korbę lub też gramofony. Czuć w tym klimat książek o Ani Shirley czy też innych takich dzieł, które podbiły moje serce. Również za to ten serial uwielbiam. Moje ulubione odcinki to "Milczenie", "Przygoda z parowcem", "Strój zobowiązuje", "Im więcej, tym weselej", "Przyjaciel Kiełek" oraz "Najwspanialszy prezent". Ten ostatni wzruszył mnie bardzo, jak Ościk i Spryciulska pokazują, że kochają się jak brat i siostra i to tak mocno, że nawet oddali najdroższe sobie pamiątki, by kupić drugiemu prezent na święta. Podoba mi się też, jak w "Milczeniu" Brydzia i Ościk pokazują swoje uczucia w zabawny, typowy dziecięcy sposób oraz ile Brydzia była gotowa zrobić w imię miłości :)

Chętnie zapoznam się z tymi książkami, gdy będę miał tylko możliwość je znaleźć. A kreskówki z Fox Kids/Jetix pamiętam. Osobiście lubiłem tak:
- Dennis Rozrabiaka
- Miejskie szkodniki
- Motomyszy z Marsa
- Pokemon (odcinki z Dawn, którą wprost uwielbiam - zaraz po Serenie z najnowszych odcinków)
- Przygody Kuby Guzika
- Szalony Jack, pirat
- Trzy małe duszki
- Walter Melon

Niektóre z tych seriali udało mi się znaleźć w internecie i zgrać je, aby sobie przypomnieć dawne czasy. "SZALONEGO JACKA, PIRATA" poznałem co prawda niedawno, bo jako dziecko go nie widziałem, ale... z miejsca pokochałem ten serial za jego doskonałe poczucie humoru na poziomie komedii.

Racja, wróćmy do Sary. W końcu o niej przede wszystkim się toczy rozmowa :) Ta scena z czarnym balonikiem to naprawdę smutna scena i jakże wymowna. Podoba mi się, bo pokazuje rozpacz Sary po stracie ojca lepiej niż tysiąc słów. Podoba mi się też, że Sara się przy pannie Minchin nie rozpłakała - zrobiła to, gdy była sama, nie dała jędzy satysfakcji. Podoba mi się też, jak rysuje sobie na podłodze krąg i się w nim kładzie. Tylko trochę zawiodłem się na pannie Minchin - w jednej scenie, gdy Sara ją pyta o ojca, ta wybiega z pokoju i dotyka swoje twarzy załamana i widzimy, że ma o osobie ojca niemiłe wspomnienia. Miałem nadzieję, że rozwiną ten wątek, ale nie... Tylko taką wzmiankę dali i nic więcej. A szkoda... Choć podoba mi się za to, że pannę Minchin spotyka kara. Bawi mnie scena "klątwy" rzuconej na Lawinię albo jak Sara z Becky wysypują popiół na głowę panny Minchin. Doskonałe sceny - wielka szkoda, że nie ma ich w książce. Podobnie jak ucieczka Amelii z ukochanym. No i jeszcze jedno. Może się czepiam, ale dlaczego Ram Dass ani jego pan nie spytali panny Minchin i policji, co takiego zbroiła Sara, że aż policjanci po nią przyjechali? Gdyby zaczęli zadawać pytania, szybko by się dowiedzieli, o co chodzi i Ram Dass by wszystko wyjaśnił. Ale nikomu nie przyszło coś tak prozaicznego do głowy - umieli tylko patrzeć na Sarę i pannę Minchin w milczeniu. Chociaż... Gdyby zapytali i Ram Dass wszystko by wyjaśnił, wtedy nie byłoby wzruszającej sceny odzyskania pamięci przez ojca Sary i ocalenia ją przed policją. Ale z drugiej strony też jak to jest, że kapitan krzyczy "SARA" i łapie córkę w objęcia, a policja z miejsca puszcza Sarę i Becky? Policja nie pyta kapitana, kim on jest i skąd zna dziewczynkę oraz jaki ma dowód, że jest jej ojcem... Nie, po prostu puszcza panienki i sprawy nie było. Trochę to dziwne. OK, to film dla dzieci, ale przecież nie róbmy z młodych widzów idiotów. Ojciec Sary musiał dowieść, że jest tym, kim jest, a Ram Dass musiał wyjaśnić policję sprawę z rzeczami na strychu Sary. Oczywiście z filmu wynika, że to się wyjaśniło, ale... No, mogliby bardziej logicznie to ukazać :)

Jeśli chodzi o mnie, to ja łączyłem małą księżniczkę z małym lordem. Moim zdaniem Mary i Colin do siebie pasują i oboje mają na siebie dobry wpływ, z kolei Cedrik pasuje do Sary - oboje mają niesamowicie podobne historie: Cedrikowi umarł ojciec, Sarze matka, oboje mają po jednym rodzicu (choć Sara potem w ogóle zostaje sierotą), a prócz tego trafiają do miejsca, gdzie się źle czują i nie są traktowani z miłością, a mimo to mają w sobie dużo miłości w sercu.

A tak z innej beczki - jako dziecko kochałem "O CZYM SZUMIĄ WIERZBY" i jej kontynuację "ZIMA POŚRÓD WIERZB". Jako dorosły odnalazłem jeszcze trzecią i czwartą część tego cyklu - "TRYUMF ROPUCHA" oraz "NAD RZEKĄ I TAM DALEJ". Muszę powiedzieć, że seria jest po prostu wspaniała. Niby dla dzieci, ale dorosłym się z pewnością spodoba ze względu choćby na satyrę angielskiego społeczeństwa. Prócz tego o ile pierwsza i druga część nadają się do dzieci, o tyle trzecia już porusza tematy mało zrozumiałe dla dzieci, a czwarta prawie wcale dla dzieci się nie nadaje, bo porusza tematy ocierające się chwilami o socjalizm. Nawiasem mówiąc niezłe kiedyś książki dla dzieci pisano :) Takie poważniejsze. Znasz tę serię?

Albo "KSIĘGĘ DŻUNGLI" i "DRUGĄ KSIĘGĘ DŻUNGLI" też uwielbiam. A z typowo dziecięcej literatury uwielbiam książki Edith Nesbit. Zwłaszcza "POSZUKIWACZE SKARBÓW". Wzruszające, a zarazem zabawne i ze smakiem napisane. Albo obie książki o Piotrusiu Panie, które po latach doczekały się kontynuacji napisanej kilka lat temu w stylu oryginału. Naprawdę początek XIX w i początek XX to epoka najpiękniejszych książek dla dzieci, ale takich, które zachwycają nawet dorosłych.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Ja lubię Emilkę. "Błękitny zamek" był dobrym pomysłem, ale niestety autorka go zniszczyła. "Dziewczę z sadu" czytałam, wyobrażając sobie ten piękny sad, dziewczynę ze skrzypcami i zachwyconego młodzieńca. Piękny film byłby z tej powieści.

To prawda z tą ostatnią sceną. Nie wiem, dlaczego policjanci ją puścili. Trochę absurdalna scena. Cóż, może trochę niewiarygodna, ale piękna.

Ja Cedryka lubiłam łączyć z Mary.

Nie czytałam "O czym szumią wierzby". Będę musiała to nadrobić. "Księgę Dżungli" i jej drugą część czytałam, ale bez przyjemności. Książki Edith Nesbit są na mojej liście do przeczytania.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Zgadzam się z tym, że "DZIEWCZĘ Z SADU" byłoby wręcz doskonałym materiałem na film. Gdyby tylko dobrać odpowiednich aktorów i właściwego reżysera, a film można tworzyć. Mnie się bardzo podoba, choć nie umiem tego uzasadnić, jak Kilmeny nie umie mówić i pisze to, co chce powiedzieć. Jest w tym coś tak pięknego, że mnie zachwyciło. A potem ta niespodziewana chwila, gdy ona pod koniec ratuje ukochanego wołając go po imieniu. Podoba mi się, że ona psychicznie miała blokadę, a nie fizycznie, bo fizycznie to trudno by jej było pomóc - zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak kiepska była medycyna tamtych czasów, dopiero raczkująca. A propos filmów - nie podobały mi się filmy o Ani Shirley. Pierwszy to jeszcze, ale pozostałe... Jakoś nie bardzo im wyszły, zwłaszcza, gdy zaczęły zmieniać fabułę książek.

Właśnie. Sama widzisz, ta scena, gdy ojciec Sary ratuje córkę jest piękna, ale trochę mało logiczna. Przecież powinno się wszystko wyjaśnić zanim policjanci puścili obie dziewczynki, a tutaj... Nie ma czegoś takiego. Choć i tak scena piękna. Uwielbiam też scenę, jak przyjaciółki Sary urządzają akcję odzyskania jej medalionu. Bardzo mi się podoba :)

A czemu lubiłaś łączyć Cedrika z Mary? Pytam z ciekawości, co Tobą kierowało w takim doborze pary :)

Książki Edith Nesbit są urocze, a prócz tego niekiedy naprawdę zabawne, ale też wzruszające. Chcesz, abym Ci podał kilka tytułów, które sam mam? "O CZYM SZUMIĄ WIERZBY" jest naprawdę wartą poznania książką, podobnie jak napisane przez innego autora trzy kontynuacje. Warto poznać. Ja niedawno je sobie przeczytałem po latach i powiem Ci - jestem nadal nimi zachwycony. Te książki mają dalej swój czar.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Mnie również nie podobały się filmy z Anią! Już bardziej anime, chociaż tam Ania nie ładnieje, kiedy dorasta. W filmie Ania była według mnie brzydka i jako dziecko, i jako osoba dorosła. Diana też jakaś przeciętna. Ładniejsza była w anime.

Jeśli chodzi o Mary i Cedryka. Wyobraź sobie ciepły, letni wieczór. Młoda kobieta wsiadająca do pociągu. Młodzieniec ustępujący jej miejsca. Kiedy patrzy w jej oczy, widzi słodką rusałkę, roześmianego duszka łąk i lasów. Ona przypomina sobie nieliczne chwilę z ojcem, który wolał towarzystwo żołnierzy i matki o boskiej urodzie. Pamięta Colina i Dicka. Żaden z nich nie przeżył tego wypadku... Została sama. W wielkim domu, do którego wracać nie chciała. I znów widzi śmiałość do rozmowy z obłożnie chorym sercem. Widzi dwóch synów Matki Natury, którzy nawiedzają ją w snach.
Colinie, Dicku. Żegnajcie.

Taka moja grafomania;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Właśnie. O ile jeszcze pierwszy film z serii o przygodach Ani trzymał się powieści i był jej wierny, o tyle pozostałe filmy zdecydowanie odchodziły daleko od powieści i wyraźnie niszczyły ich przekaz oraz klimat. Nie wiem, co kieruje twórcami, gdy na takie zmiany sobie pozwalają, ale cóż... Zdecydowanie nie osiągnęli zamierzonego celu. Anime już prawie nie pamiętam, więc trudno mi ocenić urody Ani. Wiem jednak, że w książce wyraźnie jest zaznaczone, jak piękne były jej włosy, których jako dziecko tak się wstydziła, że aż je sobie raz przefarbowała i to na zielono. Nawiasem mówiąc w książce chyba musiała zgolić głowę na łyso, zaś w filmie tylko obciąć włosy na krótko. Chyba nie chcieli golić głowy aktorce :)

O! To bardzo ładne! Tylko takie jakieś... Bardzo smutne. Mimo wszystko mnie się podoba. Widać, że masz talent literacki i kochasz książki. Nawiasem mówiąc Ania Shirley też chciała pisać, a Pollyanna zaczęła zarabiać na pisaniu opowiadań, zaś Agata Abbot szkoliła się na pisarkę. Wiesz... Może to głupie z mojej strony, ale odnoszę wrażenie, że kiedyś ludzie kochali pisać książki i pisali je z miłości do literatury, a nie z miłości do pieniędzy, jakie można na nich zarobić. Nieraz żałuję, że nie ma takich dzieci jak Sara - co kochają książki. Znaczy pewnie one gdzieś tam są, ale jakoś mało je widać.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Nie mam talentu, to tylko taki zmysł, który wykształcił się po przeczytaniu tylu książek ;)

Czytałeś może książki Doroty Terakowskiej? Jej książki są niezwykłe. Szkoda, że ich nie zostały zekranizowane. Spójrz na przykład na książki Dana Browna- tam jest to co ludzie lubią, więc odniósł sukces. Zobacz na rynek muzyczny, wielkie gwiazdy zgasły, a są tylko nikłe gwiazdeczki :(
Moim ulubionym piosenkarzem był Marek Grechuta. Na jego forum ( filmweb oczywiście) wkleiłam wiersz, który napisałam na jego cześć. W tym roku minęła 10 rocznica jego śmierci.
Dokąd ten świat zmierza? Nie wiem.
Miło porozmawiać z kimś, kto również kocha stare książki.
A co do Pollyanny, z tego co pamiętam pisanie ciężko jej szło i nie wygrała konkursy, ale jej przyjaciel. Sara mówiła, że próbowała napisać wiersz "Ostatnia Lalka", ale nie był dobry.

Może wróćmy do Sary. W pierwszy poście na tym temacie mówiłam o swojej "teorii". Co gdyby niefortunna historia się powtórzyła? Co jeśli Sara z książki, również umarłaby przy porodzie córki? A swojemu ukochanemu nigdy nie mówiłaby o tym, co stało się na pensji? ( Pamiętajmy o "żołnierskim" podejściu Sary do jej nieszczęścia.) Co o tym myślisz?

I jeszcze jedno, kiedy czytałam fanfica o Upiorze i Sarze ( taki sobie), myślałam. Przecież nie wiemy, kiedy w książce rozpoczyna się akcja ( tylko XIX wiek), więc można wpleść Sarę do akcji "Upiora w operze". Podczas maskarady ( w filmie) do dyrektorów w operze nadchodzi wieść, że sama "Diamentowa Księżniczka" się zjawi. Sara jest już dorosła, niestety jej stryj Tom nie żyje. Towarzyszy jej nieodłączna Becky. O rękę Sary starało się wiele znamienitych kawalerów ( np. indyjski radża), jednak ona nie chce wychodzić za mąż. Podczas maskarady stoi akurat w tym miejscu, gdzie zniknął Erik. Wpada wraz z nim do Sali Tortur. Raoul nie zdążył. Upiór chce uciec, wtedy Sara patrzy na niego swymi niezwykłymi oczami i mówi- Kochasz ją.
(Sara była od początku maskarady i wszystko widziała)
-Co?- pyta Erik.
-Kochasz ją, a ona sama waha się między tobą a nim-odpowiada młoda kobieta.
-Wiesz, kim ja jestem?- zjadliwie mówi mężczyzna.
-Upiorem w operze, bardzo wiele osób rozmawiało na twój temat- uprzejmie odpowiada "Diamentowa Księżniczka".
-Czy mówili, że jestem mordercą?! Mogę cię zabić!- krzyczy Erik.
Wtedy ona spojrzała na niego poważnie.
-Ciekawe, czy mój tatuś też był mordercą?
-Co?- nie może zrozumieć Upiór.
-Mój tatuś był żołnierzem. Zawsze mówiłam mu, że wojna jest zła. Ciekawe, ile osób pozbawił życia? Ile ojców zabrał małym dziewczynkom? Ile mężów młodym żonom? ( Moja autorska koncepcja)
-Jesteś inna od nich- spokojnie mówi Erik.
-Zawsze byłam. Zawsze. Tatuś śmiał się, kiedy bywałam tak poważna jako dziecko. Chyba nigdy, tak naprawdę nie byłam dzieckiem. Może bawiłam się lalkami, ale tak naprawdę zawsze miałam dorosły umysł. Zawsze.
-Dlaczego jesteś taka? Dlaczego nie uciekasz, nie krzyczysz? Dlaczego porównujesz kreaturę z piekła do ojca, który był pewnie bohaterem?- mężczyzna jest co raz bardziej rozdrażniony.
-Obserwował cię. Zawsze to robię. Zostałeś skrzywdzony. Widzę to w twoich oczach. Możesz to schować bardzo głęboko, a ja nadal będę to widzieć- powoli mówi.
-Skąd wiesz?! Skąd?! Kim jesteś?!- wrzeszczy Erik.( wie, że Sara jest "Diamentową Księżniczką", ale nie rozumie, dlaczego ona go rozumie)
-Ja również byłam skrzywdzona- patrzy mu prosto w oczy.
Przez chwilę Erik był mniej żywy niż żona Lota, zamieniona w słup soli. Ocknął się i pyta się- Jak to? Jesteś bogata, piękna i młoda. Kto cię skrzywdził. Jak?
Sara odwraca się i powoli odpina sukienkę. Na jej plecach są stare rany od kar zadawanych za opieszałość i nieposłuszeństwo. Potem znów ją zapina.
-Kto ci to zrobił?- pyta się Upiór.
-Nieważne. Ty też jesteś skrzywdzony. Słyszałam, że ciągle nosisz maskę, więc to musi mieć związek z twą twarzą.
Erik patrzy na nią. Jak inna jest od Christine. Jego ukochana uciekła w ramiona innego po popełnionym przez niego morderstwie. Ta istota przed nim nie może być człowiekiem. Ludzie nie myślą tak jak ona. Są interesowni, zwracają uwagę na wygląd, a nie na wnętrze. Nie widzą rzeczy ukrytych głęboko. Nie wierzył w Boga. Jednak tej nocy spotkał chyba anioła. Jego Christine była niestety podobna do nich wszystkich. To stworzenie przed nim nie. Te oczy wydawały się go przenikać. Nie potępiała go. Nic nie powiedziała na temat jego postępowania, ale widziała, że to nie on to zaczął. Tylko ona wybrała inną ścieżkę po skrzywdzeniu jej przez ludzi, on wybrał tę najłatwiejszą. Ona najtrudniejszą.
-Pomożesz mi stąd wyjść?- pyta się Sara.
-Oczywiście. Tylko powiedz mi, co mam robić - prosi Erik.
-Ona nie widzi twej krzywdy. Powiedz jej. Zmień swoje życie i poproś ją o wybaczenie. Kobiety zawsze wybaczają tym, których kochają- młoda dama uśmiecha się nostalgicznie.
-Ona mnie?- on nie może uwierzyć.
-Tak, widziałam to w jej oczach, jednak boi się. Usuń strach, a zostanie miłość- odrzeka Sara.
-Dziękuję- mówi Erik.

ocenił(a) film na 9
Christine888

Przepraszam, wkradł się błąd. Powinno być "obserwowałam cię"

ocenił(a) film na 10
Christine888

No cóż, ja zaś piszę opowiadania i powieści, które zwykle umieszczam na moich blogach. Nie jestem jednak pewien, czy to dar, czy też nie. Tak czy siak wiem jedno - już jako dziecko wymyślałem różne, zwariowane historie na temat postaci z bajek, które oglądałem w dzieciństwie. Potem stopniowo rozwijałem w sobie tę pomysłowość i cóż... Pisałem różne moje zwariowane opowiadania. W gimnazjum nauczycielka polskiego pomogła mi się rozwinąć i zacząłem pisać na poważnie. Sama oceń, czy to dar czy też nie :)

Rozumiem. W sumie masz rację, ale Pollyanna mimo wszystko próbowała, a to się liczy. I czuła się przy tym bardzo dobrze. Ludzie kiedyś naprawdę inaczej traktowali pisanie książek. Dana Browna akurat lubię, bo naprawdę trudno mi nie lubić jego Roberta Langdona. Ale tak czy inaczej ja sam piszę swoje książki tak, jak mi w duszy gra. Dorota Terakowska? Nie znam. A co ona napisała? Jeśli chodzi zaś o wiersze, to sam kilka napisałem - kilka o Kocie z Cheshire, jeden o Mefistofelesie, a jeszcze inne o czym innym. Ale lepiej mi wychodzi proza i dramat - sztukę teatralną o Annie Boleyn uważam za jedno z moich najlepszych dzieł. Wybacz, że się chwalę, ale skoro Ty się pochwaliłaś, to ja też chciałem. Poza tym to chyba ciekawy temat, prawda?

Powiem Ci, że ta scenka Sary i Upiora z opery brzmi naprawdę intrygująco. Choć jeśli ja bym to miał pisać, to bym sprawił, że Eryk dałby (nie od razu, ale powoli i stopniowo) spokój Christine i pokochał Sarę. Prócz tego Sara na pewno by zrozumiała Eryka. Ale czekaj... Małe pytanko... Czy Sara naprawdę była bita przez pannę Minchin lub kucharki, dla których pracowała? Czy też to ostatnie jest licencia poetica? :) Nawiasem mówiąc podsunęłaś mi ciekawy pomysł. A gdyby tak stworzyć opowiadanie lub książkę nawet, gdzie poznają się postacie z książek Burnett? Czyli Cedrik, Sara, Mary, Colin i Dickon? Wszyscy razem w jakiś miejscu i mają jakieś wspólne przygody? Może są nawet jeszcze dziećmi i może pomagają rozwiązać jakąś zagadkę? Może nawet samemu Sherlockowi Holmesowi? Chociaż... Może to nieco szalony pomysł :) Ale z drugiej strony powstały już dzieła, gdzie kilku bohaterów znanych z różnych dzieł różnych autorów, ale żyjących w podobnych czasach lub nawet takich samych tworzą razem drużynę. Przykładem może być komiks "LIGA NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW" albo pewien polski komiks, gdzie bohaterami są Staś Tarkowski, Stanisław Wokulski i kilka innych postaci z polskich książek (choć nie pomnę tytułu tego dzieła). A prócz tego... Znasz może serię "SHERLOCK, LUPIN I JA"? Podobają mi się te książki - o przygodach 12-letnich Ireny Adler, Sherlocka Holmesa i Arsena Lupina rozwiązujących zagadki detektywistyczne i kryminalne, a narratorką jest Irena :) Polecam, jeśli nie znasz tych książek. Są naprawdę świetne i z klasą napisane. Niby dla dzieci, ale dorosłych też mogą zachwycić. Mnie zachwyciły :)

Ale co sądzisz o tym pomyśle? W końcu Holmes korzystał nieraz z pomocy dzieci. OK, to były biedne dzieci z biednych zakątków Londynu, ale... Czemu nie mógłby skorzystać z pomocy dzieci z bogatszych rodzin? Chociaż tu one byłyby już nastolatkami raczej :) Powiedzmy, że Sara przyjeżdża z opiekunem do uzdrowiska, gdzie przebywa też Cedrik z dziadkiem. Przyjeżdżają tam z okazji stęsknieni za sobą Colin i Mary (w końcu byli każde w innych szkołach). Mógłby tam się też zjawić Dickon i Becky. Czemu nie? :) I potem nasi bohaterowie zwracają uwagę na podejrzanie zachowującego się osobnika. Podejrzewają, że to może być jakiś szpieg - może niemiecki szpieg? Wszak zbliża się I wojna światowa. A tu okazuje się, że jest to Sherlock Holmes, który na prośbę rządu ma szukać właśnie szpiega niemieckiego, który jest tutaj, w tym uzdrowisku. Nasi bohaterowie chcą mu pomóc i odkrywają kilka ciekawych faktów, choć wścibscy Becky i Dickon pakują się w nie lada kłopoty, ale przyjaciele ich ratują. No i powiedz teraz, co o tym sądzisz?

Jeśli chodzi o mnie, to mnie się ta teoria wydaje bardzo ciekawa i wcale nie jest pozbawiona sensu. To możliwe, że Sara z filmu z 1993 r. może być córką Sary znanej z książki. To naprawdę ciekawa teoria. To by wyjaśniało, czemu zdjęcie matki Sary jest na zdjęciu uczennic szkoły panny Minchin. To by też wyjaśniało, czemu ta Sara jest niemalże zupełnie inna niż w książce. Ale czy panna Minchin by drugą osobę tak samo traktowała, jak kiedyś? No i czy historia by się tak mogła powtórzyć? Ale tak czy inaczej teoria brzmi ciekawie.

A przy okazji... Znalazłem w internecie i zgrałem sobie anime "MAŁA KSIĘŻNICZKA". Znaczy nie serial, ale kinową wersję - 3 godzinną podzieloną na dwie części. Powiem Ci, że poczułem się tak, jakby wróciły wspomnienia. Urocze to anime jest, a Sara jest taka urocza.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Przeczytaj koniecznie książki Terakowskiej, jest w nich magia często przeplatająca się z codziennością. Ja najbardziej lubię "Poczwarkę". Przeczytaj, jest piękna.

Rozwinę teraz swą teorię;)
Sara po śmierci "stryja Toma" wraca do Indii. Jest piękna, bogata i samotna. Ma przy sobie oddaną jej Becky. Poznaje tam przystojnego kapitana, który mieszkał kiedyś w Paryżu ( w filmie była taka kwestia), zakochuje się w nim. Nie mówi mu nic o swej "złej" przeszłości. On myśli, że zawsze była kochana i podziwiana. Sara wychodzi za niego za mąż, są szczęśliwi. Żyją spokojnie w Indiach, niestety Sara umiera w połogu( nie tak jak matka podczas porodu, tylko kilka tygodni później). Jej mąż żyje z córką, którą nazwał imieniem zmarłej żony. Opowiada jej lalkach i księżniczkach( usłyszał od książkowej Sary).Niestety wybucha wojna, musi oddać córkę na pensje. Panna Minchin wyjechała z Londynu i założyła nową pensje w Nowym Yorku, biorąc ze sobą Amelie. Zdjęcie Sary jako kobiety powiesiła dla splendoru( szczyt wyrachowania!)
Ojciec bierze córkę do Nowego Yorku, wie że jego żona uczęszczała na pensje panny Minchin, więc przywozi tam swoją córkę. Zauważ, że przełożona od początku jest wrogo nastawiona do Sary, w książce starała się być miła dla "Diamentowej Księżniczki", tu była bardziej bezwzględna. Te dziwne momenty, jak balonik który przyleciał do Sary w dniu jej urodzin, czy awaria prądu kiedy dziewczynka schroniła się w sąsiednim domu, to duch jej matki, która potajemnie nad nią czuwała. Wiedząc, jaki błąd popełniła nie mówiąc prawdy o swym życiu ukochanemu.

Jeśli chodzi o tę scenkę. W książce jest użyte słowo "besztać" lub "łajać", co oznacza karać, strofować. Jednak myślę, że Sara naprawdę była bita przez służbę. W książce było podane, że kucharka jest okrutnicą, coś takiego. Mam nadzieję, że podobała ci się moja grafomania;)

Uwielbiam zarówno Sherlocka Holmesa, jak Arsena Lupin. Ciekawe połączenie. Masz świetne pomysły. Ja nie jestem takim gejzerem barwnych koncepcji, jak ty.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Hmm... To brzmi naprawdę ciekawie. Magia przeplatająca się z codziennością? Interesujące. Wobec tego koniecznie muszę zapoznać się z tymi książkami, bo osobiście bardzo lubię takie zabiegi :) Pamiętam podobne w kilku książkach Astrid Lindgren. Znasz je może? :)

Aha... To ciekawe. Nawet bardzo ciekawe. Teoria nie jest wcale taka pozbawiona sensu i brzmi naprawdę niezwykle interesująco. Muszę powiedzieć, że wszystko brzmi jak najbardziej sensownie. Choć oczywiście ciekawić może nas, że trafiła się tej "drugiej Sarze" jako przyjaciółka kolejna Becky, ale Murzynka. To dość ciekawy zbieg okoliczności. Jednakże nasza Sara z filmu, która według tej teorii jest córką "diamentowej księżniczki", o wiele krócej przechodziła przez niemiłe przygody z panną Minchin niż jej matka, bo jej niedola trwała może kilka miesięcy, a niedola Sary z książki trwała kilka lat. No, ale pytanie - te zbiegi okoliczności... Jak to możliwe, że córka Sary z książki spotyka własną Becky, własną Ermengardę, własną Lottę i własną Lavinię? xD Czy takie zbiegi okoliczności istnieją? Dość trudno w to uwierzyć, choć jak na mój gust Twoja teoria brzmi całkiem prawdziwie, tylko dziwią te podobieństwa szczegółów historii. Mimo wszystko teoria jest ciekawa i interesująca. Również ta z tym duchem Sary z książki, która na swój sposób czuwa nad córką. To brzmi co prawda nieco fantastycznie, ale i tak ciekawie :)

Rozumiem. W sumie, skoro kucharka była okrutnicą, to można się domyślić, że w czasach, gdy bez wahania karcono dzieci poprzez bicie, że Sara mogła zostać kilka razy uderzona, choć mam nadzieję osobiście, że do tego nie doszło. Nawiasem mówiąc jedno mnie zaskoczyło. Lotte miała 4 latka, gdy trafiła na pensję. 4 latka! To jest po prostu... No chore! Jak można 4-letnie dziecko posyłać na pensję, gdzie nie ma rodziców i sami obcy ludzie są? W filmie z 1995 r. Lotte ma tak 8 lat i zostawienie jej na pensji ma nieco większy sens, ale 4-latka na pensji? Bez urazy, ale czy ten jej ojciec był nienormalny? Dziwić się potem, że mała była płaczliwa? Co prawda, skoro akcja się dzieje w przeciągu kilku lat, to potem Lotte miała więcej lat, ale i tak naprawdę zostawienie na pensji 4-letniej dziewuszki to już przesada.

Twoja grafomania mi się podoba. Mam nadzieję, że Tobie podoba się moja :) No proszę, a więc skoro lubisz zarówno Sherlocka Holmesa, jak i Arsena Lupina, to polecam Ci serię książek "SHERLOCK, LUPIN I JA". Naprawdę jest ona tego warta. Widzę też, że spodobał Ci się mój pomysł :) A więc wyobraź sobie teraz taką historię, jaką mówię. Sara w wieku tak 14 lat przyjeżdża do uzdrowiska ze swym opiekunem, wraz z nią jest Becky (18-19 lat), tam też zjawiają się Cedrik z dziadkiem (14 lat) oraz Colin i Mary (oboje po 15 lat). Teraz tylko pytanie... Czy Dickon był od nich obojga starszy? Bo jeśli tak, to by mógł też mieć tak 18-19 lat. I cała ta grupa tropi niemieckiego szpiega, pomagając w tym słynnemu Sherlockowi Holmesowi i jego wiernemu kompanowi doktorowi Watsonowi. Przy okazji znasz ostatnie opowiadanie Doyle'a o Holmesie? Nosi tytuł "JEGO OSTATNI UKŁON" i pokazuje właśnie, jak Holmes i Watson łapią niemieckiego szpiega. Ale jest w nim opisana jedynie scena, jak szpieg zostaje schwytany. Nie widzimy samego śledztwa. Warto by więc było stworzyć dzieło nawiązujące do tego śledztwa. Chociaż... Autor sugeruje, że akcja opowiadania "JEGO OSTATNI UKŁON" dzieje się niedługo przed I wojną światową, więc tak około 1913 roku, a wtedy bohaterowie nie byliby dziećmi, tylko dorośli. Ale... Z drugiej strony Doyle nie podaje, który to rok, kiedy Holmes i Watson łapią szpiega. Równie dobrze to mógłby być np. 1901 r. Co prawda obaj mówią, że niedługo ich świat, który znają zmieni się na gorsze i może być wojna. Ale... Przecież już na początku XX wieku ludzie czuli, że będzie wojna, ale długo nie nadchodziła i nadeszła dopiero w 1914 r. Ale przez kilkanaście wcześniejszych lat ją przepowiadano, więc rozmowa Holmesa i Watsona o zmianie świata, który znają pasuje chyba nawet do powiedzmy 1901 r. I wtedy można by tę przygodę ze złapaniem szpiega rozegrać na początku XX wieku tak, aby nasi bohaterowie byli jeszcze dziećmi tudzież nastolatkami i mogli w niej odegrać swoją rolę. Co Ty na to? :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałam. Dużo obowiązków:(
Jeszcze raz polecam Terakowską;)
Astrid Lingen- czytałam tylko "Dzieci z Bullerbyn" i nic poza tym.

Tylko jedno pytanie, czy Sara zwraca się do naszej "Ermengardy" jako "Ermengarda"? Bo do Lotki w filmie faktycznie się tak zwracano i Lawinia też była "Lawinią", a czy Ermengara również? Jeśli nie zwrócono się do niej tym imieniem ani razu, w filmie możemy nazwać ją zupełnie inaczej i już mniej zbieżności.
To prawda, ojciec Lotki skoro miał pieniądze na pensje, równie dobrze mógł nie wysyłać córki do szkoły, tylko wynająć dla niej guwernantkę. Ciekawostką jest, że wiele guwernantek to były szlachcianki, które pochodziły z uboższych rodzin. Nie uchodziło im pracować jako pokojówki, ale jako guwernantki mogły zarabiać, nie tracąc swojej godności. Jednak czasem przełożeni nie szanowali jej, a służba uważała, że zadziera nosa ;)
Oczywiście, że twoja "pisanina" podoba mi się. Czytałam "Jego ostatni ukłon". Świetne. Masz dobre pomysły:)

Ostatnio myślałam na innym powiązaniem Sary z Erikiem.
Wiemy, że matka Sary była Francuzką. Nic poza tym. Wiemy, że ojciec Christine Daae był wędrownym skrzypkiem ze Szwecji. A jednak jego córka mówiła doskonale po francusku. Dlaczego? Załóżmy, że matki Sary i Christine to siostry. Delikatne, piękne, lecz słabego zdrowia. Poród je wykańcza. Matkę Sary podczas porodu, a matkę Christine np. kilka miesięcy po porodzie. Siostry rozeszły się w różne strony i nie widziały się. ( Uwaga, ich mężowie o sobie nie wiedzą) MS( w skrócie matka Sary, a MC matka Christine) zamieszkała w Indiach z kapitanem Crew, a MC wędrowała wraz z mężem. Mijają lata. Sara jest na pensji panny Minchin i właśnie dowiedziała się, że jej ojciec nie żyje. Jednak ma rodzinę( czyli kuzynkę Christine). Obie młode, piękne, potrafią tańczyć, biegle władają francuskim, choć są tylko w połowie Francuzkami. Panna Minchin chce się pozbyć problemu i wysyła dawną "pokazową uczennicę" do Paryża. Sara uczy się w Operze profesjonalnie tańczyć. Wkrótce poznaje Upiora, który jest nią zafascynowany( Sara ma 11 lat, a jest dużo mądrzejsza i ciekawsza od szesnastoletniej Christine, która oprócz ładnej buzi i głosu, nic więcej nie miała). Sara jest dla niego wspaniałym towarzystwem. Upiór odkochuje się w Christine, a zakochał w Sarze. Jednak jest pewien problem. Z Indii przychodzi wieść o odnalezieniu w dawnym domu Sary tajemniczej paczki...

ocenił(a) film na 10
Christine888

Nic nie szkodzi. U mnie tych obowiązków też trochę jest, a poza tym piszę kolejne opowiadanie z serii, którą prowadzę i cóż... Na wszystko trzeba mieć czas. Lubię jednak tutaj odpisać, bo przyjemnie mi się z Tobą rozmawia :) Astrid Lindgren była świetną pisarką. Oprócz "DZIECI Z BULLERBYN" bardzo mi się podobają jej autorstwa książki "RONJA - CÓRKA ZBÓJNIKA" oraz "BRACIA LWIE SERCE", a także "RASMUS I WŁÓCZĘGA". Te książki mają w sobie jakąś magię :)

Owszem, masz w sumie rację. Ale tak czy inaczej tych zbieżności jest strasznie dużo, za dużo, aby film z 1995 mógł opowiadać o córce Sary :) Choć to ciekawa teoria i gdyby tak dopracować pewne szczegóły, to film rzeczywiście mógłby być o córce "diamentowej księżniczki". Nawiasem mówiąc przeczytałem sobie książkę i muszę powiedzieć, że cóż... Sara chwilami była jakaś taka... Za dorosła moim zdaniem. Wiem, że taki był zamiar autorki, ale Sara w filmie bardziej do mnie przemawia. Ta z książki jest za dorosła chwilami i chwilami też taka nieco za wyniosła. Prócz tego jedno mnie w zachowaniu Sary nieco oburzyło. Mianowicie, gdy Sara w książce widzi biedną żebraczkę Anię, to kupuje sześć bułeczek, z czego pięć daje Ani, a sama zachowuje sobie jedną. Wszystko pięknie, ale jak Sara motywuje swoje zachowanie? Że jest księżniczką, a one obdarowują lud. I co? To ma być powód dla którego ona komuś pomaga? Bo tak NALEŻY robić? Bo księżniczki mają w obowiązku zajmować się biedniejszymi od siebie? Jakoś mnie to niezbyt odpowiada. W wersji filmowej Sara kupiła sobie drożdżówkę, ale widząc biedną kobietę z córkami sprzedającą kwiaty dała ją im. Dlaczego? Bo uznała, że one bardziej są głodne niż ona. To piękne. Poczuła, iż nie może postąpić inaczej, że chce pomóc. To jest wzruszające. W książce zaś jej postawa jest taka jakaś... Sam nie wiem. Konserwatywna? Bo co? Jaśnie państwo dostali od Boga mnóstwo pieniędzy, więc mają obowiązek dzielić się nią z innymi, bo tak należy? A gdzie szczera chęć pomocy i czerpanie z tego radości? Mały Donald dający Sarze swoją sześciopensówkę miał moim zdaniem w sobie więcej empatii niż Sara, gdy wtedy dała żebraczce pięć bułeczek. Ale może się czepiać szczegółów, jednak chciałem to zauważyć.
Przy okazji wzruszyła mnie postawia piekarki, która potem zatrudniła Anię u siebie. To było piękne i pokazywało, że nie wszyscy ludzie wokół Sary (wyłączając jej przyjaciół) byli obojętni na ludzką krzywdę. A co do Sary chwilami nieco mnie zaskoczyła. Przykładowo raz o mało nie uderzyła Lavinii, gdy ta szydziła sobie z Lotki. Nieco mnie to zaskoczyło. Nie pamiętałem, aby ona tak umiała. A z kolei jedna rzecz mnie rozbawiła. Gdy Sara mówi chyba do Ermengardy, że mogłaby zabić w gniewie pannę Minchin, na co nieraz ma ochotę, ale nie mogłaby jej zwymyślać, bo to by było niegodne księżniczki. Aha... Więc zabicie tej starej jędzy byłoby godnym zachowaniem, ale ubliżanie jej już nie? xD Dość pokrętna logika moim zdaniem :) Co do ojca Lotty, to niestety sama autorka zaznacza, że był on osobą nieodpowiedzialną, ale nawet gdyby tego nie pisała, rozum nam mówi, że wysłanie 4-latki na pensję to nie jest dobry pomysł. A owszem, coś o tym słyszałem, że guwernantkami były szlachcianki, którym tylko w takim zawodzie wypadało pracować. Ale masz rację, ich pracodawcy podchodzili do takich guwernantek z dystansem, a służba rzeczywiście nieraz uważała takie kobiety za osoby zadzierające nosa. Jak mówimy o guwernantkach, chyba wiesz, jaka historia przychodzi mi do głowy, prawda? Słynna "TRĘDOWATA" :)

Ciekawe, naprawę ciekawe. W sumie masz rację. Christine z "UPIORA W OPERZE" to taka Mary Sue. Masz rację, poza ładną buzią i miłością do sztuki Christine raczej nie miała zbyt wiele do zaoferowania. Jest taka... idealna, że aż nienaturalna. Bardziej przypomina laleczkę z porcelany siedzącą sobie na wystawie niż prawdziwą dziewczynę. Sama Sara rzeczywiście jest bardziej interesująca i mogłaby zainteresować Eryka.

Widzę, że moje pomysły Ci się spodobały :) A coś byś powiedziała na to, aby w tej historii, gdzie Sara z Cedrikiem, Mary i Colinem (oraz resztą paczki) pomagał Holmesowi i Watsonowi, pojawił się Hubert Minchin? Ten z filmu z 1939? Wyklęty przez rodzinę za miłość do teatru starszy brat panny Minchin, jej zupełne przeciwieństwo? I mógłby on odegrać jakąś rolę w tej historii, może nawet bardzo ważną :) Tak czy siak taka historia aż prosi się o spisanie. Czy gdybym ją spisał, przeczytałabyś ją? :)

Mam też od dawna pewien pomysł na książkę inspirowaną książkami, o których rozmawiamy. Posłuchaj: Są lata 20 XX wieku. Szkocja. W starej posiadłości mieszka lord Ebenezer - osoba zrzędliwa i wredna. Kiedyś kochał się w pięknej Julii, ale ta, gdy on pojechał do Indii zarobić majątek, wyszła za innego, co go ugodziło w samo serce. Nie widzi tego, że jej młodsza siostra Fanny kocha się w nim od chwili, gdy ten ją znalazł zabłąkaną w lesie, gdy była dzieckiem. Fanny jest obecnie nauczycielką i jako jedyna osoba w okolicy wierzy w to że Ebenezer nie jest złym człowiekiem. Tymczasem do Ebenezera przyjeżdża córka jego zmarłej siostry, Emily. 10-letnia dziewczynka jest wesoła, rezolutna i sympatyczna. Szybko zaczyna ją kochać całe miasteczko. Pewnego dnia odkrywa, że na górze domu mieszka 16-letni Hubert, syn drugiej siostry Ebenezera. Ojciec wpędził matkę chłopca do grobu, a potem oddał dziecko szwagrowi uważając, że nic z niego nie będzie. Ebenezer uważa podobnie, Hubert nie ma więc przyjaciół. Głównie siedzi w domu i czyta książki. Za sprawą Emily wychodzi na powietrze i zaczyna cieszyć się życiem. Wykorzystując swoją ogromną wyobraźnię wprowadza Emily do świata niezapomnianych zabaw. Szybko zdobywa sobie sympatię miejscowych dzieciaków, którymi dowodzi młody Dickon. Chłopak nie lubi Huberta uważając, że ukradł mu przywództwo nad dzieciakami, ale potem, gdy Hubert pomaga jego małej, 4-letniej siostrzyczce Abigail, Dick zmienia nastawienie do niego i sam mianuje go szefem ich wesołej grupki, zostając w niej jego zastępcą i doradcą. Dick i Emily zaczynają się coraz bardziej lubić. Prócz tego odkrywają, że Serena (córka Julii) wpadła w oko Hubertowi i to z wzajemnością. Oczytana i dobra dziewczyna jest wychowywana głównie przez Fanny, bo matka i ojciec nie mają dla niej czasu zajęci głównie sobą oraz wystawnym życiem. Fanny też odkrywa miłość siostrzenicy i ku irytacji siostry wspiera ją. Razem z Emily i Dickiem próbuje zeswatać zakochanych, a prócz tego sama chce wreszcie zdobyć serce Ebenezera. Rezolutna Emily zrobi co w jej mocy, aby jej bliscy byli szczęśliwi.
No i co Ty na to? Od dawna myślę o takiej książce, tylko piszę obecnie co innego, a prócz tego brakuje mi tytułu do niej. Może Ty masz jakiś? :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Super pomysły:)
Jeśli chodzi o tytuł, co powiesz
"Bliźniaczka słońca"? Chodzi o Emily, jako takim drugim słońcu;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Naprawdę tak uważasz? Wobec tego z tym większą przyjemnością napiszę kiedyś taką powieść i takie opowiadanie z naszymi ulubieńcami w roli głównej :)

"BLIŹNIACZKA SŁOŃCA"? Bardzo mi się podoba taki tytuł. Wiedziałem więc, do kogo się zwrócić :)

A możesz mi powiedzieć, co sądzisz o moich spostrzeżeniach na temat Sary i jej zachowania w książce?

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Dziękuję:)

Zachowanie Sary, cóż. Ja nie miałam takich oduczyć, kiedy czytałam, jak dała 5 bułeczek tej żebraczce. Te skrajne zachowania( np. mówienie, że mogłaby zabić pannę Minchin, a ubliżyć jej nie chciała) myślę, że miały pokazać pewne niekonsekwencję, która jest naturalna w wieku Sary. Miałaby, tak to określę "odmłodzić" ją. Jeśli chodzi o żebraczkę, myślę, że Sara "chciała" ( zauważ, że napisałam w cudzysłowie) być empatyczna, ale jej natura "nie pozwalała" jej. Wytłumaczę o co chodzi. Sara była nienaturalnie dorosła i miała dojrzalsze postrzeganie świata niż inne dzieci. Nie wiedziała, chyba co to serdeczność itp. Inaczej była chłodnym dzieckiem, wręcz flegmatycznym. Nigdy nie mogłam sobie wyobrazić, żeby była takim żeńskim odpowiednikiem Cedryka, który był jakby "ukształtowany" z empatii i miłości. Sara będąc "dorosła" wiedziała, czym są obowiązki klasy wyższej w stosunku do klasy niższej. Nawet będąc w łachmanach utożsamiała się z klasą wyższą, dlatego pomagała. Myślę, że oszukiwała samą siebie mówiąc, że ma empatię, ona po prostu znała swoje obowiązki. Zauważ, że nawet kiedy dawała żebraczce te bułeczki, nie cieszyła się, że pomogła tej dziewczynce przetrwać.Dawała jej i dobrze zrobiła, chociaż myślę, że nie była osobą z empatią. Na przykład w islamie jednym z filarów jest dawanie jałmużny, w taki sposób klasyfikowałabym czyn Sary.
Co sądzi o mojej ostatniej historii z MS i MC?

ocenił(a) film na 10
Christine888

Dziękuję Ci za wymyślenie tytułu dla mej przyszłej powieści. Z całą pewnością ją napiszę. Czy zostałabyś wtedy jej czytelniczką? :)

No właśnie to chciałem wiedzieć i zrozumieć, bo naprawdę to wszystko nie podoba mi się w zachowaniu Sary. Przykładowo Sara w filmie ma wiele empatii w sobie np. daje Becky lepsze buty i zostawia liścik z prośbą o przyjaźń. Albo daje drożdżówkę ubogiej kobiecie sprzedającej kwiaty. Widać, że czyni to z poczucia współczucia dla innych i zrozumienia, że oni cierpią bardziej niż ona. To mi się podoba. Przyznam się, że dawno nie czytałem książki i zabolało mnie zachowanie Sary. Ja właśnie sądziłem, że ona ma w sobie empatię. Tymczasem okazuje się, że nie ma jej wcale. Jak sama mówisz, od najmłodszych lat była wychowana na dziedziczkę i w poczuciu, że jako taka ma swoje obowiązki wobec niższych klas społecznych. Nie można nazywać rzecz jasna Sary złą osobą, ale moim zdaniem ona była źle wychowana. Nie chcę zabrzmieć jako jakiś wielki krytyk, ale tak czy siak uważam, że Sara w filmie jest o wiele bardziej sympatyczna i bardziej ją lubię. Podobnie jak bardziej wolę Sarę z 1939 r. grane przez Shirley Temple. Uwielbiam tę Sarę, uroczą dziewczynkę, nieco rozpieszczoną, ale wesołą, dobrą i wrażliwą na krzywdę innych. Przyznam się z bólem serca, że nie czytałem dawno książki. Niedawno to zrobiłem i sądziłem, iż Sara z powieści jest taka sama, a przynajmniej niemalże taka sama. I co dostaję? Księżniczkę w każdym calu - dumną, wyniosłą, nieco zarozumiałą, ale też dobrą, lecz wychodzącą z założenia, że jest arystokratką i ma przywileje oraz obowiązki wynikające z tego powodu i jest to coś normalnego. No i to jest trochę taka jakby... dorosła osoba uwięziona w ciele dziecka. Chcę być jednak szczery i powiem, że mnie się podoba bardziej urocza i sympatyczna Sara z filmu z 1995 r. Tam bycie przez nią księżniczką ma nieco inne znaczenie niż w książce. W książce oznacza znoszenie z pokorą przez Sarę jej losu (tylko okazyjnie daje upust swemu gniewowi w tej sprawie), z kolei w filmie oznacza to, że jest jak księżniczką w łachmanach - księżniczką w sensie metaforycznym, księżniczką w pojęciu takim, jak dzieci lubią je widzieć: dobre, wrażliwe, pełne empatii i chętnie pomagające innym. Może to dziecinne z mojej strony, ale mnie się wersja filmowa o wiele bardziej podoba. No tak, masz rację. W islamie dawanie jałmużny innym to jest wręcz filar bycia dobrym mahometaninem, lecz nie wynika to z faktu bycia dobrymi ludźmi, a jedynie z poczucia "obowiązku". W sumie postawa Sary z książki przypomina mi nieco film "POLLYANNA" z 1960 r. Tam ciotka Polly była osobą trzymającą całe miasteczko w szachu, bo jako najbogatsza osoba w okolicy pomagała wszystkim finansowo z "obowiązku", bo taki jest jej obowiązek, a prócz tego (możliwe, iż mimowolnie) tyranizuje i uzależnia od siebie całe miasteczko. W książce nie była aż taka, ale oboje wiemy, że też coś robiła z obowiązku. Nie mówię, że Sara jest wyrachowana, ale nie podoba mi się to, iż pomogła tej żebraczce z poczucia obowiązku. Wolałbym, aby czuła radość z tego powodu, że komuś pomogła i uczyniła dzięki temu świat lepszym. Ale może się czepiam, jednak mimo wszystko takie jest moje spostrzeżenie, a to jest miejsce do jego wyrażania :)

Ale tak czy siak rozbawiło mnie to, jak Sara powiedziała do Becky, że mogłaby zabić pannę Minchin, ale nie ubliżyć jej, bo to nie wypada. Dość dziecinne podejście do sprawy i chyba dobrze, iż Sara pokazuje swoją dziecinną stronę osobowości. W końcu to dziecko. Prócz tego ciekawi mnie jedno. Chyba tylko anime japońskie pokazało Sarę taką, jak w książce. Dobrą, ale chwilami zbyt dumną ze swego pochodzenia i będącą "ponad to wszystko", ale też mającą wadą "jaśnie państwa" - pomagali finansowo innym nie z empatii, ale dlatego, że tak należy, bo Pan Bóg im tak każe. Nie chcę być podły w swej ocenie, ale coś mi mówi, że Sara na widok np. biednej sutereny pełnej ubogiej rodziny by się wzdrygnęła i chciałaby jak najszybciej z tego miejsca uciec - co nie znaczy, żeby nie pomogła. W końcu to jej obowiązek. Ale do rzeczy. Zobacz, w filmach Sara zwykle jest wesoła, urocza, pełna empatii. W anime tylko widzimy ją taką, jak w książce. Ciekawi mnie to podejście. Czyżby twórcy filmów uważali, że taka Sara jak w książce nie spodoba się dzieciom?

Nawiasem mówiąc niedawno przeczytałem "MAŁEGO LORDA" i naprawdę Cedrik mnie chwilami irytował. Jest słodki, och i ach, wszystko idealnie robi, idealnie myśli, wszystko czyni z empatii i szlachetności. No dobrze, to 7-letnie dziecko, ale... Nie powinien być bardziej ludzki? A on wszystko robi idealnie! Taki Gary Sue! Pod tym względem Sara wydaje się być bardziej realna z tą jej typową wadą arystokratów, choć i tak jest z niej Mary Sue. Podobnym Gary Sue jest Dickon z "TAJEMNICZEGO OGRODU". Notabene autorce wyszły najlepiej właśnie postacie Mary Lenox i Colina Cravena. Najbardziej są ludzkie.

Mnie się Twoje pomysły na temat MS i MC bardzo podobają. Są ciekawe i w sumie... Nie ma się czego przyczepić. Logicznie można je dopasować do historii dobrze nam znanych z książek. Ciekawy pomysł warty zrealizowania :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Bardzo chętnie przeczytam to, co napiszesz:)
W anime Sara nie jest w całości taka jak książce, moim zdaniem.
Wiesz, że reżyser tego filmu wyreżyserował również Harry'ego Pottera? Tylko część 3, niestety. Moją ulubioną:) Talent wielki posiada on, jakby powiedział Yoda;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Miło mi to słyszeć, a raczej czytać. Jak na razie piszę co innego, ale pomyślę nad fabułą "BLIŹNIACZKI SŁOŃCA". To będzie na pewno wspaniała książka. Powiedz mi, czy na chwilę obecną interesowałaby Cię moja powieść o hrabim Monte Christo? Mam ją na blogu i mogę Ci dać link :)

Hmm... A to ciekawe. W anime Sara nie jest w całości taka, jak w książce. A możesz rozwinąć tę myśl?

A wiem o tym, że reżyser filmu "MAŁA KSIĘŻNICZKA" z 1995, który mnie tak zachwycił (bo zachwycił) został wyreżyserowany przez reżysera trzeciej części Harry'ego Pottera. Zgadzam się, trzecia część jest jedną z najlepiej nakręconych :) He he he. Talent wielki posiada on, lecz chwalić się nim nie chwali wcale :) Uwielbiam "GWIEZDNE WOJNY" :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Uwielbiam Hrabiego Monte Christo:))
Najbardziej lubię Farię.
Jeśli chodzi o anime, nie oglądałam go długo i nie wszystko pamiętam, ale np. Sara w pierwszym odcinku mówi ojcu, że dyrektorka na pewno będzie niemiła, wysoka, chuda, nie lubi się śmiać i jest okropna. Język książkowej Sary, nieprawdaż;)
Wczoraj obejrzałam "Małą Księżniczkę" z 1939r. Wspaniała scena z królową Wiktorią.
Ja też lubię Gwiezdne Wojny:) Najbardziej lubię Anakina Skywalkera ze wspaniałym głosem Tomasza Bednarka:)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Poważnie? No to, jak widzę, trafiłem na właściwą osobę we właściwym miejscu. Ja osobiście najbardziej lubię Hayde i nie podoba mi się, że w filmach (poza wersją z 1954 i chyba wersją z 1934) pokazują, że hrabia Monte Christo wiąże się z Mercedes lub pozostaje sam. Niewiele ekranizacji pokazuje prawdę, czyli, że związał się z Hayde. Nawiasem mówiąc znam dwie kontynuacje książki Dumasa - "MARTWA RĘKA" (znana też jako "UPADEK HRABIEGO MONTE CHRISTO") oraz "PAMIĘTNIKI HRABIEGO MONTE CHRISTO". Obie kończą się smutno i ja, jako miłośnik hrabiego uznałem, że muszę zakończyć całą historię pozytywnie. Stąd pomysł na własną wersję jego dalszych losów. Mam nadzieję, że moja powieść Ci się spodoba. Oto link na bloga, który ją zawiera:

http://odkrytakarta.blog.pl/

Mam tylko jedną prośbę. Mianowicie, gdy będziesz czytać mojego bloga, czy możesz być tak uprzejma i zostawić pod każdym wpisem jakiś komentarz? Taką małą recenzję danego rozdziału? Nie myśl, że jestem próżny, ale lubię, gdy czytelnik mego bloga zostawia na bieżąco swoje spostrzeżenia, a nie zostawia wszystko na koniec i zapomina potem często o tym, co chciał powiedzieć :)

Ja anime pamiętam głównie z wersji skróconej do trzygodzinnego filmu, jaki sobie niedawno zgrałem i muszę powiedzieć, że Sara naprawdę mówi tak, jak w książce. Podoba mi się to, jak poważnie podchodzi do błahych spraw takich jak to, żeby Emilka nie była w pudełku, bo się udusi xD Tylko jedno mnie ciekawi. Czemu wpletli w tę historię wątek dziewczynki z zapałkami? Bo pewnego razu panna Minchin wyrzuca Sarę na ulicę i wtedy Sara zarabia jeden dzień sprzedając zapałki. Czemu dali takie nawiązanie? Potem oczywiście panna Minchin sprowadza Sarę z powrotem, bo "Pan z Indii" zaczął się małą interesować i jędza Minchin liczyła na profit z tego wszystkiego dla siebie. A nawiasem mówiąc chyba wiem, czego można się w anime przyczepić jako różnicy w charakterze Sary. Mianowicie w anime Sara zaprzyjaźniła się z chłopcem imieniem Peter i miała z nim relacje podobne jak Mary z Dickonem w "TAJEMNICZYM OGRODZIE". W książce po pierwsze tego nie ma, a po drugie mam wątpliwości, czy Sara zniżyłaby się do obcowania z klasą niższą od niej. Nie byłaby oczywiście wobec Petera wyniosła, ale też zachowywałaby się tak, aby znał on swoje miejsce. Oczywiście ktoś powie, że skoro z Becky się zaprzyjaźniła, to czemu nie z Peterem? Ale cóż... Becky była jej towarzyszką niedoli. Więźniem Bastylii i zamku d'If, więc to jakby co innego. Poza tym Becky nigdy nie przeszła z Sarą na "ty", choć w filmie z 1995 pod koniec filmu mówiła do niej per "Saro" i mała księżniczka nie miała nic przeciwko temu. Więcej - Becky potem w filmie adoptuje ojciec Sary i obie dziewczynki stają się siostrami. Nie ma to jak wyobraźnia reżysera, choć do mnie ona bardzo przemawia :)

Kocham wersje "MAŁEJ KSIĘŻNICZKI" z 1995 i z 1939 . Obie mają swój urok, choć szkoda, że wersji z Shirley Temple nie pokazano należycie Ermengardy i Lotty, ledwie tylko się one przewijają przez ekran. Za to wychodzą na pierwszy plan postacie niewystępujące w książce - nauczyciel jeździectwa, jego wredny dziadek, jego ukochana (też nauczycielka), no i oczywiście mój ulubieniec, Hubert "Bertie" Minchin. Uwielbiam te sceny, jak Sara tańczy z nim i śpiewa "Old Kent Road". Owszem, scena z królową Wiktorią pod koniec filmu i na samym końcu salutowanie jej ma w sobie coś z bajki, że dobra królowa się zjawia i pomaga głównej bohaterce. Choć Sara i tak w tej wersji znajduje ojca całkiem przypadkiem, chowając się przed panną Minchin. Hubert z kolei był ciekawą odskocznią od Amelii, która w książce była całkowicie postacią nijaką. W filmie z 1995 r. już nadali jej ciekawszy charakter. Ale i tak Hubert Minchin bije Amelię na głowę. Nawiasem mówiąc Ram Dassa gra w wersji z 1939 znany aktor Cezar Romeo, który potem zasłynął jako Joker w serialu o Batmanie. Nigdy bym go nie poznał, gdybym nie wiedział, że to on :)

A propos Ram Dassa w anime się nie postarali. Bo w książce wyraźnie pisze, że Ram Dass miał ciemny kolor skóry i brodę, a w anime jest gładko ogolony i ma białą skórę. A przy okazji tej postaci autorka chyba popełniła mały błąd. Mianowicie raz pisze, że Ram Dass nie znał angielskiego i mówił jedynie w hindi. A mimo to w kilku scenach rozmawia z dziećmi "Wielkiej Rodziny" i z ich ojcem i jakoś oni go rozumieją, choć wątpię, aby znali hindi. Podobnie jak melduje stojącą pod drzwiami pannę Minchin i mówi, czego ona chce. Ciekawe, jak to zrozumiał, skoro nie zna angielskiego? I czemu Sara tak dobre z nim toczy dialogi, skoro jak sama mówi, ledwie zna hindi? Potem się okazuje, że nagle chyba doskonale ten język, skoro aż dialogi toczy z Ram Dassem. Albo ja czegoś nie doczytałem, albo to błąd autorki.

"GWIEZDNE WONY" podbiły moje serce i nie podoba mi się bardzo to, że Lucas sprzedał prawa do kręcenia nowych filmów z tej serii Disneyowi, przez co powstał teraz chłam "PRZEBUDZENIE MOCY". Ja nie uznaję jej za dalszy ciąg serii. Trzymam się książek napisanych przez fanów i które sam Lucas zaakceptował :) Anakin z głosem Tomasz Bednarka jest świetny. Podobnie jak Obi-Wan z głosem Jarosława Domina. Obaj się sprawdzają. Mam też słabość do Aleksandry Rojewskiej jako Padme i Moniki Pikuły jako księżniczki Lei :) Nawiasem mówiąc aż trudno uwierzyć, że Tomasz Bednarek to Mort z "MADAGASKARU" xD

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Bardzo chętnie przeczytam :)
Jeśli chodzi wątek "Dziewczynki z zapałkami" to myślę, że chciano pokazać niedolę Sary.
To prawda, że autorka coś pomieszała z Ram Dassem, też byłam
skonsternowana, kiedy czytałam.
Teraz czytałam opowiadania, w którym Luke cofa się w czasie i poznaje swego ojca, oczywiście Anakin nie wie, że to jego syn. Z męskich głosów jeszcze lubię Miłogosta Reczka, Roberta Tonderę oraz Marka Hamilla jako Jokera.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Wobec tego zapraszam do czytania i komentowania, o ile oczywiście to nie jest kłopot, bo chciałbym czytać Twoje recenzje na bieżąco :)

Rozumiem. No, w sumie to im się udało, bo naprawdę, gdy widzę Sarę jako dziewczynkę z zapałkami, to naprawdę aż mi się płakać chce. Choć nie jestem pewien, czy aby Sara by się zniżyła do tego poziomu, aby sprzedawać zapałki. Jakoś nie jestem pewien. Jak Ty uważasz? A co do przyjaźni z Peterem, to powiedz mi, co sądzisz o tym, co mówię? Bo mi to się wydaje dość takie nie pasujące do Sary z książki.

A więc jednak nic nie pomyliłem. Ram Dass rzeczywiście raz zna angielski, raz go nie zna, podobnie jest z tym, że Sara ledwie mówi w hindi, a innym razem biegle się tym językiem posługuje. Dość dziwne. Ale cóż... Pisarzom zdarzały się błędy w książkach.

Rozumiem. Tego opowiadania nie znam. Musi być ciekawe. Mam małą kolekcję książek z serii "STAR WARS" i bardzo mi się one podobają, choć zebrać wszystkie jest chyba niemożliwe, za dużo ich jest :) Tak czy siak muszę powiedzieć, że z postaci wymyślonych przez pisarzy podoba mi się najbardziej Mara Jade.

Polski dubbing ma wiele ciekawych głosów. Miłogost Reczek jest świetny w dubbingu. Ja osobiście mam kilku ulubieńców, w tym Włodzimierza Bednarskiego i Grzegorza Pawlaka, no i oczywiście Jarosława Boberka. Nawiasem mówiąc ciekawi mnie, kto decyduje, że jakiś film ma zostać zdubbingowany. Ciekawi mnie, jakby brzmiał dubbing do np. "MAŁEJ KSIĘŻNICZKI" z 1995.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Sprzedawanie zapałek? Przyjaźń z Peterem? Cóż, pewnie zrobiłaby to co zwykle. Głowa do góry, jestem księżniczką, księżniczka musi znosić swój los, musi dbać o poddanych itd.
Mara Jade jest super! Dla mnie Luke i Mara mieli Bena, a Han i Leia Jainę, Jasona i Anakina. Tak sobie myślę, dlaczego w "Przebudzeniu mocy" syn Lei i Hana ma na imię Ben? Jakby był synem Luka to rozumiem, ale myślę Leia mogłaby nazwać swojego syna na przykład Bail albo jeszcze inaczej. Przecież Obi Wan( Ben) nie był dla niej nikim ważnym ( w sensie emocjonalnym) tak jak dla jej brata. Nie rozumiem.
Nie miałam czasu poczytać twojego bloga, obiecuję, że nadrobię w najbliższym czasie.
Wyobraziłam sobie pannę Minchin z głosem Stanisławy Celińskiej;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Hmm... Mówisz, że podeszłaby do tego wszystkiego tak, jak zawsze? No cóż, pewnie masz rację. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie, aby miała się przyjaźnić z Peterem. Jakoś w anime chyba też ulepszyli jej postać, bo z Peterem zawsze tak miło rozmawiała i traktowała go jak przyjaciela, a w książce nie wyobrażam sobie jej w takiej sytuacji. Prawdę mówiąc coraz mnie lubię Sarę z książki, a coraz więcej tę z filmu :)

A więc mamy na temat "GWIEZDNYCH WOJEN" takie samo zdanie, co mnie cieszy. Mara Jade to moja ulubiona postać wymyślona przez autorów książek. Nawiasem mówiąc podzielam Twoje zdanie w sprawie potomków Luke'a oraz Hana i Lei. Tak, właśnie książki pokazują nam prawdziwą wersję wydarzeń, bo sam Lucas je zaakceptował. Z kolei film "PRZEBUDZENIE MOCY" stworzyli inni twórcy, więc wszystko pokręcili. Tak, to prawda. Leia nawet nie znała Obi-Wana "Bena" Kenobiego. Skąd więc nagle jej syn ma imię na jego cześć? To już pasuje do Luke'a, który poznał Obi-Wana osobiście. Dla mnie też Luke'a i Mara mieli syna Bena, a Han i Leia dzieci: Jacena, Jainę i Anakina. Tej wersji będę wierny :)

Nic nie szkodzi, ja się nie gniewam. Poczytaj, kiedy będziesz mogła i jeśli nie jest to kłopot, zostaw pod każdym rozdziałem komentarz. Może Twoje uwagi pomogą mi coś poprawić :)

Stanisławę Celińską słyszałem niedawno w słuchowisku "TAJEMNICZY OGRÓD" jako panią Medlock. Doskonale się sprawdziła w tej roli, podobnie jak młoda Danuta Stenka w roli Marty. A jak już mówimy o aktorach, to oglądam sobie "HEIDI" z 1937 roku i kogo w nim widzę? Aktorów z "MAŁEJ KSIĘŻNICZKI" z 1939 r. Sarę jako Heidi, Huberta Minchina jako zabawnego kamerdynera, pannę Minchin jako podłą (bo tutaj w te wersji podła) pannę Rottenmeier i Lavinę jako dobrą i sympatyczną Klarę. Nieźle, co? :) Widziałaś ten film? Niedawno też obejrzałem "MAŁEGO LORDA" z 1980 roku bodajże, gdzie stary Obi-Wan Kenobi gra dziadka Cedrika :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Widziałam film z 1980, wspaniały;) Śliczna mama Cedryka, chociaż ja wyobrażałam ją sobie z ciemniejszymi włosami.
Czytałam ostatnio fanfic, w który miał miejsce po "Nowej Nadziei", ale przed 'Imperium kontratakuje". Imperator chciał zniszczyć resztki Anakina Skywalkera w Vaderze, więc zabrał go do ruin świątyni Sithów, rytuał "wyciągnął" Anakina z Vadera ( oczywiście Vader miał go zabić) Anakin wyglądał jak powinien, gdyby nie Mustafar. Był oczywiście po czterdziestce, uciekł jednak w Tie'a ( nie wiem jak odmienić), rozbił się nim i znalazł go Luke. W tym fanficu Luke widział holocrony z ojcem, więc go rozpoznał. Potem leczono Anakina. Wszyscy się ucieszyli, że zmarły bohater powrócił. Luke był w wizji Anakina, jak on i Vader walczyli, więc pomyślał, że uczeń Imperator go więził. Potem Anakin się ocknął, chwilę porozmawiał z synem i zorientował się, że on nie ma pojęcia kim jest.( Vaderem) Niestety fanfic się urwał. Spróbujmy wymyślić ciąg dalszy.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Mnie ten film "MAŁY LORD" naprawdę bardzo zachwycił, choć przyznam się szczerze, że tego pucybuta wyobrażałem sobie jako chłopca najwyżej 13-letniego, a nie jako młodzieniaszka w wieku około 20 lat. Mam pytanie - czy ja coś źle przeczytałem, czy po prostu dali zbyt dorosłego aktora do tej roli? :)

O! To jest bardzo ciekawy fanfic, naprawdę. Robi się ciekawie. Bardzo mi się podoba. A więc pytanie tylko, czy mamy wymyślić tak, aby zgadzał się on z gwiezdną sagą? Czyli dopasować go do wydarzeń ukazanych w "IMPERIUM KONTRATAKUJE" oraz w "POWRÓT JEDI", czy też wersja niezależna od tych filmów? Bo jeśli od nich zależna, to ja myślę, że Anakin postanawia wyszkolić Luke'a na rycerza Jedi, bo Obi-Wan zginął zanim zdążył go porządnie wyszkolić. Luke przechodzi pod jego okiem szkolenie, którego efekty widzimy na planecie Hoth, jak przyciąga do siebie miecz świetlny (Obi-Wan go tego nie nauczył). No i jeszcze pamiętajmy, że bijąc się na miecze z Vaderem Luke dobrze znał szermierkę. Skąd? Yoda jakoś go tego nie uczył. Mógł go więc nauczyć Anakin. Jednak Vader tropi Anakina i odkrywa, co on robi. Jako, że ma już w sobie tylko zło, chce on zadbać o to, aby Anakin i Luke zginęli. Mogłoby dojść do walki, podczas której wyszłoby na jaw, że Luke to syn Anakina/Vadera. Podczas walki Anakin poświęciłby się za Luke'a, a jego duch po opuszczeniu ciała ponownie połączyłby się z Vaderem, który już wie, że ma syna i postanawia go ścigać po całej galaktyce, ale nie, żeby go zabić, lecz po to, aby uczynić go Sithem i swoim uczniem, z którym zabiłbym Imperatora. Próbuje ukryć swoje plany przed Palpatinem, który jednak się o wszystkim dowiaduje i sam po cichu chce dopaść Luke'a i zabić go. W tym celu wzywa on swą tajną uczennicę, Marę Jade, Mroczną Jedi i agentkę do zadań specjalnych, nie bez powodu nazywaną Ręką Imperatora. Palpatine ma dwie opcje - zabić Luke lub samemu go przeciągnąć na Ciemną Stronę i kazać mu zabić Vadera, którego miejsce Luke by zajął. I tak się zaczyna akcja "IMPERIUM KONTRATAKUJE". Znaczy tak ja to widzę. A co Ty o tym sądzisz? To oczywiście tylko zarys. Można dopracować szczegóły :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Przepraszam, że tak późno:(
Nie pamiętam jak to było z pucybutem, ja wyobrażałam go sobie jako 15-latka.
Dobry pomysł:) Trzeba jeszcze dodać scenę jak Anakin opowiada Lukowi o Padme i rozpoznaje Leie jako swoją córkę ( można by dodać to jak w książce, że Anakin sprzeczał się z żoną o płeć dziecka, on obstawiał córkę, a Padme syna) W jednym fanficu o "Imperium kontraatakuje" był nawet tekst, że Vader myśli o żonie i mówi: Miała rację, to syn. A jeśli jest fanfic ,że Vader znajduje małą Leie, to myśli: Miałem rację, to córka.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Ja też przepraszam, że tak późno. Nie miałem wcześniej możliwości. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś, moja droga :)
A więc oboje wyobrażaliśmy sobie tego pucybuta tak samo. Moim zdaniem więc trochę za dorosłego aktorka wybrali do filmu.
Czyli mój pomysł Ci się podoba? :) To by przy okazji też wyjaśniło lukę, jaka jest pomiędzy "NOWĄ NADZIEJĄ" a "IMPERIUM KONTRATAKUJE". Niedawno przeczytałem książkę pod tytułem "DZIEDZIC JEDI", która dzieje się między częścią IV a V i właśnie ta książka jest pamiętnikami Luke'a i pokazuje jego pierwsze zauroczenie miłosne oraz misję, podczas której dowiedział się co nieco o Anakinie, swoim ojcem i zaczął powoli rozwijać w sobie pewne zdolności korzystania z Mocy, głównie podnoszenie przedmiotów siłą woli. Tak, o tej drobnej sprzeczce między Anakinem i Padme o płeć dziecko koniecznie warto wspomnieć. To ciekawy aspekt :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Nie zapominam o interesujących osobach ;)
Ostatnio widziałam niemiecki film "Mała dama" opiera się na "Małym Lordzie", ale tam zamiast Cedryka jest Emily:) Zamiast dziadka babcia, mama została. I jeszcze zamiast tego przyjaciela ze sklepu jest przyjaciółka. Nawet niezły, choć nie arcydzieło.
Zerknij na forum "Przebudzenia mocy" na filmwebie na temat "Kogo córką jest Rey?" str. 5 na końcu, tam napisałam o swojej 'teorii":)
Może na chwilę wrócimy do Sary? W końcu to jej forum :)
Jak myślisz, jaka byłaby Sara jakby nie była półsierotą i miała matką?
Jaką matką byłaby Sara? Załóżmy, że ma dwóch synów i dwie córki.
Za kogo wyszłaby Sara? Za księcia, radżę lub pucybuta?
Jaką byłaby żoną?
Najpierw książkowa Sara, a potem filmowa, co ty na to?

ocenił(a) film na 9
Christine888

Literówka, pierwsze pytanie.
(...) miała matkę?

ocenił(a) film na 10
Christine888

Dziękuję. Miło mi to słyszeć, naprawdę bardzo mi miło to słyszeć. Ty też jesteś naprawdę bardzo interesującą osobą i przyjemnie mi się z Tobą pisze :)
A coś słyszałem o tym filmie "MAŁA DAMA". A więc rozumiem. Tak to wyglądało. W sumie nawet chętnie bym obejrzał, choć prawdę mówiąc wolę oryginał niż takie przeróbki. A ta ekranizacja, o której mówię, jest po prostu super i uważam ją za arcydzieło filmowe, a do tego film w sam raz na święta :)
O! To mi się bardzo podoba. A więc zacznijmy od Sary z książki :) Sara mając matkę i ojca myślę, że mogłaby być podobna do tej, jaką znamy z powieści, ale bardziej rozpieszczona. Miałaby wszak wszystko - bogactwo, pozycję społeczną, kochających rodziców spełniających jej kaprysy... Możliwe, że byłaby dobra, ale w dużej mierze dumna jak paw i dość zarozumiała. Miałaby mniej wyrozumiałości do takich osób jak Lotte, bo by ich nie rozumiała. Nie byłaby raczej opiekuńcza i troskliwa, choć może by i była, ale nie miałaby tyle cierpliwości. Przywykła do dostawania wszystkiego, czego chce zachowywałaby się jak królowa. Jako matka? Sara wyszłaby jedynie za kogoś ze swego świata. Stawiam na człowieka zamożnego i Anglika. Nie za radżę - w końcu to są Hindusi, rasa gorsza pod każdym względem. Nie należy takim okazywać pogardy, bo to nie wypada, ale czułaby, że to są ludzie "nie z jej otoczenia". Jaką by była matką? Zapewne nie byłaby zła, ale raczej okazywałaby uczucia w tzw. granicy rozsądku, bez większych emocji, bo to nie wypada. Byłaby osobą raczej sztywną i ukrywającą swe uczucia pod maską elegancji i królewskiego wychowania. Byłaby snobką, choć nie w najgorszym tego słowa znaczeniu. Od synów by oczekiwała, że będą tacy, jak jej ojciec - wojskowi i zajmujący się handlem, ale szczególną troskę poświęciłaby córkom, od których oczekiwałaby bardzo wiele. Jako żona kochałaby męża, ale raczej nie była zbyt wylewna w okazywaniu uczuć. Tak ja to widzę.
No, a Sara z filmu? Tu sprawa wygląda zupełnie inaczej. Tej Sary uczono tolerancji do innych ludzi, a ojciec ją kochał, ale widać, że nie było to jakieś rozpieszczanie. Znaczy spełniał jej życzenia, ale uczył ją wielu mądrych rzeczy, choć nie zapomniał przy tym, że to dziecko. Matka Sary byłaby taka sama i Sara miałaby w ich otoczeniu wiele miłości, empatii i wsparcia. Okazywałaby więc jeszcze więcej wrażliwości i dobroci wobec innych. Byłaby wręcz aniołem, choć pewnie starcie z brutalnym światem by mogło ją załamać, ale... Idąc wzorem odważnego ojca i kochającej matki nie poddawałaby się. Dla nich. Bo oni by tego chcieli. Gdyby miała wyjść za mąż, to zdecydowanie wybrałaby męża nie po pochodzeniu, ale po charakterze i żeby przypominał jej ojca. Jako matka byłaby... Taka sama, jak jej mama: kochająca, dobra, pełna empatii i wrażliwości. Chciałaby, żeby jej dzieci były szczęśliwe, to by było dla niej najważniejsze. Synów wychowałaby na podobnych do swego ojca ludzi, a córki na osoby podobne do swojej matki. Jaką by była żoną? Kochającą całym sercem, bo znalazłaby swego księcia i codziennie by mu okazywała swoje uczucia choćby w najdrobniejszy sposób, ale zawsze.
Tak ja to widzę. A Ty?

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Ciekawa charakterystyka. Dość przeciwległe postawy, nie uważasz? Nie sądzę, że Sara z książki byłaby aż taką snobką, ale to moje prywatne zdanie. Ciekawe, że autorka pozbawiła Sara matki, Cedryka ojca, Colina matki, Mary oboje rodziców. Dość ciekawe, czyż nie?
Zerknąłeś na forum "Przebudzenia mocy"? Jak widzisz moją "teorię"?
Poza tym, myślę, że trochę faworyzujesz Sarę z filmu;)

ocenił(a) film na 10
Christine888

Owszem, to dość ciekawe, nie powiem. Autorka tych książek chyba lubiła opisać życie sierot lub pół sierot. W sumie zauważ, że coś podobnego dzieje się w bajkach Disneya. Praktycznie co drugi główny bohater bądź główna bohaterka ma tylko jednego rodzica lub wcale ich nie ma. Pełne rodziny w bajkach Disneya to wyjątek. Zauważyłaś to? Bo to prawda, fakt.
Nie, tego forum nie mogłem znaleźć. A może dasz mi na niego linka?
Jeśli chodzi o mnie, to masz rację. Faworyzuję Sarę z filmu, bo ją uwielbiam. Jest o wiele lepsza i sympatyczniejsza niż ta z książki. Zaś określenie "małą księżniczka" oznacza tutaj to, co mówi jej niania o "księżniczkach" oraz to, że Sara tak dzielnie i z godnością umiała znosić cierpienie, jakiego doznała. Nie będę ukrywać, zawiodła mnie Sara z książki - naprawdę zawiodła. Spodziewałem się z jej strony empatii, wrażliwości i dobroci, a co dostałem? Snobizm połączony z przekonaniem o swojej wielkości oraz robienie dobrych rzeczy i znoszenie przeciwności losu TYLKO I WYŁĄCZNIE DLATEGO, że tak wypada osobie z jej sfery. Uważam to dość za sztuczne.

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Wiem, że w Disneyu tak jest. Jest to spowodowane tym, że Walt Disney kupił swoim rodzicom dom po sukcesie Królewny Śnieżki, niestety był problem z piecem. W wybuchu gazu zginęła Flora- matka DIsneya. On całe życie obwiniał się za ten wypadek. Nie wiem, dlaczego Frances( autorka) robiła ze swoich bohaterów sieroty lub półsieroty. Ciekawe.
Tu masz teorię:
Ostatnio oglądałam Rebeliantów i zastanawiałam się, co jeśli Rey jest córką Ezry i córki Luka? Bo ja nie wierzę, żeby Luke swoje dziecko ( czyli "prawdopodobnie" Rey) zostawił na obcej planecie bez nikogo. On znał ból braku rodziców. Ukryłby się z córką i tyle. Czemu miał ją porzucać? Przecież on całe życie marzył o ojcu i miałby swoją córkę skazywać na taki ból? Załóżmy, że Luke miał córkę, ale inną i ona młodo wyszła za mąż, miała np. 18 lat. Urodziła dziewczynkę, Kylo był wtedy nastolatkiem. Odcinam się od kwestii ojca, ja widziałabym Ezrę, ale to moja fantazja. Kiedy Kylo się zbuntował, rodzice Rey uciekli z nią i ukryli. Mieli po nią wrócić, ale Kylo dopadł ich i zabił, a Luke i Leia nie wiedzieli, gdzie jest dziewczynka i czy przeżyła. To ma więcej sensu. Ciekawa teoria? Ale pewnie, że Rey będzie córką Luka i on będzie jej tłumaczył, dlaczego ją zostawił.
Co o tym myślisz?

ocenił(a) film na 10
Christine888

A teraz to mnie naprawdę zaskoczyłaś. Nie wiedziałem o tym wszystkim. Więc to dlatego w bajkach Disneya bohaterowie często są sierotami lub półsierotami? A potem jego następcy w swoich bajkach z wytwórni Disneya to kontynuowali tę tradycję. Rozumiem. A więc tak to właśnie było. Już wszystko jest jasne. Dziękuję, bo nigdzie nie słyszałem takiej historii. Przykra sytuacja... Biedny Walt Disney. Naprawdę nie dziwię się, że on tak bardzo to przeżywał.
Jeśli chodzi o mnie, to ta teoria jest ciekawa, ale... Prawdę mówiąc mało mnie obchodzi to, co zrobią dalej z "PRZEBUDZENIEM MOCY". Zniszczyli nim całą historię gwiezdnej sagi, którą znałem z książek i którą sam Lucas zaakceptował. Dla mnie Luke Skywalker miał syna z Marą Jade i nazywał się on Ben Skywalker.
No, a co do naszej małej księżniczki, to mam pytanie. Ja Ci podałem swoją teorię na Twoje pytania. A jaka jest Twoja?

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Dziękuję, że przyjąłeś zaproszenie:)
Szkoda Walta :(
Dla mnie była inwazja Vongów, a nie żaden Nowy Porządek.

Sara z książki

Jeśli chodzi o matkę Sary, wyobrażałam ją sobie trochę na wzór matki Mary. Dlaczego? Bo kiedy przeczytałam w książce, że Sara nie tęskniła za matką, byłam wstrząśnięta. Jak można było nie tęsknić za nią? Tylko jedna znana mi bohaterka z książek oprócz Sary nie tęskniła za matką - Mary Lennox. Cóż, wyobrażałam sobie matkę Sary jako damę, dobrą panią domu, ale jednak daleką ( w sensie emocjonalnym) od córki. Według mnie Sara miałaby lepszy kontakt z ojcem, a matkę szanowałaby, ale nie kochała. Dlatego myślę, że jej charakter byłby zbliżony do tego z książki, poza tym, że Sara nie wiedziałaby, co to znaczy nie mieć matki.

Starałaby się być dobrą matką, ale nie potrafiłaby zrozumieć czasem swoich dzieci. Opowiadałaby im swoje zmyślone historie itd. Niestety nie potrafiąc odnaleźć się w roli matki, Sara wysłałaby córki na pensje, a chłopców do Eton.

Sara nie miała przez całe dzieciństwo kontaktu z chłopcami w jej wieku, więc nie miałaby swobody takiej jak Mary lub Pollyanna. Zachowywałaby się sztywno, ale z wdziękiem i straciłoby dla jej oczu i manier głowę wielu mężczyzn. W końcu wybrałaby kogoś ze śmietanki towarzystwa i wyszłaby za niego, bo nie wypada zostać starą panną. Byłby przystojny, dobry, ale nie rozumiejący swej inteligentnej żony( nie byłby głupi, ale nie chciałby z Sarą konwersować o tematach "niewskazanych dla kobiet". Podobna sytuacja była w rzeczywistości. Wiesz, że Johann Wolfgang Goethe miał siostrę Kornelię, która była tak zdolna jak on. Niestety będąc kobietą nie mogła studiować i zasmakować choć odrobiny życia swego utalentowanego brata. Jej mąż nie chciał z nią rozmawiać na interesujące ją tematy, bo uważał, że odwodzi to kobietę od jej obowiązków. Biedna Kornelia. Krótko żyła. Jest na pewno szczęśliwa, tam gdzie "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują."

Taki mam pogląd na książkową Sarę, jutro napiszę o filmowej.

ocenił(a) film na 10
Christine888

Nie ma sprawy. Ostatecznie bardzo miła i inteligentna z Ciebie osoba i przyjemnie mi się z Tobą rozmawia. Nie mógłbym nie przyjąć Twojego zaproszenia :)

Mnie też szkoda Walta Disneya. W sumie jedno mnie ciekawi. Chodzi o to, że niektóre bajki Disneya, a zwłaszcza te stare, to widzisz... One są naprawdę bardzo groźne i mogą nieźle przestraszyć dzieci. Najlepszym przykładem tego faktu jest chyba bajka "KRÓLEWNA ŚNIEŻKA I SIEDMIU KRASNOLUDKÓW". Zwłaszcza scena, jak Śnieżka ucieka przez las i wyobraźnia płata jej figle.

Widzę, że w sprawie gwiezdnej sagi mamy takie samo zdanie, co mnie cieszy. Poza tym moją ulubienicą z książek jest Mara Jade :) Po prostu ją uwielbiam :)

Słyszałem o siostrze Goethego, choć nie powiem, naprawdę bardzo mnie zaszokowało to wszystko. Nie sądziłem, że miała ona aż tak smutne życie. Naprawdę bardzo mi smutno, gdy o tym czytam. Ja bym bardzo chciał mieć taką żonę. Dzisiaj jednak taką Kornelię trudno znaleźć, choć z jedną już obecnie piszę :)

Ciekawa teoria na temat Sary z książki. Bardzo ciekawa i zgadzam się z nią. To ciekawa teoria wiele wyjaśniająca, naprawdę bardzo wiele. W sumie ciekawi mnie właśnie postać matki Sary. Praktycznie nic o niej nie wiadomo. Twoja teoria doskonale tutaj pasuje. A co do samej Sary, to uważam, że była ona bardzo nieszczęśliwa, choć tak naprawdę sama tego nie wiedziała.

Chętnie poznam Twój pogląd na Sarę z filmu. Muszę powiedzieć, że uwielbiam ją o wiele bardziej niż tę z książki :)

ocenił(a) film na 9
kronikarz56

Dziękuję za miłe słowa:) Ja Kornelią? Trochę przesadziłeś.
Wracając do tematu.

Sara z filmu

Kapitan Crew opowiadał Sarze na statku o swojej zmarłej żonie. Mówił, że kochał blask jej oczu, kiedy uśmiechała, kochał dźwięk jej głosu, kiedy śpiewała mu hinduskie pieśni i dodał, że kochał ją najbardziej, kiedy z nią tańczył. Na podstawie tych słów stwierdzam, że pani Crew była uśmiechniętą, ciekawą i pełną wdzięku osobą. Na pewno zajmowałaby się Sara z największą troską. Jeśli jej mąż musiałby jechać na front, ona zajęłaby się córką i Sara nie musiałaby wyjeżdżać z Indii. Żona kapitana byłaby wspaniałą matką, zajmowałaby się Sarą i dbałaby o nią.

S

ocenił(a) film na 9
Christine888

Przepraszam, że urwany. Niechcący kliknęłam wyślij.

Kontynuuję.

Sara z filmu byłaby dobrą żoną i matką. Kochałaby swoje córki i synów. Swoim dzieciom mówiłaby podobne rzeczy, jakie mówił jej ojciec ( o księżniczkach itd.). Jej dzieci miałaby szczęśliwe dzieciństwo i dobry start w tamtych trudnych czasach.

Sara w filmie może też nie spędzała czasu z chłopcami, ale miałaby większą swobodę w ich towarzystwie niż książkowy pierwowzór. Męża Sara wybrałaby kierując się sercem, a nie głową. Wybrałby tego, którego kocha. Nie ważna jest pozycja lub majątek ukochanego. Nie ważna też rasa ( jakby na przykład wyszła za tego indyjskiego chłopca, który był na początku filmu). Kochaliby się i żyli spokojnie, o ile nie dosięgłyby ich jakieś nieszczęścia ( na przykład nieuleczalna choroba).

ocenił(a) film na 10
Christine888

Wiesz, nie wydaje mi się, abym przesadził, ale oczywiście mówię tylko i wyłącznie na podstawie moich własnych spostrzeżeń i myślę, że raczej się nie mylę. Ale to oczywiście tylko moje zdanie w tej sprawie :)

No i takiej właśnie odpowiedzi się spodziewałem. Nic dodać, nic ująć. Muszę powiedzieć, że na temat Sary z książki mamy nieco inne zdanie, ale na temat filmowej takie samo. Jakoś naprawdę zawiodłem się na tej Sarze z książki. Nie pamiętałem, jaka ona była, bo dawno tej powieści nie czytałem i gdy to zrobiłem, to naprawdę doznałem lekkiego szoku, bo tak diametralnie różni się od tej Sary z filmu, którą po prostu pokochałem, bo to niesamowicie urocza osoba. Więc podtrzymuję swoje wcześniejsze zdanie - ten film ulepszył powieść.