PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=95745}

Król Artur

King Arthur
2004
6,8 91 tys. ocen
6,8 10 1 90873
5,4 29 krytyków
Król Artur
powrót do forum filmu Król Artur

Rewelacyjny film

użytkownik usunięty

Z chęcią dałbym 10 gwiazdek, ale czuję, że niestety nie mogę (ze względu na szacunek do innych pozycji).

Nie ukrywam, że to temat, w którym zależy mi na dyskusji jak w żadnym innym.

Mimo, że tak jak większości ludzi nie odpowiada mi część filmów czy nawet niektóre gatunki, to staram się zrozumieć tych, którzy je cenią. Prawda jest taka, że w niektórych z nich (tak jak w książkach, muzyce i masie innych rzeczy) dostrzegamy swoje problemy, utożsamiamy się z bohaterami itd. i po prostu muszą (lub mogą) one się stać naszymi "ulubionymi".

Do czego zmierzam: Zastanawiają mnie ci, którzy skupiają się przede wszystkim na wadach tej (i nie tylko) produkcji. Czy naprawdę w tak wartościowych filmach nie potraficie dostrzec czegoś więcej niż tylko słabsze od "znakomitego" aktorstwo? Może to jest wasza "osłona" przed przedstawioną w filmie historią, której tak naprawdę nie potraficie zaakceptować? Śmieszą was rozmowy o rzeczach ważnych (wolność, miłość, równość), uważacie je za sztuczne. Z tym, że mi takie rozmowy wydają się naturalne i nieprzesadzone... Więc kim ja tak naprawdę jestem? Nienormalny jestem?

Piszecie, że film niszczy wspaniałą legendę. Z całym szacunkiem dla tego "elementu" dziedzictwa, ale... - może nie skończę, tylko napiszę, że dla mnie tworzy wspaniałą legendę. Ponadto zawiera pewnego rodzaju kodeks życiowy, uczy wartości (i to jest najważniejsze - ten film prezentuje esencję tych zasad).

I w końcu pytanie bardziej do fanów filmu: Czy uważacie, że elementy wręcz nierealne (trafienie zdrajcy będącego na drzewie z kuszy czy walka na lodzie) i uzbrojenie przeniesione w części ze średniowiecza były głęboko przemyślane i zamierzone? Moim zdaniem tak. Nierealne wydarzenia są tu po prostu pewnymi symbolami (np. jaki los spotka zdrajcę), a średniowieczne zbroje przypominają o zasadach, jakimi kierowano się głównie w średniowieczu, a które zostały tu przedstawione.

ocenił(a) film na 4

Odpowiadając na Twoje pytanie o to czy osoby krytykujące ten film nie dostrzegają lub nawet bronią się przed wartościami ukazanymi w tym filmie mogę spróbować odpowiedzieć w jeden sposób. To, że film opowiada o pięknych cechach i wartościach takich jak waleczność, bohaterstwo czy przyjaźń, nie zwalnia nas z oczekiwania, że dostaniemy dobry film z punktu widzenia aktorstwa, fabuły i scenariusza czy szeroko pojętych walorów wizualnych.

Osobiście "Króla Artura" przyjąłem z wielkim rozczarowaniem. Liczyłem na film opowiedziany poprawnie z punktu widzenia naszej historycznej wiedzy o czasach w których żył prawdziwy Artur i zarazem ograniczony w "materii legendarnej", a tymczasem dostałem kolejny, kostiumowy film akcji, który i IMO raził po oczach swoją ahistorycznością. Tym samym największą bolączką filmu stała się jego przeciętność. Nie opowiadał nam legendy o Arturze, ani nie opowiadał nam prawdziwej historii Artura. Stał się przeciętnym widowiskiem pozbawionym tego czegoś.

Zauważ pewną rzecz, gdyby zmienić imiona głównych bohaterów nawet nie domyśliłbyś się, że oglądasz film o legendarnym Królu Arturze (na bardzo podobną przypadłość cierpi najnowszy "Robin Hood" Ridley'a Scotta), a to znak, że z filmem jednak coś jest nie tak.

Do listy grzechów filmu można dodatkowo zaliczyć dosyć średnie aktorstwo. Clive Owen jako Artur wydaje się pozbawiony charyzmy godnej przyszłego króla brytów. Keira Knightley jak zawsze prześliczna ale jaj występ obył się bez fajerwerków. Najlepiej z całej obsady wypada Stellan Skarsgård chociaż zagrał umiarkowanie jak na swoje możliwości.

Na plus można filmowi zaliczyć naprawdę dobrze zrealizowane zdjęcia i efekty specjalne.

PS
Osobiście uważam, legendę Artura najlepiej przedstawia "Excalibur" w reżyserii Johna Boormana z roku 1981. Serdecznie polecam każdemu fanowi legendy arturiańskiej.

użytkownik usunięty
marek_sauron15

Dzięki za wyczerpującą wypowiedź. ;)

Odnoszę wrażenie, że mimo wszystkich większych i mniejszych wad, to właśnie "nadmierna patetyczność" jest głównym grzechem filmu według osób, które uważają go za średni. Kolejnym przykładem takiego filmu jest choćby "W samo południe" czy nawet doceniany "Braveheart" - z tym, że go akurat "ratuje" śmierć głównego bohatera (film oczywiście na faktach - duża zgodność z historią ). Nieszczęśliwe zakończenie takiego filmu jest po prostu nie wiedzieć czemu lepiej przyjmowane.

Nie należę do miłośników legendy o królu Arturze. Równie dobrze (jak dla mnie) imię mogło by brzmieć inaczej. Niestety, może to być problemem właśnie dla ludzi, którzy lubią legendę, a film w pewien sposób ją wykorzystuje i prezentuje (lepiej lub gorzej) - możliwe, że gdyby twórcy odpuścili sobie takie przedstawianie sprawy, to produkcja zostałaby przyjęta cieplej. A tak twórcy są uważani za tych niekoniecznie "dobrych", tych którzy legendę "zniszczyli".

Lubię historię i się nią interesuje (szczególnie wojskowością). Mam świadomość błędów, ale mimo to nie przeszkadzają mi w odbiorze (filmu nie traktuję "dosłownie", bardziej jako jedną wielką metaforę). Tym bardziej, że nie jest on zaliczany do historycznych. Nie jest to drugi "Gettysburg" i być nie musi. (Tam wymagałem maksymalnej zgodności z prawdą, faktami.)

Co do Clive'a Owena, to zarzucanie mu braku charyzmy można porównać z zarzutami o nadmierną patetyczność filmu. Owen jest charyzmatyczny na swój sposób - Artur to człowiek, po którym nie widać wielu rzeczy, wielu cech, które jednak posiada. Owen nie gra typowego "macho". Mimo tego, potrafi pociągnąć za sobą ludzi, którzy wydawać by się mogło niewiele w nim dostrzegali. Wystarczy jednak spojrzeć na rozmowę któregokolwiek z rycerzy z Arturem, na ich zachowanie w jego obecności (szczególnie).
Według mnie Owen zagrał naprawdę dobrze - tylko, że zagrał kogoś, kto się po prostu widzom niezbyt podoba. Artura ludzie tak naprawdę nie lubią, uważają go za kogoś słabego - zbyt słabego by mógł być najsilniejszym (silniejszym także od nich - bo wtedy - Kim oni są? Kim są w takim razie widzowie?).

Uważam, że elementy takie jak aktorstwo, reżyseria (itd.) mogą tylko odebrać (bardzo rzadko dodać) filmowi urok. Natomiast jeżeli w samym filmie nie ma niczego wartościowego (dla mnie wartościowy = przede wszystkim inspirujący, "zachęcający" do działania a nie postawy biernej), to nawet wspaniałe aktorstwo, reżyseria, zdjęcia, muzyka mogą być jedynie otoczką czegoś pustego.

ocenił(a) film na 4

"Braveheart" ratuje nie tylko śmierć głównego bohatera (dyskusyjna jest kwestia czy to zakończenie jest zakończeniem nieszczęśliwym. Główny bohater ginie za swoje przekonania ale jego śmierć nie idzie na marne i staje się inspiracją dla ciągle walczących szkotów). Film Gibsona był powrotem do konwencji olbrzymich dramatów historycznych, ludzie zwyczajnie chcieli takich filmów, bo od dawna nie mieli okazji czegoś takiego oglądać. Co ważne "Braveheart" od początku do końca jest dramatem, nie staje się nazbyt efekciarski, motywacja bohaterów też wydaje mi się bardziej wiarygodna niż w "Królu Arturze". Dobre aktorstwo, świetne zdjęcia i efekty (bez komputerów!) dopełniają dzieła i sprawiają, że "Braveheart" jest filmem lubianym, pamiętanym i nagradzanym.

Odnośnie patosu. Jest to narzędzie filmowe, które trzeba bardzo umiejętnie stosować. Z patosem można bardzo łatwo przesadzić i popaść w śmieszność. Trzeba również pamiętać, że widownia reaguje bardzo chimerycznie na takie zabiegi , na tą samą patetyczną scenę w filmie ludzie albo zareagują gęsią skórką albo złośliwym uśmiechem. Sam należę do osób które uważają, że lepiej dla filmu jest gdy pominie się jedną lub dwie przemowy głównego bohatera niż gdyby cały film miał się zamienić w ciąg powiewających sztandarów i dumnych oblicz dzielnych wojowników. (Wiem upraszczam).
Ważna sprawa, nie uważam, że to patos jest główną bolączką "Króla Artura", w tym filmie mi nie przeszkadzał.

---> "Uważam, że elementy takie jak aktorstwo, reżyseria (itd.) mogą tylko odebrać (bardzo rzadko dodać) filmowi urok. Natomiast jeżeli w samym filmie nie ma niczego wartościowego (dla mnie wartościowy = przede wszystkim inspirujący, "zachęcający" do działania a nie postawy biernej), to nawet wspaniałe aktorstwo, reżyseria, zdjęcia, muzyka mogą być jedynie otoczką czegoś pustego."
I tutaj nie mogę się zgodzić z żadnym Twoim stwierdzeniem, przykro mi. Osobiście uważam, że nadrzędna cechą dobrego filmu jest opowiedzenie zajmującej historii i nic ponad to. Podam tutaj przykład serialu pt. "Dexter". Serial jest niesłychanie wciągający i ciekawy, a historia jest w nim opowiadana z punku widzenia seryjnego mordercy i psychopaty. Nie chciałbym, żeby ten film był "'zachęcający' do działania". ;)
Pamiętajmy o jeszcze jednym film mówiący nawet o najwspanialszych ludzkich cechach i cnotach będzie bardzo słabym filmem bez odpowiedniego aktorstwa, reżyserii, zdjęć i muzyki, wszystkiego wedle potrzeb.

Pozdrawiam i przepraszam za elaborat.

użytkownik usunięty
marek_sauron15

Co do motywacji bohaterów w królu Arturze:
Rycerze walczyli przez 15 lat ramię w ramię, widzieli jak giną ich przyjaciele i sami zabijali wrogów. Mieli różny stosunek do tego, co robią, ale gdzieś tam w głębi serca każdy z nich czuł, że odbieranie życia drugiemu człowiekowi niczym chwalebnym nie jest. Ich życie było puste. Marzyli o wolności (także od walki), jednocześnie będąc na zawsze związanymi ze swoją przeszłością. Ratunkiem dla ich umysłu i duszy była właśnie bitwa, na której mogli zginąć lub przeżyć (w obydwu sytuacjach w jakiś sposób odkupują swoje winy, mają poczucie, że jednak są coś warci). Jeśli by nie wzięli w niej udziału, to być może do końca życia każdy z nich miałby poczucie winy, bezsensu, smutku - przede wszystkim wtedy, jeśli zginąłby sam Artur walczący bez nich.
Jeśli chodzi o Artura, to z nim jest podobnie. Z tym, że on jako jedyny wierzył w sens swojej służby - wybrał ją dobrowolnie. Gdy wali mu się świat o jaki walczył i o którym marzył, postanawia jednak nie rezygnować z wartości, którymi się kierował. I to jest właśnie dla niego "chwila prawdy", moment w którym może zaprzepaścić wszystkie swoje dotychczasowe starania (i życie) lub po prostu wygrać moralnie.

--->"Osobiście uważam, że nadrzędna cechą dobrego filmu jest opowiedzenie zajmującej historii i nic ponad to."
I tu się nie zgadzamy, stąd to całe zamieszanie. ;)

ocenił(a) film na 4

--->"Osobiście uważam, że nadrzędna cechą dobrego filmu jest opowiedzenie zajmującej historii i nic ponad to."
Tutaj sam trochę uprościłem. Zapomniałem powiedzieć o realizacji filmu. Dobra historia + sprawna realizacja = dobry film.

--->"I tu się nie zgadzamy, stąd to całe zamieszanie."
Podobno o gustach się nie dyskutuje ale ja wolę mówić, że gustów się nie ocenia, bo to nasze różnice w upodobaniach generują fajne debaty. :D
W temacie filmu nie mam nic ciekawego do dodania, w takim razie życzę w przyszłości wielu filmów, które będą spełniać Twoje warunki dobrego filmu.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty

Dzięki za interesującą dyskusję.

Ja jeszcze powrócę do pytania (kieruję je do zainteresowanych), które zadałem w pierwszym poście:
"Czy uważacie, że elementy wręcz nierealne (trafienie zdrajcy będącego na drzewie z kuszy czy walka na lodzie) i uzbrojenie przeniesione w części ze średniowiecza były głęboko przemyślane i zamierzone? Moim zdaniem tak. Nierealne wydarzenia są tu po prostu pewnymi symbolami (np. jaki los spotka zdrajcę), a średniowieczne zbroje przypominają o zasadach, jakimi kierowano się głównie w średniowieczu, a które zostały tu przedstawione."



[SPOILER]

Myśl, która mi się kiedyś nasunęła:

Co sądzicie o tym, jakoby z siódemki zginąć mieli ci rycerze, na których po zakończeniu służby nikt tak naprawdę nie czekał, których nic już tak naprawdę na ziemi nie trzymało, którzy wypełnili swoją misję na ziemi i mogli spokojnie odejść? Co prawda Dagonet pozostawia chłopca, którego uratował, ale poprzez własną śmierć jakby go wzmacnia, przygotowuje do późniejszej walki, jaką z pewnością będzie toczył ten mały chłopiec przez całe swoje życie. Dagonet był chyba najbardziej samotny (tak - samotny!) z siódemki. Nie udało mu się odnaleźć przez te 15 lat bratniej duszy... Duszy, która by go rozumiała, która by zdołała objąć jego wielkie serce. Z kolei Tristan ma sokoła. Błąd, przepraszam: Oczywiście nie można nikogo mieć. Przed walką wypuszcza go po raz ostatni. Są wolni. Obaj. Już wtedy. Tak jak wolnym stał się Dagonet, gdy zdecydował się na rozbicie lodu, tak wolnym staje się Tristan stając do bitwy. Tristan - nie tyle samotny człowiek, co po prostu samotnik z natury. Widać to po nim. W sposobie walki pokazuje swój stosunek do życia i śmierci, do drugiego człowieka, do siebie. One też wygrywa. Wygrywa także Lancelot. Rycerz, który wydawało by się - w nic nie wierzył. A jednak. Wierzył. Miłość i wolność. Miłość była jednak ważniejsza. Miłość go zniewoliła i wyzwoliła jednocześnie. Miłość do Ginewry. Ta ostatnia magiczna szarża na koniu przez tłum walczących...
Gawain, Galahad, Bors i Artur muszę jeszcze czekać. Muszą żyć - bo muszą walczyć. Ich misja jeszcze się nie kończy. Mają dla kogo żyć. Powinni żyć. Koniec ich życia oznaczałby koniec świata i życia dla wielu bliskich im osób. Tak jak wcześniej wspomniana trójka poświęciła to, co miał najcenniejsze również dla nich, tak teraz oni muszą poświęcić siebie. Gawain ma kobietę, która go kocha. Ma przyjaciela - Galahada. Galahad - młody człowiek, który nie zaznał jeszcze smaku życia, którego marzenia przewyższają marzenia wszystkich innych. Bors ma kobietę, gromadkę dzieci, zresztą całkiem dużą gromadkę ;) No i Artur, który wraz z Ginewrą jednoczy Piktów i Brytów. Musiał żyć choćby dla tej chwili. Mimo, że to dowódca, napisałem o nim na końcu. Nie poświęciłem mu więcej uwagi niż pozostałym. Rycerze Okrągłego Stołu byli równi, byli braćmi.

No i na koniec paradoks: Ludzie, którzy potrafili oddać za siebie życie, którzy byli jak bracia... byli samotni we własnym świecie, marzeniach, wyczekiwanych obrazach z przyszłości !!! A to wszystko pomimo tego, że ich samotność, marzenia, obrazy z przyszłości były tak naprawdę takie same, łączyły ich... Każdy z nich pozostawał jednak samotny. Wierny ideałom, wartościom, własnemu kodeksowi. Siedmiu rycerzy połączonych samotnością w walce o lepszy świat...

[/SPOLIER]

użytkownik usunięty

[SPOILER]

Zapomniałem napisać o jednej bardzo ważnej rzeczy.
Mianowicie, chodzi o sytuację, kiedy to Vanora śpiewa piosenkę "We will go home" (miała ona miejsce przed wyruszeniem na "ostatnią" misję - rycerze mieli zabrać Alecta i jego rodziców zza muru, gdzie zagrożenie stanowili Sasi.). Zwróćcie uwagę na zachowanie poszczególnych rycerzy:
1. Dagonet, Tristan, Lancelot - czyli ci, którzy ostatecznie zginą.
2. Galahad, Bors, Artur, Gawain - czyli ci, którzy przeżyją.

Porównajcie sobie ich zachowanie podczas słuchania piosenki. Już wiecie, o co mi chodzi.
Pierwsza trójka wydaje się nie wierzyć w to, że powróci do swych domów, do domów których nie mają, a które mogliby stworzyć. Być może nie tyle w to nie wierzą, co po prostu przeczuwają swoją śmierć. Wiedzą, że z końcem służby zakończyć się może coś, bez czego nie będą potrafili żyć. Lancelot i Tristan po prostu opuszczają głowy, nie chcą, aby inni widzieli wyraz ich twarzy, być może nie chcą pokazać swoich łez. Obaj zginą w tej samej bitwie... Spójrzcie teraz na Dagoneta. On niczego nie ukrywa. Jego twarz jest tak przejmująca, że ciężko tego nie zapamiętać. On zginie najszybciej. Wie o tym. Wie, że nie doczeka zakończenia służby...
Z kolei Bors i Galahad nucą tekst piosenki. Gawain robi to w myślach. Gawain jest spokojny. Widać to. Wie, że musi żyć. Galahad podąża za swoimi marzeniami, zamyka oczy, widzi swoją przyszłość. Miecz nie ma prawa go dosięgnąć. Teraz Bors - to on nakłonił Vanorę do śpiewu. To on wraz ze swoją wybranką wlał nadzieję w serca pozostałych. To on, jak się później okaże, da nadzieję Arturowi, gdy ten będzie stał samotnie na wzgórzu. Arturowi, który stanie się inspiracją dla swoich towarzyszy, który wskazał im drogę do wolności, który odważył się zaryzykować życie własne i swoich żołnierzy dla wyższej sprawy, który ostatecznie weźmie na siebie odpowiedzialność za śmierć trójki swoich przyjaciół. Będzie musiał się z tym zmagać do końca swoich dni. To on musi podjąć decyzję. Decyzję, która wydaje się tym trudniejsza, gdy widzi Vanorę i zasłuchanych w jej śpiew rycerzy.

[/SPOILER]

użytkownik usunięty

Zapraszam do dyskusji.

ocenił(a) film na 10

Cóż Artorius Castus napisał wszystko a ja dodam tylko ...

Gdy obejrzałem wersję reżyserską byłem zachwycony tym filmem (ludzie nie oglądajcie tych skróconych wersji z Polsatów i innych stacji) bo przeinaczają i spłaszczają całą historię która została opowiedziana w tym genialnym filmie.

Z ręką na sercu daję mu 10/10 !!! i nie wstydzę się tego a ci co dają mu 1/10 są żałośni.

Jeszcze raz powtórzę ten film jest genialny w całokształcie:
1. cudowna muza mistrza Zimmera;
2. perfekcyjnie dobrana obsada pod każdą rolę;
3. genialny klimat;
4. genialny montaż;
5. fantastyczna gra aktorska.

Jak dla mnie najlepszą sceną w Królu Arturze jest moment kiedy Venora (kobieta Borsa) śpiewa o powrocie do domu rodzinnego. Ta scena jest tak wspaniała i wzruszająca że nie zapomnę jej do końca życia ... REWELACJA !!!.

Jak łatwo jest oceniać siedząc przed monitorem a jak ciężko dostrzec ciężką wielomiesięczną pracę nad tworzeniem filmu.

Dziwię się tym żałosnym ludkom niedostrzegającym w tym filmie niczego i dającym mu zaniżone noty od 1-5/10 - ci ludzie są żałośnie upośledzeni i żal mi ich.

ocenił(a) film na 7
tomucho77

Podpisuję się :)
Muzyka oczywiście mistrzowska - ocena być może zbyt subiektywna, ale cóż mogę poradzić, kiedy Zimmer to jeden z dwóch moich ulubionych kompozytorów muzyki filmowej.
Co do obsady również się zgadzam, jednak Keirę Knightley ciężko mi się oglądało. Jest to na pewno wynik mojego "przejedzenia się" nią (wcześniej była to moja ulubiona aktorka i obejrzałam z nią tyle filmów ile mi się udało). Muszę jednak przyznać, że grała doskonale (zresztą jest przecież całkiem dobrą aktorką).
Na klimat składają się między innymi montaż i gra aktorska - i tu również się nie zawiodłam.
Ogólnie powiem, że film jest rewelacyjny. Daję mu 9/10 - dlatego, że 10/10 jest czystą perfekcją i nieczęsto ją daję - i mam zamiar obejrzeć jeszcze raz kiedy nadarzy się okazja.

użytkownik usunięty

Jak dla mnie to też bardzo fajny film, a wersja reżyserska na DVD jest jeszcze lepsza :)

"Dokładam się", bo dla mnie to świetny, przygodowy film, a przy tym doskonała muzyka i gra aktorska.