Pędzi sobie swobodny jeździec nocą po odludziu na motorze. Wiatr mu włosy rozwiewa, idea wolności absolutnej w sercu mu się żarzy. Pomaga facetowi zmienić koło. W podzięce dostaje wykład o złych hipisach i gwóźdź w oponę. Facet ginie w tragicznie nakręconym wypadku samochodowym, a nasz bohater trafia do domu trzech ekscentrycznych niewiast. Dalej wygląda to trochę jak eurotrashowe sexploitation bez seksu. Czyli jest nudnawo, ale raczej ładnie. Fabuła robi się miałka i jej wymowa staje się coraz bardziej enigmatyczna. Końcówka jest doprawdy zaskakująca i funduje widzom świetną scenę z udziałem naszych „królowych zła”. Pojawia się też nieco łopatologiczne i zarazem nie do końca przejrzyste wyjaśnienie treści, która jest absurdalna, ale jej myśl ma serce w dobrym miejscu.
Dla sympatyzujących z eurotrashem, arthousem i hippisploitation.